Co z tą melodią
Od starszości naszych Wspaniałych Panów Dwóch zeszło nam na starszość zupełnie inną i w innym gatunku – w dziedzinie, jak by tu rzec, piosenki popularnej (ale była impra 😆 ). I, jak już zasygnalizowałam wcześniej, trochę nad sprawą się zatrzymując, uderzył mnie jeden problem: co się stało z melodią?
Jak już pisałam, podczas ostatnich wakacji w gronie rodzinnym przypominałyśmy sobie z siostrą najprzeróżniejszą znaną nam twórczość włoską, począwszy od opery (ja mogłabym tu dodać jako stara chórzystka madrygały takich autorów jak Luca Marenzio czy Adriano Banchieri, ten od hau-hau miau-miau) a skończywszy na przebojach z lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych, z festiwalu w San Remo i innych. Ja większość z nich albo pamiętam jak przez mgłę, albo wręcz znałam wyłącznie z podśpiewywań siostrzycy. Tak więc teraz mogłyśmy się przerzucać nazwiskami i melodiami śpiewanymi przez Domenica Modugno, Adriana Celentano, Freda Buscaglione, Gigliolę Cinquetti czy Ritę Pavone.
Te poczciwe staroświeckie pioseneczki miło się wspomina nie tylko dlatego, że w tych czasach śpiewali je panowie w garniturach i panie w bombkach, ale i dlatego, że były zgrabne, w dobrym gatunku (nawet jeśli zatrącały kiczem), miały melodie wyraziste, nawet czasem nie takie proste, ale mile wpadające w ucho. W peerelowskim radiu jakoś uchodziły, pewnie właśnie dlatego, że były takie grzeczne (a poza tym szefem muzycznej rozrywki był tam wówczas Władysław Szpilman). Jak widać, do dziś wiele z nich spełnia funkcję evergreenów, co akurat w tym kraju nie jest dziwne – każdy tenor ma w repertuarze popularne piosenki neapolitańskie.
Piosenka włoska została jednak w końcu i na naszym rynku zdetronizowana, z jednej strony przez brzydką Amerykę i Elvisa-Pelvisa 😉 (oraz jego poprzedników i naśladowców), z drugiej – ogólnie przez zespoły brytyjskie. Era twista i rock and rolla uprościła melodię na rzecz rytmu. Ale w Wielkiej Brytanii z czasem znów wróciła melodia. Koniec lat sześćdziesiątych to oczywiście epoka Beatlesów, chłopaków niezwykle kreatywnych, którzy rozwijali się (także melodycznie) niemal z miesiąca na miesiąc, rywalizujących z nimi Rolling Stonesów (którzy jednak bardziej szli w prosty rytm), a na dalszych planach The Who, Manfred Mann, Herman’s Hermits, Procol Harum, żeby tylko parę wymienić. To też czas melodyjności, tyle, że w typie anglosaskim – ile te melodie miały świeżości! (Teraz wiele z tych przebojów wraca, i słusznie.) Za oceanem kwitło naśladownictwo, a jednocześnie rozkręcała się epoka hippisowska (Beach Boys, The Mamas and The Papas, Sonny&Cher) i zdobywał sławę rhythm&blues spod znaku wytwórni Tamla Motown.
Jak to się stało i co sprawiło, że melodyjność przestała być tak istotna i że górę wziął rytm? Nie jestem na tyle mądra, żeby tu dać jakąś diagnozę…
PS. Kochani, zwłaszcza ci Wspaniali Starsi, wspominajcie dalej, bo to piękne, i w ogóle God bless YouTube, że tyle różności można tam znaleźć! Ja ruszam się ze stolycy na trzy dni słuchać całkiem innej muzyki od powyżej opisywanej 😀 (na Poznań Tzadik Festival). Mam nadzieję, że w hotelu jest Internet i może trochę jednak pomoderuję i pogadam z Wami.
Komentarze
Droga pani Doroto,
to wspaniale czytać takie słowa z klawiatury szacownego muzyka i muzykalnego krytyka.
Ale muszę się przyczepić, jak to wredny zeen: Tamla Motown i rhythm&blues? Chyba musimy się umówić, co to pojęcie znaczy.
A Tzadik-a zazdroszczę, dziś sobie posłuchałem Zorna – miodzio, mniam.
Na temat rytmu to ja proszę obszerny, osobny wpis. A przy okazji pogadamy dlaczego zdominował muzykę w latach ’50 i ’60.
Jacobsky,
http://www.wrzuta.pl/audio/yyD1IDV3vW/jacek_zwozniak_-_ragazzo_da_napoli
Ćwicz! Bo jak się spotkamy, to masz mieć opanowane!
Teraz się chowam do krypty i oddycham świeżą stęchlizną 😉
A ja jakoś nie tęsknię za dominacją melodii. Rytm jest bliżej ciała, bliżej bebechów.
zeen,
zagrac Ragazzo ??? eeee….. paluchy nie te, gardo przepite, a w ogole to…ale czemu nie, sprobowac zawszde mozna 🙂
W kazdym razie dzieki za link. Mam Ragazzzo na jednym z pieciu CD, ktore wydalo kiedys Polske Radio w kolekcji „Zlote przeboje” czy cos w tym stylu. Taka powojenna, muzyczna polska mieszanka firmowa: od konca lat 50-tych, a wiec od Leny Rolskiej, Kasi Sobczak czy Szczepanika po koncowke lat 80-tych, a wiec Ela, Jolka, Kombi czy wlasnie Ragazzo.
Nie bede ukrywal: na kazdym party, kiedy poziom naoliwienia jest wystarczajaco wysoki, wtedy w ruch ida „Zlote przeboje”. Mozna sie nawet poprzytulac, bo na plycie numer-nie-pamietam zanjduje sie potencjalnie apoteotyczne
„Nie placzć, kjedy od’jade, szerczem bede przi tobie….”,
i dalej:” …gdy bardzioooo/ gdy bardziooooo/gdy bardziooooo…. cziałuje czjebie”
To ostatnie to oczywiscie slowa piosenki, a nie deklaracja osobista. To ostatnie to rowniez przyczynek do zagajenia o wstepie do tematu jakim jest melodyjnosc. Bo taki wlasnie pasztet muzyczny jak ten, o ktorym pisze ukazuje jak ewoluowala melodycznosc piosenki populanej, lub inaczej: jak melodycznosc piosenki musiala ewoluowac, zeby piosenka nadal byla popularna, bo tak to chyba trzeba ujac. I tak chyba trzeba rozumiec nowy stosunek sil miedzy rytmem a melodia. Ale piosenki jako takiej nikt chyba nie detronizowal. Ona sama zeszla z piedestalu i uczynila mordeczy rewamp, zeby nie zostac wypchnieta do muzycznego lamusa. Dzis piosenka nadal zyje, pojawia sie w repertuarze wiekszosci uznanych wykonawcow oraz Celine Dion (notre Celine nationale, jak to lud zwykl mawiac w Quebeku). Trudno, zeby np. Nine Inch Nails czy Megadeath spiewali w ten sposob, ale to przeciez zupelnie inna kategoria muzyczna. Wlasnie: pojawili sie kategorie muzyki popularnej, tym razem rozdzielone grubymi liniami podzialow, piecioliniami, zeby bylo wyrazniej. Udzial kazdej z kategorii w rynku muzycznym jest rozny, co moze sprawiac wrazenie, ze melodia traci grunt na korzysc rytmu. Jednak tak chyba nie jest.
