Co tam u Beethovena
Mało Beethovena. Przez ostatnie dwa wieczory słuchałam go tylko raz – wczoraj po południu, kiedy to włoscy artyści, flecista Massimo Mercelli i pianista (dawna legenda) Bruno Canino, grali urocze cykle tematów z wariacjami op. 107 i 108. To twórczość z tej samej serii, co zabawne opracowania pieśni różnych narodów (są wśród nich i dwie polskie), tu najwięcej jest tematów szkockich, ale są także tyrolskie, białoruski i rosyjski. Bawiłam się przy tym pysznie, jak i sami muzycy, i publiczność. Lubię, jak na Festiwalu Beethovenowskim mogę usłyszeć jakieś mniej znane utwory patrona.
Wieczorem – Maria Padilla. Przeczytałam w „operowej Biblii” PMK, że dziwi się on, że tak dobra jakościowo opera Donizettiego jest tak rzadko wykonywana. No i rzeczywiście, jest świetna. Ciekawe, że zgodnie z miejscem akcji (pokićkanej dość zresztą, i nietypowo z happy endem) słychać w niej częste nawiązania do stylistyki hiszpańskiej. Łukasz Borowicz prowadził ją znakomicie, z temperamentem i wyczuciem. Natomiast z solistami było różnie. Operę przygotowano w ramach programu operowego na wydziale wokalnym Yale, no i studenci sprawili się w większości znakomicie. Natomiast dwie główne żeńskie role dano bardziej „zasłużonym” artystkom i było to przykre. Rolę tytułową śpiewała pani Nelly Miricioiu, koło sześćdziesiątki, która kiedyś tam wykonywała tę rolę i pewnie była nawet dobra, ale dziś słuchało się jej z trudem; w roli siostry Marii, Ines, wystąpiła Helena Zubanovich, Polka od lat mieszkająca za granicą, też już chyba mająca najlepszy czas za sobą, a może po prostu z emploi innym niż belcanto. Przeżyłam do końca, ale wróciłam, jak widzieliście, w stanie nieprzytomności, tym bardziej, że przecież tego dnia wróciłam z Krakowa.
Dziś Dresdner Philharmonie pod dziarskim jak zawsze Johnem Axelrodem, z dobrymi młodymi solistami niemieckimi – skrzypaczką Viviane Hagner i wiolonczelistą Danjulo Ishizaka (wbrew nazwisku jest on krzyżówką japońsko-niemiecką; kiedyś wygrał warszawski Konkurs im. Lutosławskiego), którzy ładnie wypadli w Koncercie podwójnym Brahmsa. Niestety orkiestra była ciężka i nieprecyzyjna, taka jakaś enerdowska; żałowałam, że zostałam na drugą część, bo Z Nowego Świata to utwór tak osłuchany, że da się wytrzymać tylko w rewelacyjnym wykonaniu, ale to takim nie było. Za to było głośno i szybko w finale, więc ze strony młodzieży były krzyki i owacje, a ze strony orkiestry nawet jakiś bis (zdaje się, że któryś z Tańców węgierskich Brahmsa), ale szybciutko uciekłam.
Komentarze
Co robi Beethoven, kiedy nie skrobie kolejnej symfonii?
http://www.youtube.com/watch?v=l3U79LxMSJg&feature=player_embedded#at=73
😆
TVP nadaje spektakle teatru tv o godz. 22.05. Czy tak powinno być ? Od jakiegoś czasu TVP kieruje były polityk UD i UW, dlaczego nie sprawił on, by poniedziałkowy teatr nadawano wcześniej ? Dlaczego TVP nie powtarza tak nieprzeciętnych przedstawień jak, mające prawie 25 lat, „Urodziny Stanleya” Pintera w reż. Zapasiewicza ? Dlaczego radiowa Dwójka nie powtarza najlepszych słuchowisk sprzed dziesiątków lat, jak „Antygona” z Jankowską-Cieślak w roli tytułowej ? W publicystycznym, przegadanym pr. II nie ma miejsca na takie rzeczy ?
Ostatnio nadzialem sie na kwintety smyczkowe. Op. 29 – jedyny napisany odrazu jako kwintet smyczkowy (z ekstra altowka). Op. 4 jest przerobka oktetu na instrumenty dete. Sam oktet dostal ostatecznie op 103! Kwintet op. 104 jest przerobka tria op 1 nr 3.
Slucha sie tego, tak jak innych, mniej znanych utworow LvB – slychac, ze to Beethoven ale jakby troche inny.
