Trzy razy Brahms
Parę zaległości jak zwykle, tym razem pod kątem kompozytora.
Jeden (z orkiestrą). Adam Laloum, Rundfunk Sinfonieorchester Berlin, dyr. Kazuki Yamada, Brahms, Piano Concertos, Sony Classical 2018. Pamiętam tego chłopaka w wieku wczesno nastoletnim, z występu w ramach koncertów młodych muzyków organizowanych przy targach MIDEM w Cannes przez francuskie stowarzyszenie Adami zajmujące się wspieraniem artystów. To były jeszcze czasy (2000 r.), kiedy nie tylko MIDEM sam w sobie coś znaczył, ale i MIDEM Classique był mocny. Był więc cały nurt koncertów. Zapamiętałam tego młodziutkiego pianistę ze względu na jego muzykalność, a potem znikł mi z oczu. Z czasem odniósł szereg sukcesów, z wygraną na Konkursie im. Clary Haskil na czele. Patrząc na jego repertuar odnosi się wrażenie, że Brahms i w ogóle romantyzm to jego specjalność. Koncerty są inne niż przywykliśmy. To nie jest Brahms błyskotliwy i porywający, lecz zamyślony i rozmarzony, czasem wręcz zaskakują powolne tempa. Laloum niczym nie epatuje, tylko po swojemu opowiada. Mnie oczywiście brak tego, co frapuje u Rubinsteina czy Zimermana, ale i ta wersja mnie jakoś przekonała.
Dwie. Sirkka-Liisa Kaakinen-Pilch, Tuija Hakkila, Brahms, Sonatas for Piano and Violin on period instruments, Ondine 2018. Kto by się spodziewał usłyszeć tę wspaniałą wykonawczynię baroku w Brahmsie? A właściwie czemu nie? I jest to piękne. Przede wszystkim fascynuje brzmienie: jasne, świetliste wręcz skrzypiec oraz miękkie, intymne – fortepianu; Tuija Hakkila, której wcześniej nie znałam, jest dla mnie dużym zaskoczeniem – świetna po prostu. Jest ona też autorką omówienia w książeczce do płyty. Poprzez to, że brzmienia są inne i w związku z tym proporcje między nimi się zmieniają, trochę otwierają się oczy, a właściwie uszy na to, co Brahms mógł chcieć usłyszeć. Właśnie ta intymność i jasność, ale nie pozbawiona natężenia emocjonalnego, jest tu szczególnie uderzająca. Każda z sonat poprzedzona jest pieśnią w opracowaniu na skrzypce i fortepian; trzecia z nich, Regenlied, oparta jest na tym samym temacie, co finał Sonaty G-dur (kolejność sonat jest zamieniona: druga, trzecia, pierwsza). Dwie późniejsze sonaty są wykonane na fortepianie Bösendorfera z 1892 r., pierwsza – na również wiedeńskim instrumencie Jeana-Baptiste’a Streichera z 1864 r.; Sirkka gra na starych skrzypcach o nieznanej proweniencji.
Trzech. Emanuel Ax, Leonidas Kavakis, Yo-Yo Ma, Brahms, The Piano Trios, Sony Classical 2017. Znakomici soliści, znani nam z wielu innych kontekstów, przede wszystkim z indywidualnych kreacji (pianistę jeszcze dodatkowo pamiętamy z Konkursu Chopinowskiego z 1980 r., gdzie otrzymał wyróżnienie; niewiele później wygrał Konkurs im. Rubinsteina w Tel Awiwie; i on również napisał omówienie do książeczki). Każdy z nich z upodobaniem uprawia też muzykę kameralną i to słychać. Przyjemność, z jaką współmuzykują, udziela się nam. Brzmienie współczesne, więc interpretacja ma większy ambitus dynamiczny i emocjonalny. Mamy tu również zmienioną kolejność: drugie, trzecie i na koniec pierwsze trio, co – zważywszy, że owo pierwsze jest z op. 8. a późniejsze z op. 87 i 101 – daje do myślenia, jak wcześnie Brahms się w pełni ukształtował: Trio H-dur napisał mając 21 lat, a zawiera ono jedne z najgłębszych jego stronic. Brahms przerabiał zresztą utwór 35 lat później i tę właśnie wersję, powszechnie wykonywaną, grają muzycy.