Grieg inny
Przeczytałam recenzję PAK-a na jego blogu i zajrzałam do dawniejszych, a tu opis koncertu Griegowskiego, który miał miejsce wcześniej w Katowicach. Myśmy w stolycy mieli taki koncert właśnie wczoraj; Sinfonią Varsovią dyrygował młody i obiecujący Michał Dworzyński (ur. 1978), który zaczyna odnosić sukcesy w Wielkiej Brytanii, a solistą był Peter Jablonski, Szwed polskiego pochodzenia (jest ich dwóch braci pianistów, drugi jest Patrick, Peter jest uważany za lepszego, czego nie jestem pewna). Z czego wniosek, że bez Koncertu fortepianowego się nie obeszło – nie mogło przecież być inaczej. Zdumiało mnie, że sala była pełna, bo jednocześnie w Teatrze Wielkim dyrygował Mehta. Ja byłam w filharmonii, bo, jak już Wam wspomniałam, miałam obowiązki.
Po raz pierwszy zdarzyło mi się zapowiadać w ten sposób koncert – to taki zwyczaj, który wprowadził dyrektor Antoni Wit: rozpoczyna się na godzinę przed koncertem, w sali kameralnej, i trwa to 40 min. – taki wstęp w niemieckim stylu, z elementami analizy i przykładami muzycznymi, byle nie za długo. To wbrew pozorom nie jest łatwe zadanie, zwłaszcza że nie miałam zbyt wiele czasu, żeby się przygotować. Ale wystarczyło przypomnieć sobie trochę życiorys, a potem wskoczyć na mojego konika, czyli pokazać publiczności Griega innego, późnego, Pisałam już tu o tym przy okazji wpisu o góralskiej muzyce, w czerwcu, kiedy zajęłam się skrzypcami z Hardanger. Puściłam parę przykładów melodii granych na tych skrzypcach i wersji opracowanych przez Griega – utworów fortepianowych z op. 72, które faktycznie grywa się bardzo rzadko (niespodzianką było, że Peter Jablonski zagrał jeden z tych utworów na bis!). Mam do nich wielką słabość. A na zakończenie puściłam niespodziankę – nagranie samego Griega. Dostałam kiedyś, podczas obchodów poprzedniej dużej rocznicy Griegowskiej kilkanaście lat temu, płytę promocyjną od Ambasady Norwegii, gdzie znajduje się m.in. właśnie to nagranie. I na tej płycie właśnie, a także na recitalu Andsnesa, który jeszcze wtedy było młodziutki i mało kto o nim słyszał (wtajemniczeni mówili: to taki ichni Anderszewski), po raz pierwszy usłyszałam fragmenty op. 72 i dostałam fioła 🙂
Peter Jablonsky grał trochę nonszalancko, jak to ujęła złośliwie moja znajoma: taki jestem wspaniały i przystojny, i tak sobie ślicznie gram – zdarzyło mu się przelatywać biegniki, czasem tak zdarza się, kiedy pianista myśli: to takie łatwe. Łatwe, ale zdradliwe! A poza tym było tanecznie. Pan dyrektor Kord nie wspomniał o fortepianowych Utworach lirycznych, bardzo popularnych w szkołach muzycznych 🙂 – Grieg pisał je przez całe życie, wydał 10 zeszytów. W programie znalazła się Suita liryczna, będąca opracowaniem czterech utworów z op. 54, i cztery Tańce symfoniczne op. 64 – efektowne i efektownie poprowadzone przez Dworzyńskiego. Na bis – W grocie Króla Gór, a jakże!
To tyle. Zaraz jadę do Katowic.
Komentarze
Też mnie Kord tym pominięciem zadziwił. (To znaczy, jak rozumiem, potraktował je jako ‚miniatury’, czyli pośrednio wspomniał, ale jako dzieła, o których przypomniały mu otchłanie internetu.)
A Dworzyńskiego, o ile pamiętam, wyróżnił kiedyś Gramophone jako młodego artystę miesiąca.
Jabłońskiego słuchałem w Kilarze (Koncert fortepianowy) i Szymanowskim, ale zdania o nim własnego nie mam.
Zwyczaj wprowadzania bardzo mi się podoba, choć kiedyś byłem świadkiem takiego zdarzenia — przyszedłem na koncert (kameralny, grać miał Kwartet Śląski), a tu koncert się zaczyna i pani wprowadzającej nie ma. Wprowadziła więc pospiesznie (raczej mniej niż 5 minut) organizatorka koncertu, wyraźnie (ale i umiejętnie) improwizując. Na przerwie pojawiła się pani zapowiadająca. I powiedziała coś takiego:
— Ja bardzo przepraszam, to mi się zdarzyło pierwszy raz, ale zapomniałam o zmianie czasu…
(Czas zmieniano na letni tydzień wcześniej. Co ona przez ten tydzień robiła?!)
