Pierwsze wizytówki

Nokturn, dwie etiudy (jedna palcowa i druga na dwudźwięki) oraz ballada, scherzo lub fantazja – taki półgodzinny program to w sam raz, żeby się przedstawić.

Dla połowy z 87 przystępujących do konkursu owo przedstawienie się będzie zarazem pożegnaniem. A przystąpiło rekordowo dużo osób: o siedem więcej niż było przewidziane. Program przesłuchań jest więc zapchany do niemożliwości – dziś wysłuchałam 18 osób, jutro będzie tak samo, a przez kolejne trzy dni – po 17. Nic więc dziwnego, że wieczorem już słucha się inaczej niż rano. Podczas przedpołudniowych przesłuchań wydawało mi się, że prof. Katarzyna Popowa-Zydroń miała rację, gdy powiedziała, że poziom eliminacji był tak wysoki, że można byłoby wykroić jeszcze parę konkursów. To może pewna przesada, ale – myślałam – na pewno jury łatwo nie będzie miało. Wieczorem już odbierałam inaczej, oczywiście nie tylko z powodu pewnego zmęczenia, ale też widząc, co pokazują nam młodzi pianiści. Jest na tym konkursie mnóstwo osób niewątpliwie zdolnych, ale jeszcze nieociosanych.

Główny problem to oczywiście to, co kiedyś nazwałam źrebactwem: młodego artystę ponosi temperament, w efekcie zaczyna pędzić i rąbać, że tak się brzydko wyrażę. Wielu dziś grających muzyków zaczynało nawet ładnie, ale po jakimś czasie nie wytrzymywało – i koniec efektu. A już najgorzej cierpiały na tym ballady: g-moll i f-moll mają piekielne końcówki, których jeśli się nie okiełzna, słychać tylko bałagan.

Częścią tej skłonności do pędzenia jest też efekciarstwo i granie etiud na tempo: nagminnie dzieje się tak z Etiudą C-dur op. 10 nr 1, Etiudą cis-moll op. 10 nr 4, Etiudą F-dur op. 10 nr 7 i Etiudą gis-moll op. 25 nr 6 (tercjową). Robi się z tego po prostu koszmar bez cienia muzyki. Co zaś do nokturnów, to najbardziej na tym cierpi oczywiście Nokturn c-moll op. 48 nr 1, który często kończy się regularną rąbanką.

Nie będę oczywiście teraz dokładnie opisywać gry wszystkich 18 pianistów, których dziś wysłuchałam. Powiem tylko w dużym skrócie: objawienia żadnego nie było, za to kilka ciekawych produkcji. Ujęła mnie grająca jako pierwsza Chinka Xuanyi Mao, subtelna i nie wychodząca poza granice dobrego smaku, choć może troszkę szkolna. Ciekawie zapowiada się Arsenii Mun, który ma świetną technikę i jest muzykalny, ale jeszcze nie bardzo umie zapanować nad formą.

Trochę powrotów, w tym polskich. Przede wszystkim Szymon Nehring: bardzo dojrzał. Nokturn Es-dur op. 55 nr 2 był troszkę zagmatwany, ale niezłe były etiudy oraz większość Ballady g-moll; końcówce niestety zabrakło wyrazistości. Poza tym jednak dobrze się słuchało. Mniej satysfakcji sprawił mi występ Piotra Pawlaka, który pięć lat temu był najmłodszy w polskiej ekipie. Trochę mnie znużyła zwłaszcza ballada (również f-moll – często dziś wykonywana). Powróciła też Zuzanna Pietrzak: podobał mi się jej bardzo retoryczny Nokturn E-dur op. 62 nr 2, jednak w pozostałych utworach brzmienia wydały mi się zbyt masywne. Takie „męskie granie”. Z niepolskich powrotów – Osokins, który też się rozwinął przez te lata, nie jest już tak „cienki”, ale wciąż pozostaje manieryczny, i to nie zawsze w dobrym guście. Cóż, taka jego uroda.

A na objawienie czekamy…