Dzień instrumentalny na Actus Humanus
Kunst der Fuge Bacha w wykonaniu Accademia Bizantina, a wcześniej dokończenie cyklu partit Bibera przez Cohaere Ensemble.
KdF to wielka sprawa, dzieło uniwersalne. Nie przeznaczone na żaden określony skład instrumentalny, może być wykonywane różnorako. I w tym zespole jest. Dantone z Accademią Bizantiną nagrali je już 6 lat temu, paru muzyków dziś było innych: altowiolistka Alice Bisanti i wiolonczelista Alessandro Palmeri – reszta jak na płycie.
Słuchając tak sobie myślałam, jak inne oblicze ma ta muzyka grana tylko na ówczesnym klawiszowcu jak klawesyn czy pozytyw, na których nie różnicuje się dynamiki inaczej niż z pomocą zmiany rejestrów (której akurat na tych instrumentach w dużym stopniu zrobić nie można), a inne grana na instrumentach smyczkowych, na których frazie można nadać inny kształt.
I dlatego to wykonanie ma tyle barw – ponieważ stosuje się tu różne kombinacje. Albo kwartet, albo sam klawesyn, albo sam pozytyw, a później mieszanki, nawet w kanonach zwykle granych na instrumentach klawiszowych wchodziły też skrzypce. Zróżnicowanie barw było też bardzo konsekwentne w ostatniej fudze, tej niedokończonej: przeprowadzenie pierwszego i trzeciego tematu (ten trzeci to b-a-c-h) było w smyczkach, jako że tematy powolniejsze i łagodniejsze, a drugi, żywszy został przeprowadzony na klawesynie, i co ciekawe, gdy pojawiał się pojedynczo temat pierwszy, wchodziły z nim smyczki.
Całość trwała bez przerwy półtorej godziny, a zespół jeszcze zabisował. Tak się zastanawialiśmy, co można jeszcze po tym zagrać, i okazało się, że fugą, również w d-moll, w najczystszym bachowskim stylu, która jednak nie była oparta na temacie KdF, tylko na innym. Jak podejrzałam na nutach, autor to O.D., czyli… Ottavio Dantone. Rewelacja.
Sympatyczny był popołudniowy występ Cohaere Ensemble – i tym razem katowicki zespół wypożyczył dwie warszawskie altowiolistki: tak jak rok temu zagrała z nimi Natalia Reichert (także na instrumentach perkusyjnych), ale zamiast Agnieszki Podłuckiej pojawiła się Anna Nowak, która zresztą grała na skrzypcach albo – razem z Natalią Reichert – na violi d’amore (Partia VII c-moll). Poza trzema z cyklu Harmonia artificioso-ariosa były jeszcze Balletti lamentabili. Było w ich grze mnóstwo pozytywnej energii, zwłaszcza w cyklach wariacyjnych. Młody zespół ma już mnóstwo wielbicieli, którzy zgotowali wykonawczyniom prawdziwą owację. Publiczność jest tu zawsze bardzo życzliwa i żywiołowa, choć nie tak chętna do stojaka, i to może i lepiej.
Komentarze
Pobutka
https://www.youtube.com/watch?v=f01vN1QCkgU
Stojak był na Pino de Vittorio, właściwie natychmiastowy. Całkowicie porwał publiczność ten śpiewak, pierwszego dnia Festiwalu. Ale też trzeba przyznać, że jest niezrównanym aktorem i bardzo to plastyczne i pełne emocji śpiewanie.
Mnie przekonuje jednak bardziej inna muzyka. Całkowicie wyszłam zauroczona wczorajszą „Kunst der Fuge” w tej aranżacji. Z jednej strony uporządkowany, wykoncypowany Bach, a z drugiej żywiołowa gra muzyków. Bardzo mi się podobał dialog klawesynu i pozytywu, instrumentów o tak różnej barwie. Bardzo inspirujące. A dziś słucham właśnie Oh!Orkiestry w Dwójce (super, że są transmisje), ale Ł. w Dworze Artusa 🙂
Wczoraj, jak tylko dowiedziałam się, że jest już programu AH na Wielkanoc, zajrzałam tam. Nie planowałam przyjeżdżać, ale jak zobaczyłam Collegium 1704 i Vaclava Luksa, to bardzo będę chciała być . Tak się właśnie zastanawiałam, dlaczego ich tu jeszcze nie było. Byli na Festiwalu Goldbergowskim przed laty, byli na Sopot Classic (wówczas mnie nie było) i teraz wow miracle , będą na moim ulubionym Festiwalu z tych trzech 🙂 Bardzo się cieszę, bo odczuwam ostatnimi czasy do tego zespołu wyjątkową sympatię, To wybitni muzycy, którzy nie muszą być z aż wielkiej Europy,, tylko z tak relatywnie niedaleka.
