I o co tu chodzi?
Zwykle nie zajmuję się anonimami, ale w tym wypadku koincydencja jest interesująca, a sprawa ważna. I niepokojąca.
Tydzień temu kilkoro krytyków muzycznych, w tym ja, otrzymało anonimowy mail o następującej treści:
„Szanowni Państwo.
Szykuje się wielki skandal z wyborem dyrektora Teatru Wielkiego Opery Narodowej! Ministerstwo Kultury planuje wybrać dyrektora w konkursie zamkniętym. Zaproponowano udział w konkursie Rafałowi Kłoczko, Renacie Borowskiej-Juszczyńskiej, Robertowi Piaskowskiemu, Borisowi Kudličce, Agnieszce Franków-Żelazny, Michałowi Znanieckiemu.
Przecież większość tych osób jest bez doświadczenia i osiągnięć adekwatnych do prowadzenia sceny narodowej! Gdzie nazwiska światowej renomy, których także w Polsce nie brakuje, chociażby Łukasz Borowicz, Michał Merczyński, Filip Berkowicz, Krzysztof Pastor? Dlaczego konkurs jest zamknięty? Czyżby był ustawiony? Tylko na kogo?
Potrzebna jest pilna interwencja dziennikarska, aby zapobiec kompromitacji!
Przyjaciele i miłośnicy Teatru Wielkiego Opery Narodowej”
A dziś MKiDN wrzuca informację – dokładnie z tymi pięcioma nazwiskami jak powyżej (przynajmniej bez Znanieckiego, który miał już tu swój falstart). Ciekawe.
Nie powiem, że ze wszystkim w tym liście się zgadzam. Ale fakt, że większość z tych osób nie ma doświadczenia wystarczającego do prowadzenia sceny narodowej. Największe ma Renata Borowska-Juszczyńska, która stoi na czele poznańskiego Teatru Wielkiego od 13 lat. Ale zdumiewa, że na udział w konkursie zgodziły się osoby, które takiego doświadczenia w ogóle nie mają, a dopiero co objęły eksponowane stanowiska, jak Robert Piaskowski, od niespełna roku dyrektor Narodowego Centrum Kultury (a z operą nie mający wcześniej nic wspólnego), albo Agnieszka Franków-Żelazny, chórmistrzyni, która z tym sezonem objęła dyrekcję Opery Wrocławskiej i doświadczenia w tej materii dopiero zaczyna zdobywać. Rafał Kłoczko pasjonuje się operą od czasów studenckich, kiedy to organizował w Gdańsku studenckie przedstawienia i kierował nimi, ale dyrekcja Filharmonii Zielonogórskiej to dopiero jego pierwsza posada w życiu. No i Boris Kudlička, wybitny artysta, który przecież niedawno zakończył pracę w TWON, by działać po prostu jako architekt, co go ponoć bardziej interesowało – czyżby zmienił zdanie?
Nazwiska postulowane przez autorów listu też nie wszystkie są trafne – Michał Merczyński dostał już właśnie dyrekcję Nowego Teatru (na wyraźne żądanie zespołu), Filip Berkowicz operą się nie zajmował w ogóle (tylko barokową na koncertach Opera Rara, ale to przecież nie to samo), Krzysztof Pastor, dyrektor Polskiego Baletu Narodowego, dużo sam działa jako artysta nie tylko w Warszawie, ale na świecie i pewnie nie chciałby z tego rezygnować.
Tak czy siak – najbardziej rażący jest tu sposób wyboru i powoływania. Tak ważna instytucja jak Opera Narodowa, kiedy zmienia dyrekcję, powinna być kierowana na dużą zakładkę. Tak więc przede wszystkim jeśli założono od razu, że kończąca się latem kadencja Waldemara Dąbrowskiego będzie ostatnią, to trzeba było wszystko zaplanować wcześniej, żeby następca mógł się wdrażać, żeby planowanie przyszłych sezonów nie zawisło w powietrzu. Obecna koncepcja konkursu i wymiany dyrekcji grozi bałaganem organizacyjnym. Mamy już jeden w Filharmonii Narodowej, gdzie też ma się odbyć konkurs na dyrektora naczelnego, choć artystyczny już jest, ale go nie ma (ale ponoć jest, tyle że tylko na próbach). Teraz będzie drugi?
