Mesjasz z bębnami

Otrzymałam właśnie nowe, całkowicie polskie nagranie Mesjasza Haendla (podobno pierwsze takie na instrumentach historycznych) i od razu przesłuchałam. Ciekawa propozycja.

Inicjatywa i wykonanie – zespół La Tempesta prowadzony przez Jakuba Burzyńskiego, płyta została wydana przez związane z zespołem Stowarzyszenie Musica Humana, dzięki sponsorom (także prywatnym, w tym ze zrzutki, która jeszcze działa). Tutaj zabawny filmik do wspomagania zrzutki (łatwo się domyślić, kim jest „Giacomo Uragano”).

Na stronie zespołu można zobaczyć, ile osób już się przezeń przewinęło, zarówno wśród osób śpiewających, jak grających. Każdy z nich, w tym sam dyrygent, który jest też kontratenorem, robi w życiu wiele różnych innych rzeczy, ale cóż, takie jest życie muzyka zajmującego się wykonawstwem historycznym. W dzisiejszej dobie dochodzą też problemy wynikające z pandemii – wiem, że wspólnych prób było w sumie niewiele (ale wcześniej były jeszcze koncerty). Jak na te warunki, efekt jest całkiem przyzwoity.

Jakub Burzyński poświęcił to wykonanie Christopherowi Hogwoodowi, autorowi jednej z najbardziej modelowych i wielokrotnie wznawianych interpretacji Mesjasza. Jednak jego interpretacja jest zupełnie inna. Przede wszystkim kameralna: zespół instrumentalny liczy sobie 14 osób i tyleż samo – chór. Co więcej, każdy ze śpiewaków ma do zaśpiewania arię. Nie zawsze daje to zresztą dobry efekt, niektórzy są zdecydowanie mniej doświadczeni; pochwalić można przede wszystkim Julitę Mirosławską (kiedyś związaną z Warszawską Operą Kameralną, dziś z Polską Operą Królewską), Tomasza Warmijaka (z chóru Filharmonii Narodowej, czasem też śpiewał solówki na operowych koncertach FN), Krzysztofa Chalimoniuka (znanego z zespołu proMODERN) i Sebastiana Szumskiego (związanego z Capellą Cracoviensis). W niektórych przypadkach można sobie wyobrażać, że śpiewają po prostu pojedynczy wierni. Zespół instrumentalny za to brzmi absolutnie profesjonalnie.

Dyrygent podaje w słowie wstępnym, że nie jest to rekonstrukcja dublińskiej premiery, a poszczególne wersje danych numerów wybierane były wedle własnego gustu. Jest tu wiele zaskakujących czasem pomysłów, np. w instrumentacji – najbardziej uderzająca jest obecność bębnów na początku I i II części. Trochę to przypomina podobne efekty u Jordiego Savalla; od razu staje w oczach niezapomniany Pedro Estevan ze swoją dekoracyjną siwą brodą. Innym wtrętem perkusyjnym są dzwonki typu janczary w chóralnym All we like sheep. Tempa są w większości wartkie, jest dużo dobrej energii i można całkowicie zgodzić się ze zdaniem dyrygenta, że „muzyczny splendor nie jest uzależniony od wielkości aparatu wykonawczego”. W sumie więc – nie jest to wykonanie idealne, ale ma wiele zalet. Dwie próbki chóralne z koncertu: tutaj i tutaj, i jeszcze solowa tutaj, też całkiem fajna.