Dziecięca choroba lewicowości
Że tak złośliwie, po leninowsku, zatytułuję. Kto za młodu nie był socjalistą, ten na starość będzie świnią – kto to powiedział? Bismarck? Clemenceau? Piłsudski? (każdemu z nich się to zdanie przypisuje; Piłsudskiemu w wersji z buntownikiem) Nieważne. Ale jeśli ktoś przy tym pozostaje na resztę życia? Naiwny? Temuż Bismarckowi przypisuje się jeszcze inną wersję powiedzonka: Kto za młodu nie był socjalistą, ten na starość będzie sk…synem, ale kto na starość socjalistą pozostał, ten jest po prostu głupi.
W Polsce, która spędziła kilkadziesiąt lat w tzw. realnym socjalizmie, większość zgodzi się z owym rzekomym zdaniem Bismarcka. Wiemy aż za dobrze, że utopie są nie do zrealizowania, że „wszyscy równi” zawsze musi oznaczać „równi i równiejsi”, bo ludzie są tylko ludźmi.
Dlatego cała zachodnia lewicowość, te utopijne marzenia o czymś, o czym nie ma się pojęcia, budzi w nas pewne politowanie. Ale jeśli wynika z tego dobra sztuka? Po wczorajszym świetnym koncercie z cyklem pieśni Voices z 1973 r. Hansa Wernera Henze w rewelacyjnym wykonaniu sopranistki Victorii Simmonds, barytona Alana Oke i London Sinfonietty pod batutą Davida Athertona kolega zauważył: no, gdyby tak oni przyjechali tu z tym ze dwadzieścia pięć lat temu… Owszem, pamiętam, jak przyjeżdżał tu niegdyś np. Luigi Nono i jego lewicowość po prostu denerwowała. Ale nie przesłaniała faktu, że był on wielką postacią.
O Henzem słyszeliśmy tu dużo mniej, nie był aż tak poważany wśród fanatyków awangardy, bo był raczej eklektyczny. Ale jego muzyka jest świetna warsztatowo. No i pisząc te pieśni do tekstów Brechta, Ho Chi Minha, Hansa Magnusa Enzensbergera i innych znakomicie je wystylizował, zinstrumentował i plastycznie oddał treść, bardzo drastyczną czasami, bo mówiącą np. o więzieniu, torturach czy martwym żołnierzu (czasem zresztą w dość ckliwym tonie). Niektóre teksty, np. Roses and Revolutions Dudleya Randalla czy zamykający cykl Das Blumenfest Enzensbergera, opisujące wizję sielankowej porewolucyjnej utopii, w której wszyscy piszą poezje, choć są nieprawdopodobnym kiczem, także otrzymały wyrafinowaną oprawę muzyczną.
Kurt Weill, z którego postacią i muzyką z najtrudniejszego, emigracyjnego okresu zapoznaliśmy się na koncercie inauguracyjnym, też należał do owego lewicowego nurtu, który, zwłaszcza już po wojnie, znalazł swoje miejsce w muzyce niemieckiej (np. Karl Amadeus Hartmann czy Paul Dessau) – los jednak przeniósł go do Stanów Zjednoczonych, gdzie zamiast pisać produkcyjniaki, jak Dessau w NRD, zajął się pisaniem hollywoodzkim, w czym był oczywiście świetny (też znakomity warsztatowiec!), ale utracił własną osobowość (co nie znaczy, że zachował ją Dessau). Jednak jeszcze w Siedmiu grzechach głównych, kantacie napisanej w Paryżu jako balet na zamówienie zespołu Les Ballets 1933, daje wyraz swojej naiwnej antyamerykańskiej lewicowości. Tak, amerykański sen bywał i wciąż bywa okrutny, ale w tym wydaniu (czyli w użytym w utworze tekście Brechta) przypomina komunistyczne karykatury Wuja Sama. Ale muzyka też jest znakomita, a kiedy uzyskuje takich interpretatorów jak Ute Lemper i Marc Minkowski – może wręcz zachwycić.
Dziś nabraliśmy już może więcej dystansu i będziemy na takie postawy artystyczne patrzeć jak na dokument epoki. O Weillu napiszę potem jeszcze od innej strony, przy innej okazji. Wczoraj też odbył się na Sacrum Profanum pierwszy z serii koncertów poświęconych Stockhausenowi, ale o Stockhausenie napiszę więcej za parę dni, po kolejnych koncertach.
