Zupełnie inna Pasja Janowa

William Christie z Les Arts Florissants po raz drugi wystąpili na Actus Humanus (maestro Gdańskiem zachwycony, chce tu jeszcze wrócić). Inauguracyjny koncert festiwalu artyści poświęcili pamięci Pawła Adamowicza.

Pierwsze zetknięcie – intensywne – z tą Pasją Janową Bacha było dość brutalne: żadnych subtelnych, łagodnie płynących chmur, żadnej smutnej refleksji, tylko od razu szybkie tempo, splątane dźwięki o nieoczywistej urodzie, rytmiczne, niemal marszowe akcenty, chór od razu w charakterze turby. No, zmroziło mnie to, przyznam. Ale im dalej, tym więcej rozumiałam z tej absolutnie przemyślanej koncepcji.

Tak to właśnie Christie zaprojektował: jako mocne widowisko, przepojone żywymi emocjami. I choć znakomity Ewangelista, Reinoud Van Mechelen, znany nam już z występów na Misteriach Paschaliach i Poznań Baroque (bywał też w Paradyżu), był z tych rozumiejących i empatycznych, to i jemu zdarzało się podniesienie temperatury. Różne pomysły zaskakiwały, np. zmiana tempa i charakteru wewnątrz chorału, podyktowana sensem tekstu, czy w turbach niezwykłe wyciągnięcie chromatyki. Christie dyrygował od klawesynu, ale też zachowywał się w sposób, który co wrażliwszym muzykom mógłby wydać się bliski mobbingu – podchodził blisko do grupy smyczków, pokazywał palcem poszczególne instrumenty, np. dwa razy w stronę kontrabasisty w momentach mówiących o śmierci, by uzyskać ten sam efekt – szorstkie, o niemal szklistym brzmieniu przeciągnięcie smyczkiem w niskim rejestrze.

Tempa miejscami były bardzo szybkie i nie zawsze udało się utrzymać równość gry (dobrze, że artyści mogli to sobie u nas wypróbować, bo w Wielki Piątek grają to samo w Paryżu…). Ale nie zawsze – liryzmu też nie brakowało. Wszyscy soliści byli dobrzy, zwracała uwagę sopranistka o jasnym głosie, Emmanuelle de Negri, która nie wychodziła do przodu, lecz pozostawała w chórze, za towarzyszącymi jej fletami. Śpiewająca kontraltem Lucile Richardot była w Es ist vollbracht może trochę zbyt patetyczna jak na tę koncepcję, ale miała ładną barwę głosu. Z instrumentalistów zauważało się zwłaszcza bardzo sprawnego lutnistę – to Thomas Dunford, ten sam, który w zeszłym roku wystąpił na Misteriach Paschaliach z mezzosopranistką Leą Desandre.

Całość robiła w sumie wrażenie jako koncepcja artystyczna, choć trzeba było się z nią oswoić, no i nie było idealnie (ciekawe, jaki był odbiór transmisji). Ale z Christiem zawsze jest co najmniej interesująco.