Hammerklavier i inne
Streaming z obrazem odbiera się lepiej niż sam radiowy dźwięk – przy radiu robi się zwykle różne inne rzeczy, w ekran jednak człowiek patrzy. Dobrze więc, że Yulianna Avdeeva trafiła ze swym recitalem na YouTube.
Dzięki temu też można ten koncert nadal obejrzeć. Podobnie jak wcześniejsze recitale Kevina Chena, Lukasa Geniušasa i Giorgiego Gigashvilego – trzeba będzie obejrzeć, a pewnie będą też kolejne transmisje.
Hammerklavier, najbardziej monumentalna sonata Beethovena, nie jest łatwa do formalnego rozplanowania. To jednak pianistce się udało. Może nie było to najbardziej poruszające wykonanie tej sonaty, jakie słyszałam, zwłaszcza że już pierwszy takt został zepsuty przez „sąsiada”, a później było ich więcej, ale jeśli chodzi o charakter, wszystko było trafione. Uderzał głównie umiar, dyscyplina. W I części monumentalność nie przytłaczała, Scherzo jest najbardziej w typie tej pianistki, zrywne i drapieżne, wolna część nie była rozwlekła i cienia ckliwości (nazbyt częstej) w niej nie było, fuga zaś została zagrana artykulacją bachowską a la Glenn Gould, co dodawało jej lekkości, ale potęga na koniec powróciła, w sam raz, by wywołać owację na stojąco. Już po pierwszej części – to się często nie zdarza.
Jeszcze lepsza moim zdaniem była część druga koncertu. Liszta usłyszeliśmy te same utwory, co na marcowych urodzinach Chopina: zwiewna Bagatelle sans tonalité, wstrząsające, upiorne Unstern! Sinistre, disastro oraz podniosłego Świętego Franciszka z Asyżu. Natomiast zestaw chopinowski był zupełnie inny: Mazurki op. 30, czyli te same, które grała na konkursie, oraz Andante spianato i Wielki Polonez – to pierwsze w dość szybkim tempie (i dobrze), a polonez z salonową gracją. I znów standing ovation, i trzy bisy też chopinowskie: ulubiony Nokturn cis-moll op. posth. oraz wdzięczne Walc As-dur op. 34 nr i Mazurek f-moll op. 7 nr 3.
Z przyjemnością dostrzegłam w pierwszym rzędzie dworkowej publiczności prof. Irenę Poniatowską – tutaj jest link do bardzo ciekawej rozmowy z nią o sprawach, które poruszała i porusza w swoich muzykologicznych publikacjach. Pani profesor skończyła właśnie miesiąc temu 90 lat, ale mówi, że w ogóle tego wieku nie czuje w psychice, tylko niestety fizycznie. Wciąż ma nowe pomysły, np. w zeszłym roku właśnie w Dusznikach, ale też w innych miejscach, wygłosiła referat Dusza w opuszkach palców – fascynujący temat łączący muzykę z neurobiologią, oczywiście też w związku z Chopinem. Brawo!
Komentarze
Avdeeva ubrana w żakiet z białymi i czerwonymi kwiatami. Bardzo to taktowne i eleganckie. I w ogóle ślicznie wyglądała – to takie płytkie podsumowanie.
Pozdrawiam.
😀
Dziś o 19:30, jeśli ktoś wcześniej nie słuchał: https://www.polskieradio.pl/8/8817/Artykul/3221573,recital-piotra-anderszewskiego-w-montpellier
Słuchał wcześniej, słuchał 🙂
A ciekawam, jakie wrażenia, przed koncertem warszawskim 😉
A ja chcialabym polecić, dostępny całkiem od niedawna, nowy film dokumentalny o Igorze Levicie:
https://www.youtube.com/watch?v=UoK-NNmbtOM&t=93s
Całkiem zmieniłam zdanie na temat Levita po jego obejrzeniu! Bo był czas jakieś parę lat temu, że śledziłam jego działalność na Twiiterze (na którym z powodu Muska już go nie ma) i bardzo się w którymś momencie zraziłam tą intensywnością jego uczestnictwa w mediach społecznościowych i zaangażowaniem politycznym, czemu zresztą dawałam tutaj wyraz. Wydawało mi się to nieco sztuczne, trochę nachalne i wpływało na mój odbiór jego muzyki.