Komentarze
Pani Kierowniczko, czy Kurt Weill o którym Pani pisze to ten sam, którego melodie zaaranżował kiedyś Kazik Staszewski?
http://www.kazik.pl/pl/dyskografia/plyta/25.html
Całkowicie ten sam 😀
Tak też myślałem ale wolałem się upewnić 🙂
A ja już czekam na dzisiejszą transmisję w Dwójce o g. 22: „Stimmung” Stockhausena z 1968 roku, śpiewa zespół Theatre of Voices, dowodzi Paul Hillier. Zapowiada się ciekawie, dużą rolę odegrają fonemy i alikwoty a wykonawcy pewnie zasiądą na poduszkach w półkolu.
Dla mnie, kiedy to po raz pierwszy usłyszałam na żywo, to było nieprawdopodobne przeżycie. Strasznie jestem ciekawa, jak to przeżyję teraz – pewnie że słuchałam od tego czasu nagrań (raczej we fragmentach – nigdy nie było czasu, żeby zasiąść i wysłuchać całości), ale to zupełnie nie to samo, w każdym razie mnie samą zaskoczyło, jak dobrze to pamiętałam, tzn. co przychodzi po czym, a przecież wszystko się dzieje na alikwotach jednego dźwięku!
Trochę się boję o nastrój w tej odrapanej Fabryce Schindlera…
Dla mnie K. Weil to glownie „Opera za trzy grosze”, koprodukcja z B. Brechtem. Obaj byli lewicowi i obaj wyladowali w USA na emigracji, a potem, po wojnie- w NRD. Tak jak Heinrich Mann, brat Tomasza. Ale lewicowy byl rowniez L. Feuchtwanger, przyjaciel i mentor Brechta. Sukcesy Weila w Hollywoodzie przypominaja podobne osiagniecia Korngolda. Brech i Weil to wielka karta nowoczesnego teatru niemieckiego.
Też jestem bardzo ciekawa, jak to wyjdzie na żywo (słyszałam fragmenty płyty). Jeśli chodzi o nastrój, to pewnie jedyna nadzieja w grze światłem. Żeby chociaż zimno tam nie było, ale to już pewnie wykonawcy postawili warunki 😉
Zimno to tam będzie, wczoraj na Ensemble Modern mało nie zamarzłam – a Mantra Stockhausena jest dłuuuga…
A teraz idę słuchac Helmuta Lachenmanna. Ma on wielu wyznawców, ja się jakoś na niego nie łapię. Więcej później.
Witam!
Wywody o lewicowości pominę całkowicie. Może by tak o lewicowości w muzyce. Tu maiałaby Pani z pewnością więcej do powiedzenia ( sensownie).
Helmut Lachenmann – od kilku lat jestem od jego muzyki uzależniony.
Jak on mógł się tym komuchem Nono inspirować ( w myśl rozwijanej przez Panią realnie egzystującej lewicowości).
Pozdrawiam z lewej strony
Zlewkrwi
Ja tez kocham Opere za trzy grosze. Zwlaszcza Pierwszy final za trzy grosze. No i Polly. I Lucy. I Mackey Majchra. I wszystko inne.
(Ach, to jest bardzo smutne!
Ponure i okrutne!
Ze czlowiek zly, a biedny swiat –
niestetu jest to smutny fakt.
Parlando: Czlowiek holduje predzej dobru nizli zlu,
ale warunki nie sprzyjaja mu!
Chor: Ach czlowiek zly, a biedny swiat
Niestety jest to smutny fakt…)
Ponure okrytne….)
Pozdro.
Jak „Opera za trzy grosze”, to i Ute Lemper ma coś do powiedzenia
http://www.youtube.com/watch?v=BP35uVK-Rm4
A tak śpiewał Bert Brecht
http://www.youtube.com/watch?v=_QXJ3OXWaOY&feature=related
Nie moge przesluhac, bo komputer szpitalny nie ma glosnikow.
I oczywiscue, nie Polly, tylko Jenny (…chetnie biore napiwki i kazdy tu wola mnie, i ten hotel parszywy obsluguje noce -dnie, ale o mnie wiecie wy niewiele…
Ale o mnie wiecie wy niewiele!)
