Mocny początek
Actus Humanus Nativitas w tym roku zaczął się z przytupem – zobaczymy, jak będzie dalej.
Ciekawe nawiasem mówiąc, że w tej edycji dużo jest zespołów polskich, dwa dni – czwartek i sobota – są wyłącznie polskie, a wyłącznie światowy był tylko dzień inauguracyjny i będzie – nie licząc imprezy towarzyszącej w południe (dalszy ciąg urodzin Pawła Szymańskiego) – dzień zamknięcia, czyli niedziela.
Dzisiejsze popołudnie, nietypowo w Dworze Artusa, wypełnił występ młodych Francuzów z zespołu pod całkiem banalną nazwą Le Consort. Muzycy wyglądają w większości, jakby dopiero co wyszli ze szkoły; w rzeczywistości mają koło trzydziestki: założyciel zespołu, skrzypek Théotime Langlois de Swarte, ma 29, a Justin Taylor, klawesynista znany nam już z Misteriów Paschaliów (był też w Świdnicy), ma 32. Tyle frajdy, luzu i młodzieńczej energii wnieśli, że aż przyjemnie było słuchać. Ale gwiazdą koncertu była mezzosopranistka Adèle Charvet, również młoda (31), ale już z wieloma osiągnięciami. Ma piękny głos o ciepłej barwie i bardzo jest sprawna, a poza tym ma niesamowitą kondycję – nie oszczędzała się, śpiewała po kilka arii pod rząd, i to w większości wirtuozowskich. Koncert poświęcony był muzyce wystawianej w nieistniejącym już weneckim Teatro Sant’Angelo, gdzie działał Vivaldi – i to jego było w programie najwięcej plus jeszcze parę dużo mniej znanych nazwisk: Michelangelo Gasparini, Giovanni Alberto Ristori, Fortunato Chelleri. Publiczność była zachwycona i wymusiła dwa bisy: Lascia qu’io pianga i powtórzona aria Gaspariniego.
Wieczorem, na właściwej inauguracji festiwalu (bo z oficjalnym, ale nie sztywnym, otwarciem dokonanym przez prezydentkę Aleksandrę Dulkiewicz) Le Poème Harmonique przedstawił program złożony z hiszpańskich vilancicos – przede wszystkim autorstwa Juana del Enciny, ale też anonimowe i paru jeszcze mniej znanych twórców. Dużo było dowcipu i teatru (jak wiemy, teatr w muzyce jest bardzo ważny dla Vincenta Dumestre’a), ale i momentów wyraźnie wzruszających, bo było też o miłości i to nieszczęśliwej. Z czterech solistów śpiewaków kontratenor Fernando Escalona Melendez przybył do Francji z Wenezueli, tenor zaś, Paco Garcia, wbrew nazwisku nie jest Hiszpanem, lecz Francuzem urodzonym w Reims. Gambista zaś, Lucas Peres, pochodzi z Brazylii, ale studiował we Francji, a z Dumestre’em współpracuje nie tylko jako instrumentalista, ale też jako badacz. Znalazła się jedna Hiszpanka w tym składzie: grająca na harfie barokowej (a w końcówce niespodziewanie także śpiewająca Sara Àgueda Martín. I znów był zachwyt, stojak i dwa bisy.
Komentarze
Dziś pierwszy z dni polskich na tym festiwalu. Choć nie całkiem, bo na koncercie {oh!} Orkiestry w Dworze Artusa wystąpiła zagraniczna solistka – Rachel Redmond, która była tu już dwa i pół roku temu z Les Arts Florissants, wykonując Ciemne jutrznie Couperina. To sopranistka o pięknej barwie głosu i znakomitej technice, co pokazała dziś szczególnie w Glorii młodego Haendla (odkrytej ponoć całkiem niedawno, bo w 2021 r.). Z tego samego okresu wykonała też jego Salve Regina. Te dzieła bardzo pasowały do głównego tematu koncertu, czyli Concerti grossi Giuseppe Torellego z op. 8; na tyle, że muzycy pozwolili sobie przemieszać jeden z koncertów z Salve Regina i nawet pasowało. Wykonanie Torellego było trochę szalone, co Martyna Pastuszka wytłumaczyła tym, że teorbista/gitarzysta (Hugo Miguel de Rodas) to Meksykanin, wiolonczelista (Tomasz Pokrzywiński) grywa wszystko, nie tylko barok, a kontrabasista (Michał Bąk) grywa również jazz, więc tak całkiem zwyczajnie to nie mogło być zagrane.
Martynie Pastuszce partnerował jak drugi skrzypek Bartłomiej Fraś – i trochę było niezręcznie, że ten świetny muzyk, który właściwie ma w tych koncertach partię prawie równorzędną z pierwszymi skrzypcami, stał schowany w zespole, więc siłą rzeczy brzmiał przytłumiony – przynajmniej z mojego miejsca.