Film natomiast sprawił, że ujrzalam Levita, który jest przede wszystkim muzykiem, bardzo wrażliwym muzykiem i osobą, która jest po prostu bardzo towarzyska. Objawił się przede mną jako niesamowicie ciepły, sympatyczny, taki wręcz przytulański chłopak. Zupełnie się tego niespodziewałam. No i oczywiście gra przepięknie… teraz to czuję. A że w sposób naturalny i niewymuszony jest wyśmienitym pianistą, może w innej części siebie oddawać się różnym innym aktywnościom. Bardzo, bardzo polecam!
Może to jego zaangażowanie wydawać się mogło nadmierne, ale z pewnością było i jest szczere. To, co zrobił w pandemii, i to w pierwszej reakcji na lockdown, czyli zainicjowanie koncertów domowych, które też śledziłam (wtedy jeszcze Twitter był dostępny w czytaniu dla wszystkich), świadczy o jego zmyśle społecznym, potrzebie robienia sztuki dla kogoś, nie dla samej sztuki. To mi się zawsze u niego podobało, a że to znakomity muzyk, nie tylko świetny pianista, to wiedziałam już wcześniej, kiedy usłyszałam go w Bad Kissingen. W Polsce jak dotąd nie był, a szkoda. Muszę obejrzeć ten film.
Tak, zmysł społeczny na pewno. Urzekło mnie, że te koncerty były przede wszystkim jemu samemu potrzebne, jak się dowiedziałam z filmu, tak bardzo spragniony był relacji z drugim człowiekiem w czasie pandemii.
Może, ze swoimi poglądami, nie chce po prostu przyjechać do Polski… Dziwimy się? Raczej nie…
Obecnie również czasem gra, lecz na Instagramie. Założył też konto na Threads. Nie pojawia się już jednak na obu tak intensywnie jak kiedyś. Let’s Levit 🙂
Dziękuję za polecenie filmu! Obejrzę w wolnej chwili.
Nie śledziłam internetowej aktywności Levita, m.in. z tego powodu, że nie ma mnie w mediach społecznościowych. Zastanawiam się, na ile irytacja Frajde wynika z samej aktywności pianisty, a na ile – z polaryzującej natury tych mediów.
Tak czy siak, należałam do wiernych widzek domowych koncertów IL na Twitterze i faktycznie, tak jak Pani Redaktor pisze, miałam wrażenie, że stworzyła się wokół nich żywa społeczność. Do dziś jestem artyście wdzięczna za tamten gest i za wytrwanie w nim tak długo.
Nie odzywałam się, a tu tymczasem mnóstwo ciekawych tematów (to zresztą tutaj konstans, ale teraz szczególnie 🙂 ). Wpis o Sopocie był już dawno, więc tylko dodam, że też lubię tamtejsze lasy i uciekam do nich w weekendy. 🙂
Super, że recital Avdeevej pozostanie jeszcze na stronie. W poniedziałek wpadłam do domu w trakcie transmisji i zaraz przewinęłam na początek,
w obawie, że po koncercie link zniknie. Na razie wysłuchałam tylko „Hammerklavier”, ale i tak jest o czym myśleć.
Ostatni weekend też muzycznie bardzo bogaty i udany: w sobotę świetna inauguracja WarszeMuzik, a w niedzielę Julii Łozowskiej posłuchałam dla odmiany w Łazienkach i mam podobne odczucia jak Pani Redaktor: ciekawa pianistka o dużych możliwościach (i ambicji: w programie niedzielnego recitalu zmieściła trzy ballady, a to była zaledwie jego pierwsza część). Po południu, zamiast na Umschlagplatz, wybrałam się na wydarzenie, które pewnie wielu Blogowiczom jest znane (pozwalam sobie wkleić link, bo wiem, że obywatelskość ma na Dywanie znaczenie):
https://www.tour-de-konstytucja.pl/edycja-iii
Kto nie był w Warszawie w niedzielę, niech wpada na finał 23 września, bo to nie tylko okazja do spotkania z fantastycznymi ludźmi, ale też kopalnia informacji, istotnych zwłaszcza w najbliższych tygodniach.