Nie tesknie (przynajmniej na trzezwo) za wloska „stajnia piosenkarska”, o ktorej pisze Pani Dorota. Za to Szczepanik mnie powala na kolana bez wzgledu na pore i promile, a to przeciez rowniez melodyjna piosenka ze zlotej epoki, za ktora sobie tutaj pochlipujemy. Dla mnie Szczepanik jest ponadczasowy, ideal w zywym ciele, perfekcyjny jak przyczepa kampingowa „Air Stream”.
Ponadto chcialbym zwrocic uwage na wysyp piosenkarzy francuskojezycznych po obydwu stronach Oceanu (nie, nie Gareau). Ich proliferacja moze swiadczyc o tym, ze melodia nie zaginela, ze ma sie doskonale, i jesli pozeniona z niebanalnym tekstem, to moze ona odniesc sukces gwarantowany… No, moze po prostu sukces.
Pozdrawiam.
3M: a ja myślę, że potrzebujemy ciągłych zmian, dowartościowując „tę drugą” – melodię lub rytm (choć nie twierdzę, że są tylko te dwie!). Czasem rytm rzeczywiście „wyzwala z okowów melodii”. Ale czasem można pragnąć i melodii górującej nad rytmem 🙂
Wczoraj zdarzyło mi się usłyszeć nową piosenkę Benny Anderssona:
http://en.wikipedia.org/wiki/Benny_Andersson
Tu mógłbym odpowiedzieć na pytanie postawione w nagłówku artykułu: dziękuję – melodia ma się znakomicie!
Nie po raz pierwszy zresztą Benny napisał melodyjnie. I ABBA i muzykale i współczesna twórczość pełna jest melodii. Te obecne są coraz lepsze, zaskakujące i linią i harmonią. Nie bez znaczenia jest zapewne „aparat odtwórczy” czyli śpiewający i grający ale surowiec jest przedni.
Powitać w naszym grodzie, pani Doroto. Teraz to nic, stary gmach bóżnicy pospiesznie bieco dostosowany do celów kulturalnych, ale plany jakie są…! Kiedy stanie już Centrum Dialogu tak, jak je zaprojektowano z kopuła, galeriami, salami koncertowymi, o, wtedy dopiero będzie można zrobić festiwal. Może UE sypnie groszem, bo ani miasto, ani Gmina Żydowska takiej kasy nie mają. A tak przy okazji polecam w Poznaniu ciastka – moim zdaniem najlepsze w Polsce (byle nie te nagrodzone, kolorowe cudeńka od Gruszeckiego czy Kandulskiego, na nie najlepiej tylko patrzeć)
Zmiany leżą w naturze rzeczy 🙂 , więc i w muzyce również muszą zachodzić. I po okresie dominacji rytmu pewnie znowu przyjdzie pora na melodię – chociaż pewnie juz inną, przetransponowaną. To odejście od melodii jeszcze wcześniej niż w muzyce popularnej nastąpiło w muzyce klasycznej – tyle że następcą był nie tyle rytm, co „bezmelodia”, taka czy inna atonalność. A dziś, wydaje mi się, melodia zaczyna odzyskiwać na tym gruncie przyczółki.
No tak właśnie sobie myślę – jakPAK i Hoko – że to wynika ze skłonności ludzi do zmian, raz jedno, raz drugie. Zabawne, że kiedyś melodyjność muzyki popularnej przeciwstawiało się tej wstrętnej, niemelodyjnej muzycznej awangardzie 🙂
Zauważcie, że ja tu niczego nie wartościuję, stwierdzam po prostu fakty. Ciekawe to, co pisze 3M – „bliżej ciała, bliżej bebechów”. No właśnie, coś w tym jest, że są czasy na „blisko ciała”, a potem na „blisko duszy”, a w ogóle ciała można dotykać na różne sposoby 🙂
zeen: w okresie, o którym wspominałam, Tamla Motown zajmowała sie jeszcze r&b. Co było później, to już inna bajka.
Droga Jaruto/Pyro, ja jeżdżę czasem do Poznania i z dziedziny ciast znam szneki z glancem czy marcińskie rogale. Bardzo serdecznie pozdrawiam. Wszystkich pozostałych też 😀
Droga Pani Doroto!
Wydaje mi się, że robi Pani ten sam błąd, jak bardzo wielu ludzi na przestrzeni – można tak powiedzieć – wszystkich epok. Porównuje Pani dawne osiągnięcia z aktualnymi. Tymczasem to nie jest tak.
Czas weryfikuje osiągnięcia, zostają same najlepsze (albo najpopularniejsze). W dawnych latach też było przepotwornie dużo chłamu, to co my pamiętamy, to były rodzynki. Zostały w pamięci rzeczy najlepsze (najpopularniejsze). Za 20 lat nie będziemy pamiętać tych przepotwornych kiczy, którymi karmi nas telewizja w różnych programach pod nazwami różnych festiwali (najczęściej nad morzem). W pamięci zostaną tylko najlepsze.
I teraz powiem rzecz straszną, wszyscy sie na mnie rzucą. Powrót do rytmu, który jako pierwszy zauważył Jimi Hendrix – kończy epokę melodii. Mnie się wydaje, że to jest cofanie się do czasów plemiennych, rytmów afrykańskich, które stanowiły przecież źródło bardzo wielu gatunków muzyki. Jest coś pierwotnego w tym.
Back to the roots. Torlinie, masz racje. Wszystko zaczelo sie w latach 40-tych w USA wraz z powstaniem muzyki afroamerykanskiej nastawionej na rozrywke dla publicznosci. Sam termin Rhytm&Blues powstal w wyniku klotni o tantiemy, kiedy uznano, ze termin „muzyka rasowa” jest obrazliwy. Pierwsza megagwiazda R&B byl Louis Jordan.
http://www.youtube.com/watch?v=xB-7tE07qms
Muzyka „blizej bebechow” zdobyla szeroka publicznosc, zwlaszcza wsrod mlodziezy, bo pozwalala na zbiorowe uczucie szczescia w tancu w grupie nieznajomych ludzi. Potrzeba wspolnoty pozostala nam z czasow plemiennych, natomiast zycie wspolczesne w zatomizowanym spoleczenstwie nie sprzyja nawiazywaniu rozleglych wiezi. Stad, wydaje mi sie, tak wielka popularnosc imprez masowych jak mecze, koncerty na stadionach, czy wizyta papieza (i rytmiczne skandowanie „zostan z nami”)
Żeby już Was całkowicie dobić napiszę, że potwierdzeniem mojej tezy jest taniec. Za moich młodych lat nikt nie wyobrażał sobie tańca inaczej, jak w parze. Jeżeli się ktoś spytał, czy umiesz tańczyć, było wiadomo o co chodzi. Tańce plemienne mieliśmy w głębokiej pogardzie. Dzisiaj króluje pojedyncze wygibasostwo udające plemienny taniec afrykański. Elita przestała być wzorem, władzę przejmują uproszczone wersje rozrywek. Króluje teraz prosty taniec, prosty rytm, prosta muzyka.