Ja pamietam koprodukcje Weil/Brecht w wykonaniu Giseli May. Zaproszono ja kiedys do Sopotu, na festiwal. Bylo to zabawne. Tu pop muzic a tu cos wyrwanego z kontekstu. Moze to byla ilustracja dzieciecej choroby lewicowosci, prowadzacej do trwalego znieksztalcenia gustow.
Wydaje mi sie, ze G. May oddaje jakos ducha kabaretowego dawnego Berlina. Moze to skopiowano potem w znanym „Kabarecie”? Jak slucham tego to przypomina mi sie znana powiesc A. Doeblina „Berlin Alexanderplatz”. Ale to tak przy okazji.
http://www.youtube.com/watch?v=IKoht4u4oAk
Musialem cos strasznego zbroic, bo zostawiono mnie w poczekalni. Trudno. 🙂
Musis teroz, PA2155-ecku, przez okno tej pocekalni machać chusteckom i wołać głośno: „Help! Help!”, jaze Poni Dorotecka przybędzie z odsiecom i na ślebode Cie wypuści 🙂
A jak nie Poni Dorotecka, to jakisi inksy dzielny rycerz pasowany na admina 🙂
Jako jeden z nielicznych przedstawień Broadway, bardzo cenię sobie Lost in the Stars z muzyką Kurta Weilla właśnie. Być może była to jego ostatnia praca przed śmiercią. Sama piosenka Lost in the Stars, trochę z recytacją czy też raczej dialogiem, no i z muzyką jest bardzo wzruszająca i przywodzi na myśl inspirującą muzykę spiritualną czarnej Ameryki, w której lubował się Weill.
A co do młodości i socjalizowania, to u nas (za oceanem) też tak się mówi i też przypisuje się to wielu osobom. Nawet dodaje się, że ten kto nie socjalizuje za młodości, to nie ma serca, za to ten co socjalizuje na starość to nie ma rozumu,
Jako osoba zbliżająca się wielkimi krokami do , powiedzmy sobie szczerze, tak zwanego wieku średniego, muszę przyznać, że czuję się szczęśliwa, że miałam okazję poznać socjalism a la polskie lata siedemdziesiąte. I zupełnie mi na resztę życia wystarczy. Amerykańska filozofia socjalistyczna używa starej i wytartej opowieści jak to Polsce i w innych Demolodach to wcale nie był prawdziwy socjalizm, że prawdziwy socjalizm to my sobie teraz mamy okazję stworzyć tutaj w USA. Jeśli ma do tego dojść, to ja dziękuję bardzo wi wysiadam. Przeniosę się do Chin albo do Hong Kongu. Jak gdzieś socjalizm, to ja wolę tych eksperymentów nie oglądać. A muzyki chętnie posłucham na CD!
Dorota
Nie wierzę, żeby w USA urządzono to gorzej niż w Chinach czy Hongkongu 😆
Witam zlewkrwi. O lewicowości w muzyce nie da się mówić bez mówienia o lewicowości jako takiej. Ja akurat wiem, że można w to wierzyć; można nawet się sparzyć i dalej wierzyć… to tak, jak z każdą inną wiarą. Kiedy w stanie wojennym przyparłam w końcu mojego ojca do muru, po dłuższym milczeniu powiedział… „tak, ale to była moja młodość”.
Przeżycia z młodości są mocne i wpływają na całe życie. Także muzyczne. Jeszcze niektórych odwiedzających ten blog nie było na świecie (tak, tak, panie dziejku 😉 ), kiedy poprzedni – i pierwszy – raz słyszałam Stimmung Stockhausena na żywo. Wtedy chodziłam z tydzień jak oczadziała i ciągle coś tam sobie mruczałam alikwotowo, wypożyczyłam ze Związku Kompozytorów partyturę utworu i sobie ją studiowałam, tak że do dziś mam to tak obcykane, że praktycznie znam to prawie na pamięć… I słuchało mi się dziś też świetnie; oczywiście z dystansem (już wtedy mnie ujęło, że są tam momenty po prostu humorystyczne mimo całej kontemplacyjności), ale też ze świadomością, że miałam rację uznając wtedy, że to jeden z najwybitniejszych utworów XX wieku…
Miałam o Stockhausenie napisać później (i jeszcze napiszę), ale musiałam podzielić się na gorąco.