@PK
Cieszę się, że Łąkabar się spodobała. Kiedyś zaciągnęłam tam też naszego Jerzego, gdy przyjechał na Kantorova 🙂
A ja w Wielkanoc będę miała problem. Na czele Misteriów Paschaliów jako nowy dyrektor artystyczny staje Vincent Dumestre, więc nie wątpię, że w Krakowie też będzie bardzo atrakcyjnie. I co tu robić, jak się rozdwoić?
Stojaki były tego wieczoru nawet dwa. Pierwszy po uroczym koncercie Pawła Iwaszkiewicza (flety, szałamaje, pomort, dudy) i Mirosława Feldgebla (pozytyw i klawesyn). Głównym bohaterem był Marcin Gremboszewski (ca 1600-1655), ale że zachowały się tylko trzy jego utwory, przechowywane zresztą w Gdańsku, to program został uzupełniony utworami Michaela Praetoriusa, Jacoba van Eycka (prześliczne utwory na flet), Girolamo Frescobaldiego, Adama Jarzębskiego i anonimowymi. A także błyskotliwym komentarzem Pawła Iwaszkiewicza, który opowiadał o życiu muzyka w tamtych czasach. Do jednego z utworów Gremboszewskiego, służących zapewne do celów edukacyjnych, zaprosił swojego syna Aleksandra, który grał na kornecie – bardzo obiecująco się zapowiada.
Drugi stojak otrzymała oczywiście {oh!} Orkiestra Historyczna, której cały program był poświęcony Alessandrowi Scarlattiemu – koncertom oraz kantatom pastoralnym, w których zabłysnęła Sophie Junker nie tylko czystym, mocnym głosem, ale też uroczą naiwnością pastuszka stającego w obliczu cudu. Martyna Pastuszka zaś jak zwykle tańczyła grając, czasem nawet na jednej nodze (lewej). Ale nie tylko ona, cały zespół był bardzo dynamiczny. W sumie sympatyczny dzień.
Cofając się wstecz: w FN Mesjasz, czyli kolejny stojak weekendowy.
Może pomińmy solistów (na przykład alt, znacznie mniej sopran, tenor na początku też ładnie), natomiast chór FM doskonaly po prostu, a i orkiestra świetnie. Znakomite wykonanie (doprawdy, dlugo będę pamiętać wiele mometów), co po części musi być zasługą maestro Hallsa.
A stojaki byly dwa, i na Allelui (z nielicznymi ostentacyjnymi kontestatorami), i na końcu.
Pani Kierowniczko, żeby to tylko takie problemy… 😉 Myślę, że trzeba poczekać aż Misteria ogłoszą program i sprawiedliwie obdzielić swoją osobą oba Festiwale. Zwlaszcza, że artyści też migrują między nimi (nie w tych samych edycjach jednak), np. słyszałam w radiu, że Marcin Świątkiewicz zapowiadał, że na wiosnę będzie na Paschaliach. A Dumestre dziś przecież w Gdańsku. To nie taki wielki świat. A z Krakowa do Gdańska, albo z Gdańska do Krakowa da się dojechać pewnie w około 5 godzin. Oczywiście, jeśli sił starczy. Ale obserwując, jak PK przemieszcza sie między wydarzeniami jak gazela, to ja zazdroszczę, Gazela z siłą bawołu, jak już kiedyś zauważyłam 🙂
Już tak bywało, że dojeżdżałam z Krakowa do Gdańska. Pięć godzin faktycznie, luzik.
