Quatuor Modigliani ma 20 lat

Francuski zespół, który znamy (i wielbimy) głównie z Szalonych Dni Muzyki (2013, 2015 i 2022 r.), dziś dał koncert w FN w ramach swojej trasy jubileuszowej.

Dziesięć lat temu grał Ravela i Debussy’ego i od razu się nim zachwyciliśmy. W zeszłym roku – romantycznych kompozytorów, też w związku z tematem festiwalu, którym były Ballady i romanse. Dziś mieliśmy możność zapoznać się z o wiele szerszym repertuarem – łącznie z utworem współczesnym, specjalnie dla tego zespołu napisanym.

Autorem jest muzyczny przyjaciel i współpracownik kwartetu, Jean-Frédéric Neuburger, u nas dotąd znany wyłącznie jako pianista, i to znakomity (parę razy odwiedził festiwal w Dusznikach). Tymczasem, jak się okazuje, dziś jako kompozytor jest również bardzo ceniony. W większości jego dzieł pojawia się fortepian, ale tym razem został poproszony o ograniczenie się do kwartetu, w efekcie High Altitude jest prezentowany przez Modiglianich na całej trasie jubileuszowej. W tłumaczeniu na polski wychodzi masło maślane – wysoka wysokość, w każdym razie rzeczywiście dominowały wysokie dźwięki, za to o niskiej dynamice, trochę chropawe, trochę szkliste. Można było myśleć o rozrzedzonym powietrzu na wysokim górskim szczycie, niektórym te dźwięki przeszkadzały (znajoma wyraziła się, że ją niemal zęby rozbolały) – nie wszyscy są osłuchani z muzyką współczesną. Ja uważam, że utwór jest dobry, z koncepcją (a to się nie zawsze zdarza).

Otoczony został dwoma dość pogodnymi utworami w G-dur: Kwartetem op. 76 nr 1 Haydna oraz Serenadą Hugona Wolfa. Haydn był figlarny, trochę ciężki, chłopski. Wolf – uśmiech przez łzy. Ale drugą część wypełnił Kwartet „Rozamunda” Schuberta i to był już zupełnie inny świat. Zespół grał też ten utwór w zeszłym roku, zachwycająco, ale teraz był jeszcze bliżej doskonałości. Schuberta mają opracowanego i wypracowanego perfekcyjnie, ponieważ na zeszłoroczną 225. rocznicę jego urodzin nagrali wszystkie jego 15 kwartetów (łącznie z niegranymi młodzieńczymi dziełkami). Pięciopłytowy album, jak wszystkie inne krążki tego zespołu, wyszedł w wytwórni René Martina – Mirare.

Rozamunda była cudowna, melancholijna w pierwszej części, łagodna w środkowych wariacjach i pogodna w skocznym finale. W sumie przepiękna. Doczekaliśmy się także bisu, którym był Menuet d-moll, również Schuberta. Nie pasowałby tu nikt inny.