Tym, że konkurs jest zamknięty, może bym się aż tak nie oburzała – dzięki temu uniknie się różnych kandydatów, którzy zgłaszają się zawsze i wszędzie. Ale nazwisk rzeczywiście chciałoby się jakichś adekwatnych. Kłopot w tym, że ławka krótka.
PS. Uzupełniam, w ślad za „Ruchem Muzycznym”:
Po publikacji tej informacji, w mediach społecznościowych Agnieszka Franków-Żelazny napisała: „pragnę STANOWCZO ZDEMENTOWAĆ fakt iż potwierdziłam swój udział w konkursie na dyrektora Teatru Wielkiego – Opery Narodowej. Owszem, otrzymałam od Pani Minister zaproszenie do konkursu na dyrektora TWON, ale NIE POTWIERDZIŁAM swojego w nim udziału i NIE ZAMIERZAM POTWIERDZAĆ. Od 1 stycznia 2025 roku jestem dyrektorem Opery Wrocławskiej, do której to misji podchodzę niezwykle odpowiedzialnie i z wielkim zaangażowaniem”.
Od siebie dodam, że Agnieszka Franków-Żelazny została dyrektorką Opery Wrocławskiej również z konkursu. Gdyby się więc zgodziła ma propozycję MKiDN, byłoby to niepoważne. Dziwne, że ministerstwo nie zdawało sobie z tego sprawy.
Komentarze
Jakże ja bym musiał się nudzić i ile wypić, żeby coś takiego wymyślić? A ministerstwo, proszę bardzo. Niestety, możemy być pewni, że to nie ostatni wytrysk inwencji z tamtej strony, to się nie da leczyć.
Ale o co chodzi? Przecież to pięknie pasuje do systemu organizacji polskiej kultury muzycznej, na który pracowaliśmy od lat. Systemu tak wspaniale „domkniętego” i wykluczonego z międzynarodowego obiegu, w którym:
– nie mamy menedżerów z międzynarodowym doświadczeniem (a często nawet menedżerów ze znajomością języków obcych!)
– brakuje zaproszeń dla polskich instytucji muzycznych na liczące się zagraniczne festiwale i do czołowych europejskich sal koncertowych (nie mówię o tych wyjazdach, za które płaci polski podatnik, bo liczy się kto tak naprawdę chce za to w ogóle zapłacić)
– dyrygenci z najwyższej światowej półki nie interesują się koncertowaniem z polskimi orkiestrami (ktoś widział, żeby tu kiedykolwiek dyrygował Barenboim, Rattle, Mehta, Kirill Petrenko, Muti, Dudamel, Jansons, Nelsons, Thielemann? co najwyżej przyjeżdżają z zagranicznymi orkiestrami), a szefowie artystyczni (nawet ci zagraniczni) to zwykle osoby, które nie mają w swoim życiorysie żadnych liczących się światowych zespołów i z polskimi zespołami raczej wstydzą się pokazywać za granicą
– duże międzynarodowe wytwórnie płytowe albo zachodni przemysł filmowy nie interesują się nagrywaniem czegokolwiek nad Wisłą (Hollywood jednocześnie chętnie korzysta z orkiestr np. w Budapeszcie albo Pradze)
– jeśli chodzi o nagrody płytowe to mamy jedynie „Fryderyka” – piękną ideę „ersatzu” na leczenie krajowych kompleksów – nagrodzeni zwykle nie mogą liczyć na zagraniczne nagrody a i zagraniczni artyści jakoś szczególnie tej nagrody nie cenią.
Trep małopolski pleni się obficie… a zwłaszcza w sferach „rządzących” ministerialnych…
Widać przeoczono fakt, że jeśli chodzi o te klocki – wiedza, kompetencje, doświadczenie i odpowiedzialność – narodek nietęgi i to po obu stronach rynków wszelakich: podaży i popytu czyli producentów i konsumentów.