Dumestre, co więcej, zapowiada się do Gdańska na grudzień. Wygląda na to, że w Krakowie będzie się wyżywał religijnie, a w Gdańsku świecko-tanecznie 😉
To już tutaj napiszę, zanim zabiorę się za opis dnia dzisiejszego, że spotkaliśmy się dziś z Frajdą i Ł. na wystawie Boznańskiej w Ratuszu. Wystawa niewielka (trzy sale), kameralna, ale smaczna i bardzo warto ją odwiedzić, będzie tu przez jakiś czas. Oczywiście trochę portretów, ale mnie szczególnie urzekł ten obraz:
https://www.facebook.com/PolishMastersofArt/posts/2712519242345203/?locale=zh_CN
No i, tak jak im zapowiadałam, zwiedziłam dziś drugą knajpkę na Dolnym Mieście, którą mi polecali: Nie/Mięsny. Nazwa stąd, że w tym miejscu znajdował się kiedyś sklep mięsny (tak się domyśliłam i panie kelnerki mi potwierdziły). I tak jak w nazwie, część karty jest mięsna, część wege. Ja wybrałam bezmięsną misę mocy (czyli coś na kształt Buddha Bowl), trochę była eklektyczna (bo z hummusem i falafelem), ale pyszna. Będę wracać, tak jak do Łąka Bar.
Skoro wykonawstwo historyczne, a i ostatnio był Kagel i jego nazwijmy to światowy humor, to sobie pozwolę umieścić ostatnie znalezisko, trochę bardziej sobotnie w nastroju, ale co tam: późne, chyba można powiedzieć, że arcydzieło, Duke’a Ellingtona, suita The Afro-Eurasian Eclipse, również z impresjami zewsząd, utwór: Didgeridoo, a zatem inspirowany wykonawstwem na tym charakterystycznym instrumencie rdzennych mieszkańców Australii:
https://youtu.be/YtEV_WYulQA?si=UiiqvIjftXGwjYpC
P. Zympans:
Wideo z nagrania Mateusza Kowalskiego w San Francisco w listopadzie br. Widzę na razie część I, ale pewnie za chwilę będzie część II.
Kameralna atmosfera, bardzo przyjemna publiczność dla młodego polskiego gitarzysty. Publiczność to głównie członkowie tutejszego Stowarzyszenia Gitarowego, ale nie tylko. Akurat spotkałam tam swojego lekarza, który razem ze swoim dzieckiem (10 lat) uczy się gry na gitarze. Dla mnie to była niespodzianka.
Link tutaj:
https://m.youtube.com/watch?v=sXNDa1GdIm0&t=105s&pp=ygUeb21uaSBmb3VuZGF0aW9uIGd1aXRhciBtYXRldXN6
Pozdrawiam. Miłego słuchania!
@Berkeley
A miało być dopiero 27.12 to nagranie, o ile dobrze pamiętam! Bardzo mi się Mateusz Kowalski teraz przyda, właściwie to na ratunek, bo za dużo słucham tej nocy Sugar Rum Cherry (Sugar Plum Fairy 🙂 ), ona jest w sam raz zamiast alkoholu na po obiedzie, ale przed spaniem lepiej będzie spróbować subtelniejszej gitary. Ale tę (może trochę nawet świąteczną?) aranżację Czajkowskiego autorstwa Ellingtona też zostawię, to z jednej z jego najlepszych płyt, znakomita rzecz
https://youtu.be/ekigfOROsc0?si=0csZygZjCfkJuWyR
w Spotifaju jest cały album z trzema suitami, w tym i Peer Gynt, same fajerwerki
https://open.spotify.com/track/2OyMysbUPsAV7W3ga8Lqr0?si=bc001b92e3004524
PS Już zresztą pisząc zacząłem słuchać pana Mateusza: kapitalnie się zapowiada, to jest super muzyk; nigdy nie przypuszczałem, że mnie gitara klasyczna tak będzie potrafiła ruszyć. Drugie takie odkrycie z grupy tych delikatnych muzyków to u mnie był ostatnio Ablogin.
