Pierwszy polski Chopin HIP

…ale pod czeską batutą – Václava Luksa. To {oh!} Orkiestrze Historycznej przypadł ten zaszczyt na festiwalu Chopin i Jego Europa.

Nie przypominam sobie w ogóle, żeby któryś z polskich zespołów instrumentów historycznych przymierzał się gdzieś wcześniej do Chopina, a już na pewno nie na Chopiejach. [uzupełnienie: Wrocławska Orkiestra Barokowa, 2010 i 2015 r., więcej informacji w komentarzu poniżej – DS]

Orkiestra wystąpiła w zwiększonym składzie: w smyczkach 6 I skrzypiec, 5 drugich, po 4 altówki i wiolonczele oraz dwa kontrabasy. Instrumenty dęte częściowo polskie, częściowo pożyczone od braci Czechów. Założycielka i szefowa orkiestry Martyna Pastuszka powiedziała mi w przerwie, że zespół ma już tendencję wzrostową – coraz więcej młodych muzyków barokowych kształci się na polskich uczelniach. Mariaż zespołu (na ten koncert) ze znakomitym szefem Collegium 1704 okazał się bardzo udany.

Pierwszą część koncertu wypełniły dzieła pozostające w kręgu klasycyzmu. Józef Elsner napisał operę Leszek Biały na rok przed urodzeniem się swego najgenialniejszego ucznia. Uwertura do tej jednej z wielu jego oper historycznych ma rytm dziarskiego poloneza, ale zawiera też dramatyczny wstęp, dramatyczny jeszcze bardziej pod batutą Luksa. Jak zwykle wydobył on niezwykle plastycznie całą dynamikę utworu. Podobnie w III Symfonii B-dur Karola Lipińskiego z roku urodzenia Chopina, również klasycznej w charakterze, trochę haydnowskiej, a trochę beethovenowskiej (temat powolnej części jest nieco podobny do tematu II części I Symfonii Beethovena). Nie jest to dzieło wybitne, ale miło się go słucha.

Chopina zostawiono zgodnie z chronologią na koniec. Krzysztof Książek zasiadł tym razem do kopii buchholtza, instrumentu, który już zresztą wcześniej poznał. Tym razem „głuchy pantalion” był całkowicie słyszalny i można było ocenić jego wady i zalety. Akustyka Studia im. Witolda Lutosławskiego jest do tego celu z pewnością o wiele odpowiedniejsza niż dużej sali Opery Narodowej. Co więcej, fortepian został ustawiony z samego przodu sceny, a orkiestra nie okalała go, tylko siedziała całkowicie za nim, a ponadto dyrygent bardzo pilnował odpowiedniej dynamiki, by proporcje zostały zachowane. To rozumiem. Tak więc forte nie brzmi ładnie na tym instrumencie, barwa staje się przykra, przebita. Natomiast piana mają barwę delikatną i miękką, jeśli oczywiście ich orkiestra nie zagłusza, a bardzo się starała (zwłaszcza smyczki, precyzyjne i również miękkie – dęte trochę się czasem gubiły). Może nie wszystko mi się w interpretacji Książka podobało, ale ogólnie odebrałam rzecz pozytywnie, a już bardzo ładny był bis – Polonez d-moll (nosi opus 71 nr 1, zatem wydany został po śmierci kompozytora, ale z pewnością to młodzieńczy utwór napisany jeszcze w Warszawie). Jedno tylko trochę mnie razi: Książek będzie jednym z uczestników wrześniowego konkursu, więc nie wiem, czy to w porządku, że dostał takie fory…

Tak czy owak, dzisiejsza rekonstrukcja historyczna w Studiu im. Lutosławskiego miała z pewnością więcej sensu niż ta na Wisłostradzie, która jeszcze na dodatek zatkała na parę dni kawał miasta. A na wieczorny recital Kevina Kennera na Zamku Królewskim już się nie wybrałam – po pierwsze mogę sobie posłuchać tego Paderewskiego na płycie, która właśnie wyszła, po drugie nie chciało mi się iść na ten splugawiony dziś faszystowską imprezą plac. Innym razem.