Syn Bach i ojciec Bach

I za nami kolejne dwa dni Actus Humanus, z wieczornymi występami Arte dei Suonatori.

Podziwiam Arka Golińskiego, że po tylu latach i tylu przeciwnościach nie kapituluje (a parę razy było naprawdę ciężko), wprost przeciwnie, ma kolejne nowe pomysły. Klaudia Baranowska z Dwójki, prowadząc dzisiejszy koncert, wspomniała, że obecnie zespół zajmuje się intensywnie muzyką Carla Philippa Emanuela Bacha i zamierza w przyszłości nagrać jego cykl sześciu Symfonii hamburskich. Prowadzić ma, jak wczoraj i dziś, Marcin Świątkiewicz – mają już wspólne bardzo pozytywne doświadczenia, nagrali przecież świetną płytę z koncertami Johanna Gottfrieda Müthela.

Klawesynista miał teraz istny maraton, bo wczoraj prowadził trzy koncerty CPE Bacha (w tym jeden zagrał solo, a w pozostałych wystąpiła oboistka Magdalena Karolak i czeska flecistka Jana Semerádová), a dziś okazało się, że Stefan Plewniak nie doleciał i trzeba było go zastąpić na koncercie popołudniowym, nastąpiła więc zmiana kolejności i o 18. właśnie Świątkiewicz miał recital, a zaraz potem poprowadził AdS w trzech koncertach tym razem Bacha-ojca, w tym dwa solowe (trzeci obojowy).

Współpracuje im się świetnie, to słychać, i energia obu koncertów była znakomita. Ale i recital był wspaniały, choć tu i ówdzie (także na wieczornym koncercie) czuło się pewne zmęczenie, bo parę razy paluszki się obsunęły. Ale to były drobiazgi. To był dalszy ciąg koncertu sprzed półtora roku: wszystkie sinfonie, czyli inwencje trzygłosowe, oraz druga połowa Kunst der Fuge. I teraz było podobnie jak wtedy: to właśnie ta druga część koncertu bardziej wciągała i wzruszała.

Wczoraj natomiast po południu Maria Pomianowska solo wykonała program polskich ludowych pieśni pasyjnych, który był oczywiście zaległością z wiosny. Śpiewała z towarzyszeniem instrumentów, które stały się jej specjalnością: dwóch rodzajów suk (zbudowanych na podstawie obrazów) i fideli płockiej (ta z kolei na podstawie wykopalisk). Po cyklu płyt z Zespołem Polskim będących wariacjami na temat znanych kompozytorów (Chopin, Lutosławski, Moniuszko, Tekla Bądarzewska) to solowe muzykowanie artystki, bardzo przeżyte, przyniosło pewną świeżość. Oczywiście jej indywidualność też mocno zaistniała, zwłaszcza w improwizacjach (trochę mnie zaskoczyło, skąd do pierwszej z nich w tym kontekście wzięła się znana pieśń szabatowa, ale skoro jej pasowała…). Bardzo uduchowiony był to koncert.

Jutro na dwa dni pojawi się Capella Cracoviensis. No i miejmy nadzieję, że Stefan Plewniak dotrze.