Weekend na Łańcuchu

Festiwal poświęcony Witoldowi Lutosławskiemu służy też – i słusznie – do prezentowania ciekawych, a nieznanych dzieł. W ciągu tych dwóch wieczorów odbyły się trzy polskie prawykonania.

Co więcej, dziś nie znalazł się w programie żaden utwór Lutosławskiego. Chyba pierwszy raz w historii Łańcuchów.

Wczoraj Orkiestra Polskiego Radia wystąpiła pod batutą Yaroslava Shemeta. I całe szczęście, bo program był trudny, więc niezbędny tu był ktoś, kto potrafi go logicznie i kompetentnie ująć. Zwłaszcza Little Symphony na małą orkiestrę Alexandra Goehra, brytyjskiego kompozytora o niemieckich korzeniach, utwór z 1963 r., był ponoć nieprosty do nauczenia. Ale brzmiał jak to utwory z gatunku „dodekafoniczne, ale przystępne”. Elegijny (choć nie żałobny) nastrój utworu wiąże się z dedykacją pamięci ojca kompozytora.

Niełatwy też zapewne do grania był utwór o trzy dekady wcześniejszy, kompletnie nieznana u nas Dichotomy Wallingforda Rieggera, Amerykanina, sądząc po nazwisku również z niemieckimi korzeniami. Dichotomy to utwór bardziej dynamiczny i zwarty, nawet na swój sposób efektowny.

Chantefleurs et Chantefables Lutosławskiego stanowiły we wczorajszym programie swoisty listek figowy, ale za to zostały pięknie wykonane przez Ewę Leszczyńską, ze wszelkimi niuansami, których w tej wdzięcznej muzyce mnóstwo.

Wczoraj pogodna muzyka wokalna, dziś – wprost przeciwnie. Per Nørgård to wybitny kompozytor duński starszego pokolenia – w zeszłym roku skończył 90 lat. To bardzo zasłużona postać, wykształcił tak znanych twórców jak Hans Abrahamsen czy Bent Sørensen, ale też znakomity twórca, którego dzieła były wielokrotnie wykonywane na Warszawskich Jesieniach. Na przestrzeni kariery zmieniał styl – ja lubię jego dzieła z lat 70., takie jak II Symfonia. Nuit des hommes – to utwór sprzed prawie trzech dekad, w zupełnie innej stylistyce. Ma podtytuł opera(torio), ale w zasadzie żadne wystawienie sceniczne nie jest mu potrzebne. W omówieniu mowa jest, że dwoje śpiewaków, mezzosopran i tenor, to postacie o imionach Alicja i Wilhelm; ona jest korespondentką wojenną, on żołnierzem. Ale możemy obejść się bez tej informacji. Tak, to jest utwór o wojnie, w sam raz niestety na dziś, i nie sposób słuchając nie myśleć o tym, co dzieje się w Ukrainie, a co przypomina tu i ówdzie rzeź I wojny światowej. A właśnie jej, zwanej we Francji Wielką Wojną, dotyczą użyte w utworze wiersze Guillaume’a Apollinaire’a, który niedługo po ich napisaniu został ranny, a w parę lat później zmarł na hiszpankę. Wiersze – trochę medytacje nad absurdem wojny, trochę reportaże z frontu, a przy tym, jak to u tego poety, bardzo zmysłowe. Oboje śpiewacy – Anna Radziejewska i Karol Kozłowski – napracowali się przy tym utworze ogromnie, śpiewając praktycznie cały czas, a towarzyszył im Chain Ensemble pod dyrekcją Andrzeja Bauera. Mocna rzecz. Można posłuchać tutaj.