Schumann, Beethoven…
Na Festiwalu Beethovenowskim dopieszczają Schumanna – należy mu się, chociażby po to, żebyśmy przez chwilę posłuchali innego jubilata niż Chopina. Ale nie zawsze takie dopieszczanie może w pełni się przysłużyć delikwentowi, czasem bywa nawet odwrotnie. Mam ambiwalentne wrażenia po wysłuchaniu w poniedziałek i we wtorek na koncertach popołudniowych dwóch recitali francuskiego pianisty Erica Le Sage’a, który kiedyś tam (1989) wygrał Konkurs Schumannowski w Zwickau; nagrał na płyty wszystkie dzieła Roberta, za które otrzymał wszelkie możliwe nagrody. Można było spodziewać się czegoś oryginalnego. I fakt, to można powiedzieć: Le Sage gra Schumanna inaczej niż zwykle się go grywa.
Wyszedł taki pan w garniturku, wyglądający adekwatnie do nazwiska, trochę jak młody urzędnik, i zaczął bardzo wyraziście i retorycznie. Bardzo mi się to spodobało. Niestety, dalej już tak nie było. Było skradająco się – i to też mi się chwilowo spodobało, lubię takie kocie granie, lecz kiedy taki efekt powtarzał się zbyt często, zaczął mnie nudzić. Drugiego dnia jeszcze bardziej uwidoczniła się specyficzna maniera pianisty. Otóż gra on tak, jakby zmieniał rejestry przestawiając wajchę: jak głośno, to głośno, jak cicho, to cicho, na jednej płaszczyźnie, frazy bez kształtów i niuansów. Szybkie części (np. początek Kreislerianów) grane były efekciarskimi zrywami. W ogóle Le Sage gra Schumanna jak, powiedzmy, Prokofiewa, całkowicie anachronicznie. Owszem, jako propozycji jednego takiego utworu, a nawet koncertu da się wysłuchać, ale im więcej, tym bardziej to się nuży, a zwłaszcza denerwujące było niedogrywanie, dość lekceważące podejście do treści muzycznej. Byli tacy, co przyjęli rzecz entuzjastycznie (jakiś głuptas wrzeszczał „brawo” zanim wybrzmiał ostatni dźwięk), ale bardziej było przykre, że niektórzy z tych, którym się nie podobało, twierdzili po koncercie, że z tej interpretacji „wyszła cała pustka Schumanna”. O, nie, nie zgadzam się, że Schumann jest pusty. Tylko żeby oddać Schumannowi to, co Schumannowskie, trzeba być Richterem, Marthą, Sokołowem… Drobiazg.
Schumanna zagrano też wczoraj na wieczornym koncercie III Symfonię „Reńską”, ale nie wysłuchałam, bo po pierwsze wystarczyła mi zagrana przez naszych filharmoników na wstępie Uwertura „Manfred”, po której już można było sobie wyobrazić, jaka będzie symfonia, a po drugie, jak już napisałam pod poprzednim wpisem, szlag mnie trafił po „występie” Marca Yu – takiej żenady i hucpy dawno nie widziałam. Z przerażeniem odkryłam dziś, że p. Penderecka powiedziała dla magazynu festiwalowego, że to jej najnowsze odkrycie. Jeśli tak, obawiam się o przyszłość tego festiwalu. Jak miałoby być więcej takich odkryć… Pomiędzy te punkty programu jednak została wstawiona znakomita dama rosyjsko-wiedeńska, Elisabeth Leonskaja, która zagrała I Koncert Beethovena. Zagrała właśnie jak prawdziwa dama, może nie olśniewająco, ale bardzo solidnie i mądrze. Na bis wykonała Nokturn Des-dur Chopina i choć miała moment zachwiania w akompaniamencie (ale wybrnęła), był to ładny gest.
Dziś wieczorem wreszcie w miarę pełna satysfakcja. Wysłuchałam pierwszego koncertu z cyklu wszystkich symfonii Beethovena w wykonaniu Deutsche Kammerphilharmonie Bremen pod batutą Paavo Järvi. Znakomita orkiestra, znakomity dyrygent, interpretacja zdecydowanie pod zauroczeniem wykonawstwem historycznym: błyskawiczne tempa, użycie trąbek naturalnych (to były jedyne instrumenty z epoki) i twardych pałek, by naśladować donośne brzmienie dawnych kotłów (młody kotlista grał głośno i agresywnie, czasem nawet za bardzo), bardzo retoryczne i przemyślane spojrzenie na formę. Oczywiście brzmienie i proporcje tej orkiestry są zupełnie inne niż zespołu instrumentów historycznych, ale efekt był zadowalający. Pozytywny akcent na zakończenie mojej tegorocznej festiwalowej przygody. Teraz pora na Kraków.