Budíček!!!
http://www.youtube.com/watch?v=xmQdgjUaPNw
Żałuję zatem, że w Zamkowej przerwie flecikowej nie udało mi się namówić PK na wczorajszy koncert w S1.
Bo był wspaniały, cudowny, znakomity… (jak to z doskonałościami bywa – łatwiej chyba opisać czym nie są..)
Widziałem pp. Kańskiego i Rozlacha, więc zapewne recenzja w RM będzie.
Więc tylko w skrócie – Sinfonia Iuventus zrobiła nieprawdopodobny postęp w jakości grania ; kultura, radość, zaangażowanie muzyków widoczne jak na dłoni.
Wyraźnie wyrasta na jedną z czołowych orkiestr w Polsce : FN, SV – drżyjcie !!!
W programie Step (i to chyba było najlepsze wykonanie jakie kiedykolwiek w życiu słyszałem). Instrumentalista od fletu piccolo – rewelacja
Potem mój ulubiony II Szymanowskiego – z Szymczewską w doskonałej formie i również moja ulubiona III Brahmsa (współbrzmienie trzech puzonów z kontrafagotem – powalało).
Nawet Semkow z NOSPRem w 2008 (mam nagranie tzw. nieoficjalne) w Katowicach – nie.
O wspaniałej akustyce S1 : dodam tylko, że jej analityczność pozwalała doskonale odróżnić poszczególnych wręcz instrumentalistów.
Dyrygował – bardzo precyzyjnie i plastycznie Massimiliano Caldi – dostał olbrzymie brawa od orkiestry.
Od dzisiaj – Iuventus rzondzi
Aha, byli doskonale nastrojeni – w wybrzmiewających echach po akordach konsonansowych nie plątały sie jakieś dziwne harmoniczne (i podstawowe)
Chapeaux bas
Właśnie obśmiałem się jak norka, czytając w wywiadzie dyrektora Weissa, że w Polsce jest dziesięć Traviat. Ciekawe, bo na całym świecie nie ma ich trzech. Nelly Miricioiu to jedna z ostatnich śpiewaczek, która mówi tym językiem (muzyczno-dramatycznym). Słuchając jej, myślę o Leyli Gencer i Magdzie Olivero. Stary spór między „pięknem” i „prawdą”.
A z Davida Pershalla (baryton, 25 lat!) powinna wyrosnąć gwiazda pierwszej wielkości, jeżeli go tylko agenci i firmy płytowe nie zjedzą.
PMK
Ten tenorek, co tatusia śpiewał (a mógłby być syneczkiem, jeśli nie wnuczkiem), też nieźle rokuje, ale może nie aż tak. A Nelly, niestety, była momentami straszliwa, zdarzało się, że gdy śpiewały z Heleną w duecie, z tercji robiła się kwarta. Ale p. Elżbieta zapewnia, że na nagraniu, które odbyło się wcześniej, wszystko jest OK. Cóż, przekonamy się gdzieś za rok, kiedy płyta wyjdzie.
lesiu – obawiam się, że trochę to przesada. Iuventus zawsze będzie raz taki, raz siaki, bo to zbieranka i dzieciaki wciąż się zmieniają. Obserwując życie muzyczne widzę swoją drogą, że to bardzo demoralizujący pomysł. Młodzież gra na etatach wyższych niż w niejednych filharmoniach krajowych. To co ma potem zrobić? Najłatwiej w ten sposób rozwinąć postawy roszczeniowe, a tego mamy już za dużo.
Że Massimiliano Caldi to dobry dyrygent, to wiadomo.
A na Step Noskowskiego czekam w wykonaniu Herreweghe na ChiJE – to może być coś 😆
Ano może. Świeże spojrzenie nigdy nie zaszkodzi.
Przepraszam, że publicznie pytam, ale czy PK dostała mój mail kilka dni temu?
