Gdy się chce za dużo naraz
Premiera Fidelia w Operze Bałtyckiej w Gdańsku była parokrotnie przekładana, odbył się ostatecznie spektakl w wersji koncertowej, wyłącznie online. W końcu jest – byłam właśnie na premierze drugiej obsady. Czy było na co czekać?
Zeszły rok był szczególny: nie dość, że Rok Beethovenowski, to jeszcze jubileusz 40-lecia porozumień sierpniowych i 30-lecia zjednoczenia Niemiec. Można więc zrozumieć, że do wyreżyserowania jedynej opery Beethovena zaproszono Michaela Sturma, który na dodatek ma do Polski autentyczną słabość. To ten sam reżyser, który Halkę umieścił w świecie robotników przymusowych (w Kaiserslautern), a trzy lata temu wystawił Śpiewaków norymberskich w Teatrze Wielkim w Poznaniu i teraz, kiedy czytam swoją relację, widzę, że chyba przewidział pandemię (w finale II aktu) – zabawne. Tym razem postawił sobie za zadanie uczcić wszystkie trzy rocznice w jednym spektaklu. Ten szlachetny poniekąd zamysł w rok później sprawia wrażenie totalnego absurdu…
Tyczy się to głównie samego finału, gdzie – niech będzie, zaspojluję – możemy zobaczyć i papieża (jako Ministra, tego, co przynosi Florestanowi wyzwolenie), i Jaruzelskiego, i Lecha Wałęsę, i Tadeusza Mazowieckiego, i Okrągły Stół, i upadający mur berliński, a nawet w pewnym momencie… przemawiającego młodego Jarosława K. (chyba też jako symbol wolności, he he). Większość spektaklu rozgrywa się w ogromnym (uczynionym z projekcji) ciemnym klaustrofobicznym wnętrzu przypominającym ogromną beczkę, kontener albo też budowany w stoczni statek (!). Marcelina z Jaquinem zajmują się tam wspólnie w pierwszej scenie paleniem książek. Książki stają się tu motywem obsesyjnym, nawet cela Florestana jest nimi zawalona. Bez przerwy wymieniane są nazwiska autorów dzieł wrzucanych w ogień i strzeliste cytaty. Ale najbardziej denerwujące są dodatki do Beethovena, dzięki którym spektakl trwa (z przerwą) trzy godziny. Długi wstęp z rzeczonymi cytatami i cichutkim chorałem w tle (już nie będę opowiadać, co mamy w tym czasie na wizji), dłuższe pauzy na cytaty w środku. Reżyser przypomniał sobie nadto XIX-wieczną praktykę wstawiania Leonory III przed finałem, co dramaturgicznie nie ma sensu, ale za to ta uwertura została przyzwoicie wykonana przez orkiestrę (zauważyłam, że skład jest w przytłaczającej większości damski – Wiedeńczycy dostaliby apopleksji).
Nie wiem, czy coś w inscenizacji zostało zmienione w stosunku do przygotowanej, lecz ostatecznie nie zaprezentowanej w zeszłym roku wersji. Zmieniła się nieco obsada, co niektórym rolom przyniosło nawet korzyść, choć dzisiejszego Florestana (Vitaliy Kovalchuk) dość słabo było słychać, podobnie jak Pizarra (Leszek Skrla). Ale przede wszystkim rozstał się z teatrem szef muzyczny spektaklu, Jose Florencio. Prowadził więc spektakl młody dyrygent Michał Krężlewski, który sprawia przyzwoite wrażenie. Na dodatek sytuacja jest o tyle trudna, że kanału nie ma, orkiestra jest na pierwszym planie, a scena jest daleko z tyłu i jest to przestrzeń nagłośniona, co głosom robi wyłącznie źle – nie tylko dlatego, że mimo to są zagłuszane, ale też zniekształcone: walory wokalne Magdaleny Molendowskiej (Leonora) można było docenić dopiero, gdy z tej przestrzeni wyszła, a nie każdy mógł.
Fidelia zawsze warto posłuchać, ale na naszych scenach ta opera za bardzo szczęścia nie ma, że przypomnę np. spektakl z Wrocławia. Ciekawe, jak będzie w Operze Narodowej – premiera (w koprodukcji tym razem z Kopenhagą i Enschede) już 24 października. Też przekładana.
Komentarze
Też jestem ciekawa jak będzie w TWON i czy będzie, bilet mam. A przy okazji, gdyby ktoś był ciekawy – wczorajsza „Goplana” z Nieborowa
https://www.youtube.com/watch?v=xmluy59_kvI&t=3271s
Zastanawia mnie też skąd nagle w sieci wzięły się rejestracje całkiem sporej ilości spektakli z Poznania, poprzednio niedostępnych ( na przykład „Hamlet” Thomasa sprzed 9 lat).
Ta Goplana jest nie do obejrzenia… ale i tak bym już teraz nie oglądała – chyba padnę zaraz spać, w końcu u siebie w domciu.
