Orliński rozwija skrzydła

Sorry, to trochę wygląda jak żart z nazwiska, ale nawet gdyby miał inaczej na nazwisko, to do młodego kontratenora bardzo ten zwrot pasuje. Właśnie wystąpił na Zamku Królewskim w ramach Festiwalu Oper Barokowych.

Dziś również rozpoczęła się Wratislavia Cantans koncertowym wykonaniem Króla Rogera pod batutą Jacka Kaspszyka z Mariuszem Kwietniem w roli tytułowej. Może ktoś z wrocławskich Frędzelków napisze, jak było. Ja na Wratislavię to już zupełnie nie mam w tym roku czasu, pierwszy raz nie będę na tym festiwalu od wielu lat, ale chyba tam specjalnie z tego powodu nie płaczą, bo zdaje się, że przestano tam lubić prasę, a może coś nie tak napisze? Ech. Ale sumienie mam czyste – konkurs to konkurs, a w dzisiejszy dzień przerwy miałam inne zajęcia. O jednym z nich później, a na razie o dzisiejszym koncercie – to z kolei niemal jedyny punkt Festiwalu Oper Barokowych, który mogłam zaliczyć (jeszcze postaram się udać na premierę Alciny Haendla, będę musiała w tym celu zwagarować z koncertu laureatów, a od 15.09. jestem już w Katowicach).

Jakub Józef Orliński – dla polskich znajomych to Józek, we Francji funkcjonuje jako Jakub – w ciągu ostatniego roku wypłynął na naprawdę szerokie wody. Właśnie we Francji i w Stanach głównie, ale też jeździ, jego plany są bogate i miło, że znajdzie jeszcze czas na Filharmonię Narodową w grudniu (w Mesjaszu, 21 i 22.12.). Stał się też bożyszczem internetu – zobaczcie, ile ma odsłon np. ten filmik. I te pełne zachwytu komentarze. Trzeba powiedzieć, że chłopak naprawdę się głosowo rozwija i umie też wykorzystać swoje walory zewnętrzne; do śpiewania wychodzi z taką energią, jakby miał za chwilę zabrać się za (ponoć wciąż przezeń uprawiany) break dance. Znajoma wybrzydzała, e tam, Paradowski to miał dopiero głos. Ale Dariusz Paradowski był sopranem, a Orliński ma skalę altową (w górę sięga do e dwukreślnego – to do tych, którym ten termin coś mówi), a w ramach tej skali operuje dźwiękiem mocnym, o pięknej barwie. Nie jest też drewniany, stara się ukazywać emocje. Choć z natury jest wesołym chłopakiem, w momencie, gdy skrzypaczka musiała zmienić zerwaną strunę, zabawiał publiczność zapowiedzią kolejnego utworu oraz nowej płyty, która ma się okazać późniejszą jesienią – w styczniu podpisał wyłączny kontrakt z Erato (która to marka jest obecnie częścią Warnera). Znajdą się na niej m.in. niektóre z utworów, które usłyszeliśmy dziś, i myślę, że na pewno będzie warta słuchania. Okładka ma wyglądać tak – hmmm…

Na płycie występuje ze znanym nam choćby z Actus Humanus zespołem Il Pomo d’Oro, na Zamku zagrał z nim młody zespół Gradus ad Parnassum, prowadzony przez klawesynistę Krzysztofa Garstkę. Zespół zagrał też sam dzieła Vivaldiego i Corellego i wypadł całkiem obiecująco.

Teraz o innym moim dzisiejszym obowiązku – porannym. Zostałam mianowicie wezwana na świadka w sprawie, w której rolę pozywającego grała Warszawska Opera Kameralna, a pozwanego – redakcja „Polityki”. A dokładnie rzecz biorąc, pani Doktor Dyrektor miała pretensję do mnie o kilka zdań z moich marcowych wpisów z zeszłego roku, kiedy to dochodziło już do kulminacyjnego wrzenia i za chwilę miały się odbyć osławione zwolnienia. Nie była w stanie przyczepić się do opisywanych przeze mnie faktów – prawdzie nie da się zaprzeczyć. Wyrwała więc parę moich osądów z kontekstu, dowodząc, że one naruszają jej dobra osobiste. Teraz pozew został oddalony. Sąd nawet nie widział potrzeby przesłuchiwania mnie. Zabawny szczegół: strona pozywająca wystąpiła o wezwanie trzech osób na świadków; żadna z nich się nie stawiła, co więcej, żadna z nich (Jacek Laszczkowski, Andrzej Sułek, Piotr Iwicki) już w WOK nie pracuje. Tak więc jeszcze przed godziną 10., na którą zostałam wezwana, powiadomiono mnie, że sprawa została zakończona, pozew oddalony, a ja mogę sobie iść do domu, a jeśli chcę, to mogę zostać na ogłoszeniu wyroku i jego uzasadnienia. Zostałam i nie żałuję – pan sędzia się rozgadał, ale dzięki temu dowiedziałam się, że sąd zapoznawszy się z moimi wpisami uznał, że wszystko, co napisałam, opierało się na faktach, a do krytycznej oceny (nawet niesłusznej) każdy ma prawo, w końcu mamy wolność słowa. Przytoczył wiele orzeczeń na podobne tematy Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości w Strasburgu. Ponadto stwierdził, że pani Doktor Dyrektor nie miała w ogóle prawa składać w tej sprawie pozwu jako Warszawska Opera Kameralna, ponieważ moja krytyka dotyczyła jej osoby, a nie instytucji. Mogła złożyć pozew cywilny jako ona sama, ale i tak dużo by nie wskórała. Ostatecznie więc WOK, czyli my wszyscy jako podatnicy, zapłaci te kilkanaście tysięcy złotych za koszty procesu. Co tam, nie swoje, to lekko się wydaje. Nie wiem, czy to się aby nie kwalifikuje jako niegospodarność; być może w sądzie leży więcej takich pozwów? Po co to było, zupełnie nie rozumiem.