Ale muszę koniecznie w tym miejscu dodać, że kultura (no może nie wysoka – bez przesady, nazwijmy ją – trochę wyższa) nie jest w getcie ani w zaniku i trzyma się dobrze, ma wielu zaprzysięgłych wyznawców.
Jedyny problem polega na tym, ze straciła ona charakter „wzorca”, do którego się dąży.
Passpartout!
Dopiero teraz zobaczyłem Twój wpis. I o to mi właśnie chodziło. A Twoje uwagi o Papieżu i imprezach masowych – sam rdzeń problemu – excellent.
Torlinie: a kiedyś tańce w parach były nie do pomyślenia, bo tańczyło się większymi grupami. I nawet jeśli chwilowo układ tańca łączył ludzi w pary, to nie do pomyślenia był taniec ‚we dwoje’, jako coś absolutnie niemoralnego.
Można by nawet stworzyć taką teorię, że począwszy od czasów plemiennych tańczyło całe plemie, potem — grupa, potem para. Dzisiaj tańczy się często w pojedynkę. A czasami można odnieść wrażenie, że ta ‚dezintegracja’ idzie dalej — i osobno tańczy ręka, osobno noga, a osobno głowa 😉 Ciekawe, co będzie dalej 😀
Torlinie, umiesz tanczyc?
http://www.youtube.com/watch?v=Zdz88MBWomo
Passpartout!
Ty mnie YouTube, to ja Ciebie też YouTube
http://www.youtube.com/watch?v=1NFbAo3heMk
Torlin, to coś dla mnie, ćwiczenie mięni brzucha! 😀
Mięśni. Śpieszę się.
Po pierwsze,
Melodia nigdy nie zanikła, możemy mówić o „nowym stosunku sil miedzy rytmem a melodia” (copyright by Jacobsky).
Istotnie, rola rytmu wzrosła i skrajną formą piosenki z rytmem ale bez melodii jest rap. Twórcy rap próbując zmieścić się w konwencji piosenki z czysto komercyjnych względów, wplatują jakiś temat melodyczny jako przerywnik.
Wszystko wskazuje, że na początku był rytm, stąd można mówić o back to the roots.
Powrót na drzewo wkrótce będzie niemożliwy, skąd te drzewa wziąć 🙁
Różne nurty twórczości muzycznej rozwijają się i inspirują wzajemnie, mimo dywersyfikacji odbiorców. Polityka wytworni polega coraz bardziej na wykorzytstaniu the long tail będącego zaprzeczeniem zasady Pareto (80% przychodów zapewnia 20% asortymentu), dlatego nie zależy im już na wylansowaniu gwiazd skupiających uwagę całego świata, wolą sprzedawać nisze.
Po drugie,
Passpartout słusznie zauważa wielki związek muzyki z socjologią. Kolejne etapy rozwoju społeczeństw cechują charakterystyczne trendy w muzyce popularnej, co biedniejsi powtarzają za bogatszymi.
Po trzecie,
Człowiek dysponuje ograniczonym w końcu aparatem wykonawczym, zatem wszelkie możliwe podrygi już były. Patrząc na videoclipy ze smutkiem stwierdzam, że wszyscy wykonują te same ruchy i ociekają seksem jak pączki tłuszczem.
Jest to oczywiście skierowane do odbiorców przeżywających burze hormonów i będących w wieku prokreacyjnym. Dla nich to pewnie ciekawe cały czas, dla mnie tylko chwilami.
Od kiedy funkcja tańca zmieniła się z rytualnej daniny bogom czy popisom sprawności i siły na zalotną i towarzyską, dominują ruchy okołoerotyczne. Tu też kłania się socjologia.
PAK,
Co będzie dalej? Awatary, a my bez pocenia się, wygodnie rozpostarci…. 😉
Sex sells. Masz racje zeen z tym rozerotyzowaniem komercji. Tymczasem moja corka (18) od poniedzialku, co wieczora chodzi na 3-godzinny kurs tanga! W szkole, w ramach trzeciej godziny sportu (w tygodniu) oferowane sa min. lekcje rock&rolla i salsy (obok siatkowki, hokeja i pilki noznej), zawsze przepelnione. Mlodzi chca znowu tanczyc w parach, a tu podrygi nie wystarcza.
Inny rodzaj tanca zdarzylo mi sie widziec w Nowym Meksyku w czasie Wielkanocy, gdzie cala ludnosc (kilkaset osob) indianskiego puebla godzinami tanczyla w transie w nadziei na deszcz i dobre zbiory. To bylo niesamowite przezycie, rytm bebnow i bosych stop w goracym piasku i spiew rytualny, odwieczny, nie na pokaz. Obcych bylo tylko kilkoro, zadnych zdjec. Przycupnelismy obok starych Indianek z niemowletami na kolanach i chlonelismy ten inny swiat, zblizenie czlowieka i Matki Ziemi…
passpartout,
nic nie zastąpi kontaktu z partnerką w tangu! Tego napięcia nie zaserwuje mi żadne bungie….
Zeenie: ja już widziałem tańczące awatary. Może sobie kiedyś taki sprawię?
Natomiast taniec ostatnio jest dość popularny. Wcale często słyszę, że ktoś się wybiera na kurs tańca towarzyskiego. „Należałoby się też pochylić nad fenomenem ‚Tańca z gwiazdami'”. (Że napiszę jak nie ja.)
Tak, widać ludzie czują potrzebę specyficznej formy kontaktu, którą zapewnia taniec z partnerem. Dezintegracja rodziny może mieć na to wpływ, trochę moda (TzG).
Tango jest cool, szczegolnie odkad Gotan Project unowoczesnili tango muzycznie. Az sie chce tanmczyc tango.
Ma znajoma, ktora ma bzika na punkcie salsy (salsa sprzedaje sie w Quebeku jak cieple bulki), nawet zabrala mnie na pare kursow, ale to nie to samo, co tango. Salsa to gimnastyka. Tango to…. tango. Kategoria sama w sobie.
