Ryba z rakom

Czekałam, aż w końcu ktoś odnotuje to, co od chyba miesiąca dzieje się w sieci wokół piosenki z ukraińskiego filmu, a co przypomina zjawiska sprzed dwóch dekad.

W tamtych czasach odnotowałam w papierowej „P” pamiętną fińską „polkę Ewy” połączoną z obrazkiem z japońskiej animki, i tu był szał ogólnoświatowy. Chyba mniejszy, ale też szeroki międzynarodowy zasięg miał w parę lat później odnotowany też tutaj Jozin z bazin. Kiedyś używano do tego zjawiska terminu fenomen internetowy, dziś mówi się po prostu wiral.

Wciąż różne wirale chodzą po mediach, ale piosenkowego tego typu od dawna nie było. Zresztą teraz już raczej tylko lokalnie działają. Ostatnim o światowym zakresie był chyba Gangnam Style. Sympatyczne tańcujące zwierzątka i roślinki (tańcowała ryba z rakiem, a pietruszka z pasternakiem) operują w Polsce, Ukrainie, Czechach i Słowacji. Autor tekstu w „Wyborczej” przekopuje się przez dzieje piosenki, próbując dociec, czy jest ukraińska czy polska, czy też może czeska, białoruska czy słowacka. Wspomina też wersję śląską, ale do niej nie linkuje; tu trzeba zwrócić uwagę, że w każdym przypadku, także podawanym w tym artykule, melodia jest inna, a śląska jest jeszcze inna. Ta historia wędrówek tekstów i ubierania ich w różne melodie powtarzała się w naszych kulturach wiele razy. Przypomina mi to przypadek z utworu Wałentyna Sylwestrowa sprzed paru lat, w którym tekst jest ten sam, a zależnie od języka i melodii jest to piosenka ukraińska lub żydowska.

Ryba z rakiem przerabiana jest przede wszystkim przez użytkowników TikToka na różne sposoby, czy to animacyjnie, czy choreograficznie. I wydaje mi się, że sam mechanizm wiralowy jest podobny do tego jeszcze z czasów Jozina. Pisałam wówczas: „Co łączy ten i inne przypadki? Musi być element absurdu. „Józek z bagien” w filmiku jest prezentowany przez zespół Ivana Mladka, który to oglądając nie sposób nie wymięknąć widząc podrygi blond Rumcajsa, niezapomniane ubranka z lat siedemdziesiątych czy dęcie w bliżej niezidentyfikowany instrumencik. Jeśli chodzi o piosenki, muszą być rytmiczne, łatwo wpadające w ucho, ale nie za proste, jakaś zagwozdka w nich musi być – melodie muszą mieć swój wdzięk, a słowa najlepiej, jak są w nieznanym języku, czy też w ogóle odbieranym jako zabawny, jak myśli o czeskim wielu Polaków.” W zasadzie rzeczywiście wiele elementów się pokrywa: też jest dwóch facetów (Kozaków z filmu Zagubiony list), którzy z absurdalnie ponurymi minami podśpiewują taneczną melodyjkę. „Zagwozdką” jest tu zająknięcie się na sylabach „a ce…”, które jest wiernie odwzorowywane przez wszystkich interpretatorów, choć to ewidentne potknięcie.

Ale obserwując te przeróbki widzimy, ile się zmieniło. Dziś środki, jakimi dysponuje przeciętny internauta, są dużo bogatsze i można całkiem niemało zrobić. Są też deepfake’i – oszczędzę wam Kaczyńskiego, Tuska czy Brauna śpiewających ukraińską piosenkę, ale możecie uwierzyć na słowo, że zrobione jest to całkiem nieźle. Co także jest ładnym absurdem, bo pamiętamy wszyscy, jak Kaczyński śpiewał hymn polski. Bo absurd jest tym jednym wymogiem, który się nie zmienia.