Sprechgesang do Napoleona
Na dzisiejszym koncercie AUKSO nietypowo do czasów niedługo po wojnie wróciliśmy dzięki utworom Lutosławskiego, tym razem dwóm. A ponadto odbyliśmy podróż w czasie do przodu i do tyłu.
Krótka, a bardzo trudna dla zespołu Uwertura na orkiestrę smyczkową Lutosławskiego powstała w 1949 r., zaraz przed sławetnym Łagowem, gdzie proklamowany został socrealizm. Kompozytor w zacytowanym w programie omówieniu wspomniał, że Grzegorz Fitelberg choć był miłośnikiem powstałej dwa lata wcześniej I Symfonii, to Uwertury nie lubił i nazywał ją „małym człowieczkiem w spirytusie”. Doprawdy trudno chwilami zrozumieć, jakimi drogami chadzają myśli artystów-wykonawców. Ja tego akurat przypadku nie rozumiem w ogóle – to świetny, zgrabny, zwięzły utwór, pobrzmiewający jeszcze Bartókiem, ale z już słyszalnymi motywami, które miały być obecne w tej twórczości jeszcze dużo później. Można przyjąć, że w tym momencie próby własne kompozytora zostały zamrożone, a odmroziła je dopiero odwilż, poczynając właśnie od wykonanej również dziś Muzyki żałobnej (1958). I choć nawet w wykonaniu AUKSO pewne drobne usterki się zdarzyły (w obu utworach), to słyszalne to było tylko dla tych, którzy znają tam każdą nutę, a poza tym, ogólnie pod względem ekspresji, było świetnie.
Zespół Marka Mosia również znakomicie wykonał Arbor cosmica Andrzeja Panufnika (1983), tym razem w wersji skróconej – części III-X (ogólnie części, a właściwie ewokacji, jak je określał kompozytor, jest dwanaście). Panufnik dopuszczał takie zmiany: można wykonywać skrót do sześciu ewokacji (dziś było osiem), byle po kolei. Całość trwa 40 minut, więc ta dopuszczalność jest zrozumiała, bo pozwala utworowi na szersze życie koncertowe.
Kulminacja koncertu jednak miała miejsce dopiero na koniec. Wojenny utwór Arnolda Schoenberga Ode to Napoleon Bonaparte, powstały w 1942 r. na emigracji w Ameryce, jest bardzo specyficzny, od samego tekstu – górnolotnie zjadliwego poematu Byrona, opiewającego ostateczną klęskę tyrana – począwszy, na języku muzycznym i sposobie interpretacji tego tekstu skończywszy. Do patosu w nim zawartego pasuje bardzo wynaleziony przez kompozytora Sprechgesang – trudno ten termin nawet przetłumaczyć, chodzi o recytację w określonym muzycznym rytmie i z zaśpiewami. Wykonywać Sprechgesang trzeba umieć i kiedy się ten utwór tego środka pozbawia, traci on wyraz. W 2008 r. na bardzo ciekawym koncercie inaugurującym muzyczną scenę Nowego Teatru (który jeszcze wówczas nie miał siedziby, więc koncert miał miejsce w sali balowej Hotelu Europejskiego przed remontem) również znalazł się ten utwór w wersji kameralnej, a rolę recytatora powierzono Andrzejowi Chyrze, który, jak nietrudno się domyślić, o Sprechgesangu nie ma pojęcia, więc wykonanie było, jak wówczas napisałam, nieznośne. Dziś wrażenie było zupełnie inne – dzięki Łukaszowi Hajduczeni, świetnemu śpiewakowi, który wie, jak to się robi, i potrafił nadać odpowiedni wyraz. Do tego jeszcze partia fortepianu w równie znakomitym wykonaniu Radosława Kurka plus perfekcyjne AUKSO. Wychodziliśmy więc pod wrażeniem, a oda do tyrana znów okazała się aktualna. Adresatów mamy dziś aż za wielu.
Tutaj jeszcze jedno wykonanie.
Komentarze
Dwa wieczory, dwa wspaniałe koncerty – szczególnie w sobotę miało się wrażenie, że nie tylko każdy punkt programu z osobna świetny, ale też wszystkie do siebie świetnie pasują i ze sobą rozmawiają. To jedna z najlepszych rzeczy, które może się zdarzyć na koncercie.
W niedzielę też bomba – Schönberg jedyny w swoim rodzaju, muzyka piękna, wykonawca znakomity. Jedyne, co mi trochę przeszkadzało, to pojawiające się od czasu do czasu nieścisłości w angielskiej wymowie śpiewaka / recytatora. No, ale to można błyskawicznie skorygować.
Z Krakowa doszły mnie słuchy, że super było – ale bez szczegółów, bo pora późna. Ciekawe, czy występem PA i IB można wytłumaczyć wczorajsze pustki na „Łańcuchu”.
Absolutnie nie, to inny target.
No i nie nazwałbym tego „pustkami”, jak na Łańcuchowe standardy było całkiem sporo osób.