No i rzeczywiście, ciekawe zestawienie utworów, zupełnie inaczej te mazurki brzmią w transkrypcji, nawet dowcipnie powiedziałbym. Transkrypcje, najlepiej z epoki, potrafią wyciągać różne fajne rzeczy, szczególnie z mniej osłuchanych utworów
Do p. Zympans: ja pamiętałam kiedy miało być tylko w przybliżeniu i co drugi dzień sprawdzałam, akurat dzisiaj wskoczyło. Mam też informację, że druga część będzie „wkrótce” dostępna. Koncert był 90 minutowy. Rozbili to na 2 części, 2 nagrania. Jakość nagrania jest moim zdaniem bardzo dobra. I bardzo mnie wzruszyło, że tak daleko od Polski, polski artysta dzieli się swoim talentem i pracą. Osób związanych z Polską była na sali zdecydowana mniejszość – a wszyscy byli bardzo panem Mateuszem zachwyceni. On po koncercie rozmawiał ze słuchaczami, było to naprawdę bardzo miłe wydarzenie. No, a jego muzyka to naprawdę ukaja, a jest tak zróżnicowana, że absolutnie nie nudzi. W drugiej części będzie też sporo niespodzianek. Podam link jak tylko się pojawi, albo sam Pan może obserwować kanał tej Fundacji. Nie chodzę na wszystkie ich koncerty, ale mają stałych wykonawców jak na przykład Ana Vidović. I ta sala jest świetna. Jest to protestancki kościół z połowy XIX wieku i jakoś w nim wszędzie świetnie słychać.
Bardzo cieszę się, że się Panu podoba. Pozdrawiam.
A to Sugar Rum Cherry jest świetne na tę porę roku i ogólnie. Bardzo mi się to wpasowało w nastrój. Dawniej zawsze w tym okresie chodziłam na Dziadka do Orzechów i dla mnie to jest magiczna kompozycja. A aranżacja Ellingtona jest świetna. Bardzo dziękuję za linki. U mnie następne wyjście to zdaje się następny koncert gitarowy, ale najpierw kolędowe sing-along 24 grudnia. Tu kolędy już tylko angielskojęzyczne, z łacińskimi fragmentami, ja najbardziej lubię te starsze, ale nie pogardzę różnymi prostymi nowszymi melodiami.
Pozwolę sobie załączyć śliczną kolędę w wykonaniu Elvisa:
https://m.youtube.com/watch?v=x-N-GwkWljg&pp=ygUWVGhlIGZpcnN0IG5vZWwgcHJlc2xleQ%3D%3D
Pozdrawiam.
@PK
Jeśli w wiosennej edycji AH będziecie Państwo też rezydować na Dolnym Mieście, to polecam, przy sprzyjającej pogodzie, spacer na bastiony i nad śluzę wodną. To było oczywiście miejsce, gdzie zazwyczaj gromadzili się pijaczkowie i różne typy podejrzane, ale obecnie trwa tam rewitalizacja i powstaną trasy spacerowe.
I tak lubiłam tam i dawniej chodzić, bo to kawałek Gdanska niezniszczonego, jak wiele pięknych, choć dopiero od niedawna odnawianych, kamienić na Dolnym Mieście. Tak, jeśli mam ochotę wyzwolić się od turystów i poczuć się autentycznie, chodzę właśnie tam, a jeść to zdecydowanie tam 🙂 Lubię też przesiadywać latem na dworze w tej kawiarni („Publiczna”) na tym spsiałym podwórku, gdize jest Łąka Bar 🙂
Jak to ciekawie, że tak różnie odbieramy obrazy, a też jak jednak różnorodne jest malarstwo Boznańskiej, chociaż oczywiście najbardziej się kojarzy z portretami. Mi się oczywiście najbardziej podobały autoportrety. Wielbię paletę barw tej malarki; te skromne kolory ziemi, szare tła, zamglenie, które wywołują. I niedopowiedzenie, które bije z większości twarzy, które maluje. To nie są proste, łatwe do odczytania, emocje, jest pozostawione miejsce dla widza, na jego interpretację. Mnie tym razem urzekły chyba najbardziej martwe natury z kwiatami. Jak przeczytałam w jednym z XIX-wiecznych listów o Boznańskiej, to nie są obrazy, które pasowałyby do jadalni, to sztuka, która dzieki swojemu mistrzostwu ma miejsce w salonie.
I też zrobiły na mnie wrażenie wystawione palety, na których pracowała Boznańska. Zdecydowanie działały na moją wyobraźnie, gdy mogłam zobaczyć, jak pomieszane są na nich kolory, z których powstają te oniryczne obrazy.
A co do katedry w Pizie, to niestety nie mogła mi się spodobać z racji uprzedzeń. Byliśmy tam we wrześniu (ja po dwudziestu latach) i było tam okropnie, naprawdę okropnie! Tłum przypadkowych ludzi, wylewający się na całe Campo Santo. Zdjęcia, kolejki. Uciekaliśmy stamtąd, jak szybko się dało.
