Ciemne Jutrznie po raz pierwszy

Obecna edycja Actus Humanus jest bardzo pasyjna. I inauguracyjny Bach, i responsoria Gesualda, i dwa koncerty z francuskimi Ciemnymi Jutrzniami. Za nami pierwszy z nich, z muzyką Michela-Richarda de Lalande i Marca-Antoine’a Charpentiera.

Gwoli ścisłości, główny nurt przypadł pierwszemu z tych dwóch kompozytorów, parę pomniejszych dzieł Charpentiera oraz kilka chorałów (anonimowych) stanowiły właściwie dodatki, których rolą było również danie wypoczynku solistce. Drugi już raz na tym festiwalu, także w Dworze Artusa, pojawił się Ensemble Correspondances Sébastiena Daucé, tym razem z sopranistką belgijską Sophie Karthäuser.

To wszechstronna artystka. Ponad rok temu podziwialiśmy ją w Operze Narodowej jako Melizandę, a na tegorocznej Opera Rara wystąpiła z recitalem pieśni romantycznych (Fanny Mendelssohn, Clara Schumann) i impresjonistycznych (niestety nie mogłam na nim być, ponoć było świetnie). Znana jest też z ról mozartowskich. A jeszcze kilka lat temu jakoś mnie nie zachwyciła… Jakaż zmiana. Fragmenty Ciemnych Jutrzni (te, które się zachowały) de Lalande’a oraz na zakończenie responsorium Miserere śpiewała głosem mocnym, jasnym, a zarazem żarliwym, bardzo intensywnie pod względem emocjonalnym. Towarzyszyły jej jedynie dwie gamby, klawesyn i pozytyw (na nim grał szef).

Ale trzeba też powiedzieć, że i chór – tym razem wyłącznie żeński – był znakomity. W utworach wokalno-instrumentalnych Charpentiera – Salve Regina, Ave Regina coelorum, a zwłaszcza w zaśpiewanym na bis Stabat Mater, pokazał, że jest świetny zarówno śpiewając razem, jak solo (prawie wszystkie panie miały solówki), a wykonując chorały a cappella zademonstrowały piękne ześpiewanie. Entuzjazm był wielki, stojak obowiązkowy. To był jeden z tych koncertów, z których można wyjść uskrzydlonym.

Także koncert popołudniowy w Ratuszu Głównego Miasta był nader satysfakcjonujący. Agnieszka Gorajska grała na traverso wszystkie fletowe Fantazje Telemanna. Pięknie utwory, świetnie wykonane, ale imponowała przede wszystkim kondycja – zagrać pod rząd to wszystko, bez praktycznie żadnej przerwy, wydawałoby się niemożliwe. Ale udało się. Tym koncertem został na festiwalu zamknięty cykl Fantazji Telemanna – wcześniej były już skrzypcowe i gambowe.