Komentarze
Pobutka.
Kapitalny jest opis koncertów, zwłaszcza Le Sage’a grającego Schumanna. Nie przypominam sobie lepszego opisu gry pianisty, napisanego przez kogokolwiek.
Ale także jest refleksja po zdaniu: aby oddać Schumannowi to co Schumannowskie, trzeba być … Prawdopodobnie tak jest też z Weberem i nieszczęsną Euryanthe; trzeba odpowiednich, jeśli nie genialnych, śpiewakow, którzy tchną życie w postaci, nazywające się Eglantine, Adolar, Lysiart i Euryanthe i potrafią nas nimi zainteresować. Piotr Kamiński takich musiał słyszeć (Jessye Norman choćby), wyrażając zachwyt.
Niezgrabna klamra:
W łykend w PR2 puszczali 1 sonatę Chopina, akurat włączyłem na ostatnią część i myślałem, że to jakiś Schumann…
Jakiś głuptas wrzeszczał „brawo”.
„The Clap” się kłania ponownie. To jest jednak genialne dzieł(k)o. Zrobione z dogłębną znajomością tematu. Naprawdę.
Z kocim graniem to nie do końca. Kiedy kot zaczyna realizować jakieś tam swoje zadania o czwartej nad ranem, też potrafi brzmieć jak sonata Prokofiewa.
Nasłuch wiewióro-chomików:
W piątek 2 IV o 13:00 retransmisja Pasji Janowej z McCreeshem + GC&P z S1 z 1998 r.
Tym razem tego samego dnia (choć o innej porze) posłucham tego samego utworu, ale w caaałkiem innym wykonaniu 🙂
Kot jak sonata Prokofiewa o czwartej rano? A może raczej Suggestions diaboliques… 😉
Tak, może być. W połączeniu z onegdaj wspomnianą 9 sonatą Skriabina to może mieć sens.
Pusiaczek (vel Pusiulek vel Złaźstądnatychmiast) ostatnio eksploruje mieszkanie w pionie.
O, mi też bardzo spodobał się wczorajszy koncert. Zwrot w kierunku historycznego wykonawstwa był słyszalny nawet niewykształconego muzycznie słuchacza. Imponowała mi precyzyjna narracja smyczków i ‚podkręcone’ tempa (pewnie je jeszcze bardziej podkręcą w VIImej;) ). Dzisiaj jeszcze idę na ich IV i Vtą i po wczorajszym spodziewam się że się nie zawiodę… Zycze ciekawych doswiadczen na MP w Krakowie!
Dzięki i wzajemnie życzę dobrego dalszego ciągu (w co nie wątpię). A ja już idę do pociągu. 🙂
I już dojechałam 🙂
Teraz w miasto!
Ponieważ Pani Kierowniczka jest w mieście – a nikt jakoś się nie odzywa – zawiadamiam wszystkich, że odbyła się premiera kolejnej opery, której akcję przeniesiono (częściowo) do szpitala psychiatrycznego. Z recenzji Katarzyny Chmury w Gazecie Wyborczej (wydanie gdańskie) dowiadujemy się:
„Rzecz dzieje się nie w baśniowej krainie (…) lecz w uniwersalnym, magicznym miejscu. Stanowi je ascetyczna, utrzymana w bieli, scenograficzna przestrzeń, stanowiąca podłoże perfekcyjne dla symbolicznych wizualizacji.W oryginale operę rozpoczyna obraz, w którym książę Tamino trafia do baśniowej krainy Królowej Nocy, gdzie zostaje zaatakowany przez nieprawdopodobnych rozmiarów węża, mając złudzenie, że grozi mu pożarcie przez bestię. W przedstawieniu Marka Weissa koszmar ten zostaje urealniony. Mamy w zamian scenę, w której Tamino leży w szpitalnym łóżku. Okazuje się on mężczyzną odczuwającym freudowski lęk do kobiet. Węża bowiem zastępują dziesiątki kobiet, ktore próbują go osaczyć. (…) Inscenizator oczyścił „Czarodziejski flet” ze sztafażu dziecięcej baśni” (…)
No, już.