Pavarotti wyladowal w szpitalu w Modenie na zapalenie pluc – tak podalo radio. mam nadzieje, ze nie odbierze mu to glosu…
Ostatnio widziałem ogłoszenie „Intensywny kurs tańca weselnego”, wie ktoś co może za tym kryć?
polka…
Jacobsky, a jak na slubie beda obcokrajowcy?
polka jest jak pelnoprawnym elementem repertuaru miedzynarodowego. W stanach i w Kanadzie polka jest bardzo popularna. A co do Europy: w koncu polka rytmicznie to od biedy tarantella, Niemcy znaja polke lub maja tance polkopodobne, Czesi rowniez. A jesli nie znaja to sie naucza. Nie takie rzeczy ludzie robia na weselach, a wiec nauczenie sie umpa-umpa polki to maly pikus 🙂
Jacobsky, chodzilo mi o co innego… A sama polka to podobno taniec oryginalnie czeski
foma,
widac pogubilem sie…
foma, taniec weselny, nie mylic z godowym, to w mojej okolicy walc, najpierw pana mlodego z panna mloda, potem z tesciowa, a tescia z panna mloda itd. Dla mlodych to najwiekszy horror (po spowiedzi przedslubnej, jesli w Polsce) i pewnie dlatego ktos odkryl nisze… 😉
A tu jest melodia i rytm:
http://www.youtube.com/watch?v=VCIyzNISw1Q
Panowie proszą Panie, i nie oszczędzać się proszę:
http://www.youtube.com/watch?v=bXhQNRsH3uc&mode=related&search=
Wersja dla starszych Panów Na początku…
http://www.youtube.com/watch?v=IkQTvntsrGs&mode=related&search=
W Kraju Tysiąca Jezior tańcem weselnym jest Häävalssi czyli walc ślubny. N trzy-czwarte jak się patrzy. Obowiązkowo w tej kolejności co w okolicy passpartout.
W Szwecji natomiast istnieje taniec:
http://pl.wikipedia.org/wiki/Polska_%28taniec%29
(bardziej mazur niż polka – żeby nie było zbyt proste). Nie ma on jednak szczególnego związku z weselem choć i tam go zapewnie tańczono bo skoczny i wesoły.
Oba te tańce posiadają zazwyczaj melodię – żeby nie odbiegać od tematu.
A to po tangu:
http://www.youtube.com/watch?v=CjHzS_twDVY
Anioł się trafił
http://www.youtube.com/watch?v=7CbAjj80NIM&mode=related&search=
Tango z Barcelony
http://www.youtube.com/watch?v=aXPuBQnLlgo
passpartout pisze:
2007-08-09 o godz. 15:58
To pierwowzór „Dziwny jest ten świat” Niemena. Stara rzecz, ale wciąż dobra.
A taniec weselny, jak piszesz: walc i polonez, którego sobie życzą niektórzy.
Ale foma ma rację 🙂 taniec weselny = taniec dancingowy, znaczy tyle samo zaskoczenia zawiera 8)
passpartout
Nie dla wszystkich młodych walc to horror – ja najmłodsza nie jestem na pewno, ale chyba jeszcze młoda – 35 latów 25 sierpnia mi się zasypie – i walca mogę całą noc bez przerwy, no może z małymi przerwami na kilka minut tanga. Ale walc wiedeński to moje własne cudo. Miałam w poprzedniej pracy kolegę, który umiał go tańczyć i na każdej imprezie integracyjnej walcowaliśmy ile się dało budząc, przyznam, duży podziw reszty ekipy i chyba po drugim wyjeździe, na każdym następnym już mieliśmy walcowy czas, gdzie nawet oczekiwano występu. Miodzio.
Jacobsky
A co do salsy, to jest to taniec, ktory bardzo odpręża i gdy chodziłam przez chwilę na kurs, to po każdych zajęciach ludzie wychodzili z niego tacy odprężeniu i roześmiani, wręcz uhahani. Mały cud – Polak, roześmiany i zadowolony z życia.
passpartout
A pomysł na lekcje tańca na dodatkowej godzinie Wf to swietny pomysł – zazdroszczę twojej córce szkoły. Szkoda, że za moich czasów nie były możliwe takie luksusy.
Pozdrawiam.
Znalazłem Tango Donna Klara
http://www.youtube.com/watch?v=OPju6wiGSRA&mode=related&search=
cargo,
ja wiem, ze salsa odpreza. To widac po tanczacych. Odpreza jak kazde inne zajecie, ktore sprawia przyjemnosc, pozwala spalic kalorie itp. Moj mniejszy entuzjazm co do salsy wynika chyba stad, ze muzykalnie wole tango.
a propos tańca …. miałam przyjemność być zaproszona w zeszłym roku do ośrodka wellness pod Bielskiem Białym o nazwie „Papuga” (polecam, bardzo miłe miejsce i dla Pań i Panów i dzieci- muzyko terapia jest tam też :))
… wieczorami schodziliśmy do piwniczki na piwko i bilarda …. i w sobotę wieczorem spotkaliśmy się z niespodzianka bo okazało się, że miejscowi w każdą pierwszą sobotę miesiąca urządzają sobie spotkania taneczne salsy …. mówię Wam (piszę) jaki to był niesamowity wieczór – 50 par, młodzi, starzy mali, duzi, chudzi, grubi …. tańczą i widać radochę na twarzach …. była tam dziewczyna taka co by pewnie nikt na nią nie zwrócił uwagi jak by stała pod ściana …. a jak ona tańczyła to aż przyjemnie było patrzeć 🙂 🙂 🙂
Taniec wraca do łask moi znajomi chodzą sobie na taki kurs tańca tak dla przyjemność … 🙂
Ja w szkole też miałam kursy tańca … chociaż szkoła techniczna to dbali o nas byśmy i dla duszy coś mieli … niestety taniec nie jest moją silną stroną 🙁 …..
a teraz przesłucham linki podane przez Was …. ale gracie dziś aż miło 🙂 🙂 🙂
Red. Adamczewski pisze dzis o kurach. No to pozostanmy wokol tematu i postawmy pytanie zasadnicze:
co bylo pierwsze: rytm czy melodia ?
