Powrót Proroków

Zespół izraelsko-szwajcarski znany nam już z występów w Polsce, Profeti della Quinta, dał piękny koncert w starosądeckim kościele św. Elżbiety. Dla wielu była to kulminacja festiwalu Omnia Beneficia, dla mnie wielki finał, bo już jutro wyjeżdżam.

Bywalcy tutejsi wspominają bardzo ciepło koncert sprzed dwóch lat, który wciąż można podziwiać na YouTube. Tym razem Profeti wystąpili ze swoim koronnym repertuarem, czyli muzyką Salamone Rossiego, zwanego Il mantovano Hebreo, czyli mantuański Hebrajczyk, oraz dopasowanymi do tej twórczości utworami szefa zespołu Elama Rotema. Przy okazji tego koncertu sprzed 9 lat w ramach nieodżałowanego cyklu Cezarego Zycha Mazovia Goes Baroque, pod wpisem jest komentarz liska z linkiem – już nieczynnym niestety – do fragmentu jego opery Józef i jego bracia; wówczas w Warszawie muzycy ograniczyli się do Rossiego. Tym razem mogliśmy podziwiać kunszt Rotema w poruszaniu się w stylu tamtej epoki poniekąd na równi z Rossim – utwory były przeplecione (plus jeszcze jedna Passacaglia innego członka zespołu, teorbisty Oriego Harmelina, który sam ją wykonał).

1623 – tym razem jubileusz 400-lecia dotyczył daty wydania zbioru żydowskiej muzyki liturgicznej Rossiego Pieśni Salomona, z tym, że tytuł ten nie dotyczy Pieśni nad pieśniami, z którą zwykle Salomona kojarzymy, lecz samego kompozytora (za to utwory Rotema pochodziły głównie ze zbioru poświęconego właśnie Pieśni nad pieśniami). Na spotkaniu przedkoncertowym Rotem wyjaśnił, czemu twórczość Rossiego była tak wyjątkowa. Otóż wyjątkowe było miejsce i społeczność żydowska w Mantui: nie tylko, jak pisałam kiedyś, muzykiem był Rossi i jego siostra, lecz było więcej profesjonalnych muzyków-Żydów, którzy również zostali zatrudnieni na dworze Gonzagów (czyli byli kolegami z pracy Monteverdiego). Rossi, gdy wydał swój absolutnie unikatowy zbiór (dopiero po 200 latach miały pojawić się zapisy muzyki synagogalnej), był już bardzo uznany – od początku wieku publikował madrygały (w sumie ok. 150 dzieł po włosku) oraz muzykę instrumentalną – i zapragnął uczynić coś dla Boga, zgodnie ze swoim wyznaniem; to był prawdziwy eksperyment. Jego dzieła hebrajskie są trudne, ponieważ były przeznaczone dla kolegów-śpiewaków żydowskich. Niestety był to jedyny taki wykwit – podczas inwazji wojsk austriackich w wojnie o sukcesję mantuańską (odprysk wojny trzydziestoletniej) nastąpił upadek dworu Gonzagów, a getto zostało splądrowane; w gruncie rzeczy nie wiemy, co stało się z Rossim, jego siostrą i innymi żydowskimi muzykami. Mogli ewentualnie schronić się w Wenecji, ale nic o tym nie wiadomo. Dzieła Rossiego popadły w zapomnienie i odkryli je dopiero muzykolodzy z końca XIX w.

Rotem wspomniał jeszcze, że Rossi starał się bardzo, by jego kompozycje były zgodne z wymogami judaizmu, tj. aby tekst zawsze był zrozumiały. Dlatego ozdobników jest tam niewiele, choć się zdarzają, ale i tak nie jest to łatwe do śpiewania. Za to piękne i wzruszające. Śpiewane były a cappella, a utwory Rotema dla odróżnienia z klawesynem i teorbą, są tam też partie solowe ilustrujące dialog oblubieńców w stylu iście monteverdiowskim. Publiczność była zachwycona i rzuciła się na płyty zespołu, które sprzedawano po koncercie. A koncert był nagrywany i zostanie odtworzony w Dwójce.

I tyle dla mnie tego festiwalu – jutro jeszcze będzie obsłużona rocznica daty 1723 r., czyli objęcia przez Johanna Sebastiana Bacha posady lipskiego kantora: kantatę Gott, man lobet dich in der Stille oraz Magnificat wykona Capella Cracoviensis pod batutą Jana Tomasza Adamusa. Ale ja już jadę do Warszawy, żeby pojutrze ruszyć do Sopotu.

Dziś miałam jeszcze okazję zwiedzić pobliską Enklawę Przyrodniczą „Bobrowisko” – kolejną bardzo fajną drewnianą kładkę na bagnach i jeziorkach, na której są stanowiska do podglądania przyrody (nie wiadomo, czy ktoś tu spotkał bobra), i odwiedzić izbę pamięci Ady Sari w Muzeum Regionalnym. Dużo tu fotografii, trochę dokumentów, afiszy i przedmiotów, które należały kiedyś do artystki, a kiedy zwiedzałam, pan włączył arię Rozyny: tutaj i tutaj. Na domu, w którym spędziła dzieciństwo (urodziła się w Wadowicach, miała trzy lata, gdy rodzina się przeniosła do Starego Sącza), jest tabliczka. Mnóstwo wątków jest do podjęcia w tym szczególnym miasteczku.