Zimerman górą (w końcu)

Wpis na Facebooku Krystiana Zimermana, który został już podchwycony przez media, ukazał się we środę, tego samego dnia, co wiadomość o konkursie na dyrektora TWON, którą zajęłam się wcześniej jako pilną.

Teraz jednak wrócę do tej sprawy, która dla mnie nie jest oczywiście nowością, bo od czasu owego feralnego tournee z kameralną muzyką Grażyny Bacewicz upłynęło już 16 lat, a nasze rozmowy na ten temat również odbywały się przez paręnaście lat (głównie esemesowo) Spotkaliśmy się dwa razy w Amsterdamie: na Beethovenie i na Schubercie; poza wielkimi wrażeniami artystycznymi, które opisałam (również w artykule na papier – po Beethovenie; proszę nie zwracać uwagi na idiotyczny tytuł nadany przez redakcję internetową), miałam też inne, których opisać nie mogłam. Otóż przy śniadaniach w hotelu, kiedy mieliśmy czas na pogadanie, nie tylko usłyszałam całą tę historię po raz kolejny, ale też obejrzałam niektóre dokumenty z tych, które KZ zamierza również opublikować na Facebooku. Chciał się poradzić, co ma z tym zrobić – próbował wyegzekwować swoje na różne sposoby, ale się nie udało, a jeszcze w 2013 r., w przypływie dobrego humoru, kiedy grał w Warszawie Lutosławskiego, oświadczył, że kończy z tą sprawą – potem mi tłumaczył, że ów „menedżer” powiedział mu, że zbankrutował. Szybko się zorientował, że znów został oszukany.

Oczywiście jedyne, co mogłam wówczas poradzić, to oddanie w końcu sprawy do sądu i współpraca z dobrymi prawnikami, bo zdecydowanie można to wygrać. Ostatecznie tak się stało, ale jak wiadomo młyny sprawiedliwości mielą powoli, a pozwany też miał swoje sposoby, żeby sprawę w nieskończoność przedłużać (np. nie odbierał wezwań z sądu). Wszystko to zatruwało naszego artystę, ale skończyło się dobrze: wyrok zapadł jesienią zeszłego roku. „Menedżer” jednak ani myśli zwracać pieniędzy, a komornik nie wejdzie mu na majątek, bo przepisał wszystko łącznie z impresariatem na żonę. Dlatego też niecierpliwie czekam na dalsze publikacje na fb, szykując sobie popcorn.

Pianista był również rozżalony na polskich dziennikarzy, którzy w pogoni za sensacją powtarzali różne fake newsy o nim (np. w „Newsweeku” w 2013 r.). Dziś jest w lepszym humorze, bo nawet w TVN24 zrobiła z nim wywiad Monika Olejnik (i to dobrze przygotowana!). Może więc będzie miał jeszcze humor, żeby czasem w Polsce zagrać?

A tymczasem zbliża się premiera jego nowej, kameralnej Brahmsowskiej płyty. Na stronie DG jest malutka próbka – początek wolnej części III Kwartetu fortepianowego, granej z wielką czułością. Ja miałam już ogromną przyjemność wysłuchać obu kwartetów w całości – to przepiękne nagranie. Muzycy występowali razem z tym repertuarem parę lat temu, wówczas też go nagrali. Rozumieją się wspaniale. Próbka pokazuje tylko jedną, łagodną barwę tych interpretacji, ale III Kwartet jest poza tym bardzo dramatyczny i dynamiczny, grany drapieżnie i zarazem perfekcyjnie; II Kwartet jest pogodniejszy i jaśniejszy, ale także z typową dla Brahmsa nutą melancholii. Warto poczekać do początków kwietnia.

PS: W Studiu im. Lutosławskiego właśnie rozpoczyna się kolejny koncert Łańcucha XXII, ale ja tym razem nie idę – siedzę od paru dni w domu, bo jakieś przeziębienie mnie złapało. Żałuję, bo jak zwykle program ciekawy, ale tym razem rzeczy bardziej znane: III Kwartet Bartóka, II Kwartet Szymanowskiego i Kwartet Lutosławskiego, a do tego niesamowita wolna część kompletnie tu nieznanego Kwartetu amerykańskiej kompozytorki Ruth Crawford Seeger. Cały utwór zresztą bardzo ciekawy, ale wolna część ma wyjątkowy klimat i pewnie dlatego została wybrana do tego kontekstu.