Moi Kochani – taniec to wspaniała sprawa i to chyba niezależnie od stylu tańca – czy to będzie dostojny „chodzony” zwany polonezem, czy „goniony” czyli mazur, czy zalotny, jak kujawiak. Taniec towarzyski ma oczywiście silne podteksty erotyczne i wszystko w porządku, póki są to podteksty. Natomiast taniec z programu „Taniec z gwiazdami” poprzez swój pseudo turniejowy charakter i na użytek telewizji gdzieś jednak granicę dobrego smaku przekracza. Tancerki ubrane bywają jak szansonistki z saloonu; takiego, który na piętrze ma pokoje na godziny, a tancerze zachowują się co nie co jak na corridzie. To się ogromnie podoba, ma oglądalność. A ja się od lat upieram, że największą oglądalność miały publiczne egzekucje, to co? Przywrócić gilotynę na użytek gawiedzi? Są w filmach niezapomniane sceny taneczne (Rita H. w „Tajfunie” zalipso z „Gorzkiego ryżu” o maestrii tanecznej gwiazd amerykańskiego musicholu nie wspominając) i tanga – najpiękniejsze, nasycone erotyzmem jakie tylko być mogą Dwa m lata temu byłam na weselu mojej wnuczki – obecnych 12 osób do lat 30-tu i ani jedna z nich tańczyć nie potrafiła, nie licząc „Kaczego dreptania” czyli rytmicznego upadania raz na lewą, raz na prawą nogę. Nie wytrzymałam 3 minutowej honorowej rundki z nowym wnukiem w roli tancerza – wysiadły mi biodra. A oni tak cały czas. Do szkoły chodziłam dawno, (matura 1957) ale w klasie 11-tej w ramach w-fu i godzin wychowawczych zafundowano nam 25 godzinny kurs tańca towarzyskiego – 5 tańców standardowych + polonez i mazur. Tańczyliśmy z zapałem chociaż większość z nas wcześniej ukończyła kursy taneczne. Taniec wchodził bowiem w skład elementarnego wychowania młodych ludzi i rodzice o to dbali.
ps – przepraszam za literówki. To widać zaawansowana skleroza.
Nie mam ochoty wracać na drzewo.
A czy to przypadek, że wszystkie napakowane łyse pały jeżdża z ogłuszającym łup, łup, łup?
Dałam tu wyraz niechęci do pewnej odmiany mojego gatunku i nic na to nie poradzę, że ich nie znoszę.
Jacobsky!
Ale narobiłem z tym tańcem.
Odpowiadając Ci – wiadomo, że rytm. Najpierw pewnie było wystukiwanie na jakichś bębnach przed jaskinią, zanim człowiek nauczył się mówić.
Ale ja się zastanawiam – czy najpierw była melodia, czy umiejętność mówienia przez człowieka?
Czy czlowiek pierwotny najpierw umiał wydobywać dźwięki (z ust lub z instrumentów), czy najpierw nauczył się śmiać?
„Gdzie słyszysz śpiew, tam wejdź, tam dobre serca ludzie mają. Źli ludzie, wierzaj mi, Ci nigdy nie śpiewają.”
Wielu panów nie tańczy, w tym mój syn, więc gdyby przyszło do wesela, a ślubnej by zależało, musiałby pójść na kursa, gdzie by go weselnie przygotowali ucząc po prostu tańczyć. 🙂
Ja tam też padłam ofiarą big-bitów.
Eksperymentalnie pod koniec podstawówki (1961) uczyli nas klasycznych tańców, ale pamiętam to jako niesłychaną udrękę. Później nikt takich obciachów na prywatkach i zabawach nie tańczył, więc jak przyszło w dojrzałym wieku zmierzyć się z wezwaniami, przeżywałam stres za każdym razem i chociaż uwielbiam tańczyć udawaję, że niekoniecznie. 🙁
Jeżeli chodzi o włoskie piosenki z czasów mojego dzieciństwa i młodości, to mialam do niej mało emocjonalny stosunek, były, jak szereg innych produkcji. Może byłam za młoda? Teraz patrzę bez sentymentów na te filmiki, choć przyznaję, że są bardzo melodyjne i dają się słuchać, częściowo.
Sama jako dziecko zadręczałam sąsiadów, wyjąc na klatce (świetna akustyka) włoskie przeboje. 🙁 😀
Ja bym dążyła do harmonii.
Rytm jest potrzebny, ale podporządkowany melodii. 😀
Zdarzają się dobre wyjątki!
I to by było na tyle. (Copyright © Jan Tadeusz Stanisławski )
Ojej! Do nich – piosenek, nie do niej – młodości, miałam mało emocjonalny stosunek.
Buuuu… 🙁
dzień dobry,
obiecałam kiedyś „No Milk Today” i takie różne Paule Furiaty, jak ktoś chce parę staroci, to niech kliknie na nick. Ja niestety się udaję… i biorę za narządki, robota może nie zając, ale czas, czas ucieka!
W trzeciej klasie szkoły średniej (lata osiemdziesiąte) prawie wszyscy w klasie zaczęli zapisywać się (pokątnie) na kursy tańca, by przed studniówką (jak się okazało – w Pałacu Pod Baranami) już mieć i ‚zasoby wiedzy’ i wytańczenie. Niektórzy chodzili dodatkowo na rock and rolla sportowego.
W krk każda szkoła tańca to ‚uczniowie Wieczystego’ 😉 ; nie inaczej było i w moim przypadku. Cały cykl ‚powtórzyłam i utrwaliłam’ pod koniec studiów… taka odskocznia od zimowego, siedzącego trybu życia.
Przeszli tę szkołę ruchu także rodzeństwo, kuzyni, krąg znajomych… normalka.
Często powtarzam, że taniec to najlepsze połączenie usportowienia, umuzykalnienia i flirtu 😉 – idealny na poprawę samopoczucia i kondycję. Nie widzę, by kiedykolwiek później ta ‚baza’ była dla mnie obciachem – wprost przeciwnie, pomaga improwizować i uczyć się tego, co ‚wchodzi w obieg’. Na przykład mambo uczyliśmy się dopiero pod koniec lat 80tych… salsę podłapałam sama w Londynie (dekadę później)…
Nawet nie wiem, co obecnie jest w ‚repertuarze światowym’…
(za tzw. ‚moich czasów’ były to:
walc wiedeński, walc angielski, quick step, foxtrot, polka i tango – jako tańce standardowe
cha-cha, jive, rock’n’roll, passo doble, rumba i samba jako latynoamerykańskie
… a teraz?)
Ale do tanga trzeba dwojga… i jeszcze pan zdecydowanie prowadzi… tu ten ból (czasem bywa) 😉 🙂
cargo, piszac „mlodych” mam na mysli nowozencow kazdego wieku, majacych odtanczyc solo „taniec weselny” przed reszta gosci. Niestety wielu przedstawicieli mlodego i sredniego pokolenia nie potrafi tanczyc, tylko podreptuje, jak mowi Jaruta. Tanca z G. nie mam okazji ogladac, a z tego co o tym czytam, nie wynika, ze cos trace.
A w kanadyjskim radiu gra Warsaw Village Band: „To you Kasiunia” 🙂
Moja córka ze swoim chłopakiem specjalnie chodziła na kurs tańca przed weselem …. i zatańczyli naprawdę pięknie 🙂 … wiele młodych par tak teraz robi ….
