Jesień, jesień

Melancholia i wspomnienia – na koncercie rozpoczynającym 16. Jazzową Jesień w Bielsku-Białej wystąpili muzycy, który grali kiedyś z patronem festiwalu. Bo dziś festiwal nazywa się już: Jazzowa Jesień im. Tomasza Stańko.

(Nawiasem mówiąc czy nie powinno się aby odmieniać nazwiska? Takie tylko wątpliwości…)

Saksofonista John Surman wziął udział w nagraniu płyty Stańki From the Green Hill. Było to prawie dwie dekady temu. Dziś wystąpił w duecie z pianistą norweskim Vigleikiem Storaasem. Grywa w różnych składach i różną muzykę – dziś była to muzyka właśnie jesienna w nastroju, chwilami lekka, łatwa i przyjemna, z momentami nieco bardziej ambitnymi, które jednak szybko znów wekslowały się na łagodną melancholię. Surman ma piękny, miękki dźwięk zarówno grając na saksofonie sopranowym, jak na klarnecie basowym, był i nastrojowy epizodzik z fletem prostym. Niestety pianista grał dość płasko i zbyt donośnie. Instrument był i tak nagłośniony, więc nie było potrzeby tak walić w klawisze (udowodnił to w drugiej części koncertu Marcin Wasilewski). Jednak duet został przyjęty ciepło, a na bis zagrał krótki utwór poświęcony Tomaszowi.

Jeszcze w większym stopniu nawiązało do Stańki Marcin Wasilewski Trio – jego muzyczne dzieci; lider sam mówi, że Tomasz spełniał dla nich rolę artystycznego ojca. Miał zaledwie 18 lat, gdy zagrali razem po raz pierwszy. Nagrali trzy wspólne płyty (Soul of Things, Suspended Night i Lontano). I właśnie od fragmentu z Suspended Night rozpoczęli; potem grali utwory znane z poprzednich płyt Tria, także tej najnowszej, Live: kompozycje Marcina Wasilewskiego, Message in a Bottle z repertuaru The Police, wreszcie niezwykle energetyczna wersja Actual Proof Hancocka, którą rozgrzali publiczność do białości. A na koniec niespodzianka: na scenie pojawił się znów John Surman i zagrali razem. (Równo 20 lat temu cała czwórka plus Stańko wystąpili na Jazz Jamboree…) Po czym trio zagrało jeszcze jeden bis. Ładny gest: cała trójka założyła czarne koszulki z podobiznami Stańki – pięknym zdjęciem wykonanym przez Andrzeja Tyszkę. Trębacz też lubił nosić koszulki z podobiznami – konkretnie Witkacego…

Właśnie fotografie Tyszki, wieloletniego przyjaciela Stańki, są przedmiotem wystawy, którą można oglądać w górnym foyer „beceku” (Bielskie Centrum Kultury). To zdjęcia Tomasza z różnych lat, w różnych postaciach, na różnych etapach życia. Szczególnie wzruszające są te z córką Anią, zwłaszcza jedno bodaj z 1984 r., kiedy Ania jest jeszcze malutka. Zdjęciom towarzyszy parę komentarzy fotografa, krótki – Ani, a także dwa istotne cytaty z wypowiedzi Tomasza. Jeden: „Dziś nie mogę pozwolić sobie na agresję, niemoralność, grzeszność. Na różne rzeczy, które wcześniej mnie łapały i byłem wobec nich bezradny. Teraz nie mogę być bezradny, to niebezpieczne. Idę po tej cieniutkiej linie i całe życie będę po niej szedł. Nie ma tak, że gdzieś dojdę. Jest tylko ta droga. Ale naokoło jest nieziemsko piękny pejzaż. Tak piękny, że aż dech zapiera. Pozostaje nauczyć się iść po tej linie i być uważnym. Wtedy są same przyjemności i korzyści”.

Drugi: „Moja starość manifestuje się częstszym rozmyślaniem. Myślę o śmierci bez strachu, bez żalu, że to moje życie minie. Mam genetycznie zakodowane przeświadczenie, że śmierć jest w życiu kwestią zupełnie naturalną. Wierzę w ewolucję, ona jest moją religią. Jej mechanizm obserwuję na każdym kroku. Ona towarzyszy muzyce, życiu i wszystkim jego przejawom. Jestem człowiekiem bardzo mistycznym, ale nie religijnym. Dziś rano, myśląc o śmierci, doszedłem do wniosku, że ten brak religijności jest moim wielkim atutem”.

„Mój tata wierzył, że po śmierci rozpadnie się w atomy” – powiedziała Ania zapowiadając występ tria i zacytowała Fernanda Pessoę: „Skoro nawet atomy nie śpią, dlaczego tylko ja mam spać?” .

PS. Odsłonięto też w przerwie popiersie autorstwa Bronisława Krzysztofa – nie ukrywam, że gdy tylko rzecz się ukazała światłu reflektorów, wyrwało mi się, mam nadzieję, że nie za głośno: „Kto to jest?”. Do Stańki podobne jest jeszcze mniej niż stojące obok, a mające przedstawiać Henryka Mikołaja Góreckiego. Cóż, zamiary były szlachetne.