Sweelinck i Bachowie

Po dwóch i pół roku przerwy – tak, tak, na grudniowej edycji w 2019 r. mnie nie było – wróciłam na Actus Humanus.

Chłodno w tym roku, co już od dawna się na tym festiwalu nie zdarzyło. W sam raz na koncerty carillonowe (w tym roku dwa) pod gołym niebem… I nawet mimo tradycyjnej herbatki z prądem, którą częstują organizatorzy, wielu wymiękło – albo poszło się przejść, bo też w tym urok takiego koncertu, że można go podziwiać z różnych miejsc. Co więcej, można pobawić się zmianami słyszalności, np. na Mariackiej carillon ratuszowy brzmi, jakby był w Bazylice Mariackiej.

Zaczęłam więc swą bytność na festiwalu koncertem Moniki Kaźmierczak poświęconym muzyce Jana Pieterszoona Sweelincka, którą uwielbiam. Sweelinck był mistrzem-klawiszowcem, więc oddanie jego dzieł na carillonie to wyższa szkoła jazdy. Większość opracowań jest autorstwa Bernarda Winsemiusa, który był jednym z pedagogów naszej carillonistki (występował też w Gdańsku), ale też Henka Veldmana, Heleen van der Weel i Boudewijna Zwarta. Fachowo wykonali tę robotę, a ja osobiście wolę dźwięk carillonu niż organów.

Wieczorne koncerty odbywają się w Dworze Artusa (z wyjątkiem wczorajszego Akamusa – podobno wspaniały – i finałowego Ensemble Correspondance). Dziś pojawiło się Concerto Italiano w składzie sześciu muzyków, licząc oczywiście Rinalda Alessandriniego przy klawesynie. Pozostali to sami smyczkowcy, więc III Suita orkiestrowa D-dur Johanna Sebastiana Bacha zabrzmiała skromnie i ujmująco bez owych świątecznych i hałaśliwych trąbek, obojów i kotłów, które z nią przywykliśmy kojarzyć. Ponoć to wersja oryginalna, choć zachowana kopia nie jest pisana jego ręką, z kolei owe instrumenty miał dodać CPE Bach. Jak było naprawdę, pewnie już nie dojdziemy.

Ponadto w programie znalazły się uwertury (suity) jeszcze dwóch kuzynów Sebastiana, Johanna Bernharda i Johanna Ludwiga, oraz najstarszego syna, Wilhelma Friedemanna – choć to ostatnie nie jest pewne, ale z pewnością nie pasuje do ojca, a przez pewien czas mu ją przypisywano. To zdecydowanie stylistyka o dekady późniejsza. Natomiast uwertury kuzynów były urocze – wiele elementów jakby znajomych, ale też zdecydowanie się różnią, zwłaszcza Johann Bernhard był pod silniejszym francuskim wpływem. A włoski zespół grał je jeszcze tak, że aż chciało się zatańczyć.