Jak się już sztukę wyczyści ze wszystkiego pięknego (mogą być kłopoty z oczyszczeniem Mozarta z muzyki), to wreszcie będzie gites.
Ale Weiss wtórny. Połowa oper leci teraz w psychiatryku. Trzeba było Flet zapakować do Sołówek albo innego kawałka Gułagu. Sarastro mógłby być Stalinem, a Królowa Nocy Nadieżdą Krupską. Dopieroż świat by oniemiał.
Państwo pozwolą, że wyrażę swoją aprobatę.
Moja aprobata dotyczy Gostka.
Jeśli się nie mylę, pierwszy raz Gostek pozwolił sobie na blogu na rymotwórstwo (w poprzednim wpisie) i zrobił to w sposób uroczy!
Zawsze go podejrzewałem o posiadanie cjantów w ilościach hurtowych, takoż o talent krasomówczy – i dał tego dowód ostateczny.
Gostku,
ukłony od marnego rymopisa, wziąłeś przeszkodę raz ( miejmy nadzieję – pierwszy), bierz częściej!
Ja prawdę mówiąc nawet nie zwróciłem uwagi, że to było pierwszy raz. Gostek jakieś takie sprawia wrażenie, jakby rymotwórczył od zawsze. 🙂
No, podparł się z lekka Mistrzem Ildefonsem, ale nie szkodzi, i tak ładnie 😉 Językiem Gostek zajmuje się zawodowo, więc sprawność jego nie ulega wątpliwości 😀
Uch, jaka zimna noc! I tak ma być do końca tygodnia. Buuu… ja się tak nie bawię.
Co do Czarodziejskiego fletu w reżyserii Weissa, to i tak dobrze, że nie wystąpiła tam Baba-Dziwo, jak we wrocławskiej wersji 😈 Ale to już drugi spektakl (po Ariadnie), w którym psychiatrykiem leci, wygląda więc to już na manierę…
A pomysł Nisi do opatentowania 😉
Mnie to by raczej interesowało, jakie w Krakówku będą noce w końcu przyszłego tygodnia. 🙂
Nie ma jeszcze przecieków…
Upojne… 🙄
A propos przecieków:
się spotkają, zaśpiewają i zagrają (m.in) Ewa Podleś i Marc Minkowski + LMdM – 19 marca przyszłego roku – J.Massenet „Cendrillon”.
A gdzie, gdzie?
No super! Oni już kiedyś się spotkali, ale dawno.
Tymczasem właśnie sobie zdałam sprawę, że będzie tu jeszcze jedna blogowiczka, ale wśród wykonawców: mapap 😉
Literka „G” przed Massenetem to jakiś duszek – nie wiadomo skąd i po co. Wywalić duszka proszę PK.
O kurczę blade. Jajo zniesiem z uciechy. Pozdrawiamy mapap serdecznie.
Beato:
Wiedeń – Konzerthaus.
Jerzy, in Wien also 🙂 Będzie się działo!
Mnie już Janowa dzisiaj w głowie gra, echa z Grenoble niosą czy co… Nawracające dysonanse w chorałach. Spróbuję wyłączyć jutro na Buxtehudego. W każdym razie gdyby głośno grało w czasie koncertu, to znaczy, że z mojej głowy.
Przyłączam się do pozdrowień dla naszej bachującej Mapap 🙂
Tu szczegółowa wiedeńska obsada:
Les Musiciens du Louvre – Grenoble, Orchester
Judith Gauthier, Cendrillon
Michèle Losier, Le Prince charmant
Eglise Gutiérrez, La Fée
Ewa Podles, Mme de La Haltière
Franck Leguérinel, Pandolfe
Aurélia Legay, Noémie
Salomé Haller, Dorothée
Caroline Champy, Esprit
Marc Minkowski, Dirigent
A tu dokładny link do koncertu Julci L. oraz krakowskich prawie-rezydentek:
http://www.lastfm.pl/event/1310426+Vivaldi+Ottone+in+Villa
Beata się nam chyba z kretesem zapętliła 🙂
Swoją drogą, czego nie posłucham w Amsterdamie, to odrobię w Wiedniu (mam na myśli Brandenburskie w wyk. LMdL i MM – zarepetują je 10 listopada również w Konzerthausie, w którym zresztą 9,10 i 11 grudnia prawdziwy maratonik pianistów: 9 – Schiff, 10 – Blechacz, 11- Sokołow).