Dostałam, nawet dwa, sorry, że nie odpowiedziałam, ale straszny mam zamiąch ostatnio. No i zastanawiam się, jak ogłaszać tę treść – może po prostu? Czy lepiej mailować po ludziach? 😉
Nie rozumiem protekcjonalnego tonu Prowadzącej bloga na temat Nelly Miricioiu ( i co tu ma do rzeczy „pani około sześćdziesiątki) – jednej z największych współczesnych interpretatorek bel canta, moim zdaniem, następczyni Renaty Scotto. Nelly, podobnie jak np. M. Olivero, nigdy nie była śpiewaczką „łatwą w odbiorze”, tj. o konwencjonalnie ładnym głosie, strzelistych „górach” i całym tym cyrku, który tak bawi okazjonalnych odbiorców opery. Jej walory to: ekspresja płynąca z tekstu i frazy, zrozumienie stylu, charyzma wykonawcza. Nie weim czy nagdle w Warszawie straciła te cechy, bo w Caterinie Cornaro Donizettiego była znakomita (a było to niedawno)…
Sorry, ale opieram się na własnych uszach. Jeśli ktoś nie trzyma intonacji, to nie trzyma. Belcanto nie oznacza fałszowania. I co to znaczy „konwencjonalnie ładny głos”? A charyzmy nie zauważyłam. Nie piszę „protekcjonalnie”, przeciwnie, jestem w stanie sobie wyobrazić, że kiedyś była świetna. Ale już nie jest, trudno. Nie każdy umie tak długo trzymać formę jak np. Edita Gruberova (choć to też bywa trudne do zniesienia, ale z innych powodów – decybelowych, powiedzmy 😉 ).
Mówi się „podpieram się uszami” 😛
Ad mail – tak myślałem, ale czasami spamochrony samowolkę uprawiają, więc wolałem zapytać.
Nie wiem. Na razie może mailem. Mam niby ten blog, ale jakoś czasu nie miałem, żeby w nim grzebać.
Pan Piotr Kamiński w swoim wpisie twierdzi, że na świecie nie ma nawet trzech Traviat. Jasne, to zależy co się lubi i ceni. Ale moim, bardzo skromnym zdaniem, jest ich nieco więcej: Anja Harteros, Angela Gheorghiu, Patrizia Ciofi i Renee Fleming. W pewnej odległości od nich, ale jednak, Ermonela Jaho. Każda z nich jest inna i każda proponuje na wskroś oryginalną interpretację Violetty – od dramatycznej, bardzo Verdiowskiej Harteros po delikatną i wrażliwą Ciofi. Szczególnym przypadkiej jest Fleming: zazwyczaj w tej roli manieryczna, ale w Londynie w 2009 objawienie, czego dowodem jest DVD, które, albo już wyszło, ale zaraz się ukaże. Pozdrawiam.
Pozdrawiam wzajemnie. I oczywiście zawsze dojdziemy do tego, że tyle poglądów, ile gustów 🙂 Tak to już jest.
O Edycie Gruberovej się nie wypowiem, bo zapewne jest skrajnie subiektywny. Mnóstwo ludzi się nią zachwyce więc coś w tym musi być. Powiem tylko, że produkcje Edyty ze stylem Donizettiego czy Belliniego niewiele mają wspólnego. Moim zdaniem jest to śpiew mega manieryczny, naginanie stylu i intencji kompozytora do swojej interpretacji. Jasne, też tak można. Zestawienie z Miricioiu o tyle chybione, że Gruberova zawsze dla mnie była uzuraptorką w tym repertuarze (i odnoszącą sukcesy w krajach kręgu niemieckiego), a Miricioiu jest, że tak powiem, u siebie.
Gdyby okazjonalne zachwiania intonacji przekreślały spiewaka to chyba nigdy nie mógłbym słuchać Callas, a jednak ją slucham i slucham 🙂 Głos ludzki to szczególny instrument.
Callas niestety nagrywała płyty, kiedy już była w formie spadającej 🙁
W latach 90-tych oglądałam w TV dokument, w którym wypowiadała się m.in. Kiri Te Kanawa (właśnie wówczas świętująca 50-te urodziny). Na pytanie, co sądzi o występowaniu do późnego wieku, odpowiedziała, że „każda śpiewaczka powinna sama wyczuć, kiedy można jeszcze elegancko zejść ze sceny”.
A jeśli chodzi o recenzję, to większe mam zaufanie do zdania Doroty Szwarcman, niż kogoś-tam, kto ocenia, próbuje polemizować, a nawet nie podpisuje się nazwiskiem.
Calas nagrywala plyty, o ile mnie pamięc nie myli, od konca lat 40, a ostatnie nagrania pochodzą z lat 65, 65 ( nie licząc sesji nagraniowych z 69 roku i 73 chyba). Dla mnie jej forma (większa, mniejsza czy calkiem juz beznadziejna) nigdy nie wplywala na blask jej geniuszu interpretacyjnego.
ps. we wpisie o Traviacie zapomnialem dodac Anny Netrebko, ale nie w tym zaglaskanym przez miedzyanrodowa krytykę koszmarku z Salzburga, ale znowy Covent Garden: to byl chyba jej najbardziej, obok niedawnej Boleny w Wiedniu, udany występ (ROH 2007 lub 2008 rok)
Droga Pani Natko, ja nie uzurpuje sobie prawda do bycia recenzentem, ja tylko odzywam się na forum (tak jak np. Pani), a recenzje i bloga prowadzi Pani Dorota Szwarcman. Ja nawet nie bylem na koncertowym wykonaniu opery Donizettiego więc tym bardziej proszę się nie przejmować zdaniem „kogoś tam”. Zwlaszcza, ze nie wypowiadalem się o tym konkretnym wykonaniu.