(I przepraszam, że tak Gramophone i Gramophone, albo Rosen i Rosen, ale Gramophone zaprenumerowałem; a Rosen mi przypadł do gustu i Wszystkim też polecam.)
Bardzo lubię Griega.
A ja Griega nie za bardzo lubię. I nawiązując do dyskusji w poprzednim wpisie (bo jakoś mi się nie zdążyło 😆 ) – znacznie wolę Mahlera; piąta symfonia to na razie jedyna kompozycja (z tych większych), której, po kupieniu płyty (Barbirolli) wysłuchałem cztery razy pod rząd :D, kończąc dobrze po północy. Jest w tej muzyce jakaś niesamowita różnorodność i wiele niespodzianek; Grieg to stary nudziarz… 😉
W ubieglym roku w mojej okolicy na dorocznym festiwalu muzyki klasycznej wystapila Mlodziezowa Orkiestra Unii Europejskiej, dyrygowal Vladimir Ashkenazy. Jak oni zagrali Mahlera! Piata symfonia, to bylo przezycie! W tej orkiestrze gralo tez kilkoro Polakow, dalo sie slyszec jezyk na przerwie 🙂 Inna mlodziezowa orkiestra pochodzila ze Szlezwiku-Holsztyna, klasy mistrzowskie dla mlodych muzykow z calego swiata. Tam dominowali Azjaci – Japonczycy i Chinczycy. Nieslychana perfekcja i widok 20 skrzypaczek podobnych do siebie jak klony (z daleka) i ruszajacych smyczkami w niewyobrazalnej synchronizacji dzialalo niemal hipnotyzujaco 🙂 Co grali? Nie pamietam 🙁
Życzymy Gospodyni udanego PAKowania i fomowania.
Grieg jest fajny do sluchania: nastrojowy, kiedy trzeba – dynamiczny.
Co do skladu orkiestr, to juz nie potrzeba wielkiego zadecia nazewniczego typu Mlodziezowa Orkiestra Unii Europejskiej wspomniana przez passpartout. Wystarczy popatrzec na portret zbiorowy muzykow wielkich orkiestr symfonicznych, zeby zobaczyc panorame etni calego swiata. Rowniez w montrealskiej OS.
Nazwiska, poza Kordem i Witem nic mi nie mowia.
Pozdrowienia.
Jacobsky, nie doszukuj sie zadecia tam, gdzie go nie ma 😉 Jak nazwalbys po polsku ten twor:
http://www.euyo.org.uk/ ?
Nie ma watpliwosci, ze orkiestra jest mlodziezowa i utrzymywana przez Unie, i tyle 🙂 Poza tym nie dyskutujemy o skladzie orkiestr (to juz bylo) tylko o Griegu i Mahlerze.
passpartout,
respirez par le nez 🙂 tak mi sie po prostu powiedzialo.
Relax 🙂
Zdaje sie, ze to Ty, passpartout przywolalas temat skladu orkiestry
(„…Tam dominowali Azjaci – Japonczycy i Chinczycy. Nieslychana perfekcja i widok 20 skrzypaczek podobnych do siebie jak klony (z daleka)”…)
😉
PS. Jacobsky, Ty sie sam zrelaksuj 🙂 w EUYO nie ma ani jednego Azjaty.
http://www.euyo.org.uk/artists/summer2003members.htm
Natomiast w tej drugiej orkiestrze (klasy mistrzowskie) – bardzo wielu. I to oni trafia potem do Montrealu, Londynu, Berlina i Nowego Jorku. Pozostaje zyczyc tym mlodym z EUYO rownie wielkiej pracowitosci, to moze nie dadza sie konkurencji.
A Griega tez lubie 😉
A propos składów orkiestr — kiedyś słyszałem taką anegdotę — wybitnego francuskiego muzyka zapytano o to, jaka francuska orkiestra symfoniczna jest najlepsza. Odparł bez wahania: Boston Symphony Orchestra! Bo tam dominować mieli Francuzi 😉
Pak napisał:
Co ona przez ten tydzień robiła?!
Paku, ludzie wolnych zawodów, nie pędzą na godzinę do pracy.
Spokojnie mogła przez tydzień nie zauważyć. 🙂
foma,
jak widzisz, nawet w klawisze trafiam, nie było tak źle. Gospodarze nas elegancko przywitali, przemowa była – krótka i dowcipna – przy okazji jednego z kolejnych toastów moja Basia wzięła dzwonek i poszło.
