Znane i nieznane

Julian Rachlin, częsty gość Festiwali Beethovenowskich, przyjechał tym razem do Warszawy i jako skrzypek, i jako dyrygent, przywożąc też żonę altowiolistkę Sarah McElravy.

Sobotni koncert będzie również transmitowany na stronie filharmonia.pl – warto, bo naprawdę ciekawy program i dobrze wykonany.

Centrum koncertu stanowiła Symfonia koncertująca Mozarta – i zabrzmiał wspaniały dźwięk stradivariusa (altowiolistka również miała stary włoski instrument Lorenza Storioniego). Rachlin grał może trochę jak na mój gust za bardzo „od ucha”, ale McElravy swoją bardziej stonowaną ekspresją tworzyła dobrą przeciwwagę. Na bis niespodzianka: transkrypcja Chaconny Pendereckiego na skrzypce i altówkę, dokonana swego czasu przez kompozytora na prośbę Rachlina.

Te rzeczy znamy, natomiast po raz pierwszy w FN (od pewnego czasu w programie zaznaczane jest, kiedy dany utwór był tu wykonany) zabrzmiały dwie kompozycje. Na początek Symfonia C-dur Maksyma Berezowskiego, „ukraińskiego Mozarta”, starszego o 11 lat, który również niewiele czasu spędził na tym świecie, bo zaledwie 33 lata. Niewiele o nim wiadomo, ale nota na angielskojęzycznej Wiki jest chyba solidna. Symfonia jest trochę haydnowska, jeśli ktoś już ciekaw, może jej posłuchać tutaj (wykonanie lepsze niż u nas).

Ostatni utwór programu został podobno zaproponowany Rachlinowi przez Andrzeja Boreykę. Nie słyszałam wcześniej – i nie ja jedna – o balecie Pory roku Aleksandra Głazunowa, napisanym do libretta Mariusa Petipy i wystawionym w 1900 r. I tym razem, jak się okazuje, wujek Gugiel jest niezawodny: można tej muzyki posłuchać tutaj. Jakościowo świetna, choć zachowawcza: coś w niej jeszcze pobrzmiewa z Czajkowskiego, ale jest też pełny błysk barwnej, XX-wiecznej instrumentacji (Głazunow był uczniem Rimskiego-Korsakowa, później przejął od niego klasę kompozycji w Petersburgu). Mogłaby to być świetna muzyka filmowa. Orkiestra miała widoczną frajdę z wykonywania tego utworu, a i Rachlin też – później długo wywoływał do ukłonów kolejnych muzyków.

Wspominała pauliene o „koronaparty” na wtorkowym koncercie w Studiu im. Lutosławskiego – w FN tego nie ma, przychodzi chyba mniej ludzi, a miejsca jest więcej, poza tym tu personel bardzo pilnuje, by publiczność nosiła maski w sposób prawidłowy. Tak więc można się tu czuć trochę bezpieczniej.