Trzy światy, jeden pianista

Dziś znów w Sali Kameralnej FN prawdziwa przyjemność z dobrej pianistyki: recital Jakuba Kuszlika.

Jest to co prawda za mała sala na brzmienie współczesnego fortepianu, ale jeśli pianista jest muzykalny, umie sobie z tym poradzić. Kuszlik do takich należy, co doceniałam tym bardziej, że siedziałam w V rzędzie, więc dość blisko, ale ani przez chwilę nie poczułam się ogłuszona.

Dzięki mniejszej sali miało się bardziej intymny kontakt z tą muzyką. Przysłużyło się to szczególnie Haydnowi. Sonata c-moll Hob. XVI: 20 to jedna z tych smutniejszych, refleksyjnych. Zagrana subtelnie, ale nie w sposób wydelikacony. Jeżeli jest coś, co łączy wczorajszego i dzisiejszego pianistę, to jest to prawda i bezpośredniość.

Czuło się ją także w pierwszym zeszycie Images Debussy’ego. Tak się złożyło, że słyszałam go w wykonaniu tego pianisty również parę dni wcześniej, w mniej sprzyjających warunkach. Było to w Domu Literatury na uroczystości 10-lecia Fundacji Kultury i Edukacji Arte, która pełni też funkcję impresariatu o niedużej, lecz świetnej puli: Jakub Kuszlik, Piotr Sałajczyk i zespół wokalny proMODERN. Niestety drugi z pianistów nie dojechał z powodu choroby, więc posłuchaliśmy tylko Kuszlika w Debussym (a resztę występu zapełnili wokaliści). Podziwiałam, że był w stanie się skoncentrować, bo to było takie granie „na widelcu”, w sali bez nastroju i akustyki, o wystroju pamiętającym głęboką komunę. Chociaż wszystko wówczas było w porządku, to teraz było zupełnie inaczej: pojawiła się poezja, a w Mouvement – błyskotliwość.

W drugiej części – III Sonata f-moll Brahmsa. Ostatnio jakoś w modzie – jutro zagra ją (ale w Sali Koncertowej) Martín García García, a niedawno, na Chopiejach w 2021 r. słyszeliśmy wręcz bajkowe wykonanie Kate Liu. Kuszlik z kolei grał już tę sonatę na zeszłorocznych Chopiejach i grał bardzo przyzwoicie, ze zrozumieniem, ale mam wrażenie, że dziś było o wiele lepiej, można było zwrócić uwagę na jeszcze więcej niuansów. Bardzo mi się to wykonanie podobało. (Chyba zacznę lubić tę sonatę, za którą nie przepadałam…) I jeszcze dwa bisy: refleksyjny chorał Nun komm, der Heiden Heiland Bacha/Busoniego i – tym razem nie odbębniony, ale rzeczywiście skoczny i dowcipny – Krakowiak Paderewskiego.