Grałem parę ról w teatrzykach, grałem zawodowo (a nawet śpiewałem, choć dziś wiem, że to było wycie) kilka lat, ale odczytanie (no wiesz, Twoja sugestia co do wstawienia brakujących) wierszyka budziło we mnie strach, wszak towarzystwo było dosyć wyrafinowane…
Reakcja była pozytywna – ja jej nie zakonotowałem, byłem zbyt zestresowany, moja Basia obserwowała i przekazała mi znak pokoju.
Na papierosie jedna z par była łaskawa pogratulować, nie przeczę, było mi przyjemnie, gdy zapytali, czy piszę sam, odpowiedziałem zgodnie z prawdą: tylko wtedy, gdy mam fomę na linii…
Później jeszcze dwie osoby powiedziały: rzuć tę robotę i pisz, lepiej na tym wyjdziesz. Podziękowałem i pomyślałem: durnie, gdybyście wiedzieli, że czarną robotę za mnie robi foma, nigdy byście na taki pomysł nie wpadli…
Wytańczyliśmy się do upadłego, wyżartowaliśmy się nieźle, muszki, krawaty, to tylko elegancja, żadnej sztywności – sympatycznie było.
Dziękuję Ci na forum publicznym, boś wart każdych pieniędzy.
Dziękuję.
Foma obiecał moją relację z Kronosów, a ja nie wiem co napisać… To znaczy wiem, bo wiem co o koncercie sądzi Nasza Pani Kierowniczka 😉 A ja w znacznej mierze się zgadzam 🙂 Ale jeśli ja TO napiszę, to będę z układu, a to się nie liczy…
Napiszę więc tylko, że oświetlenie mi się podobało!
PS. Fomo: staram się streszczać, ale mi nie wychodzi 🙁
PAK’u
bajeczne oświetlenie, to była pierwsza reakcja, jaką kilka lat temu każdy wydawał z siebie po koncercie Paco de Lucii, a potem przychodziły peany na cześć Paco.
Układ zszedł do podziemia, jedność partii – jednością myśli, możesz spokojnie napisać swoimi słowami, co Pani Kierowniczka i Ty myślicie.
PS. nie od razu Kraków zbudowano. Na początek, w ramach ćwiczeń warsztatowych, wycinaj z wypowiedzi po jednym zdaniu, a w pozostawionych zdaniach wycinaj po jednym słowie… Potem przejdziemy do trudniejszych ćwiczeń 🙂
zeen,
niegodnym Twych peanów, bo nie zrobiłem wiele…
Ale troszę pokręciłeś w skromności 🙂 bo nie zawsze jestem osiągalny, a Ty piszesz i piszesz i piszesz 😀 faktem jest jednak, że zauważam wzajemne motywowanie się 🙂
A ci doradcy od zmiany pracy wcale nie durnie, wręcz przeciwnie, podpowiadają jak jednocześnie zarobić i się nie narobić, bo foma zrobi swoje 🙂
By jednak znać proporcje, mocium panie, to na forum publicznym pragnę powiedzieć, żeś zeen zrobił kawał dobrej roboty sam, a ja zjawiłem się, by dostarczyć Ci dystans spojrzenia i podpowiedzieć ten czy inny rym; chwała dla Ciebie, satysfakcja dla mnie
Wszystkich chciałbym jednocześnie zapewnić, że pierwszy i jedyny toast, jaki spełniliśmy wczoraj z Panią Kierowniczką i PAK’iem, był za Wasze zdrowie, [coby Wam się dobrze działo, a że działo to armata, aby Wam się armatniało!]
Zeenie:
Zapomniałem pogratulować: w ogólności i w szczególności (w szczególności Basi).
Fomo:
Nie pamiętam kto to powiedział (a kiedyś pamiętałem 🙁 ): „Chciałem napisać krótki list, ale nie miałem czasu…”
Kiedyś ćwiczyłem mieszczenie się z relacją koncertową na jednej stronie A4. Z trudem, ale mi wychodziło. Teraz nie mam tyle czasu…
Lubię Was. 🙂
Niech się armatni.
Kończę, bo mam dużo czasu. 😀
Recenzje mogą wyglądać także tak:
„….. O aktorach grających w tej sztuce nic powiedzieć nie mogę. Nie cenię ich specjalnie, ale mi żal, że bądź co bądź żywi i częściowo utalentowani ludzie służą za narzędzie do tak nędznych celów. Dekoracje były nie lepsze od sztuki, ale nie były skradzione z ….
P.S. Szanowny Panie Redaktorze.