Upadek edukacji publicznej na jej wszystkich poziomach i szczeblach i towarzysząca mu inflacja dyplomów i certyfikatów wszelakich daje znać coraz mocniej i ciąży coraz bardziej we wszystkich sferach życia społecznego poprzez jego degradację i degenerację.
Czas afer wśród nominalnych elitariuszy dopiero nabiera rozpędu, bo przecież „śpiewać każdy może”…
A czy ktokolwiek z MKiDN proponował rozwiązanie najprostsze: pozostawienie doświadczonego duetu Dąbrowski/Treliński na kolejną kadencję? Czy też robimy konkurs dla konkursu, bierzemy kandydatów z łapanki, a potem się zobaczy co będzie. No, chyba że panowie D/T postanowili definitywnie zakończyć swoją pracę w TWON…
Kontakt z światowym muzykowaniem mam głównie przez kanały mezzo. Kiedyś jako jedyne koncerty odbywające się w Polsce były tam transmitowane te w ramach festiwali Misteria Paschalia. Dziś trudno spotkać we francuskiej tv cokolwiek polskiego. A szkoda, zasługiwałyby na to choćby koncerty festiwalu Chopin i jego Europa. Co do idiotycznych zmian na stanowiskach dyrektorów placówek muzycznych – przecież w innych placówkach, m.in. muzealnych i teatralnych dzieje się to samo
Dwa dni temu Daniel Barenboim podał do wiadomości bardzo smutną wiadomość :
The conductor, 82, today confirms a long-suspected diagnosis in a statement from his home in Berlin:
I know that many people have been concerned about my health. I have been very touched by the support I have received over the last three years. I would like to share today that I have Parkinson’s Disease. Looking ahead, I am planning to maintain as many of my professional commitments as my health permits.
As ever, I consider the West-Eastern Divan Orchestra my most important responsibility. It is essential for me to ensure the orchestra’s long-term stability and development.
I will continue to conduct the Divan whenever my health allows me to. At the same time, I will take an active role in ensuring that the Divan has the opportunity of working with excellent conductors going forward.
I have been navigating this new reality of mine and my focus is on receiving the best available care. I thank everyone for their kindness and well-wishes.
Płakać mi się chce…
No tak, to już było wiadomo. Przykre, zwłaszcza gdy się pamięta DB jako energicznego samca alfa, który wydawał się niezniszczalny…
Prawdę mówiąc po jego odejściu ze Staastoper Berlin i wymianie na Thielemanna nie bardzo już mi się chce tam jeździć. Inna sprawa, że w ogóle mniej jeździłam ostatnio, tak wyszło.
DB słyszałam ostatni raz w 2018 . Był to bardzo szczególny koncert – inauguracja sezonu koncertowego w Rotterdamie z nowym szefem-dyrygentem Lahavem Shani. Solistą był mentor Lahava – Daniel Barenboim . Trzeci koncert Beethovena zagrał wprost zjawiskowo,a orkiestra pokazała jak należy towarzyszyć soliście , aby utworzyć harmonijną całość. Takiego DB będę zawsze pamiętać.
A ja będę go pamiętać, jak prowadził Wagnera, kilkanaście lat temu.
Nie wiem, dlaczego nas to jeszcze dziwi. Duże wydarzenia też są pewnym wskaźnikiem. Na koncert z okazji inauguracji prezydencji Polski w UE nie zaproszono uznanej polskiej dyrygentki/dyrygenta ani nawet orkiestry z czołówki krajowej, nie zagrano dzieł polskich kompozytorów grywanych często poza Polską (Lutosławski, Bacewicz, Szymanowski, Penderecki, Wajnberg itp.), lecz postawiono na Jimka i jego kompozycje. Nawet na poziomie „eventowym” to się nie broniło.
Tak, polska prezydencja zaczęła się od Jimka i zakończy Aleksandrem Dębiczem. Crossover to jest to, czym się chwalimy 😉