Oj zapętliła… Tym bardziej dziwne, że w tym roku celowo trzymałam uszy z dala od Pasji Janowej, żeby sobie nie zmącić percepcji. To co to dopiero będzie po koncercie 😉
Jak dotąd najdłuższe epizody bachowskiego grania w głowie miałam z Pasją Mateuszową (pierwszy i ostatni chór, kilka arii i chorałów, czasem się włączył jakiś recytatyw, ale sporadycznie).
Coś czułam, że nie zostaniesz nam Jerzy bez tych Brandenburskich 🙂 A kajecik koncertowy widzi już rok 2011? Niesamowity on jest!
I jeszcze naprawdę dobra wieść związana z koncertem w piątek: Nie będzie wolno robić zdjęć! Nie zapomnę fotografom, jak popsuli mi dwa lata temu do szczętu koncert Savalla (piszczenie butów i wszelkie możliwe odgłosy aparatów, chodzenie po kościele, żeby mieć Mistrza z różnych perspektyw…)
A co z tramwajami?
Nie od rzeczy byłoby uwięzić te tramwaje na czas trwania koncertu 😉 Najintensywniejszy bodziec odtramwajowy w Filharmonii Krakowskiej to drżenie. A drżenie to i tak będzie 🙂 Fakt, że częstotliwości mogą się nie zgadzać…
Swoją drogą: ciekawe ile będzie na koncercie osób z duszącym kaszlem 😉
No nic, Morfeusz wzywa, jutro od rana dłuuga podróż w wiadomym i jakże słusznym kierunku. Dobranoc 🙂
Miałam ja ostatnio resztki duszącego kaszlu na Academy of Ancient Music… ale skoro bilet od października w kieszeni i samolotowy od miesiąca – nie miałam sił rezygnować. Parę razy omal się nie udusiłam, ale po cichu. Straszne przeżycia.
Tak to jest mieszkać daleko!
Kiedyś w Szczecinie uwięziliśmy tramwaje na czas koncertu. Robiłam zapis telewizyjny z katedry, tylko nie pamiętam, czy to było Vespro Monteverdiego czy Jephta Haendla. Udało nam się przekonać MZK, czy jak to się tam nazywało i na trasę pojechały o wiele cichsze autobusy. A normalnie tramwaje tam strasznie rzężą, bo mają pod górkę…
Chyba Vespro…
Pobutka*.
I częściowo wyboru pobutki jakieś wyjaśnienie…
PS.
Pozostaje mi współczuć Nisi…
Znajomość instrumentów muzycznych popłaca 😉
Dzień dobry,
dopiero teraz moglam przeczytać komentarze z poprzedniego dnia i zdębialam. Czarodziejski flet w psychiatryku! w ogóle sobie tego nie wyobrażam 🙁 ! Najwyższy czas aby przestano eksperymentować, bo to do niczego dobrego nie prowadzi.
Tak, pamiętam, to był Monteverdi.
Dzień dobry. Przypominam sobie też, że zatrzymanie tramwajów koło Auli Leopoldyńskiej we Wrocławiu na czas koncertów Wratislavii udało się raz Lidii Geringer d’Oedenberg. Ale to był tylko jeden festiwal.
Przeczytałam ten link od PAK-a. Czy to nie prima aprilis? Blog fryderyka ch.? 😛
O wtórności (wciurności) : Flet drużyny Fura dels Baus sprzed kilku lat (Ruhr, potem Bastylia, dyr. MM) dział się już w głowie Tamina. Podczas całej uwertury wyświetlano na słynnych materacach dwie półkule mózgowe, a materace jawnie sugerowały, że jesteśmy w łóżku, czy szpitalnym, czy domowym – powiedzieć nie umiem.
Wąż był informatyczno-matryksowo-psychoanalityczny, to była wideo-serpentyna głęboko znaczących słów w języku niemieckim, oplatająca Tamina. Rozpadała się efektownie pod ciosem trzech Dam z żarówkami wkręconymi w trzy strategiczne punkty ich kobiecego jestestwa. W Ruhrze jednej z Dam żarówki wysiadły, i zgasła.