Dalszy ciąg op. 8 Torellego zespół ma tu grać za dwa lata, a za rok będzie wydarzenie z okazji 300-lecia wydania Czterech pór roku Vivaldiego, więc zagrają trochę oryginał, a trochę według Maksa Richtera. Mały przedsmak dali na bis. Publiczność była zachwycona.
Po południu w Ratuszu Głównego Miasta skrzypaczka Marta Korbel, ta z Cohaere Ensemble, grała wszystkie Fantazje Telemanna. Pechowo trafiła, bo akurat na zewnątrz była uroczystość zapalenia świateł na miejskiej choince i było trochę hałasu, więc koncert przesunął się o pół godziny, co było zapewne dla solistki dodatkowym stresem. Poza tym skrzypce wciąż się jej rozstrajały. Ale dzielnie dobrnęła do końca.
PK litościwie pominęła inne niedostatki wykonawcze tych Fantazji…
Na marginesie tej (i innych relacji). Cytuję to, co nadeszło dzisiejszą pocztą:
„Kiedy byłem małym chłopcem, słuchało się tego, co podpowiadało radio oraz starsi koledzy. (…) Młodzież, która w mojej szkole puszcza muzykę przez radiowęzeł, musi pogodzić wiele światów: nauczycieli, którzy chcą słuchać Perfectu i Lady Pank. Pań woźnych, którym jest wszystko jedno, byle nie było głośno. Koleżanek z klasy, które domagają się Sanah i Taylor Swift, i kolegów, którzy chcą posłuchać Maty, ale bez cenzury. Jedni chcą słuchać ryzykownie, a inni bardzo bezpiecznie.”
1. Dziś punktem odniesienia są raczej młodsi niż starsi (mamy wszak okres zwalczania wszelkiego dziaderstwa)
2. Jedynie pani woźna nie lubi, jak jest hałas (reszcie – w domyśle tej edukowanej i edukującej – hałas nie przeszkadza)
3. Z perspektywy autora tych słów ta radiowęzłowa muzyka może być „ryzykowna” albo „bezpieczna” (gdzie te czasy, gdy muzyka bywała „dobra”, „zła”, „nudna”, interesująca” etc. – PK po studiach muzycznych, to pewnie zna jeszcze więcej kryteriów ;-))
Aha: chodzi oczywiście o pocztę – serwis informacyjny Polityki
No tak, kładę to trochę na karb stresu, ale nie wszystko się da. Prawdę mówiąc było trochę szkolnie. W 2018 roku grał je Stefan Plewniak (który z kolei ma nadmiar temperamentu) i wydobywał zawarte w niektórych z nich (zwłaszcza tych pod koniec opusu) elementy folkowe, bardzo to było sympatyczne.
Sądzę, że tylko prawdziwe indywidualności, czyli wielcy artyści, są w stanie stworzyć oryginalne, atrakcyjne kreacje w tych w sumie bardzo podobnych, jednolitych utworach. Plewniak musiał być atrakcyjny; myślę, że Kennedy czy Biondi też stworzyliby z tego cyklu fajerwerki.
A tak na marginesie, to miałem wrażenie, że w niektórych miejscach (finał ósmej fantazji, druga część jedenastej) słyszę rytmy polskich tańców. Telemann przebywał w młodości przez trzy lata w Pszczynie, mógł się tam nasłuchać naszego folkloru.
Tak, zdecydowanie, o tym właśnie wspomniałam.
To jest to co ja bardzo lubię: wyłapanie muzyki ludowej (niekoniecznie polskiej oczywiście) u różnych kompozytorów. Te polskie tańce u Telemanna usłyszałam jeszcze w dzieciństwie, jakoś tak. Dopiero lata potem, przestudiowałam sobie jego biografię i znalazłam informacje o pobycie w Pszczynie i wyjazdach na Śląsk.
I bardzo też lubię dochodzenie do korzeni danej muzyki. Od kilku lat chodzi za mną, żeby znaleźć źródło wyjaśniające dlaczego akurat meksykańska ludowa piosenka znalazła się w polskich “Zakazanych piosenkach”. Czyj to był pomysł (a był świetny)? I teraz piosenka jest już bardzo zakorzeniona w polskiej historii II wojny.
Pozdrawiam wszystkich Państwa już lekko zimowo.