A co do Lachenmanna – po pierwsze, nie budziła nigdy mojego zaufania taka ideologia, że „piękne jest to, co brzydkie”. I właśnie pan Lachenmann robił na mnie wrażenie przesympatycznego, ale jednak fanatyka. (Zmroziło mnie, że w Dziewczynce z zapałkami wykorzystał tekst listu Gudrun Ensslin – to tak a propos tematu lewackości.) Po drugie, jego utwory brzmieniowo odbierałam jako szaro-czarne i byłam wobec nich całkowicie obojętna. Na dzisiejszym koncercie o 19. pierwszy z utworów – Zwei Gefühle – Musik mit Leonardo (1992) – też tak właśnie odebrałam. Natomiast Concertini, utwór nowszy (2005), był wręcz barwny, wiele w nim się działo, to już był całkiem inny Lachenmann, takiego mogę polubić.
Heleno, uściski serdeczne! 🙂
Ten Owcarek to mnie po prostu doprowadzi kiedyś do rozpuknięcia ze śmiechu. „PA2155-ecku” 😆
Przecie jo, Poni Dorotecko, jestem barzo powaznym psem.
A teroz barzo powaznie, wręc śmierztelnie powaznie, godom juz: Dobrej nocki! 🙂
Dobrej nocki – bardzo poważnie drapię za uchem 😉
Aha – jeszcze konieczna errata do PA2155 18:26 – Weill nigdy nie „wrócił” do NRD. Zmarł w 1950 r. w Nowym Jorku.
Do zachwytów pięknej Heleny nad Operą za trzy grosze – dodam swoje nad Mahagonny (pełny tytuł to Rozkwit i upadek miasta Mahagonny). Może ktoś pamięta świetne przedstawienie we Współczesnym, z Wysockim, Celińską i Tkacz. A jeśli nie pamięta – to zapewne dobrze zna song MOON OF ALABAMA, ktory pochodzi stamtąd (śpiewali DOORS, BOWIE i kupa innych). Jeśli chodzi o Giselę May – uważam, że to najlepsza w ogóle wykonawczyni songów Brechta/Weilla. Znam ich nagrania Lotty Lenya (żony Weilla, uchodzące za wzorcowe), Catherine Sauvage, Milvy i wielu innych, ale Gisela May najdokładniej trafia w istotę teatru Brechta. Nie rozciąga, śpiewa krótko i węzłowato, z dystansem, nie przesadza z dramatyzmem. Z tego powodu jej nagrania (sprzed wielu lat ) ciągle brzmią lepiej i nowocześniej od innych, nawet od Ute Lemper.
p. Gospodyni:
Ale wrocili Brecht i H. Mann. Nie wrocil rowniez Feuchtwanger. Sorry za pomylke w sprawie Weila.
Znow sie pomylilem, tym razem, z H. Mannem. On tez umarl w USA (popelnil samobojstwo) a jego prochy zostaly spowadzone do NRD. Sorry again. Historia okazuje sie bardziej skomplikowana niz zapamietalem. 🙂
Słowo lewicowość może wprowadzać w błąd, należałoby tu mówić o komunizmie i komunistach. Nigdy chyba nie byłem lewicowcem, jednak wrzucanie do jednego worka komunistów i lewicowców – demokratów mi nie odpowiada. Socjalista Kazimierz Pużak zmarł w stalinowskim (lewicowym) więzieniu w czasach Bieruta. W 1945r. jedna z ulic w Katowicach krótko nosiła imię, zamordowanego przez Niemców, działacza PPS Henryka Sławika. Lewicowa władza szybko zorientowała się, że wprawdzie Henryk Sławik działał przed wojną w Polskiej Partii Socjalistycznej, ale w jej niesłusznym, prawicowym i antykomunistycznym skrzydle, i nazwisko Sławika z nazwy ulicy usunęła. W czasie II wojny Henryk Sławik, będąc przedstawicielem polskiego rządu na Węgrzech, pomógł wielu ludziom, m. in. uratował życie kilku tysiącom polskich Żydów. Mimo jego zasług i męczeńskiej śmierci komuniści postarali się, by pamięć o Henryku Sławiku nie przetrwała – w PRL ten polski bohater był zupełnie nieznany, nawet teraz wielu ludzi o nim nie wie ( polscy filmowcy nie zdobyli się nawet na nakręcenie profesjonalnego filmu dokumentalnego o Henryku Sławiku).