Wideo z tego spektaklu (Ruhr) było nadawane i krąży chyba po necie. Jak się dźwięk wyłączy, to grają bajecznie (MDLG, oczywiście lepiej, niż w Paryżu, gdzie rzępoliła miejscowa orkiestra operowa, mająca w nosie), a śpiewają całkiem nieźle (Gerhaher jako Papageno).
Odkrywcza oryginalność nowoczesnych reżyserów polega na tym, że wszyscy robią w kółko to samo przedstawienie.
Pa-pa-pa
PMK
http://www.tokfm.pl/Tokfm/51,103085,7723787.html?i=1
Jak tak, to może też o dziurce-desdurce? 😉
Jak oglądam prezentację (więcej tam) to typuję prima aprilis:
http://www.mefeedia.com/watch/28336597
(Swoją drogą, komuś się chciało?)
Taki Czarodziejski Flet?
No ja przepraszam, przecież reżyser powinien pokazać, jak Tamino ucieka przed hitlerowską bestią, by wstąpić do Armii Polskiej w ZSRR, gdzie w towarzystwie ptasznika Jana Kosa dostaje czołg T-34 numer taktyczny 102, by wyruszyć odzyskać uwięzioną Paminę, personifikującą wolność, a jednocześnie ukazującą erotyczny wdzięk Panny-przyszłej-matki-Polki. Po drodze spotyka przedstawiciela Rządu Londyńskiego, Sarastra, który mu tłumaczy, że wcale nie jest faszystą, a wprost przeciwnie. Przechodząc liczne próby, z podstępnie działającą Królową Nocy (w tej roli Partia), oraz wzajemnie tęskniąc z Paminą, w końcu odzyskują wolność.
Jeśli jakiś reżyser chce, to ja służę. Mogę też parę kolejnych pomysłów przedstawić. Na przykład Albo Don Giovanni, który okazuje się szpiegiem Jej Królewskiej Wysokości, a po ostateczne informacje o Blofeldzie-Komandorze nie waha się zstąpić do piekieł. W tym momencie cały zestaw jego erotycznych podbojów nabiera nie dwu-, a trójznaczności!
Brawo! Kto da więcej? 😆
PAKu, na miłosierdzie Boskie, niech Pan przestanie wywoływać wilka z lasu.
Wiele lat temu, kiedy się ta fala na dobre zaczęła, zaczęliśmy wymyślać z kolegami różne idiotyzmy, w jakie można byłoby przebrać wielkie, klasyczne dzieła operowe. Jakby powiedział Zenon Laskowik, było to już nad ranem i pomysły były… no, powiedzmy : wysokoprocentowe.
Większość z nich ujrzeliśmy od tego czasu na scenie. Zostały zrealizowane serio przez postępowych reżyserów i poparte przez postępową krytykę.
Radzę obejrzeć sobie na nowo słynne przedstawienie Trubadura w Nocy w operze braci Marx. To jest pikuś w porównaniu.
Całusy
PMK
No bo mnie się wydaje, że co postępowsi reżyserzy też muszą kombinować w pijanym (co najmniej) widzie, nieprawdaż? A co postępowsi krytycy mają już inne pobudki (nie pobutki): muszą chwalić, bo nie dostąpią Salonu 😆
No, Schumann Schumannem, Beethoven Beethovenem, wszak azaliz Rok Chopinowski posiadamy!
http://www.youtube.com/watch?v=1pjeuKBm_D8
Więcej niż PAK chyba dać się nie da, ale ja mogę dorzucić uzupełnienie. Sarastro mógłby być szalonym naukowcem, produkującym w swoim tajnym laboratorium doPaminę dla reżyserów i krytyków. Nadmiar tej substancji powoduje poczucie euforii, co skutkuje absolutną niemożnością realistycznej oceny swoich i cudzych pomysłów. 🙄
No, Tereniu, taki prima aprilis to ja rozumiem! Stężenie absurdu w sam raz! Bo gdyby było odrobinę mniejsze, to już można byłoby się zastanawiać: a może to prawda? 😆
No wiesz, taki trylobit do sprzatania pod fortepianem to w sam raz. Najlepsze to, ze rzeczywiscie istnieje!
