Weinberg wykonywany i nagrywany

Chodziłam na większość przesłuchań I etapu Konkursu Moniuszkowskiego, ale o samym konkursie więcej przy okazji finałów (na razie wyniki I etapu). W tym etapie kandydat musiał zaśpiewać arię operową i polską pieśń. Po raz pierwszy włączono do repertuaru twórczość Mieczysława Weinberga.

Jako że o tym kompozytorze gdzieś od dekady coraz więcej słychać (i jego słychać), a na dodatek w tym roku (choć ponoć niesłusznie) obchodzimy stulecie jego urodzin, to śpiewacy zapewne uznali, że warto włączyć jego muzykę do repertuaru. I słusznie, bo to wielka muzyka, nawet w takich miniaturach – za każdym razem nagle miało się wrażenie znalezienia w innym świecie, słuchania innego głosu. Pieśni były śpiewane w różnych językach, wszystkich tych, w których kompozytor pisał: polskim, rosyjskim i jidysz. Nie wszyscy zresztą tę muzykę zrozumieli do końca, zupełnie inaczej się słuchało np. Mateusza Hoedta, który w pieśni O siwa mgło (słychać było: mło) nie wyczuł nastroju poezji Juliana Tuwima, a całkiem inaczej Nastassii Khrapitskiej z Białorusi, śpiewającej (w tłumaczeniu rosyjskim) wstrząsającą ostatnią z Pieśni op. 13 do słów Icchoka Lejba Pereca, lament sieroty przed zburzonym domem. Przy słowach „mamo, mamo, gdzie jesteś?” ściskało w gardle (śpiewała to także Natalia Rubiś, tutaj jej nagranie całego cyklu; żal, że obie dziewczyny nie przeszły dalej). Dzieła Weinberga wybrało 16 osób, wliczając II etap; wśród nich znalazła się Maria Motolygina, która śpiewała rolę Własty w Pasażerce w Jekaterynburgu (ale do II etapu wybrała arię Marty z tej opery) oraz Zlata Khershberg, wykonawczyni roli Bronki w najnowszym wystawieniu tej opery w Tel Awiwie.

Tu skręcę na to wydarzenie. Nie byłam tam (trochę żałuję, chociaż realizację Pountneya znam), ale interesowały mnie tamtejsze reakcje, więc poprosiłam nieocenionego liska, który tłumaczył mi recenzje na bieżąco. Wiem więc, że niestety w relacji „Gazety Wyborczej” jest przekłamanie: koleżanka wspomniała, że w czołowej gazecie „Haaretz” napisano, że „dzieło jest wstrząsające za sprawą muzyki Weinberga”. Tymczasem krytyk, Hagai Chitron, ponoć na co dzień dość wyważony, napisał bardzo ostro i negatywnie, z grubsza tak: sowiecki melodramat zezujący w stronę Hollywood, artystycznie dużo poniżej oczekiwań, pomysły muzyczne czasem chwytają za serce, ale są i dłużyzny; opera na taki temat musi być bolesna i szokująca, ale nie może nudzić, a przez większość czasu nudzi. Wyraźnie się rozzłościł. Oczywiście były i pozytywne recenzje – co ciekawe, negatywnie reagowali raczej przedstawiciele starszego pokolenia, dla których temat jest żywy. Dużo też było głosów, że jak to, opera o Auschwitz, a nic tam nie ma o Zagładzie i prawie w ogóle nie ma Żydów. (Tu trzeba znać sytuację kompozytora w danym momencie życia w ZSRR, a ponadto wziąć pod uwagę fakt, że jest to oparte na opowieści Polki.) Ale młodsze pokolenia już były lepiej nastawione, np. przedstawiciel jednej ze stron internetowych (informacyjnych) pisze: „Trudno wyobrazić sobie bardziej surrealistyczną scenę: 1500 osób stoi i oklaskuje grupę uśmiechniętych oficerów SS. Obok nich, z błyszczącymi oczyma, uśmiechają się więźniowie Auschwitz w pasiakach. Oni też otrzymują burzliwe oklaski. To niepojęte zdarzenie dzieje się w głównym hebrajskim mieście, dzień przed ceremonią Dnia Pamięci Zagłady obchodzonego w Izraelu. Między oklaskującymi ten niemożliwy obraz jest zapewne niemało ocalałych z Zagłady oraz Żydów, którzy stracili swe rodziny w obozach zagłady w Polsce. Zdumiewające, co może sprawić muzyka. Wszystko to brzmi jak science fiction lub świetny scenariusz do komedii Mela Brooksa, ale tak właśnie wyglądało zakończenie opery Pasażerka, wystawionej po raz pierwszy w Ziemi Świętej”.

Teraz chciałam zwrócić uwagę na dwie nowe płyty weinbergowskie – za obiema stoi wielki orędownik twórczości kompozytora, Gidon Kremer. Wydał już wcześniej dwie płyty z jego muzyką w ECM. Najnowsza ukazała się właśnie w Deutsche Grammophon i jest to – można powiedzieć – debiut Weinberga w tej firmie. A zarazem debiut znakomitej litewskiej dyrygentki, Mirgi Gražinytė-Tyla (pisałam o niej tutaj), która jako pierwsza kobieta tej specjalności podpisała z DG kontrakt. Już drugą kadencję prowadzi ona City of Birmingham Symphony Orchestra, tę samą, którą rozsławił kiedyś Simon Rattle. W tym sezonie Kremer jest rezydentem tej orkiestry i oczywiście musiał wypłynąć temat Weinberga. Dołożył się jeszcze IAM – i mamy dwupłytowy album: na jednej płycie jest kameralna smyczkowa II Symfonia w wykonaniu Kremeraty Baltiki, na drugiej – XXI Symfonia „Kadisz” w wykonaniu CBSO. Trudno o większy kontrast. Solowe partie skrzypcowe gra Kremer, jest też solowa partia sopranu (bez tekstu) w nieco onirycznym finale i śpiewa ją… sama dyrygentka (zaczynała od dyrygowania chórami), jasnym, jakby dziecięcym głosem.

Nie będę się tu wdawać w dłuższe opisy, bo i tak ten wpis jest już bardzo długi, a chcę też koniecznie wspomnieć o drugiej płycie, o której nie jest tak głośno, bo wydała ją mniej może znana firma – Accentus. To 24 Preludia op. 100 Weinberga, przeznaczone w oryginale na wiolonczelę, a przetransponowane na skrzypce i wykonane również przez Kremera. To pierwsze nagranie tego cyklu (dystrybucja CMD). Zadziwiająca to muzyka, na początku wydaje się, że ma w sobie wiele prostoty, ale z czasem pojawia się coraz więcej erudycyjności, jest tam też wiele zaszyfrowanych cytatów. Taka bardzo specjalna opowieść, choć może nie dla wszystkich łatwa. Tutaj trailer, jest jeszcze parę fragmencików na tubie.