A Kiri Te Kanawa, ktora 50 lat temu skonczyla juz jakis czas temu – wciaz nie moze się rozstac ze sceną. I dobrze. Jej niedawny występ w roli Marszalkowej w Kolonii byl bardzo wzruszający.
Pozdrawiam, Fan Muzyki, albo „Ktoś tam”
Ehm,
Za 15 lat i tak się zmieni nasza percepcja wykonań.
Późne nagrania Horowitza, które kilkanaście lat temu uważałem za słabe, bo dziadunio już słabo palcyma przebierał, teraz uważam za jedne z najbardziej muzykalnych wykonań utworów, które gra (czyli te co zwykle).
Nie chciałam nikogo urazić. Kiri pożegnała się z operą, daje tylko recitale okazjonalnie.
Od chwili, kiedy przeczytałam komentarz o 10:07 upłynęło trochę czasu, bo wezwał mnie Obowiązek i pół godziny później napisałam to, co napisałam nie odświeżywszy strony… mam nauczkę. Więc przepraszam Fana Muzyki… ale podtrzymuję, że największe zaufanie w kwestiach muzycznych mam do PK…
Massimiliano Caldi zaiste świetnym dyrygentem jest, onego czasu bardzo pięknie poprowadził dwa moje utwory z Filharmonią Śląską.
Ponadto z innej beczki: uprzejmie informuję PK, iż …set …rise miewa się coraz lepiej, wczoraj w Łomży Dominik i Filharmonia Kameralna im. Lutosławskiego pod Janem Miłoszem Zarzyckim zagrali naprawdę super 🙂 Kadencja już krótsza 😉
No to się cieszę 🙂
Że zagrali super, czy że kadencja krótsza? 🙄
Zamku, dziękuję za trochę wsparcia
PK, zdaję sobie sprawę, że przychwalanie nieodpornych (ale nie tylko młodych przecież) wbija w nieuzasadnioną dumę, która potem prowadzić może do negatywnych zachowań – czego liczne przykłady obserwujemy..
Natomiast nie zmieniam ani na krztynę mojej oceny S.I.
Byłem na kilku ich koncertach (m.in. z Semkowem i Wojciechowskim) i najdelikatniej mówiąc były bardzo różne. Wczoraj – nie wiem – coś się stało, pękło.
PK pisze, że skład się zmienia, możliwe więc, że się zoptymalizował.
Kiedy widzę na twarzach skupienie i radość z dobrego wykonania (spójność wiolonczel była niesamowita) to to może byc droga do najlepszej dla nich kariery.
Napisałem entuzjastycznie, mimo, że sam nie miałem najlepszego dnia i sam malkontenciłem, że to S.I.
„Maria Padilla” jutro od 18.40 w Dwójce.
Zamieszane w sprawę kręgi chóralne również pod wrażeniem Davida Pershalla.
A ja dziś wyprawiam się w takie oto klimaty: http://cjg.gazeta.pl/CJG_Poznan/1,104399,9421749,Monodia_Polska_zaspiewa_w_kosciele_oo__Karmelitow.html
Właśnie zostałam obdarowana przez Janusza Prusinowskiego płytą Monodii Polskiej pt. Requiem Polskie. Jeszcze nie przesłuchałam, bo muszę coś pilnie napisać przed wyjazdem jutro skoro świt (do Berlina).
A od Poniedziałku Wielkanocnego druga edycja Wszystkich Mazurków Świata:
http://www.festivalmazurki.pl/festiwal-2011
Niestety okrojona, bo ministerstwo odmówiło dotacji. Że na takie rzeczy odmawia, to już zupełnie nie rozumiem 👿
Może ministerstwo wychodzi z założenia, że po świętach i tak dużo mazurków zostanie… 🙄
Ajajaj…. a ja nie będę mazurkował. Płyty Bieńkowskiego są rewelacyjne! Płyty Polskich Nagrań (i radia(, z jakimi się zetknąłem), są szacowne, ale brak w nich ognia.
Te „Pieśni kurpiowskie” po kurpiowsku to będzie coś! Słyszałam fragmenty w wykonaniu Adama Struga solo – wielkie wrażenie.