A tu jeszcze znalazlam takie
http://www.youtube.com/watch?v=N4UySygav8M
Zwłaszcza to końcowe wezwanie „graj z nami, tańcz i sprzątaj!” jest tak w duchu rzeczywistych wezwań reklamowych, że aaabsolutnie można by się nabrać. 😆
1522 w poczekalni…
no tak, cenzura, Magellan wrocil z wyprawy, trzepia go sluzby bezpieczenstwa
Trzepią bardzo dokładnie, wsadzają nawet nos w korzenie… 🙄
Już odcenzurowałam 😆
To okazuje się, że PP śpiewaną poezję uprawia… 😯 😆
Obawiam się, Pani Doroto, że jest Pani optymistką. Ja myślę, niestety, że oni to robią bardzo, ale to bardzo trzeźwo.
Sapienti sat…
PMK
To pewnie nagranie z proby do wielkiej wielkanocnej gali w Piwnicy pod Baranami
Dzieki za wpuszczenie na salony. W przedsionku odblociwszy sie i wyiskawszy 😉
Odkurzaczem? 😆
Tzn. co istnieje? odkurzacz zdalnie sterowany? Na filmiku to ładnie wygląda. Ale to chyba nie u Ciebie, bo widzę w tle jakieś kocie łapy… 😉
No proszę, pan Piotr pośrednio przyznał mi rację – nie pijaństwo winne inscenizacjom, tylko wydzielanie wewnętrzne. 😉
Ten śpiewający PP tak cudny, że po prostu nie mogę go nie ukraść i nie zanieść do siebie. 😆
Myślę, Bobiku, że chodzi nie tyle o wydzielanie wewnętrzne, co zewnętrzne: to co z kasy wydzielają.
PMK
Panie Piotrze, swiete slowa. Czysta madrosc splywa balsamem na me skolatane serce…
Istnieje odkurzacz-trylobit, faktycznie produkcji Electroluxa. Taki madry, ze sam sie laduje i nie spada ze schodow. Tudziez sam myszkuje pod lozkami (jak sie zmiesci, oczywiscie)
Zgódźmy się, krakowskim targiem, na dialektyczną jedność przeciwieństw. Myśl o zewnętrznym w‹dzielaniu z kasy powoduje u Tfurcy przyspieszone wewnętrzne wydzielanie idei, a basenopsychiatryczną syntezę można potem obejrzeć na scenie. 😉
Nosem w sedno, Bobiku. Zresztą mój znajomy autor twierdził, że prawdziwi pisarze piszą dla pieniędzy, tylko grafomani dla potomności.
Hau
PMK
Jeśli chodzi o wydzielanie z kasy, to można by siłami całego Blogu stworzyć uniwersalny Patent Operowy (inscenizacyjny) i potem tylko sprzedawać licencję reżyserom. Najlepiej produkować go w stanie ciężko nietrzeźwym, to się będzie miało odpowiednio twórcze podejście.
Upieram się jednak przy Sarastrze – Stalinie (te wąsy!!!). Królowa Nocy ostatecznie mogłaby być Różą Luksemburg.
Ja to znam w wersji „dla przyjemności”, nie potomności, ale w końcu potomność w pewnym sensie bierze się z przyjemności. 😉
Z tym pisaniem dla pieniędzy to patent niejakiego Tuwima Juliana. Twierdził on, że do szuflady piszą grafomani, artysta pisze wyłącznie dla forsy. Bardzo zdrowa zasada.Jedyna, która zakłada szacunek dla odbiorcy…
Rozumiem fascynację wąsami, ale może zamiast Stalina Fidel Castro (broda) , wtedy Tamino mógłby wystąpić w bereciku Che a w roli węża proponuję Obrzydliwy Imperializm Amerykański. Albo też rzecz cała rozegrać w Chinach, Sarastro – Deng Xiaoping (Mao byłby zbyt banalny) a waż – Banda Czworga. Nie muszę chyba dodawać, iż wszystko dzieje się w głowie Tamina, studenta ocalałego z masakry na placu Tian’anmen i zamkniętego w psychiatryku ( tu element w chińskim szpitalu chyba fantastyczny – umywalka , nie śmiem proponować basenu).
Ja też jakoś nie pamiętam, żeby Sarastro koniecznie musiał mieć wąsy 😯 Mógłby go wtedy zagrać Komorowski 😎
Komorowski bene (upieram się przy wąsach, nie wiem dlaczego, ale czuję, że muszą one być). Plus fryzura Palikota.