Na szczęście kilka kilometrów od centrum odwiedziliśmy przepiękny romański kościółek, jeszcze ze starożytnymi rzymskimi spoliami , co mnie wzruszyło, bo to był chyba pierwszy kościół z antycznymi spoliami, który widziałam. Tam byliśmy tylko my i para niemieckich turystow. W spokoju mogłam przez godzinę kontemplować architekturę i aurę tego miejsca.
Stał się jednym z najcudowniejszych przeżyć z tych wakacji. Nazywa się Basilica of San Piero a Grado:
https://pl.wikipedia.org/wiki/Bazylika_San_Piero_a_Grado
Tak się składa, że byłam na Campo Santo parę razy, a jeden z tych razów był w okolicznościach okołoświątecznych i było niewiele ludzi. Obraz Boznańskiej przedstawia okoliczność nocną, którą jestem sobie w stanie dokładnie wyobrazić, ale też robi on na mnie wrażenie swoją księżycową atmosferą. Nie bardzo też jestem w stanie zrozumieć taki punkt widzenia, że z powodu uprzedzenia do jakiegoś miejsca nie podoba mi się obraz je przedstawiający 🙂 Nawiasem mówiąc, San Piero a Grado też oczywiście widziałam – piękny.
Palety Boznańskiej były też wystawione na wielkiej wystawie w MNW, odwzorowana była tam zresztą jej pracownia. I oczywiście obraz z nasturcjami też mi się bardzo podoba – jeden z nielicznych bardziej barwnych w twórczości tej malarki.
Racja, racja… 🙂 Ale już tak mam, że jakoś emocjonalnie reaguję, gdy spotkał mnie zawód. Zatem, gdy zobaczyłam obraz Pizy, to nie przyjrzałam mu się nawet dokładnie, tylko pomyślałam Piza o nie… Oczywiście nie ma to nic współnego z wartością artystyczną obrazu. Jest on całkowicie różny niż te dzieła, które powszechnie kojarzyy z Boznańską.
Byłam na tej wystawie w MNW, ale wówczas nie byłam jeszcze tak zainteresowana Boznańską, dlatego niewiele pamiętam.
No, gdzie to PK nie dotrze, już pomyślałam, że San Piero a Grado jest tak dość daleko, że tam pewnie PK nie była… , a tu proszę. Turystycznie nie ma się tu co wychylać 😉
Ja sobie łaziłam po tej Pizie, było to latem, kiedy byłam na festiwalu w Torre del Lago Puccini. Wieczorami chodziłam na opery, a w ciągu dnia wyskakiwałam na wycieczki krajoznawcze – jednego dnia właśnie do Pizy, drugiego do przepięknej Lukki. W Pizie wtedy właśnie dokładnie tak jak wy uciekłam przed tłumami i chodziłam po cichym, sennym miasteczku.
@Berkeley
Oj, no to ja jestem jednak trochę bardziej sceptyczny co do tego nagrania. Tzn. Elvis śpiewa świetnie. Ale całość dla mnie niesubtelna. W mojej skromnej opinii płyta „Elvis’ Christmas Album” jest znacznie, znacznie bardziej true. Czy jak to określić. Oczywiście pewnie ją Pani zna lepiej niż ja sam, więc to może nieciekawe, co piszę. No ale w każdym razie wolę takiego Elvisa, szczególnie w gospelu, np. „(There Will Be) Peace In the Valley (For Me)”: https://youtu.be/l9AcAb6A_Jo?si=mWw2DrxG4wtBf-Uw
A też skoro taka jednak wzniosła tematyka, to on tym Preludium op. 32 no. 5 Racha wysyła w chmury. Robię sobie od wczoraj powtórkę przesłuchań Seokyounga Honga, dla mnie drugi obok Sophii Shuyi Liu kandydat do laurów w 2025 r., muzykalność nie z tej ziemi, również lat piętnaście, proszę zapamiętywać nazwisko: https://youtu.be/rvlTlpQ1wgM?si=7RiXrasweQJlGYRz
Rzeczywiście bardzo muzykalnie zagrany ten Rach. Spokój zen 🙂
Błędów sadził w op. 25 całe mnóstwo potem w półfinale, w no. 7 jedna eksponowana fraza to były jakieś zupełne halucynacje lewej ręki, a ostatnie trzy Etiudy to już prawdopodobnie kondycyjnie mógł też nie wytrzymać, Kevinem Chenem jeszcze nie jest, ale i tak mu kibicowałem, bo słychać było od pierwszej rundy, że chce robić muzykę, że ją zna. Spokój daje właśnie taka wiedza. Pięknie pokazuje głosy, jest w tym pasja, podobnie jak J J Jun Li Bui: nie ma w zwyczaju niepotrzebnie niepokoić klawiatury wzrokiem. Też nie jest tak wyrachowany jak Gadjiev, czuję tu więcej naturalności niż koncepcji, ale to oczywiście może tylko widoczny efekt końcowy. W każdym razie cieszyłem się, że wygrał tego małego Cliburna, niezła lekcja tak się publicznie namylić, a i kasa się teraz bardziej zgadza. Wydaje mi się, że będzie studiował razem z Yunchanem Limem w New England Conservatory of Music w Bostonie, był w każdym razie w poprzednim sezonie w jakiejś ich szkole przygotowawczej, ale to sobie jeszcze sprawdzę, bo pewien nie jestem.