O! To ja na płycie Stimmung pod kierunkiem Hilliera przesłuchałem w całości (duże wrażenie), ale o relacje na żywo się dopraszam; mimo przekonania, że i tak będzie 😉
Podobno Stockhausen miał uwagi, ale przed śmiercią nie zdołał się nimi podzielić 🙁
Wspaniala wiadomosc dla milosnikow opery
Wg ostatnich wypowiedzi premiera Tuska ,ministra zdrowia oraz innych czlonkow rzadu mozemy sie spodziewac wielkiego wysypu kastratow.Co wazne inicjatywa ta spotkala sie z duzym poparciem opozycji,ktora jest jedynie wsciekla,ze sama na to nie wpadla.Rozwoj kultury wysokiej nie jest obcy dla 80 % spoleczenstwa,ktore powitaloby z radoscia ustawy i rozporzadzenia wspierajace te wydawoloby sie wymarla sztuke „cienkiego spiewu”.
Przeciwko sa jedynie kierujace sie partykularnym interesem zwiazki zawodowe spiewakow operowych,szczegolnie sopranistki przebakujace o nieuczciwej konkurencji.Tak czy siak mozemy juz spokojnie rezerwowac bilety na pierwsze przedstawienia w nowej obsadzie.
P.S.Wsrod roznej masci dewiantow ze sceny sado-maso pojawily sie pogloski,ze zmiany rejestru glosowego mialby dokonywac osobiscie okrzykniety „Cyrulikiem Gdanskim” Donald T.Niedoczekanie wasze!
Pani Doroto, dziękuję za wczorajszego Becia, ale wcześniejszy był zdecydowanie lepszy 😉 Jeśli po owym kwartecie można było zauważyć we mnie chwilę słabości, to teraz oświadczam, że wróciłem na stały kurs 😆
A dla miłośników Brechta – Baal
foma – fakt, coś takiego jak Pieśń Dziękczynna Uzdrowionego (z Kwartetu op. 132) nie jest łatwo znaleźć nie tylko u Beethovena, ale i w ogóle w całej historii muzyki 🙂 Ale jeszcze czegoś poszukamy…
Idę zaraz na konferencję, na której będzie się mówić o festiwalu Sacrum Profanum w Second Poland 😀
To jak podobny nastrój i w kwartecie, to Cavatina z Kwartetu op. 130, którą niektórzy wolą nawet od Pieśni Dziękczynnej (ja wolę Pieśń, bo jest dziwniejsza):
http://www.youtube.com/watch?v=_1TYw_EAXvg&feature=related
Miłego dnia! 🙂 Tu niestety ciągle pada 🙁
Bry,
to ja, Sekretarz. Za chwilę opuszczam gościnne progi Wrocławia pochmurnego i na Berlin, będę Arkadiusa gnębić. Kierowniczko, zdjęcia jednak po powrocie wrzucę. Trzaskałam jak ta durna i sporo tego jest, ale muszę byc na swoim komputrze, zeby opisać i tak dalej.
Pieśń Dziękczynna Uzdrowionego Kwartetu 😆
Uzdrowionego z Kwartetu 😆
Mahagony tez bardzo tu lubimy. Ale lubimy takze niektore rzeczy bardzo z Matki Courage (John razem z Jimem ruszyli na front, sierzant Georgia z nich najstarszy… etc. Zolnierze -chwaty, Tocza armaty…. i jeszcze: Czlowieku, wstan, bo wiosna juz, topnieje lod, kto padl ten padl…)
Nie lewicowalam za mlodu, ale Brechta zawsze lubilam i cudownie mnie bawil. Albo porazal (Strach i nedza III Rzeszy)
Lewicowac zaczelam na stare lata.
Nie moge wrocic do tych songow, bo Brechta pozarla mi Szelma w Ameryce, jak miala 6 miesiecy. Ze 38 lat temu. Miala setki ksiazek do wyboru, w tym Orzeszkowa, ale wybrala akurat Brechta. Dlatego Szelma.
Byla wybitnie prawicowa. Na prawo od Dzengis Hana.
Ja do Brechta mam duży sentyment (jak i do jego duetu z Weillem), bo to kawał niemieckiej kultury, w dodatku dla mnie to on jest ponadczasowy. I w Krakowie też takim go odebrałam: Jakby Ute Lemper opowiadała historię o Annie „poza czasem”, jak historię kobiety, która kawałek po kawałku traci siebie i w dodatku próbuje sobie wmówić, że tak nie jest. To tekst bardzo momentami smutny a Ute potrafiła, szczególnie w odpowiedziach Anny na tyrady siostry, to pokazać.
