Quo vadis, zorzo polarna?

Festiwal w Tromsø znajduje się w tej chwili na zakręcie. Odbywa się w tym roku już po raz 33, ale bardzo się po drodze zmieniał.

Dziś spotkałam się z Roarem Donsem, który jest prezesem zarządu Nordlysfestivalen. To w ogóle ciekawa postać: na co dzień jest biznesmenem – deweloperem (przekształcił dawny rodzinny biznes, którym była zamknięta ćwierć wieku temu fabryka margaryny), ale też muzykuje – gra na gitarze i śpiewa. Na czele zarządu festiwalu stoi już od dwóch dekad.

Kiedy festiwal powstawał, nie działo się tu o tej porze roku nic, było pusto i cicho, a turyści też jeszcze nie jeździli tak tłumnie w poszukiwaniu zorzy polarnej jak dziś. Forma była początkowo skromna: zaledwie parę dni, profil klasyczny. Dziś, w porównaniu z tamtymi czasami, impreza jest wręcz rozbuchana: 11 dni, ponad 50 koncertów. Roar twierdzi, że to już trochę przesada, bo organizacyjnie i finansowo niełatwo to udźwignąć; chciałby też, żeby festiwal bardziej wrócił do korzeni, żeby znów klasyka dominowała. Ale będą się w zarządzie nad tym naradzać – zarządzanie jest tu bardzo demokratyczne. Badają też publiczność, starając się rozpoznać jej potrzeby i upodobania.

Co do publiczności, przychodzą głównie miejscowi (w wieku różnym, ale – jak prawie wszędzie przy takich okazjach – dużo ludzi starszych); turyści rzadziej wpadają, mają inne cele. Ale dobrze byłoby, gdyby też – w oczekiwaniu na zorzę, przejażdżkę psim zaprzęgiem, podziwianie reniferów, spotkanie z kulturą Samów czy wielorybnicze safari – czasem zdecydowali się zajrzeć na koncert. Mnie się wydaje, że festiwal może przyciągać tym, co dla kraju typowe, co można usłyszeć głównie tutaj. A Norwegia ma naprawdę świetną muzykę różnych gatunków, więc jest w czym wybierać.

W tym samym czasie, gdy trwa festiwal, odbywa się tu też – w tym roku po raz 14 – duża międzynarodowa konferencja Arctic Frontiers, na którą zjeżdżają się debatujący z całego świata. W tym roku tematem jest siła wiedzy. Arktyka chce zwracać się w przyszłość, w stronę rozwoju, współpracy i ratunku dla naszej planety. Mowa jest o technologiach, o ekonomii, ale także o kulturze. Jutro także dla uczestników konferencji będzie impreza w ramach festiwalu – pięć krótkich koncertów przedstawiających trendy typowe dla Północy. Będzie ciekawie.

A dziś byłam na dwóch koncertach: pod wieczór – na folkowym (dwa tria folkowe wykonały program przygotowany na zamówienie festiwalu; ten folk był różny, nawet latynoskie rytmy się momentami pojawiały, ale norweskie skrzypeczki tez były, i dobrze), a później – w katedrze na występie znanego hiszpańskiego zespołu Musica Ficta, który większość programu poświęcił przepięknemu Requiem Tomasa Luisa de Victoria.