Tak myślałam nad tym czy rytm? czy melodia? …. i zdecydowanie melodia a rytm jako „wzmacniacz”
Torlinie mowa to też melodia tylko „prozą” 🙂
Jacobsky, pierwszy byl rytm, wystukiwany piszczelami na czaszce mamuta. Potem, przy wysysaniu szpiku, okazalo sie, ze z kosci mozna zrobic piszczalke (stad nazwa – piszczel) i zagrac melodie 😉
Torlin,
moze tak, a moze nie. Swiat rytmow byl tak samo obecny dookola pra-czlowieka jak swiat dzwiekow, czesto nawet dzwiekow harmonijnych (np. spiew ptakow). Nasi biologiczni kuzyni potrafia modulowac wydawane dzwieki aby wyrazic okreslone stany (zagrozenia, itp). Dialekty orek roznia sie miedzy soba tak samo melodyjnoscia jak i rytmem. NIe jest to tak oczywiste….
Jak z kura i z jajkiem 🙂
Dźwięk cięciwy łuku – struna.
Świst strzały – nie wiem co. 🙂
O, wlasnie, mt7, i tak powstala harfa. To te pokojowo nastawione slabeusze i mamlasy zaczely uzywac broni jako instrumentow muzycznych i odkryly, ze muzyka lagodzi obyczaje 😉
A na poczatku byl rytm – walenie piesciami w klate, by zaimponowac samiczkom i odstraszyc konkurentow. Tak to sobie wyobrazam 🙂
I tak powstalo haslo: Nie strzelac do pianisty 😉
1) Rytm, puls, sekwencja
2) Harmonia
3) Struktura, konstrukcja
…melodia?… hmmm…
😉 🙂 😉
I jeszcze grzechotka z tykwy i zebow wroga, kolejny instrument perkusyjny 😉
chyba nie strzelac do harfisty..
Tu jest program Tzadik Festival:
http://www.multikulti.com/themes/base/multikulti/right/tzadik_festiwal.09.2007/index.htm
Przepraszam! Tu jest lepiej opisane:
http://www.malta-festival.pl/pl/home/195/index.html
Zanim zacznę zazdrościć Pani Dorocie, idę spać.
Dobrych wiatrów, trzymajcie się! 🙂
Adam dostał w mordę od Ewy. Raz. Dalej mlaskał przy jabłku – dostał drugi raz – i tak powstał rytm.
„Jak to się stało i co sprawiło, że melodyjność przestała być tak istotna i że górę wziął rytm?”
Jo wiem, Poni Dorotecko! Jo wiem, jak to sie stało! To śyćko dlotego, ze w przedskolak som zajęcia z rytmiki. A cy z melodyjności som? Nic mi o tym nie wiadomo. Owsem, poni przedskolanka ucy dzieci róznyk piosnek, ale zajęć z melodyjności jako takiej chyba nimo, som ino z rytmiki.
To sie jednak zmieni, bo jako pon Hegel pedzioł, jeśli jest teza, to bedzie tyz antyteza, cyli kiesik bedzie dokładnie na odwyrtke: melodyjność bedzie piknie wierchowała 🙂
Ho, ho! To i dyskusja ciekawa, i kolejna impra 😉 Kota nie ma, myszy na stół! To czy ten kot jest jeszcze tu potrzebny? 😈 😆
Mam w hotelu Internet. Może znajdę jutro chwilę do pogadania. Tymczasem donoszę, że wróciłam z Zorna (jeszcze wcześniej Zakarya z Francji). Chłopaki w niezłej formie 😀 Potem jeszcze było bankietto, dlatego tak późno piszę. I natychmiast spać. Pa!
Droga Pani Doroto,
Troche bym polemizowala z Pani opinia o muzyce amerykanskiej. Wykonawcy, ktorych Pani wymienia to przyklady muzyki popularnej lacznie z Motown. Jazz i blues to dusza muzyczna tego kraju. Wielu wykonawcow, ktorzy zrobili kariery finansowe przyznaje, ze ich inspiracja jest muzyka z poludniowego-wschodu US. To jest klasyka muzyczna w tej kulturze. B.B. King jest jednym z wielu wybitnych artystow, ktorego mozna posluchac na calym swiecie.
Przypomnialy mi sie slowa slynnego jazzmana z Europy, ktory powiedzial, ze kazdy uliczny muzyk w Mississippi lub Alabamie gra lepiej od niego.
Ponizej blues ‚Jumper on the Line’ i R.L. Burnside.
http://youtube.com/watch?v=qe5xSpF6GL0
Pozdrawiam serdecznie.
Droga AS, to nie była moja opinia o muzyce amerykańskiej w ogóle, ale właśnie o muzyce popularnej (tylko). No i dotyczącej tego, co w tym czasie do Polski docierało. O prawdziwym bluesie na przykład nie mieliśmy wtedy zielonego pojęcia. Też serdecznie pozdrawiam 🙂
co było pierwsze, rytm czy melodia?
opis przypadku mojego syna (maly czlowiek prawie pierwotny) wskazuje, że pierwszenstwo ma rytm, taki niepowtarzalny, wybijany najpierw na stole, a potem wszystkim na wszystkim. dzwięki paszczą? a owszem, ale pierwsze byly bez modulacji wysokosci (tylko glośności :)), a jak na jadnej linii to bardziej rytm niż melodia.
passpartout, nie walenie w klate, tylko walenie w tate, glownie po glowie 🙂
@cargo, ciesze się, że mogę Cię poczytać nie tylko politycznie u pani Janiny. Datę urodzin zapisałem w kalendarzu 🙂
foma, nie tylko Ty zapisales 🙂
AS pisze:
„Przypomnialy mi sie slowa slynnego jazzmana z Europy, ktory powiedzial, ze kazdy uliczny muzyk w Mississippi lub Alabamie gra lepiej od niego.”
.
To wyraz odwiecznego kompleksu jazzowych muzyków europejskich.
To prawda, że w Ameryce można znaleźć setki tysięcy znakomitych muzyków i jest ich może więcej niż w Europie (mowa cały czas o blues/jazz) ale nie znaczy to, że mamy mieć kompleksy.
Taki wspomniany przez Torlina Hendrix – Ameryka doceniła go dopiero po sukcesach w Europie, to w Europie zaczęło się poważne granie rockowe, Amerykanie w latach sześćdziesiątych uczyli się od Brytyjczyków.
Europejczycy też się nauczyli grać dobrze jazz i nie mają powodu tkwić w kompleksach, są przy okazji animatorami poważnych przedsięwzięć związanych z jazzem jako to festiwale i np. ECM…..
Nikt nie zaprzeczy, że blues/jazz to muzyka z Ameryki tak, jak nikt nie zaprzeczy, że muzyka klasyczna jest z Europy. No i co, Amerykanie nie potrafią jej grać?
Pozdrawiam
zeen, to co piszesz o Hendrixie skojarzyło mi się z „Koniec z Hollywood” Allena. Tam też stara dobra Europa okazała się wybawieniem.
Ale ciągnąc co jest skąd i jak wzbogaciło globalne muzykowanie – co muzycznego dał światu Daleki Wschód (oprócz fortepianów Yamahy:)) ?)