A wczorajszy Stockhausen – bardzo, bardzo! I utwór świetny i zespół niesamowicie się spisał 🙂 I też tak sobie pomyślałam w trakcie słuchania, że chciałabym mieć przed oczami partyturę 😉
Jak juz o Brechcie, dorzuce rowniez swoje typy. „Kariera Arturo Ui” i „Dobry czlowiek z Seczuanu”. Bylem i jestem lewicowy. Prawicowosc zawse mnie obezwladniala. Brecht byl zawsze dla mnie typem naiwnego socjalisty, ktory potrafil wykpic sie podczas przesluchan przed „Un-American Activities Commitee”, jak i miec klopote z prostalinowskim rezimem NRD, co jego komentarz z 1953 r. do tzw. Powstania Berlinskiego znakomicie ilustruje:
After the uprising of the 17th of June
The Secretary of the Writers Union
Had leaflets distributed in the Stalinallee
Stating that the people
Had thrown away the confidence of the government
And could win it back only
By redoubled efforts. Would it not be easier
In that case for the government
To dissolve the people
And elect another?
To tylko swiadczy, ze byl gleboko myslacym intelektualista-idealista, ktorego swiat otaczajacy porazal swoja przyziemnoscia i glupota. Zostawilem w Polsce tom dramatow Brechta, w skorze, w tlumaczeniu R. Szydlowskiego. Nigdy tego nie odzyskalem, bo moda na Brechta minela w Polsce bezpowrotnie. Moze byl duchowo za plaski?
Pani Doroto,
pozwolę sobie na kilka uwag odnośnie wpisu z 00:32.
Być może można w coś wierzyć; w przypadku lewicy mamy na uwadze dwa różne pojęcia. Dla przykładu porównanie: komunizm ma się tak do systemu sowieckiego jak ideały chrześcijaństwa do szerzenia wiary w Ameryce od XV wieku począwszy. Mniej więcej tyle samo ofiar.
A teraz o dziewczynce z zapałkami.
Ennslin i Lachenmann znali się jeszcze z czasów dzieciństwa. Jedną z pierwszych akcji (1968), w której brała udział ,to jeszce nie RAF, były podpalenia w domach towarowych (motywowane politycznie). W tym właśnie kontekście należy tę scenę i wypowiadane słowa („Ausweglosigkeit und Ohnmacht des Menschen im System / Entweder du vernichtest dich selbst oder du vernichtest andere”, „Schreibt auf unsere Haut”) umiejscowić. Wtedy już tak nie mrozi. Korzystając z okazji, chciałbym Panią przestrzec przed Gerhardem Richterem i jego cyklem „18. October 1977” (MOMA NY) – cztery płótna to Ensslin – a reszta to już sama groza.
Serdecznie pozdrawiam
zlewkrwi
Ostatni numer „Neue Zeitschrift für Musik” (5.2008) poświęcony jest notacji. Sporo również o Lachenmannie.
Serdeczne pozdrowienia
zlewkrwi
A ja zaraz idę na kolejnego lewicowca – Heinera Goebbelsa 🙂
zlewkrwi – ja przecież nie mówię o wierze w komunizm w wydaniu sowieckim, tylko w wierze w abstrakcyjną ideę, która ulegała „wypaczeniom”, ale można było snuć mrzonki o próbach jej realizacji bez „wypaczeń”. To tak szlachetnie brzmi, wręcz po schillerowsku-beethovenowsku – wszyscy ludzie będą braćmi 😆
f.v. – toteż ja nie wprowadzam nawet słowa socjalizm, żeby nie było nieporozumień. Mówię o lewicowości, o lewactwie nawet. Odwrotnie jak Helena, byłam lewicowa w latach bardzo młodzieńczych – też mi się wydawało, że idea piękna i że można ją zrealizować. Teraz wiem, że to po prostu sprzeczne z naturą ludzką 😉 Nawet absolutnie „idealne” i przez pewien czas funkcjonujące próby komunistycznych enklaw, jakimi były izraelskie kibuce, w końcu padły lub padają. Tak musiało się stać, choć znałam przewspaniałych ludzi z pokolenia pionierów ruchu (nawet miałam takich w rodzinie – już nie żyją); odwiedzałam pewien lewicowy kibuc i widziałam z wizyty na wizytę, jak idea się degeneruje i upada 🙁
Beato – partytura Stimmung nie jest taką partyturą, którą się śledzi, nie są tam nutki wypisane. Są wypisane pewne modele i sposoby, na jakie się je stosuje. Ale bardzo dokładnie i chronologicznie 🙂
A teraz o śpiewającej żabie:
http://www.talowski.prv.pl/kamienica.html
(ale skubańcy nie piszą, co to za nutki tam są – pewnie nie wiedzą 😆 )
I jeszcze krakowskie witraże, długo sie otwiera, ale warto poczekać, bo dużo pięknych zdjęć:
http://www.skyscrapercity.com/showthread.php?t=443960
A te modele się jakoś rozpisuje na potrzeby wykonania, czy trzeba poznać zasadę i wtedy można już z nich śpiewać? Czy przetwarzanie modeli na dźwięk to ciężka intelektualna praca? Na filmie z wczorajszego dnia widziałam, że śpiewacy w coś się wpatrywali (w te modele?)