Tak oto kończę OT, ale przecież nie całkiem, bo pisaliśmy tu wcześniej o społecznym zaangażowaniu Igora Levita…
Jewgienij Kissin jeździ z kolei po świecie z polonezem fis-moll, w którym heroizm i chęć do walki polskich powstańców są jeszcze większe niż w Wielkim Polonezie. Przypadek? 🙂
Raczej nie, tym bardziej, że ten polonez nazywany jest (ale nie przez Chopina) elegijnym…
Pisałam właśnie artykuł o rosyjskich muzykach protestujących przeciwko wojnie – będzie w następnym numerze, na otwarcie Chopiejów, i wspomniałam też (bez cytowania ze względu na brak miejsca) o oświadczeniu Kissina w pierwszych dniach wojny:
https://www.facebook.com/pianistkissin/videos/evgeny-kissins-statement-against-russias-invasion-of-ukraine/494794688693113/
Szerzej zacytowałam Avdeevą i Baevą, bo występują na festiwalu.
Filmu o Levicie już nie ma niestety na YT… Próbowałam właśnie wejść. Tak coś czułam, że tak będzie. Wydawało mi się to niemożliwe, że tam jest i to w świetnej jakości, bo to była dość nowość i widziałam, że w kinach go cały czas wyświetlają. A i tak zdążyło go obejrzeć 50K osób na YT.
Pozostał tylko trailer: https://www.youtube.com/watch?v=SOwUl_cd-kg
Amma, również nie jestem użytkownikiem mediów społecznościowych, a może raczej nie byłam do zeszłego roku, bo miałam tylko TT, do którego nie często zaglądałałam (tylko dla Levita, Hougha i Isserlisa). Od zeszłego roku mam Instagram i przyznam trochę się wciągnęłam, bo podoba mi się ten koncept wizualno-audialny.
Levit był na TT nad wyraz aktywny i nie chodzi mi o koncerty pandemiczne, bo te też na początku oglądałam, ale o fakt, że tweetował czasem co kilka godzin. To mi się wydało takim nieprawdziwym, alternatywnym życiem i trochę epatowaniem swoją osobą. Po obejrzeniu filmu zobaczyłam tę aktywność w innym świetle. Zrozumiałam, że mogła wynikać po prostu z poczucia samotności… Teraz, gdy prowadzi intensywne życie koncertowe, jest go dużo mniej w mediach społecznościowych, ale na Insta cały czas czasem gra. To jeszcze raz let’s Levit!
Let’s! 🙂
Szkoda 🙁
Teraz na kanale Fundacji na żywo Camille Thomas i Julien Brocal, właśnie leci Sonata Chopina.
https://www.youtube.com/watch?v=ZLLX9grOu_8
Pobutka
https://www.youtube.com/watch?v=3AiGko0bv0E
Fajnie sobie przypomnieć, że kiedyś tak się to grało 😉 Bardzo energetyczna interpretacja.
A teraz wysłuchałam z Dusznik recitalu Anny Geniushene. Bardzo polecam!
https://www.youtube.com/watch?v=5agSsd062l4
II nagroda z zeszłorocznego Vana Cliburna. O wiele ciekawsza osobowość od męża, Lukasa. Z którym zresztą grywają w duecie.
Sonatę D-dur Haydna grała na tym konkursie, podobnie pierwszy bis (Bagatela As-dur z op. 33 Beethovena). Drugiego bisu nie rozpoznałam, wydaje mi się, że to było coś rosyjskiego. Świetna technika, błyskotliwość i lekkość. Obrazki z moich ukochanych Miroirs Ravela – jak z natury, wszystkie te ćmy, ptaszki, barki czy dzwony. Obie sonaty Prokofiewa z kocią wręcz sprężystością i zrywnością, a pomiędzy nimi Rondo c-moll op. 1 Chopina zagrane podobną artykulacją, co zbliżyło te utwory – zresztą to pasuje, bo ten młodzieńczy utworek jest trochę pustą jeszcze, ale wdzięczną zabawką.
IV Sonata Prokofiewa ma w tym roku wyjątkowe powodzenie – to było już trzecie jej wykonanie, wcześniej grali ją Mateusz Krzyżowski i Piotr Pawlak. Wszystkie tegoroczne transmisje wiszą, podobnie jak te z lat poprzednich, więc pewnie zostaną. Można odsłuchać zaległości – ja jeszcze tego nie zrobiłam.