W Poznaniu 7 maja będzie można płacić śmieciami Ciekawe ile śmieci trzeba zebrać na bilet do opery 😉
Chciałem dorównać zeenowi erudycją i wyjaśnić, co robi Mozart, kiedy nie zajmuje się muzyką, ale okazało się, że on się nią zajmuje bez przerwy. 😆
http://www.youtube.com/watch?v=7dpPNPV6RR0
Calkowicie zgadzam sie z Gostkiem i jego komentarzem o Horowitzu; pewnie mozna tez dodac tu Heifetza i wielu innych.
Czytalem wywiad z Horowitzem, w ktorym opowiadal, ile czasu zajelo mu aby (psychicznie) przestac sie koncentrowac na trafianiu w klawisze, a zaczac grac. Nagrania z tego okresu sa pewnie najslabsze (kiedy trafianie w klawisze zaczelo byc problemem).
Percepcja zmienia sie z czasem – na szczescie!
Jezeli idzie o Callas, ci ktorzy ja slyszeli twierdza, ze zadne nagrania, nawet te z lat piecdziesiatych, nie oddaja nawet w przyblizeniu jej wykonan na scenie.
Bobiczku, Mozart (jak wiadomo) genialny! A najlepszy ten moment, kiedy przychodzi konkurencja, ale nie jest w stanie przeszkodzić artyście 😉
Mozart nawet mi się na tę konkurencję poskarżył…
To przez zazdrość! To Salieri ze swą pchlą swołoczą!
Zęby głupstwo, bo mam swoje, ale pchły? Przeskoczą… 😥
Nie jestem az tak krytyczny wobec orkiestry jak Pani, podobalo mi sie ich brzmienie a mam wrazenie ze zespol najbardziej wybijaly z rytmu jakies przedziwne pomysly dyrygenta w finalowej IX. Tu jakos sztucznie zwalnial, tam nagle nie wiedziec czemu przyspieszal… Strasznie mnie to chwilami irytowalo. Nie mialo to jakos sensu – takie „szalenstwa” chyba dobrze robic z przemyslanym pomyslem. No i, fakt, tak ograny utwor dobrze byloby uslyszec w swietnym wykonaniu. Moze tak bedzie z V Beethovena pod Semkowem w niedziele?:)
(Co do owacji, dawno przestalem na to zwracac uwage, uznaję je za wymóg specyficznego savoir-vivre corocznego festiwalu, „jednego z najważniejszych w Europie” jak sie dowiedzialem z lektury programu;) )
Oj, tak, tak, te zwolnienia były przedziwne. Też mnie to uderzyło. I zastanawiałam się nawet złośliwie, czy to taka koncepcja Axelroda, czy też on to robi, ponieważ oni się nie wyrabiali 😈
Do Vesper:dzięki,przeszło,ale do Ciebie nie da rady.
Sorry,Dywanie za prywatę.
Kochani,trzymajcie za mnie w poniedziałek.Walczymy o fortepian.Brakuje 200tys. bo ministerstwo rzuciło śmieszne grosze.Problem jest następujący:czy posiadacz dziurawych butów powinien kupić trochę mniej dziurawe,czy boso zbierać na nowe???
Zawsze jest jeszcze taka możliwość, żeby dać w łeb komuś w dobrych butach i zabrać. Czyli zbójować. 👿
Teoretycznie tak.To mam dać w łeb jakiejś filharmonii?Tego własnie chcą na górze.Żebyśmy się pozagryzali o jedną suchą marchewkę.
Może poszukać bogatego wujka? Banki czasami lubią się pokazać jako wielkoduszni mecenasi.
To działa w Warszawie.Oddziały są ubezwłasnowolnione.
A w miejscowym biznesie trzecie pokolenie dopiero się rodzi…
Łabądku, a do Janosika dojść jakichś nie masz?
Dyć on za ziobro dynda…
Za poślednie? 😉
Albo europarlamentarne…
Jakaś jest afera moim zdaniem. Co z której strony, to słyszę, że na kulturę pieniędzy brak, fundusze obcięte, ministerstwo nie dało dotacji. A podobno ma budżet większy od zeszłorocznego. TO GDZIE TA KASA??? Chyba muszę umówić się na poważną rozmowę z ministrem, bo tu już żartów nie ma.
Yes,yes,yesssssss!!!!!
A czy to aby prezydencja nie wysysa?