No i proszę, jak ładnie idzie! Tylko otwierać sklepik z pomysłami na inscenizacje. Żaden reżyser nie da nam rady!
Pani Kierowniczka wyceni, drukujemy cennik i ziuuuuu.
Ja osobiście widzę Sarastra bez żadnego zarostu, za to z włosem długawym…
Cy juz mozno składać świątecne zycenia? Bo jo nie wiem, jak to w najblizsyk dniak z moimi kontaktami z komputrem bedzie. Moze być róznie. No to juz teroz syćkim stąpającym pod Dywaniku Poni Dorotecki zyce piknyk świąt i tak inteligentnej pisanki, co to bedzie umiała siednąć do fortepiana i syćkie utwory pona Szopena piknie zagrać 😀
Ho ho… Pisanka dużo mniejsza od odkurzacza-trylobita, ale co to w dobie miniaturyzacji! Dzięki, Owcarecku, w imieniu Dywanika, i wzajemnie piknych i pogodnych!
A niek skace ta pisanka po klawisak fortepiana tak, coby pikny pon Szopen wyseł. W rozie potrzeby niek weźmie kolezanki do pomocy 😀
http://www.youtube.com/watch?v=GWc00p7_iiE&feature=channel
Wesołego Jajka!
Jeszcze a propos „trylobita” 😯 😉
http://zdrowie.onet.pl/1604774,aspons.html
witam !!!
dla mnie Swieta juz od jutra 😎
zycze wiec Pani Kierowniczce,piszacym,linkujacym,czytajacym…KAZDEMU
wypasionych Swiat
moze byc przydatne 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=Dut1b–AgLM&feature=player_embedded
Dzięki i wzajemnie! Byle wypasionych, nie spasionych 😉
No wiec widzisz, Dorotko, ze moj chopinowski trylobit moze okazac je jedynie „opulencja”… 😉
No… czyli AŻ TAK absurdalne to to nie jest 😯
A swoją drogą to już tu kiedyś wyznawałam, że najlepiej mi się sprząta przy Haendlu, a wbija gwoździe przy Rachmaninowie 😉
Juz wypas Swiat
(Juz wypas Swiat, Juz wypas Swiat)
I wysyp kur
(I wysyp kur, I wysyp kur)
I jaje blyska z kurni-i-ka….
Mazura Chop…
(Mazura Chop…, Mazura Chop…)
Kielbasy pet
(Kielbasy pet, Kielbasy pet)
To los, to zycie Bobi-i-ka
A za lasem polonina,
piskaja kurczaki,
a na stole cud-wedlina
win nie byle jaki
Dla Bobika nie ma zycia
jak po kielbasinie
Gdy go zechca
jajem pasac,
sprytem swym zaslynie
Dla Bobika nie ma zycia
jak po kielbasinie
Okiem czarnym
jeno blyska
nic sie nie wywinie
Kielbasy pet
(Kielbasy pet, Kielbasy pet)
Golonki gar
(Golonki gar, Golonki gar)
i pasztet z dzika dzikie-e-go
Bobiczy wech
(Bobiczy wech, Bobiczy wech)
Niewinny min
(Niewinny min, Niewinny min)
I fortel jak Onufre-e-go
Wy, kielbasy, wy golonki
tak sie tu nie puszcie
i tak przecie zakonczycie
na Bobika uczcie
Przecie Bobik w swieta pasie
sie na kielbasinie
Kto mu tylko
w drodze stanie
wnet z przestrachu zginie
Przecie Bobik w swieta pasie
sie na kielbasi-nieeeee
Nie na polu jak kurczaki
Ni na poloninie!
Ja gwozdzie przy Prokofiewie wole…
A swoja droga taki muzykalny odkurzacz moze moglby tez odegrac role edukacyjna (ja tak niesmialo sugeruje elektoratowi)
Przy Prokofiewie też można 😀
Prasowanie = Aida. Ręka sama lata.
Nic z Chopina nie konweniuje z pisaniem na komputerze. Beethoven idealny.
Dobrze życzą Bobikowi
tu, na tym Dywanie,
każdy chętnie mu opowi
chociaż jedno danie.
Każdy chętnie mu zaśpiewa
choć kiełbasy pęto,
dzięki czemu szczeniak miewa
niemal co dzień święto.
A już jak Teresa wpadnie
na Dywanu sploty,
ucztę psinie zagra snadnie
i lekko jak motyl.