Mitsuko Uchidę i braci Suzukich??
Szkołę Suzuki?
Trochę elektroniki.
O gamelanie nie wspomniawszy 😉
Wypowiedz europejskiego jazzmana to klasyczny understatement, kurtuazja i dowod kultury, ale tez wielkiego przekonania o wlasnej rzeczywistej wielkosci. Bo co by bylo, gdyby rozmowca potwierdzil „Ma pan racje, sam znam kilku w Alabamie i jednego w Mississipi, wszyscy zasuwaja lepiej”?
foma,
Daleki Wschód zapewnił nam hordy uczestników konkursów pianistycznych 😉
Poska szczególnie się zasłużyła umieszczając muzykę Azji na sztywnym palu 😀
.
Liczę, że ten temat kiedyś będzie u p. Doroty. Tylko troszke wiem o inspiracjach w muzyce rozrywkowej, nic o wpływie na muzykę klasyczną.
Słuchałem kiedyś muzyki Japonii i Chin – to jak z ich smakami: tylko nieliczne są dla mnie strawne.
P.S.
Ciekawą rzecz zauważyłeś: pierwsze różnice w dźwięku to jego natężenie i długość, melodia to dopiero później.
Pozdrawiam
Czytam komentarze i zastanawia mnie zupełny brak dyskusji o dwóch wielkich taradycji muzycznych Europy . Rytmicznego Flamenco i melodyjnego Fado. Muzyka bardzo bliskich sąsiadów a jakże odmienna. Flamenco z bardzo silnymi wpływami muzyki arabskiej , pachnące rozgrzanym słońcem . Fado melodyjne ,melancholijne śpiewane w kawiarniach Lizbony i Coimbry, pachnące zmierchem i łagodną morską bryzą.
http://youtube.com/watch?v=CCr0X4nFDF8
PAK, ok, ale gamelan musialem dopiero sprawdzic w wiki co to jest, a bluesa i jazzu nie muszę, Suzuki ogólnie kojarzy się z motoryzacją (choc metoda mnie zainteresowala i pracuje delikatnie nad żoną, żeby poslać do takiej szkoly Mikolaja).
Wrazenie mam takie, że, jak zauważyl zeen, dostalismy dobrych wykonawcow i dobre instrumenty, material muzyczny zostal jednak ukryty na miejscu, albo pojawia się niszowo. W swiecie kultury obrazkowej bezapelacyjnie przyjelismy anime, a muzycznego odpowiednika brak.
zeen, tą muzykę Chin, którą posiadam, trawię w całości (ale katalogu muzyki na gongi nie rozwijam…)
Mis, zajrzałem i mialem wrażenie, że te 2 minuty trwaly kilka razy dluzej, dzieki
Fomo:
trafiło mi się wybrać na koncert muzyki współczesnej i usłyszeć, że ktoś stosuje zasadę gamelanu 😉 Ja wiem, że to bardziej specjalistyczne określenie, ale na pewno nie jest to coś ‚głęboko ukrytego’.
Co do materiału muzycznego — kultura Dalekiego Wschodu nie stała się dotąd kulturą popularną. Przynajmniej nie pojawiła się u nas taka kultura samoistna (chyba, że Bollywood się liczy, gdzie się dużo tańczy i śpiewa; który choć nie jest do końca wschodni, to zawiera wiele wschodnich elementów). Powiedziałbym jednak: poczekamy-zobaczymy — pierwsze wpływy amerykańskie to jeszcze XIX wiek, a Daleki Wschód na muzycznym horyzoncie pojawił się o wiele później.
PS. Pisząc elektronika nie miałem na myśli instrumentów, ale takie postacie jak Tomita, czy Kitaro. Wiem, że twórcy dość niszowi, na dokładkę nie ośmieliłbym się dyskutować na ile wybitni. Ale przynajmniej u Kitaro wpływy tradycji Dalekiego Wschodu są wyraźne.
Misiu, bo to są baaardzo lokalne tradycje. Można w nich smakować, ale na codzienne danie dla mnie się nie nadają. Dużo jest takich egzotycznych smaków i świetnie, bo one stanowią o niezwykłej urodzie padołu tego. 😀
Foma napisał:
„muzykę Chin, którą posiadam..”
Nic nie wiem o tej muzyce. Mógłbyś coś przybliżyć. 🙂
Panią Doroteckę pozdrawiam osobno.
Może jakiś fotoreportażyk się zdarzy? 😀
foma, moze zamiast walenia w tate bedzie walenie w garnki? Daj Mikolajowi pare pokrywek.
http://youtube.com/watch?v=ldPMifPbngc
mt, kiedys nagrywalem z Dwojki audycje folkowe i etnomuzykologiczne, trochę się zebralo, ale trudno by mi było podawać nazwy, tytuły… Z rzeczy bardziej dostepnych polecam projekt Yo-Yo Ma muzyki Jedwabnego Szlaku.
http://www.amazon.com/Silk-Road-Journeys-Beyond-Horizon/dp/B0007TFHEI
Trudno powiedzieć, że te gamelan gong kebyar to tylko rytm.
Kiedy w 1889 na wystawie swiatowej w Paryzu Claude Debussy napotkal gamelan jawajski, byl nim tak zafascynowany, ze utrwalil to przezycie w pozniejszych kompozycjach.
passpartout, gamelan gong kebyar fenomenalny, jednak tylu pokrywek to nie mam, a jeśliby udało mi się jakoś zebrać, to do grania pewnie potrzebni byliby wszyscy z mojej klatki 🙂 ale walenie Mikołaja w pojedynczą pokrywkę było, a jakże
passpartout pisze:
2007-08-10 o godz. 12:52
Jestem pewien, że tą kompozycję słyszałem na którejś Warszawskiej Jesieni 🙂
No właśnie, co nam (europejskiej muzyce) dał Daleki Wschód?
http://www.youtube.com/watch?v=xf_u4EGKZZM
(to „Pagody”)
albo różne motywy u Ravela, np. w „Ma Mere l’Oye”…
albo „Pieśń o Ziemi” Mahlera… (żeby nie było, że tylko impresjoniści) 🙂
To parę pierwszych rzeczy, jakie mi przychodzą do głowy.
A propos gamelanu i Warszawskiej Jesieni. W latach osiemdziesiątych młody wówczas kompozytor Jarek Kapuściński (dziś w Stanach, robi kompozycje multimedialne) pokazał utwór „Jatayu” oparty na skali gamelanu, na fortepian (grał sam, był świetnym pianistą) i taśmę. Wtedy to było coś świeżego i egzotycznego na szarym peerelowskim gruncie. Jarek jako syn przedstawiciela handlowego mieszkał w dzieciństwie przez pewien czas w Indonezji, więc znał temat. Niedawno wysłuchałam tego utworu po latach. Niestety, dziś się słucha tego jak cepelii. Ile znaczy kontekst…
http://youtube.com/watch?v=g35VEfTZ65s
Współpraca wschod-zachód i północ-południe z ciekawostkami.