A jak wrażenia z Brocala i Thomas? Wczoraj za poleceniem posłuchałem i mi się interpretacyjnie bardzo podobało. Zacząłem się rozpisywać, ale zrobiło się późno, więc już sobie darowałem. W każdym razie: on ma dziwną manierę techniczną z prostowaniem palców, ale gra takim dźwiękiem, jaki lubię: ciepłym, no i w ogóle cały wieczór towarzyszył z wyczuciem. Grali po prostu razem. Była też w tym emocja, a to naprawdę tej muzyce służy. Dawno mi dwa instrumenty tak pokoju nie wypełniły. Sonata – kompozycja genialna, interpretacja też mi się super podobała. Tym niemniej nadal nie rozumiem, co słyszę słuchając wiolonczeli, więc in dubio pro reo – brałem to, co ona robi w ciemno, a jakieś wątpliwości tłumaczyłem sobie, że taki to urok instrumentu. Jeżeli ktoś ma ucho i uważa, że tam były jakieś mankamenty, to fajnie byłoby się czegoś nauczyć. (Ale jak już się przyzwyczaiłem, raczej tutaj nikt nie będzie ryzykował. No ale może jednak?). Ale pomijając to, to transkrypcja Walca a-moll bardzo mu służy. Miałem nadzieję, że jeszcze zagra dosłowniej te polirytmy z tematu, one nie gryzą, natomiast lata słuchania tam rubato już mnie po uszach tak. No ale niestety. Ale też ładnie ten fragment na sam koniec, przed powrotem do tego „zaśpiewu”, jak lewa ręka tak się nagle włącza z gadaniem, on super w transkrypcji wyszedł, bardziej rozkołysany niż kiedykolwiek. A potem było jeszcze lepiej i lepiej, motyw z Air russe varie, dedykowany Ukrainie – fenomenalny, kupiłem pomysł z zaprezentowaniem go najpierw w izolacji. Najbardziej pasjonujące, obok Sonaty, momenty wieczoru. A Popper to już w ogóle cudo. I też muszę zwrócić honor: jakkolwiek tego Chopina z bisu z płyty bym słuchać nie chciał, to w takiej atmosferze – już jak najbardziej. No i sama transkrypcja: pokazuje tę część koncertu w nieoczywisty dla mnie sposób, nie spodziewałem się tego. To w ogóle dobre warunki do grania takiej muzyki, widownia mała, acz po brzegi, wyrobiona, można zagadać, ale bez tej znanej z muzycznych imprez dla biznesmenów kokieterii. Tzn. z tym papieżem to nie wiem, czy jednak nie pod publiczkę wyszła, ale może to z potrzeby serca. Mnie w każdym razie zemdliło. No ale tak podsumowując, bardzo mi się podobało. Wspaniały instrument, momentami taki, mówiąc pretensjonalnie, lamentujący, czasem znów zaciągający, jak ktoś na bani. Ekstra. W porównaniu do fortepianu, którego na co dzień prawie wyłącznie słucham, to tu całe bogactwo szczególików, i mam wrażenie, że ona w wyciąganiu ich jest kapitalna. Ale no wciąż: wciąż czasem nie wiem, czy to, co mi się podoba, to nie aby jaka próba ratunku. Naprawdę byłbym wdzięczny za jakiś stanowczy głos. Najlepiej to: „Grała w punkt, na tym się pan ucz”, podpisane z imienia i nazwiska. Ale no pewnie na takie prezenty to trzeba będzie poczekać do Gwiazdki.
🙂 Akurat słuchałam tylko Sonaty Chopina, potem już mi się nie chciało… Mam album i musiałam przesłuchać w całości, więc chwilowo miałam przesyt.
Geniushene rzeczywiście jest świetna, właśnie słucham sobie Miroirs, a i Haydn był bardzo malowniczy. Z małych spostrzeżeń: podejrzałem, że dzisiejsza wykonawczyni z małżonkiem słuchali sobie Avdeevej z pierwszych rzędów i akurat byli jednymi z tych nielicznych, którzy przed przerwą nie wstali! Potem ich już nie mogłem znaleźć. Druga rzecz: i Geniushene i wczoraj Thomas sobie korzystały z nut w razie potrzeby: i słusznie. A no i tak się trafiło, że jutrzejszy dzień należy w ogóle w całości do kobiet z Japonii, bo poza tym, że po południu gra Yukine Kuroki, a wieczorem Hina Maeda, to jeszcze rano, okazuje się, grają… piłkarki. O półfinał MŚ.