Dlaczego? Bo śpiewano ją podczas wojny z polskim tekstem 🙂
https://web.archive.org/web/20150421103905/http://www.bibliotekapiosenki.pl/Teraz_jest_wojna
Większą tajemnicą dla mnie jest, dlaczego polscy kibole śpiewają swoje kuplety na melodię kubańską (Guantanamera), a ich przyśpiewka Polska, biało-czerwoni bazuje na gejowskim hymnie Go West, choć żaden akcent się nie zgadza? To dopiero zagadka 😈
I po trzecim dniu AH. Powróciło Concerto Italiano w madrygałach Monteverdiego, tym razem z czwartej księgi, tej, w której są takie hity jak Luci serene e chiare, Io mi son giovinetta czy Si, qu’io vorrei morire. I znów absolutnie bezpretensjonalne śpiewanie (dwa lata temu pisałam: „Dzisiejsze interpretacje nie były tak emfatyczne, były skromne, bezpretensjonalne i precyzyjne, a emocje wynikały z samych dźwięków” – wszystko aktualne). Ale obrazowo też było: jęczące Ohime, płaczące Piango itp. A propos, znalazłam ciekawe wynurzenia sprzed lat: https://szwarcman.blog.polityka.pl/2007/09/09/retoryka-i-emocje/
Alessandrini to w ogóle bezpośredni facet. Nie zapomnę, jak lata temu w Krakowie podsłuchałam, jak panienka z telewizji zadała mu pytanie za pięć punktów, czy lubi przyjeżdżać do Polski i jeśli tak, to dlaczego, i zamiast grzecznościowych formułek i komplementów, których zapewne się spodziewała, otrzymała szczerą odpowiedź: bo zapraszają i dobrze płacą, a we Włoszech już takich możliwości nie ma 😆
Po południu był koncert poświęcony ariom (ale tak naprawdę piosenkom) tajemniczej postaci, jaką był Jakob Kremberg, Niemiec urodzony w Polsce, a zmarły w Londynie, niewiele o nim wiadomo, ale słuchałoby się nawet przyjemnie, gdyby nie kłopoty śpiewaczek z intonacją…
W tym linku jest informacja, że melodia pochodzi z przedwojennego szlagieru “Koniokrad” i rzeczywiście ta piosenka ma melodię Cielito Lindo. Czyli być może melodia była już znana Polakom w trakcie wojny?
Link podaje, że jest to melodia hiszpańska i popularna w Am. Południowej. Z mojego rozeznania to piosenka meksykańska i bardzo popularna w Ameryce Północnej. Na pewno jest znana w Południowej, ale wygląda na to, że jest i wersja dla Trzech Wielkich Tenorów (o nich wzmianka poniżej) i wersja irańska (farsi?), angielska (Bing Crosby) i różne inne. Nawet i Szostakowicz z niej korzystał (to też kiedyś usłyszałam). Ogólnie bardzo popularna! Czego dowiedziałam się z linku, to to, że melodia mogła być już znana w Polsce kiedy “Teraz jest wojna” była śpiewana przeciwko hitlerowskim okupantom.
Trzech wielkich tenorów – będąc młodą studentką nabyłam drogą kupna bilety na 3 Wielkich Tenorów. A że bilety były drogie, a studentka miała budżet, to te bilety były gdzieś hen, tam wysoko. I drogie! Można by pomyśleć, że to 2 rząd…
Oczywiście, że nie! W ten sposób zobaczyłam i usłyszałam “3 maciupkich, mikroskopijnych tenorów”! Dźwięk był świetny, wrażenia niezapomniane. Nie wiem czy oni wystąpili wtedy w Polsce, ale to ich tournée miało afisze: Three Great Tenors. Bardzo sympatycznie wspominam ten koncert i własne wrażenia. Tej trójki już nigdy potem na żywo nie słyszałam.
Pozdrowienia.
Cielito Lindo to taka świetna melodia, aż człowiek automatycznie zaczyna się kołysać w rytm. Bardzo właśnie ulubiona w Meksyku i zawsze śpiewana przez zespoły mariachi.
Pozdrawiam i dziękuję za link. Zawsze coś nowego. O „Koniokradzie” nigdy nie słyszałam.
Ten ktoś, kto podał tekst piosenki, to chyba ktoś młody, bo nawet nie wie, co znaczyło słowo „rąbanka” od czego pochodzi (od rąbania oczywiście). Inaczej pewnie nie pisałby „rombanka”…
Ha ha, na pewno. Albo ktoś spoza Polski, czasem takie fonetyczne pisownie widuję u osób które nie uczyły się polskiego w szkole. Albo właśnie u młodych ludzi.
Pozdrawiam.
W kwestii polskich odniesień w Fantazjach Telemanna bardzo polecam płytę Małgorzaty Malke wydaną w CD Accord – cała interpretacja cyklu poświęcona była poszukiwaniom w nich właśnie polskich tańców. Posłuchać można tutaj: https://bit.ly/Naxos_Telemann_MalgorzataMalke
Płyta była nominowana do ICMA, Opus Klassik i Fryderyków.