Wypuszczając się w ten pierwszy po długiej przerwie objazd kraju czułam się z początku trochę dziwnie, ale przeszło. Inna sprawa, czy jeszcze będę tak długo udawać, że mam 20 lat. Pamiętam takie podróże z czasów szczeniactwa, zwłaszcza jedną, też zawadzającą o kilka miast, z noclegami w pociągach albo co gorsza na dworcu (np. w Poznaniu, w poczekalni). Dziś nie do wyobrażenia jednak. Nie mówiąc o tym, że wszędzie miałam zapewniony nocleg 😉
Pobutka
https://www.youtube.com/watch?v=SxiVEmkyWl4
O, dzięki za Wajnberga. Niesamowity.
Nie żyje Bernadetta Matuszczak.
No tak, zmarła już z 10 dni temu. Miała 90 lat.
Specyficzna to była kompozytorka. Dość prosty język, a przy tym potrzeba mówienia o sprawach wysokich. Bardzo ją cenił Stefan Sutkowski, wystawiał jej opery w Warszawskiej Operze Kameralnej (Pamiętnik wariata, Prometeusz, Quo vadis, Zbrodnia i kara).
A propos koncertu inauguracyjnego Konkursu Chopinowskiego, o którym mowa w komentarzach pod poprzednim wpisem, to w dzisiejszym Newsweeku, w wywiadzie Jacka Hawryluka z Seong-Jin Cho, jest powiedziane, że to on właśnie wystąpi 2 października w FN. Czy będzie zatem więcej koncertów, czy więcej niż jeden pianista wystąpią na tym jedynym? Zastanawiam się, co też, albo z kim też NIFC może negocjować:-)
Szkoda tylko, że te koncerty to zawsze takie oficjałki, na które nie przychodzi prawdziwa publiczność.
Z kim – nietrudno się domyślić patrząc na skład jury 😉 Mnie też trochę zdziwiło to, co napisał Hawryluk, ale może już się przesądziło…
Jest już program koncertu inauguracyjnego:
Martha Argerich, fortepian * / **
Yulianna Avdeeva, fortepian **
Dang Thai Son, fortepian **
Seong-Jin Cho, fortepian ** /***
Krzysztof Firlus, kontrabas **
Belcea Quartet * / **
Simply Quartet **
Orkiestra Filharmonii Narodowej ***
Andrzej Boreyko, dyrygent
Program:
Robert Schumann: Kwintet fortepianowy Es-dur op. 44 *
Johann Sebastian Bach: Koncert na 4 fortepiany a-moll BWV 1065 **
Ludwig van Beethoven: III Koncert fortepianowy c-moll op. 37 ***
No i jest sensacja 🙂 tylko szkoda, że Martha nie solo…
Faktycznie wygląda to bardzo atrakcyjnie i zaskakująco. Zwłaszcza te cztery klawesyny jako fortepiany:-) Szkoda, że to nie Martha gra Beethovena. Nie wybiorę się jednak. Kupiłam sobie wcześniej bilet na 1.10, na PA do Wrocławia, na rozpoczęcie tamtejszego sezonu symfonicznego. Do Wrocławia, przez remont Warszawy Zachodniej, jeździ się teraz pociągiem naokoło i nie wiadomo, czy punktualnie, musiałabym się bardzo spieszyć, a nie lubię. Lubię się delektować koncertem i spokojnie wracać do domu:-) Mam nadzieję, że będzie transmisja.
Ludzie z NIFC na Facebooku napisali, że koncert „będzie streamingowany w aplikacji Konkursu Chopinowskiego” – można ją pobrać ze strony konkursu.
Bardzo mi się podoba identyfikacja graficzna tegorocznego konkursu. Takiej udanej dawno nie było.
Remont Warszawy Zachodniej nie ma nic do pociągów do Wrocka. Jechałam ostatnio IC (nie TLK!) i trwało to cztery i pół godziny, ponieważ pociąg stawał co chwila: a to w Żyrardowie, a to w Skierniewicach, a to w Piotrkowie, Brzegu czy Oławie… I dlatego on jedzie tyle czasu. Nie rozumiem, dlaczego nie można puścić jeszcze jednego pendolina rano. Jest tylko jedno, koło 17. Totalny nonsens.
Jednak ma, bo część pociągów jedzie teraz (albo będzie jeździć od końca września) przez Warszawę Gdańską. Tylko kilka pociągów, w tym pendolino, będzie z Warszawy Centralnej. Większość z przesiadkami. Dzięki za wieści. Z tego powodu zarezerwowałam sobie nocleg we Wrocławiu dzień przed koncertem, żeby uniknąć ryzyka spóźnienia.
