„Życie” po śmierci

Tytuł trochę w duchu Halloween, ale chodzi mi tu o opis znakomitego, przejmującego nowego albumu Igora Levita, świeżego laureata Gilmore Award (co, uważam, w pełni mu się należało).

Wspominałam tu o tym pianiście parę razy, raz przy okazji usłyszenia go na żywo w Bad Kissingen, drugi – po ukazaniu się jego albumu z trzema cyklami wariacyjnymi. I dokładnie dwa lata po opisaniu poprzedniego albumu (acz z opóźnieniem, bo ukazał się jeszcze w 2015 r.) zapoznałam się z kolejnym. I właśnie: nazywa się Life, ale punktem wyjścia do niego była żałoba. Po śmierci serdecznego przyjaciela, utalentowanego artysty wizualnego o literacko-muzycznym nazwisku Hannes Malte Mahler (jego twórczość można obejrzeć na wciąż jeszcze wiszącej w sieci stronie). To była śmierć nagła – zginął w wypadku drogowym jadąc na rowerze. Był dla pianisty jak brat, do którego zawsze mógł zadzwonić i – jak mówi w poetyckim lamencie w książeczce towarzyszącej płytom – pytać go o tysiąc rzeczy, o to, co porabia, opowiedzieć, jakich utworów właśnie się uczy, w której kobiecie się zakochał i rozmawiać o wielu, wielu innych sprawach. A tu cięcie – i koniec. To stało się w lipcu 2016 r., dokładnie w dniu, kiedy go słyszałam na żywo…

Długo, jak twierdzi, nie mógł się pozbierać emocjonalnie po tej śmierci. Wreszcie zebrał się w sobie, by uczcić przyjaciela dwupłytowym albumem. Bardzo szczególnym. Tytuł jest jakby przekornym zaprzeczeniem śmierci, ale dobór utworów, bardzo wyrafinowany, ilustruje właśnie szczególną, pełną refleksji i kontemplacji próbę poradzenia sobie z żałobą.

Jednym z kompozytorów, który ma tu szczególną rolę, jest Ferruccio Busoni i jego Fantazja na temat Bacha otwiera pierwszą z płyt. W odróżnieniu od jego transkrypcji, tu mamy wkład kompozytorski włoskiego twórcy, jest więc to dzieło zawierające parę płaszczyzn, bo i motywy bachowskie są słyszalne. Bach brzmi zaraz po tym – słynna skrzypcowa Ciacona, ale w transkrypcji Brahmsa na lewą rękę – pianista tłumaczy, że jest ona bardziej czysta, skromna. Od głębokich emocji przechodzimy do specyficznych, zamrożonych w Geistervariationen Schumanna, przedziwnym dziele pogrążającego się w obłędzie kompozytora, który znalazł tu moment uspokojenia wśród demonów, ale uspokojenia bliskiego martwocie. Kończący tę płytę niedługi, nastrojowy utwór Frederica Rzewskiego (zaprzyjaźnionego z pianistą, Hannes Malte Mahler również miał okazję go poznać) pt. A Mensch poświęcony jest zmarłemu przyjacielowi kompozytora.

Skoro transkrypcje, to na drugiej płycie pojawia się Liszt, zapełniający niemal cały krążek – niektórych z tych transkrypcji jak dotąd nie słyszałam. A więc niesamowity, jakby zamglony Marsz na wejście Graala z Parsifala, Fantazja, fuga i chorał na temat „Ad nos, ad salutarem undam” Meyerbeera oraz drugi utwór zięcia – Miłosna śmierć Izoldy. Po ukołysaniu Izoldy w wieczny sen Levit sięga jeszcze znów do Busoniego po krótką, piękną i mroczną Berceuse No. 7, a na koniec jeszcze coś zdumiewającego i niespodziewanego: Peace Piece Billa Evansa, utwór, z którego później wyrosły Flamenco Sketches z Kind of Blue (które osobiście zawsze odbierałam jako muzykę łagodnego i dyskretnego pożegnania). Cóż oznacza ten utwór w tym miejscu? Pogodzenie się z losem, przyjęcie do wiadomości, że życie toczy się dalej. Takie Dona nobis pacem.

Tutaj jest trailer albumu.