Tymczasem jeszcze dwa słowa o dzisiejszym koncercie – grała orkiestra symfoniczna z Lahti, które jest niby jednym z większych miast Finlandii (i nieodparcie kojarzącym się ze sportem), ale ma tylko niewiele ponad 100 tys. ludności. Grali naprawdę dobrze pod batutą jednego z czołowych fińskich dyrygentów Okko Kamu. Solo grał Volodin, Trzeci Prokofiewa, bardzo przyzwoicie (na bis Chopek, Nokturn cis-moll op. posth.). Ponadto orkiestra grała Sibeliusa, na początku wczesnego, któego nie lubię (Cassazione op. 6), a na koniec późnego, który jest interesujący i ma power (V Symfonia, ulubiona Glenna Goulda). Coś bisowali, ale wybiegłam do domu, bo zaraz kładę się spać. Wstaję o godzinie, której nie ma – pociąg do Berlina mam o 6:40.
Mam nadzieję, łabądku, że to tylko prezydencja wysysa, ale nie wiem, czy aż tyle?!!
To lubił Gould:
http://www.youtube.com/watch?v=nkzrSZKA4cM&feature=related
Podłożył pod końcówkę The Idea of North 🙂
Dwa koguty z ambicjami dużo mogą wyssać.
W tym odcinku 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=XmLJHF9nAyY&feature=related
Dobranoc!
No proszę,czyli Lahti to jak dwa Krosna .I jakoś im starcza na orkiestrę.I kapitalizm od tego nie upada.W dodatku dobrze grają.Jak to się robi?
Ha…
To jeszcze trzeba dobrze uczyć muzyki 😆
I tak przez parę pokoleń…
W pióra,Pani Kierowniczko!Na Berlin trudna wyprawa bez krasnoj armii.
Requiem: Polska TV nie nadaje klasyki Teatru TV bo klasyka wymiera. NIgdzie nie uswiadczysz Balladyny czy Opowiadan Czechowa na scenie i klasycznej interpretacji, teraz modne jest pokazywac sex, i nagie ciala jako symbol dzisiejszego biednego czlowieczka na tle banku.
A pieniazki kulturalne moze ida teraz na pomniki smolenskie, slyszalam ze ma byc jakis obelisk ktory ma byc widoczny z kazdego punktu w stolicy.
Ja jednak uwazam ze w Ministerstwie brak jest planu biznesowego co , gdzie , komu i jak rozdzielac pieniazki.
No nie, jest klasyka, we Wrocławiu jest, ale o ile w Czechowie idiotyzmy nieme wstawiała pani reżyser, o tyle na podstawie Szekspira zrobiła spektakle nie dość, że obleśne, to i nudne. To nie ja, to córka tak powiedziała, i wyszła. Ja przez szacunek dla aktorów siedziałem, ale mi ich było żal.
Sam nie wiem, jak lepiej. Aktorów też by mi było żal, ale z drugiej strony, gdyby na takich spektaklach publiczność ostentacyjnie podnosiła się i wychodziła, a następna publiczność na wieść o tym ne kupiła biletów, może reżyserstwo puknęłoby się w głowę? Gdzie krytyka nie może, tam kasę pośle. 😉
Musze sie przeprosic i Czechowa tez. W teatrze bodajze Polonia, przygotowywany jest spektakl na podstawie opowiadan Czechowa. Brzmi bardzo zachecajaco bo maja grac tam Jerzy Stuhr i chyba ( widzialam tylko zapowiedz trwajaca mniej niz sekunde) Janda i Gogolewski.
http://www.teatrpolonia.pl/32-omdlenia
Chcialabym to zobaczyc, oj bardzo.
A co do klasyk to zauwazylam ze np Fredro wogle juz jest nie wystwiany, chyba dlatego ze znow okazalby sie bardzo aktualny. Szkoda ze nie wystawia sie jego jednoaktowki ” Swieczka zgasla”
Pozatym nie wystwia sie dobrych kryminalow, chetnie bym zobaczyla Pulapke na myszy albo Arszenik i stare koronki, no ale mowie sobie ze brak jest dobrych, klasycznych aktorow.
Właśnie skończyła się transmisja w Dwójce. „Maria Padilla” pyszna bez dwóch zdań 🙂 Płynęła wartko, ale i pozwalała na głęboki oddech. Odtrułam się po wczorajszym koncercie monodii (tym razem to nie było to).
Nelly Miricioiu przykuwa uwagę każdą frazą – wyrafinowana pod względem emocji i ekspresji. No a ta rola… Ogromniasta. W każdym razie wspomniane objawy zmęczenia głosu rejestrowałam gdzieś w tle, na pierwszym planie królowała wspaniale wykreowana postać. Mam nadzieję, że p. Miricioiu ma uczniów i ktoś poniesie po niej ten styl.