Nie, ja nie o tym. To znaczy nie o programie koncertu inauguracyjnego konkursu. Rozumiem, że target tego koncertu jest nieco inny i najbardziej lubi kabarety i bankiety, zatem, aby targetu nie przyprawić o różne dolegliwości, daje się przed bankietem taką Sztukę Wysoką (ten środek, a utwór pierwszy i trzeci na alibi).
Ale naprawdę nie o tym, bo właśnie trafiłem na coś charakterystycznego dla zasad działania naszych instytucji kultury. Pamiętacie hałaśliwe uruchomienie portalu o trzech kompozytorach? 2013, jeśli dobrze pamiętam. Portal jest spoko, nawet mimo ostatniej modernizacji, utrzymanej w duchu „A jak tam u was, towarzysze, z urządzeniami mobilnymi? Wszystko przerabiamy, towarzyszu, aby dorównać w mobilności krajom burżuazyjnym, a nawet je przewyższyć”. Mimo tego można korzystać.
Na początku jednak portal był w domenie trzejkompozytorzy.pl i to najwyraźniej nie pasowało do koncepcji. Spotkałem się wśród towarzyszy decydentów z takim poglądem, że nazwa domeny jest czymś istotnym wizerunkowo. Zatem przeniesiono wszystko do domeny ninateka.pl – do tego też każdy w branży jest przyzwyczajony, towarzysz dyrektor z działem promocji każe, pan informatyk przenosi. Jednak przez parę lat stara domena nabrała mocy i była jakoś tam pozycjonowana przez gugla, zatem beznamiętny robot rezerwujący domeny bliskie wygaśnięcia usiadł na niej i gdy nie wpłynęła opłata za bieżący rok, zaraz skrzętnie ją kupił. I włala, proszę wpisać ten stary adres ręcznie, albo w guglu frazę „trzej kompozytorzy” i kliknąć. I tak dobrze, że robot nie pracował dla koreańskich producentów powiększaczy różnych narządów, na takie rzeczy też się trafia w najbardziej szacownych miejscach.
A co wystarczyło? Mógł towarzysz spytać wnuka, czy kogokolwiek spoza działu marketingu. Otóż wystarczyło domenę opłacać dalej i mieć, założywszy tam przekierowanie do nowego miejsca. No ale, wiecie, to kosztuje 12 zł + VAT rocznie, więc kiedy w państwowej instytucji kultury poszła w obieg tabelka z wykazem posiadanych domen i poleceniem, aby zaznaczyć nieużywane, jeden dureń zaznaczył, drugi wycofał z księgowości doroczną płatność, trzeci z zadowoleniem przyjął do wiadomości, że zoptymalizowano wykorzystanie środków na tę, wiecie towarzysze, cyfryzację.
Od małego obserwuję pewien, powiedzmy, rozziew pomiędzy zasadami działania świata realnego i świata finansów publicznych, jednak to, co jeszcze 10 lat temu uważałem za ostateczną aberrację i idiotyzm, dawno przeszło do mainstreamu i to nie jest nasze ostatnie słowo.
Dobra, już wychodzę. Przyjemnego słuchania czterech fortepianów naraz. 😛 😎
Drogi WW, wielkie dzięki za tę wypowiedź, bo podejrzewałam, że zawartość portalu została celowo zniszczona, jak większość wartościowych rzeczy w ostatnich sześciu latach. Przyznam, już od dawna przekonałam się, że trzejkompozytorzy.pl nie istnieje.
Mam tylko rozpaczliwe pytanie: GDZIE TO JEST?!! Jeśli rzeczywiście jest.
Dodam, że Penderecki jest teraz pod linkiem https://ninateka.pl/kolekcje/trzej-kompozytorzy/penderecki – idiotycznie to zresztą wygląda z jednym nieszczęsnym zdjęciem nad każdym utworem. Stronę robił po prostu jakiś ostatni kretyn. Widzę też, że z Pendereckiego można też wejść… na pojedyncze kompozycje Góreckiego. Lutosławskiego w ogóle nie ma. Teksty towarzyszące okrojone, naszych playlist nie ma, obraz nędzy i rozpaczy. Istny Janów Podlaski, @#$%^ mać.
Ale tak jest wszędzie. 😛
Właściwy link jest taki
https://ninateka.pl/kolekcje/trzej-kompozytorzy
i trzeba korzystać z Wyszukaja trochę niżej, będą utwory i idiotyczny, wielki obrazek nad każdym. Widzę, że dodali Panufnika i Kilara, co jest chwalebne. Czyli po wybraniu nazwiska w Wyszukaju mamy listę utworów, można też wyszukiwanie zawężać, ale to jeszcze przed remontem tak sobie działało, zalecam przerzucanie ręczne i wyszukiwanie oczne.
Od początku to miało taką skazę projektową, że z biogramu nie można przejść prosto do utworów i jeszcze parę innych, ale to już zarzuty do autora bazy danych wiele lat temu, towarzysze tylko unowocześnili. 🙂
I narobili burdelu. 👿