Krajanie Mertena Friese

Może nie dokładnie – nie wiadomo, z jakiego zakątka Fryzji pochodziła rodzina budowniczych organów, która zaznaczyła się w Gdańsku – ale zapewne z niedaleka, bo z Groningen przybyli wykonawcy przedostatniego koncertu w ramach gdańskiego festiwalu Organy+ w gdańskim Kościele św. Trójcy.

Nie byłam na uroczystej czerwcowej inauguracji tego odbudowywanego przez dekadę instrumentu, o którym wielokrotnie tu wspominałam, a w papierowej „Polityce” nawet opublikowałam artykuł prawie cztery lata temu. Wyraziłam tam nadzieję, że może uda się go odsłonić na 400-lecie zbudowania tych organów. No i udało się. Są już w całości i wyglądają, jakby były tam zawsze, szacowne niczym gdańska szafa. A brzmią pięknie.

Festiwal miał już swoją letnią edycję, teraz jest jesienna – zaczęła się 27 września Wielką mszą h-moll Bacha (oczywiście Goldberg Baroque Ensemble plus Intenationale Chorakademie z Lubeki pod Rolfem Beckiem), a po paru dniach przerwy trwa już od poniedziałku. Założeniem festiwalu, jak sama nazwa wskazuje, jest zasada: organy plus coś – instrument (był już obój), głos lub zespół (były jeszcze dwa: Ensemble Hildebrandt i Scopus Ensemble). Tym razem pojawił się flet prosty (koncert miał podtytuł Na małe i duże piszczałki). Wystąpili, jak już wspomniałam, dwaj artyści związani z Groningen: organista Peter Westerbrink i flecista Jankees Braksma), z repertuarem niderlandzkim i niemieckim.

Westerbrink sam związany jest z zabytkowymi organami Arpa Schnitgera w najsłynniejszym kościele Groningen – Der Aa-Kerk i specjalizuje się w muzyce organowej północy Europy. Gra na odbudowanych organach Mertena Friese sprawiała mu wręcz widoczną przyjemność. Można było w pełni docenić instrument, słuchając najprzeróżniejszych ciekawych rejestrów, od kameralnie brzmiących w tańcach z XVI-wiecznej tabulatury Susanne van Scholdt po bardziej donośne w monumentalnej Fantazji Was kann uns kommen an für Not Johanna Adama Reinckena). Na zakończenie, w Praeludium in G Nicolausa Bruhnsa, solista nie odmówił sobie nawet uciechy zastosowania cymbelsternów, czyli obracających się gwiazdek wydających efekty perkusyjne.

Braksma z kolei jest znakomitym flecistą, który na dodatek grywa również na dawnych organach, wie więc, jak się wpasować. Każdy z muzyków miał numery solowe – on zagrał dwie Fantazje Telemanna na dole bezpośrednio przed publicznością, ale mieli też parę utworów wspólnych: Lachrime pavaen ze zbioru Johanna Schopa (która okazała się wariacją na temat Flow my tears Dowlanda) oraz Sonatę op. 12 nr 3 Telemanna, i wtedy flecista wchodził na górę empory, by mieć kontakt z kolegą.

Bardzo to był przyjemny koncert.