Nie było stroiciela, żeby coś zrobił w przerwie? Nie wiem. Może się mylę, może robię z siebie kretyna, zdarza się, ale, że tak powiem, wątpię. Prof. Paleczny tego nie słyszy z pierwszych rzędów? Środek był rozstrojony dla mnie gorzej niż pianino z korytarza w moim liceum. Liceum ogólnokształcącym. G3, B4, (po polsku H4), nie wiem, co jeszcze. Co prawda sporo tego h w jej programie, to fakt, ale to tym bardziej można takie sytuacje przewidzieć…
Może dlatego dobrała tak jazzujący bis. Bo faktycznie to brzmienia mniej jak z Duszników, a jak gdyby bardziej dixielandowe. Trochę szkoda, bo nie mogłem się skupić, a ją strasznie, strasznie lubię. Piękną ma artykulację. Że też w KCh od razu ją odrzucono, no trudno się pogodzić. Ale się od dawna pocieszam, że może właśnie jej to na dobre wyszło, patrząc po tym, jak wystrzeliła.
Interpretacyjnie oczywiście większość z obecnych będzie miała innych faworytów, to jest jasne, strasznie ta Sonata jest już ograna. A też już powoli się sam uczę, że trzeba mieć w zanadrzu przy okazji każdej dyskusji na temat dzisiejszych dwudziestoparo czy trzydziestoparolatków, (którzy nie są Avdeevą, czy Liu), danej kompozycji wykonanie Richtera z tego, a tego roku, Horowitza z tamtego, czy lepiej: Bermana, czy już najlepiej jakiegoś Gilelsa z lat 40., czy Cortota z lat 20., których słuchało kilkaset osób w PL, żeby sobie pomarudzić!
Tym niemniej, tu i teraz, swobody, detalu, takiej przyjemności w muzyce, to by się od niej kilkoro rówieśników-finalistów KCh, (a i laureatów bym znalazł), mogło uczyć. Czarujące granie.
Jak gadam i tak wyłącznie do siebie, to sobie dodam, że Kevin Chen gra najprecyzyjniej ze wszystkich do tej pory. Przychodzi do głowy angielskie crystal clear. Czy coś zaczepia czasem, czy nie, bo to nie o to przecież chodzi.
Po Maedzie mi się włączył i tak sobie słucham coś robiąc, ale nagle się orientuję, że jednak wyłącznie słucham. Tego się nie da chyba jednak znowu zbyć jakimś generycznym „perfekcyjne, ale nudne, poprawne, młody pistolet”. Nie można już chyba tak dłużej. Samemu mi się nie chciało go słuchać w Rubinsteinie, bo byłem nie dość, że urażony po Genewie, to uważałem, i nadal uważam, branie samych etiud za szantaż, za trik. Ale no cóż tu poradzić, że to było po prostu wybitnie zagrane dzisiaj. Skończyłem właśnie pierwszą część i nie mam pytań. Perfekcja.
(A publiczność jednak chyba nie aż tak wyrobiona, coś się średnio połapała, że to już koniec Bagatelle sans tonalité).
Bo Bagatelle kończy się tak, jakby urywała się w środku; kto nie zna późnego Liszta (a jest on powszechnie mniej znany od wcześniejszych, czysto wirtuozowskich kawałków), może się nabrać. Zresztą zwykle łączy się ją z innymi utworami, więc nawet lepiej, jak po niej oklasków nie ma i owo napięcie zawisa w powietrzu.
Maedy nie słuchałam, natomiast zamierzam przesłuchać Chena i Gigashvilego.
Frühlingsnacht na bis 🙂 Widmung, a na sam już koniec, żeby jeszcze postraszyć przygotowujących się do KCh, zagrał sobie naszą dobrą pierwszoetapową znajomą – tercjową. Ja bym się za ten występ na płycie nie obraził. Też zwróciłem uwagę, że to chyba prof. Paleczny podniósł się jako pierwszy do owacji na stojąco i to już po pierwszej części, przed przerwą.