Żaba skorzystała na przebudowie kamienicy – nie pada jej na głowę i do buzi 😉 Szkoda że pod żabą są biura a nie szkoła muzyczna.
Dzięki za witraże – piękne! 😀
O Stimmung i jego zapisie:
http://homepage.eircom.net/~braddellr/stock/index.htm
Nowy kolega redakcyjny Pani Kierowniczki zajął się celebrytami w „Polityce”. Nie znaczy to wcale, że my mamy się nimi nie zajmować.
Może Pani Kierowniczka coś doda….
Wraz z M. Pęczakiem piszącym także o popkulturze, piszących ogólnie o muzyce tam jest ich troje…
Nie liczę Manna, który tylko w dziale recenzji się pojawia i przedstawia zdrowy rockowy łomot, zatem patrząc na skład tria wydaje się, że jest to tercet egzotyczny nieco…
🙂
Nie miałam jeszcze w ręce tego numeru, ale rozumiem, że chodzi o Kubę W.?
Ja mam tylko nadzieję, że jego twórczość – jak by jej nie oceniać – nie będzie zaśmiecać stale działu kultury, tylko pójdzie gdzieś w dziale felietonów… tak zdaje się początkowo miało być. Przypomina mi to zresztą, toutes proportions gardées, jak „Wprost” skaptowało Skibę…
Ech, te wysiłki „marketingowe”… Kubie w TVN oglądalność spada, to w „Polityce” zaczyna się go drukować 😯
Ja tam oddałam kolejny wysublimowany tekst do następnego numeru – trzeba robić swoje i nie poddawać się 😀
Tak, Pani Kierowniczko, trzeba siać, siać… 😉
Co by nie powiedzieć o Kubie, to gorąca wyspa jest 🙂
Ale ostatnio huragan ją sponiewierał…
Przestudiowałam artykuł o „Stimmung”. No nie da się tego wykonać a vista 😉 Za to jest spory margines wolności, przynajmniej można poeksperymentować.
W moim odczuciu Kuba W. i „Polityka” mocno dysonują i lepiej żeby w przyrodzie występowali osobno 😉
Tu jest stronka o Sacrum Profanum – na filmach są kawałki koncertów:
http://www.polskieradio.pl/dwojka/sacrum/
A jak pogoda w Krakowie, jest trochę lepiej? A na koncertach nadal zimno?
Padać przestało wczoraj wieczorem, ale wciąż jest zimno, zwłaszcza w Fabryce Schindlera. Po powrocie na kwaterę raczę się herbatką z prądem pt. Grzaniec zbójnicki 😀
Po południu i wieczorem grzaniec zbójnicki
a na rano polecam kakao gotowane wg pięciu przemian, oto przepis:
Do 1/2 litra wrzątku
dodać 1/2 litra wrzącego mleka
łyżkę kakao i wymieszać;
posłodzić cukrem trzcinowym wg upodobania
dodać plasterek imbiru i gotować kakao przez 10 minut, po czym wyjąć imbir.
Zamiast mleka krowiego można użyć mleka ryżowego (ja zawsze robię z ryżowego lub owsianego, daje jeszcze więcej energii)
Przepraszam, że tak się wtrącam mocno „poniewczasie”, ale mam pytanie…Czy komuś udało się rozpoznać nutki na fasadzie domu pod śpiewająą Żabą???