Świetny pomysł z tym „desantem” z Yale School of Music. Tylko czy ktoś zaglądał Davidowi Pershallowi w dowód? Brzmi on sobie na jakieś 15 lat więcej niż te deklarowane 25. W tym wieku barytony są zwykle w trakcie (mniej lub bardziej mozolnego) wykluwania się, a tu taki dojrzały głos. Tak się nie godzi, to wbrew naturze.
Z powodu branżowych sentymentów nie mogę też nie zauważyć: chór na piątkę (a właściwie dwa chóry, które szczęśliwie brzmiały jak jeden).
Zapowiada się dobra płyta. A ja i tak niepocieszona jestem, że nie byłam na koncercie.
Na koniec coś, co wiadomo już od jakiegos czasu: Łukasz Borowicz ma świetną rękę do opery. To nie powinno pozostawać bez konsekwencji. Oby były coraz częstsze i poważniejsze.
Spojrzałem wczoraj w tę monodię i tak sobie pomyślałem, że raczej będzie daleko od OK i po dobroci bym się nie wybrał. 🙂 Prorok jaki, cy co?
Nie żałuję, że się wczoraj wybrałam, bo zebrałam bogaty materiał do przemyśleń i rozmów już po. Nie była to w każdym razie kwestia repertuaru, a podejścia do niego. Zestaw wykonawców bardzo niezły, gdy wziąć pod uwagę śpiew tradycyjny (znałam niektórych z osobna, razem nigdy nie słyszałam). Zabrakło mi w ich śpiewie przestrzeni, wolności, również dla słuchacza. Czegoś co jak dotąd było dla mnie oczywiste w muzyce tradycyjnej, pewnie dlatego, że w takim wydaniu ją poznałam i oswoiłam, głównie w Jarosławiu. To wczorajsze wydanie zaś odebrałam jako sztywne i duszne. Uwierało, gniotło i cisnęło. Na szczęście miałam się potem komu wygadać. No a reszty dokonał dzisiejszy Donizetti 🙂
Ależ nic przeciw repertuarowi nie mam. Spodziewałem się dokładnie tego, co opowiadasz. 🙂 Z całym szacunkiem dla wykonawców, jestem znanym przeciwnikiem wszystkoizmu wykonawczego.
Tutaj problemem nie był żaden wszystkoizm, a instrumentalizacja repertuaru i bogoojczyźniane klimaty… Na tym poprzestanę.
Niech żyje Donizetti! 🙂
Wysluchałem Marii Padilli w Polskim Radiu i się nie zawiodłem. Zgodnie z przewidywaniem Nelly Miricioiu po raz kolejny i nadal udowadnia, że jest wielką interpretatorką muzyki Donizettiego we wszystkich aspektach: wokalnym, muzycznym, wyrazowym. Pewne ostrości brzmienia nie mają większego znaczenia wobec tak kompeltnej, pełej niuansów interpretacji. I zdaje się, że właśnie w Warszawie wielka śpiewaczka zadebiutowała w tej partii. Wspaniale, że trafi to na płyty. Podobnie jak Beata mam nadzieję, że Nelly ma uczyniów. Jej lekcje bardzo przydałyby się np. Annie Netrebko…
W ubieglą sobotę, idąc na większe zakupy na rynku, spotkalem – jak zawsze w sobotę – przyjaciółkę ze szkolnej ławy, niegdyś lokalną primadonnę, obecnie wykładowczynię w Akademii Muzycznej. Zawsze rozmawiamy o muzyce, płytach i tym właśnie blogu, od którego oboje dzień zaczynamy. Ale właśnie w sobotę okazało się, że ona nic poza tym nie czyta. – Tęsknię za Passentem i Paradowską ale u mnie z polityką koniec – stwerdziła. Okazało się, że parę lat temu po obejrzeniu konferencji prasowej Ziobry dostała gorączki (białej) i postanowiła przestać czytać prasę i zlikwidowała kablówkę. Telewizor służy jej wyłącznie do oglądania koncertów, oper i filmów na DVD. I czuje się z tym doskonale. Szczęśliwa ta osoba nigdy nie widziala Beaty Kempy ani o niej nie słyszała. Nie doświadczyła obrzydzenia zajćiami na Krakowskim Przedmieściu. Zastanawiam się czy nie postąpić podobnie (ja nie zrezygnowałbym tylko z Polityki).