Polecam.
Tabla i banjo – super dialog, swietne 🙂 Dzieki, zeen.
Pani Doroto, ale to są smaczki, a nie jakiś znaczący nurt, gatunek, stylistyka, ktore możnaby porównać z amerykańskim bluesem czy jazzem czy brytyjskim gitarowym graniem. Przy całej różnucy potencjały efekt oddiaływania tradycji muzycznej Dalekiego Wschodu porównałbym z karaibskimi steeldrumami
foma,
zwracam Ci uwagę, że w kręgu tradycji muzycznej Dalekiego Wschodu znajduje się znacząca część populacji światowej …
Chyba zbyt europocentrycznie patrzymy na wszystko 😉
zeen, słuszna uwaga 🙂 ale jak mam nie patrzec europocentrycznie? I tak dobrze, że z powodów rodzinnych naturalnie przyjąłem wagę i wspaniałośc tradycji perskiej i, z konieczności, arabskiej
Tradycja perska i arabska są Ci niezmiernie wdzięczne 😆
zeen, masz jakis kanał szybkiej komunikacji z nimi?
Pani Doroto,
w ogolnym rozrachunku Daleki Wschod dal chyba nie wiele muzyce europejskiej. Roznia nas kanony sztuki, wizja harmonii, rozni nas kontekst, o ktorym wpsomina Pani wyzej. Owszem, co jakis czas kompozytorzy „wyposazaja” swoje utowry w elementy czy klimaty dalekowschodnie, ale generalnie rzecz biorac sa to zapozyczenia stylistyczne, a nie trwale inkorporacje. Kultura muzyczna w Europie rosla warstwa po warstwie i jesli juz, to inkorporowala od najblizszych sasiadow (np. muzyka arabska), a nie od kultur muzycznych nie tylko odleglych, ale rowniez malo znanych i na swoj sposob hermetycznych.
Jednoczesnie Daleki Wschod dal kulturze swiatowej papier, bez ktorego nie byloby latwiego nosnika dla propagowania muzyki. Daleki Wschod dal rozwniez element najbardziej akustyczny, ktory ukochala Europa: czarny proch. Bez niego nie byloby ani marszy wojskowych, ani fajerwerkow i towarzyszacych im widowisk z udzialem muzyki.
Ach, zapomnialem o latawcach. Bez nich Urszula spiewala by tylko o dmuchawcach i wietrze…
Zeen,
fakt, że Hindusów i Chińczyków jest tak dużo nie jest argumentem w dyskusji o wpływach.
Azjatycki kontynent jest tak odległy mentalnie od Europy, że nawet nie umiem znależć stosownego porównania, żeby nie popaść w banał.
Myślę, że powinni kultywować swoją odrębność.
Przy globalizacji pewna urawniłowka kulturalna ma niewątpliwie miejsce, ale byłoby strasznie, gdyby wszędzie brzmiała podobna muzyka, o innych podobieństwach nie wspominając.
Pojedyńczym osobom też jest trudno zachować własą tożsamość.
To jest sztuka, nie być podobnym do innych, a jednak zachować z nimi więź i porozumienie. 🙂
foma,
to w związku wyrażoną przez Ciebie koniecznością 🙂
mt7,
przeczytaj uważnie, rzecz była o potencjalnym efekcie odziaływania.
Skoro nie oddziaływuje na Ciebie, to tego nie ma?
Ja twierdzę, że jest i to ważne, bo oddziaływuje na większość ludzi na świecie.
Myślę, że Azja skorzysta z Twojej rady i będzie kultywować swoją odrębność 😉
mt7,
mimo drastycznej różnicy płci, zachowamy więź i porozumienie 😆
Zeen, napisałeś:
zwracam Ci uwagę, że w kręgu tradycji muzycznej Dalekiego Wschodu znajduje się znacząca część populacji światowej …
Odebrałam to, jako argument, że ilość coś znaczy.
Jezeli nie zrozumiałam, to przykro mi.
Często się z Tobą zgadzam, ale lubię polemizować, zwłaszcza, jak grozi zagłaskanie kota na śmierć.
Przechodzę trudne chwile i moje bywanie na tych blogach są próbą oderwania od ciężkiej rzeczywistości.
Może to dać efekt, że coś nie bardzo kojarzę.
Myślę, że Twojemu życzeniu stanie się zadość. 🙂
Pani Doroto,
o tym, ze melodia zyje swiadcza wykonania standardow rockowych w aranzacji klasycznej, np Time table Genesis grany na fortepianie przez Davida Meyersa czy Eleanor Rigby z albumu Beatels Baroque – Les Boreades w wykonaniu Montreal Boreades Ensembly. Okazuje sie, ze kiedy wylaczyc z uzycia rockowa intrumentacje, to pozostaje calkiem pokazny ladunek melodycznosci, nie tylko w podanych przeze mnie przykladach (akurat Eleanor Rigby jako utwor w wersji orginalnej jest klasycznie melodyjny sam w sobie), ale w wielu innych interpretacjach klasykow muzyki popularnej, granych przez pianistow, zespoly kameralne, trebaczy itd.
Melodia zyje, tylko czasem rytm ja przygniata…
Pozdrowienia,
Jacobsky
MtSiódemko: ja bym radził przyglądać się Bollywood. Jakiś czas temu oglądałem ich film i rzucało mi się w ucho, jak połączyli wzorce zachodniego popu, z wyraźnymi elementami hinduskimi. To co prawda był pop (przecież to Bollywood), ale połączenie nie było tylko płaskim naśladownictwem. Było twórcze.
O nie tylko nie Bollywood …. 🙂
No nie, Paku kochany, moja wytrzymałość psychiczna jest na wyczerpaniu, a Ty każesz mi oglądać produkcje Bollywoodu.
Chętnie Ci uwierzę w twórcze przetworzenia i pozostanę w swoim zaścianku.
Pozdrówko, bo pędzę do babci. 🙂
MtSiódemko: szczerze mówiąc Bollywood potrafiło mnie ubawić. Jak to opowiadają — gdy w filmie z Bollywood na początku na ścianie wisi strzelba, to w końcówce ona zatańczy i zaśpiewa.
W każdym razie ja nikogo nie zmuszam, tylko zwracam Waszą uwagę na fakt, że Wasze postulaty są realizowane tam, gdzie ich nie szukacie. Budowa utworu wywodząca się z tradycji gamelanu pojawia się w muzyce współczesnej w Europie, wcale często; a z drugiej, popkulturowej strony, Bollywood łączy zachodni pop z własną, lokalną hinduską tradycją. Nie ma jeszcze wschodniego odpowiednika jazzu, ale takie łączone style się tworzą i może dorobimy się tu jeszcze stylu dość popularnego, a przy tym artystycznego.