Mimo iż pensja recenzenta teatralnego jest mi w obecnych ciężkich czasach bardzo cenna, zaznaczam jednak, iż z pobieranej miesięcznej sumy zł 1200 chętnie zrzeknę się połowy (jednorazowo) w zamian za zwolnienie mnie z obowiązku pisania recenzji z jakiejkolwiek następnej sztuki Germana.
7 lutego 1926 r.
Zeenie:
Nikt mi nie płaci za pisanie, wiec nie mogę prosić o podwyżkę 😉
Co do recenzji — staram się w tle coś napisać, ale czasu mało 🙁 Spotkanie skończyło się około 1 w nocy, a ja od 6 jestem na nogach i dopiero teraz usiadłem na dłużej do komputera.
W skrócie:
1. Kwartet mi się podobał. Świetnie operowano światłem — Kwartet kończy się pewnym wyciszeniem, czemu odpowiadało przygaszenie światła za Kronosami.
2. Kwartet był chyba najlepszy. Właściwie to we wszystkich kwartetach wolałem części szybkie, pełne energii, czasami z nawiązaniami do góralszczyzny; od części wolnych. Te ostatnie co prawda świetnie pokazywały klasę muzyków Kwartetu Kronos. Ale nie tylko po to chodzi się na koncerty.
3. Kwartet był za długi, choć fragmenty (Allegro, Deciso) były dobre, a i Kronosi bardzo dobrzy. Zwłaszcza za długie były części wolne — tu się zgadzam z Panią Kierowniczką należałoby go skrócić, albo przynajmniej wyrzucić jedną z wolnych części — pan Górecki (32 miejsce wśród żyjących geniuszy, jak podają aktualne klasyfikacje 😉 ) przedobrzył. Mogę dodać, że wyrzuciłbym końcową wolną część. Zwłaszcza, że cały koncert był opóźniony. (Pani Dorota już kiedyś o tym pisała, że z muzyki kameralnej, tłumy są tylko na Kronosach. Nie do końca w to wierzyłem, ale faktycznie — gdy porównać Kronosów z Kwartetem Śląskim, to różnica we frekwencji jest straszna.)
Na bis były dwie pieśni (?) Góreckiego — czasem mi się wydawało, że mimo skromniejszych zamiarów lepsze od kwartetów.
Kronosi — jak dla mnie pokazali wielką klasę, choć Pani Gospodyni narzekała, iż są zbyt zimni, że tego romantyzmu trochę by się przydało, marząc o interpretacjach Kwartetu Śląskiego.
H.M. Górecki był obecny, kłaniał się wraz z Kronosami. A koncert zakończył „odruch Pawłowa”, choć parę osób narzekało, że w wolnej części opóźnionego 3 Kwartetu Góreckiego byli blisko snu, a może wręcz w niego wkroczyli. (Szczerze mówiąc, to ta edycja festiwalu ma podtytuł: „Moc snów”, może więc o to chodziło organizatorom? 😉 )
PS.
I mam się streszczać, a tu zgubiłem ciąg przyczynowo-skutkowy 😉
Otóż koncert był opóźniony, gdyż tłumy w Decymber Palast nie mogły się zebrać na czas. Zbieranie przeciągało się dwukrotnie o jakiś kwadrans poza planowany czas rozpoczęcia — samego koncertu i drugiej części.
A dlaczego ten budynek nazywa się Decymber Palast? Zdaje się, ze Zeen już o to też pytał?
Bo Grudzien go zbudowal 😉
„Scena mieści się w budynku, który katowiczanie ochrzcili mianem December Palace. Gmaszysko (dziś Górnośląskie Centrum Kultury) powstało w 1981 roku jako centrum kongresowe na potrzeby KW PZPR. Ojcem chrzestnym tej inwestycji był pierwszy sekretarz – towarzysz Zdzisław Grudzień, stąd też jego potoczna nazwa.”
Grudzien zwany byl „towarzysz Decymber” i mawial o „tryndach”. Kiedy obronil doktorat z hutnictwa, Czeczot mial powiedziec, ze dysertacja miala tytul „O prostowaniu drutu dokola rzyci” (pardon le mot).
Gmaszysko na zdjęciach obejrzałam, myślałam, że nawiązuje do jakiegoś budynku z NRD.
O ‚tryndach’ wielu ówczesnych mówiło.
Dzieki za wyjaśnienie. 🙂
Może ktoś zna jeszcze tytuły innych prac? 😀
Gmaszysko z dość ciekawej perspektywy – w centruym po prawej z napisami „lub”. W samym środku urząd wojewódzki
http://www.um.katowice.pl/pl/galeria/displayimage.php?album=8&pid=529
A te napisy „lub” to praca poety konkretnego Stanisława Dróżdża 🙂