Niedziela młodych

Bohaterowie dzisiejszych koncertów mieli około dwudziestki lub mniej – to bardzo odświeżające posłuchać czasem muzyków, którzy dopiero się zapowiadają, ale ciekawie.

Na początek 18-letni Piotr Alexewicz z Wrocławia – zimą wspominał tu o nim Gatsby, po wygranym przez młodego pianistę 48. Ogólnopolskiego Konkursu Chopinowskiego, która to edycja miała miejsce tym razem w Gdańsku. Dał pełny, ale jednoczęściowy recital o ambitnym programie. Variations serieuses Mendelssohna to utwór grywany chyba nie tak często, jak na to zasługuje; bardzo go lubię od dzieciństwa, kiedy to wychowałam się na cudownym nagraniu Horowitza. Ta interpretacja przemawia każdą nutą, więc niestety mało co potrafi potem zadowolić – ale Alexewicz zagrał to naprawdę porządnie i solidnie. Mały tylko akcent chopinowski w recitalu, za to piękny i subtelny – Nokturn Fis-dur. To były dopiero przystawki i potem nastąpiło danie główne: Sonata h-moll Liszta. Co do początku, pianista chyba odrobił lekcję Richtera: poczekać, aż wszyscy zaczną się zastanawiać, co się właściwie dzieje, i dopiero zacząć – co jest bardzo skuteczne. Później było dobrze, nawet bardzo dobrze, zwłaszcza jeśli chodzi o technikę. Trudno wymagać, żeby było to od razu wykonanie genialne i porywające, jak Zimermana czy choćby wrzucane tu przeze mnie ostatnio – nieżyjącego już niestety Mariana Migdała, które mają w sobie pewien pierwiastek diabelskości. U Alexewicza diabelskości nie było, ale był kawał naprawdę porządnej muzyki, a przecież to dopiero początki jego drogi artystycznej. Natomiast bardzo ciekawy był bis, którego nikt na sali nie znał.

Wieczorem dwa półrecitale. Pierwszy z nich wypełniła 19-letnia (skończy 20 w grudniu) pianistka z Kanady o ukraińskich korzeniach – Anastasia Rizikov. Notę na Wiki ma bogatą, ale chyba dawno nie uzupełnianą, bo w zeszłym roku doszła jeszcze III nagroda na prestiżowym Konkursie Marii Canals w Barcelonie, plus nagrody specjalne za najlepsze wykonanie utworów Albeniza i Mompou. Na główny repertuar swego warszawskiego półrecitalu wybrała jednak Chopina. I ogromnie mnie zaciekawiła. To artystka bardzo kreatywna, ma masę pomysłów, niektóre są dyskusyjne, ale przykuwają uwagę. Mazurki op. 30 były posuwiste i energetyczne, czasem zaskakiwały tempami i szczegółami. Interpretacje zupełnie nieortodoksyjne, całkowicie własne, takie, co to człowiek się zastanawia, co będzie za chwilę. To samo zresztą tyczy się Sonaty h-moll. Ciekawe, co by na coś takiego powiedziano na konkursie, zwłaszcza na nietuzinkowe ustawienie temp (np. w części III, której część środkowa była nadspodziewanie szybka, ale za to zostały wydobyte melodie wysokich dźwięków, które zwykle gubią się w figuracjach); Scherzo zapędzone, także momenty w finale, ale całość robi wrażenie. Będę tej dziewczynie kibicować. Na bis muzyka hiszpańska: Intermezzo Manuela Ponce oraz Fandango Enrique Granadosa.

Najmniejsze wrażenie z dzisiejszych występujących zrobił na mnie wiolonczelista Haruma Sato, zwycięzca Międzynarodowego Konkursu im. Witolda Lutosławskiego. Może to dlatego, że siedziałam z tyłu sali, ale dźwięk nie brzmiał pięknie, a w Sonacie Chopina, zwłaszcza w Scherzu, było wiele niedociągnięć intonacyjnych. Jeszcze przed nami na tym festiwalu dwa wykonania tej sonaty, więc sobie porównamy. Najładniejszy był bis – Abendlied Schumanna.