Podobno największe w Europie…

…choć tego nie widać, bo duża część instrumentu jest ukryta – organy w NOSPR. Wczoraj byłam w Katowicach, żeby porozmawiać z tymi, którzy zainaugurują je jutro – Esą-Pekką Salonenem (dyrygentem i kompozytorem) i Ivetą Apkalną (organistką).

Oczywiście przyjeżdżam też na tę inaugurację, więc zdam sprawę, jak instrument brzmi (parę słów o nim jest tutaj) i w ogóle jak było. Jutro jest też premiera w Operze Narodowej, ale wybieram się na spektakl niedzielny.

Utwór, nazywany początkowo koncertem organowym, który ostatecznie przybrał tytuł Sinfonia concertante na organy i orkiestrę, został zamówiony u Salonena trzy lata temu – a jest to człowiek, jak wiadomo, bardzo zajęty, rzadko się zdarza, żeby ktoś jednocześnie tak rozwijał swoją karierę w obu dziedzinach, które uprawia. Ale on akurat ma do Polski sentyment przede wszystkim z powodu Witolda Lutosławskiego, którego uważa za jedną z najważniejszych postaci w swoim życiu. I na swoim koncercie (pierwszym w NOSPR) od samego początku zaplanował na wejście IV Symfonię, napisaną dla Los Angeles, gdy był tam szefem artystycznym. Opowiedział zresztą parę anegdot związanych z Lutosławskim: pierwszą, jak ten wsparł go psychicznie jako młodego, nieopierzonego, nieznającego jeszcze realiów amerykańskich dyrygenta, obejmującego właśnie to stanowisko; drugą, jak rozmawiali o muzyce nie tylko nowej, ale i dawniejszej, i Lutosławski kiedyś mu powiedział: „Czy wiesz, że w ekspozycji I części I Koncertu fortepianowego Brahms użył 13 tematów?”, i trzecią, o ostatnim spotkaniu w Sztokholmie, kiedy kompozytor spytał go: „Wiesz, że dyryguję w przyszłym roku twoją orkiestrą? Nie masz nic przeciwko temu, żebym zmienił program?” Okazało się, że właśnie skończył IV Symfonię. Wszystkie strony były przeszczęśliwe z tego powodu. Lutosławski był tak ważny dla Salonena, że ten, gdy był szefem londyńskiej Philharmonia Orchestra, na stulecie w 2013 r. wraz z IAM stworzył stronę mu poświęconą Woven Words (czyli Paroles tissées), na której wisiały nakręcone przez nich filmiki, w tym z podróży do Polski i miejsc związanych z kompozytorem. Strona już nie działa, ale kolekcję filmików nadal można obejrzeć na YouTube – to bardzo cenne.

Spytałam Salonena, na ile pozostałe części programu, dopasowane przez niego, pasują do jego własnej kompozycji – obok wspomnianej symfonii jest to suita z Cudownego mandaryna Bartóka, która będzie wykonana na zakończenie. Powiedział, że ten utwór jest wymarzonym kontrapunktem: tam też jest krótki epizod organowy, ale o zupełnie innym charakterze, całość trwa tylko 20 minut, a dynamiczny charakter jest świetny na finał. O swoim utworze powiedział, że jest bardziej kontemplacyjny, mniej wirtuozowski.

I tu ciekawostka – Iveta Apkalna z kolei powiedziała, że są tam jak najbardziej fragmenty wirtuozowskie, zwłaszcza kadencja. Ta sprzeczność wzbudza ciekawość, jak jest naprawdę – ale o tym przekonam się jutro wieczorem. Znakomita łotewska organistka grała kilka miesięcy temu w Warszawie jeden ze swoich popisowych numerów – Symfonię koncertującą Josepha Jongena. Muzykę współczesną wykonuje bardzo często, w tym wiele prawykonań, więc jej nie pierwszyzna. Ale jest to jej pierwsze spotkanie na scenie z Salonenem – i jako kompozytorem, i jako dyrygentem. Tu trzeba dodać, że utwór rusza wraz ze swym twórcą w trasę, ale solistka będzie grała z nim tylko w maju, za to na ważnych koncertach – w Elbphilharmonie w Hamburgu i w Walt Disney Hall w Los Angeles. 19, 20 i 21 stycznia w Berlinie oraz 25 i 26 stycznia w Paryżu wykona ją jednak Olivier Latry – jemu też Salonen obiecał utwór i udało mu się sprawy połączyć. Te łączenia mają swoją znakomitą stronę, bo na zamówienie obok NOSPR złożyły się też Fundacja Filharmoników Berlińskich, Orkiestra Symfoniczna Radia Fińskiego, filharmonie z Paryża i Los Angeles oraz Elbphilharmonie, gdzie artysta jest rezydentem. Prawykonanie jednak przypadło Katowicom, bo były pierwsze.