@PK
Lukka, Lukka, zdecydowanie się zgadzam! Byliśmy tylko jeden dzień, ale tyle tam do oglądania i tak uroczo. I te mury wokół. Może jeszcze kiedyś wrócimy 🙂 Myślę, że miasta we Włoszech są znośnie, a czasem nawet jeszcze autentyczne, jeśli nie da się tam dolecieć. To tak jak z plażami: wybrzeże adriatyckie koszmarne (autostrada), a to toskańskie, czyli po drugiej stronie, zwłaszcza na południu (Maremma), bardzo krajobrazowe. Mieszkał tam np., spośród wielu oczywiście, Georg Solti.
A gdyby PK była kiedyś z rodziną samochodem na południu Toskanii, to nieduże miasto, ale z przepiękną katedrą i na uboczu szlaków turystycznych, czyli Massa Maritima. Jedno z moich ulubionych w tej częsci Włoch. To może choć czymś udałoby mi się zaskoczyć 🙂
Spojrzałam, rzeczywiście piękne, a katedra przypomina mi Santa Maria della Pieve w Arezzo. Pechowo tylko wyszło z tym Arezzo, w ogóle z tym naszym pobytem w Toskanii, bo wciąż lało. Chciałam też rodzinie pokazać, jaka Lucca jest piękna (nawiasem mówiąc, jest to miasto rodzinne Pucciniego), ale też lało, więc ledwie docenili. Okropność, buty mi się rozlazły, kupiłam nowe i też przemokły. Ale w jednym mieliśmy szczęście: poszliśmy zwiedzać Uffizi w Wigilię i był to strzał w dziesiątkę, bo wyjątkowo było pusto 🙂
P. Zympans: piękne preludium i piękne wykonanie – dzięki za link.
Elvis ma oczywiście kilka facjat i gospel to jedna z jego najlepszych. Jasne! Natomiast The First Noel to kolęda ze skomplikowaną nieco historią, może (!) zmieszana z inną kolęda. A Elvis tu ją śpiewa bardzo prosto i zawsze mnie wprowadza w dobry nastrój. Kolęda być może wywodzi się z Kornwalii i nie ma ustalonej daty powstania. Wiadomo, jest data pierwodruku, ale pisownia sprawia, że jest to może kolęda nawet siedemnastowieczna. Ja te Święta obchodzę, więc dla mnie jest pełna znaczenia i uczucia jakbym była dzieckiem czyli wspomnienia! Pozdrawiam wszystkich i obchodzącym życzę Wesołych Świąt!
Toskania w deszczu to niepodobna. Faktycznie pech. To chyba tylko kalosze by pomogły 🙂 To ja z kolei nie znam tego kościoła z Arezzo. Byłam tam wieki temu i pamiętam tylko ten, gdzie są freski Piero della Franceski.
Natomiast Ufizzi w Wigilę zazdroszczę. Świetny pomysł! Nie tylko dlatego, że nie było tłumów, co jest chyba prawie niemożliwe już nigdy (w tym roku przed Akademią stali konicy i oferowali bilety). Myślę, że mogłoby to mieć dla mnie również wymiar mistyczny, oglądać w samotności te piękne Zwiastowania tego właśnie dnia. Choć oczywiście rozumiem, że PK inaczej patrzy i innych walorów w tych obrazach szuka. Ach zatęskniłam za tym malarstwem.