Klarnet na Ogrodowej

Pierwszy w tym roku koncert festiwalu WarszeMuzik na podwórku kamienicy zabrzmiał pod adresem Ogrodowa 26a albo 10/26, pięknie odnowionym.

Pogoda na szczęście dopisała i publiczność stawiła się w całkiem przyzwoitej ilości, nie mówiąc o mieszkańcach obserwujących koncert z balkonów. Wystąpili: znakomity, młody, a już utytułowany klarnecista Andrzej Ciepliński w duecie ze współtwórcą festiwalu, pianistą Markiem Brachą.

Na fb festiwalu została zacytowana wypowiedź solisty: „Dla mnie granie w przestrzeni ostańców warszawskiego Getta będzie bardzo osobistym doświadczeniem”. Wyjaśniło się, dlaczego. Przed koncertem wyznał, że losy jego rodziny związane były co prawda nie z tym adresem, ale nieodległym: Waliców 12 (niestety ta kamienica jest w już trwałej chyba ruinie, choć znajduje się w rejestrze zabytków; WarszeMuzik udało się tam jeszcze kilka lat temu wejść, więc szkoda, że klarnecista nie zdążył). Tam mieszkała w dzieciństwie jego babcia Ina Kalenter (mam nadzieję, że nie przekręcam nazwiska), która była pianistką, cudownym dzieckiem; podczas wojny szczęśliwie uciekła z rodziną na Wschód i dotarła aż do Azerbejdżanu. Przed wojną uczyła się w konserwatorium u prof. Józefa Turczyńskiego, więc bardzo możliwe, że znali się z Mieczysławem Wajnbergiem.

Od Wajnberga więc koncert musiał się zacząć. Sonata na klarnet i fortepian z 1945 r., czyli wczesnego moskiewskiego okresu, ma w sobie wiele typowego dla tego okresu melancholijnego, uwodzicielskiego uroku. Utwór jest bardzo męczący do grania, więc klarnecista musiał dostać chwilę pauzy – w tym czasie pianista zagrał młodzieńczego Mazurka Wajnberga z 1933 r. – początek jest tutaj i znów można się zastanawiać, w którą stronę poszedłby kompozytor, gdyby nie było wojny… Z tego samego roku pochodzą Preludia op. 34 Dymitra Szostakowicza (obaj muzycy, późniejsi bliscy przyjaciele, jeszcze wówczas o sobie nie wiedzieli), napisane na fortepian, ale zinstrumentowane na klarnet z fortepianem przez Juliana Paprockiego – jak się okazało, bardzo zgrabnie.

Potem był przebój Lutosławskiego – Preludia taneczne, umieszczone w programie także po to, by przypomnieć, że Lutosławski, Panufnik i Wajnberg studiowali w tym samym czasie (w przyszłą niedzielę na Umschlagplatz zabrzmi m.in. Trio Panufnika, w którego prawykonaniu uczestniczył Wajnberg, a Lutosławski siedział na widowni). Wreszcie na koniec małe zaskoczenie: Recitativo i Allegretto Grzegorza Fitelberga – wyguglałam, że napisał je w 1918 r. dla klarnecisty Siemiona Andriejewicza Bejlezowa. Nie wiedziałam, że był autorem takiego klezmerskiego utworu – on, który tak podkreślał swoje zasymilowanie. Ale ładnie to zabrzmiało w tym właśnie miejscu i kontekście.

W niedzielny wczesny wieczór (też o 18.) na Umschlagplatz zagra Radosław Sobczak; program bardzo interesujący, pianista zrobił staranny research. Ogromnie jestem ciekawa.