Co do Marii Padilli. Słyszałem ją teraz w radio – ale znam tę opere od dawna i mam świetne nagranie Opera Rara, z bardzxo dobrymi solistami (Lois Mc Donall, Della Jones, Graham Clark i Christian du Plessis) no i trzeba przyznać, że jakkolwiek to co usłyszeliśmy teraz można uznać za poprawne – to nie umywa się jednak do nagrania Opera Rara, pochodzącego z 1992 roku. Serdecznie wszystkich pozdrawiam.
Po pierwsze – znak życia od Piotra M. niezwykle mnie cieszy. :-
Po drugie – zamknięcie się w wieży z kości bezmedialnej może być bardzo przyjemne, ale jedną wątpliwość we mnie budzi. Są takie chwile w życiu człowieka (i psa), kiedy nieopowiedzenie się po jakiejś stronie jest zwyczajnym świństwem*. I skąd w takich chwilach ktoś zamknięty w wieży ma wiedzieć, czy się opowiedzieć, czy nie i po której stronie?
*Nie ukrywam, że tę myśl bezpośrednio powziąłem pod nieco przypadkowym wpływem ponownej lektury przedwojennej części autobiografii Reicha-Ranickiego, a pośrednio nie tylko.
Pobutka.
Zapewniam, że życie bez telewizora jest życiem szczęśliwym. Robię dokładnie to samo, co Pani Primadonna-Wykładowczyni. Tyle tylko, że zgadzam się z Bobikiem, że trzeba coś wiedzieć, aby tę szczątkową władzę obywatelską sprawować. Bardzo dobrze czyta się wiadomości w Internecie z wyłączonymi zdjęciami 😆 Z prasy: tylko tygodniki, bo nie są tak rozhisteryzowane jak dzienniki.
Nagranie studyjne Opera Rara pochodzi z roku 1980. Nic mi nie wiadomo o nagraniu z 1992 roku (może chodzi o datę wznowienia na CD). Było jeszcze wcześniejsze nagranie tej samej fundacji, live (z Janet Price) z 1973 roku.
PMK
Pani Doroto!
Pisze Pani „było głośno i szybko w finale, więc ze strony młodzieży były krzyki i owacje”. Ja co prawda nigdy nie krzyczę, ale oklaski, również na stojąco, traktuję jako wyraz uznania dla starań wykonawców, nawet jeśli ich interpretacja mną jakoś szczególnie nie poruszyła. Kocham muzykę, ale brak mi doświadczenia, by podejmować się krytyki jakiegoś wykonania i szczerze mówiąc mam nadzieję, że nigdy nie będę osłuchany z jakimś utworem na tyle, by żałować jego wysłuchania na żywo.
A osobiście nie lubię gdy jest głośno, bo potem bolą mnie uszy..;)
Życie, rzycie jest etc.
1. Informacje o Beacie Kempie, salonie, pudelkach (Bobiku, to nie o Tobie!), piłce nożnej, kotach itp. mam z netu.
10 minut przelotu po nagłówkach podczas drugiego śniadania daje mi wgląd i pogląd. Na deser dla zabawy komentarze internautów.
2. Telwizji jako takiej też nie oglądamy. Nie mówię oczywiście o tańcach, faktorach, bitwach M jak Magdach i innych, ale jest kilka kanałów, dla których jednak warto trzymać pudło w domu.
Nie mamy żadnych, ŻADNYCH ciągot, żeby usiąść i patrzeć, bo jest.
Kamdavelu, czasami musi być czad. Dobry czad usuwa woskowinę z uszu 🙂
Początek 4. części I symfonii Mahlera, W Grocie Króla Gór, 4. część symfonii z nowego świata….
Hop hop, macham Wam z okolic Ku-Dammu. Jedno przeżycie operowe za mną. Duże. Drugie dziś już od 16… Na szczęście wczorajszą rzecz opisałam „na sucho” w hotelu (gdzie sieć płatna), a teraz zaraz wrzucę po prostu wpis. Dziwne obyczaje, w knajpie Internet darmo, ale na pół godziny 😯 Gdyby była malutka, to bym rozumiała.
Poza tym cieszę się innymi przyjemnościami – milusim hotelem, pogodą ciepłą i bezdeszczową i w ogóle wczesną wiosną w Berlinie dawniej Zachodnim.
I to jest właśnie zdrowe podejście do telewizji: mieć, ale nie korzystać. 😈
Bardziej serio – w świadomym, podyktowanym wyborem używaniu jakiegokolwiek medium nie można się chyba dopatrzyć niczego zdrożnego. A podejrzewam, że wśród P.T. Frędzelkostwa trudno byłoby znaleźć kogoś, kto tych mediumów używa na zasadzie, jak to określił Gostek, „bo są”. 😉