Dobrzy ludzie na tym blogu
i dlatego Bobik
ma się tutaj, dzięku bogu,
lepiej niż trylobit. 😆
Ech, jak Bobik coś powie – to na pewno będzie to coś ładnego albo wesołego albo mądrego. Albo wszystko za jednym zamachem, tak jak to powyżej.
Natknąłem się na internetowy news:
„Samochód ciężarowy przejechał na pasach idącą prawidłowo 80-letnią kobietę, która zginęła na miejscu. Sprawcę wypadku zatrzymano. Zdarzenie spowodowała przejściowe utrudnienia.”
I tyle.
Koniec newsa.
Koniec życia.
Koniec wrażliwości.
Wrażliwości zarówno kierowcy, jak również autora tego „newsa”.
Nie wiemy, skąd i dokąd szła owa starsza pani. Jedyne co o niej wiemy, to to, że miała dokładnie tyle lat ile podano. I że była przejściowym utrudnieniem.
Życie zredukowane do dwóch słów. Jednego czynu. I zera wrażliwości.
Coraz mniej rozumiem. Wiem tylko, że teraz najważniejsze jest, byśmy pędzącemu na oślep światu zeszli z drogi, z pobocza, z pola widzenia. Wszystko co na drodze – to potencjalne przejściowe (nomen omen) utrudnienie. Dobrze by było, gdyby ludzie potrafili zrozumieć, że człowiek człowiekowi może być – po prostu – ułatwieniem. Ale także upięknieniem, dopełnieniem i uzupełnieniem. Ale czy to może być tematem na news? Wierzę – wciąż – że może.
Tą wiarą dzielę się z wami – wraz z życzeniami najlepszymi na czas wielkanocny i dalszy.
Jerzy
No i czy nie jest prawdą, że mnie tutaj rozpieszczają? 🙂 😳
Drogi jerzy, wszak homo sapiens jest z definicji przejsciowym utrudnieniem. Zwlaszcza dla innych homo sapiensow i zwlaszcza od pewnego wieku poczawszy…
Tylko ze za kazdym razem plonie Biblioteka Aleksandryjska, jakakolwiek by ona nie byla…
A tak na marginesie, jerzy60, to moja Pani Starszawa posiada lat 86 i trzy nogi, tudziez jest 17-tomowa encyklopedia z suplementem. Tudziez i takowoz zyczy wszystkim blogowiczom radosnych i barzo Swiat, bo kibicuje (Pani Starszawej odebrac komputer to tragedia narodowa i kolejne powstanie!), jeno nie osmiela sie wpisac. Zreszta ona historyk literatury, to by chciala od razu bardzo mery-torycznie. Totez jak czytam takie (i inne), to przeraza mnie to poczwornie
Jerzy, ludzie po prostu powinni zacząć brać przykład z psów (co proponuję nie po raz pierwszy). Dla nas człowiek jest zdecydowanym ułatwieniem i upiększeniem życia (że wspomnę tylko o misce, spacerach, a przede wszystkim głaskach i drapaniu za uchem).
W tyn duchu ja Ci – i innym – życzę pieskich, czyli przyjaznych człowiekowi Świąt. 🙂
Kochani, zrobilam specjalnie dla Was Wielkanocna Bajke
http://www.youtube.com/watch?v=7wHbsa3kcVM
Zycze Wam takich point na co dzien!
A Dorotce skladam dzieki wielkie jak Himalaje, Ona juz wie za co!
Wiec – niech szczesci sie Wam i Nam!
No śliczna bajeczka 😆
Buzi, Tereniu, i dla Mamusi szczególnie!
A ja wracam z pięknego i wzniosłego koncertu. Dojechała już Beata, więc i jej to cudo nie ominęło. Jutro czekamy na 60jerzego. 🙂
No to juz jak Pani Adresatka wzbogacila sie bajeczka, to ja moge do ukochanego Morfeusza. Pani Starszawej zostanie przekazane illico, bo siedzi na skajpie i nie chce isc spac!
Brrr, rzeczywiście zimno, w kościele smagały mnie jakieś chłodne podmuchy.
Co do koncertu – dla mnie to była przyjemność głównie estetyczna. I dość zaskakujący w sensie wykonawczym, barwowym Buxtehude, taki nasłoneczniony. Ale nie odleciałam. Inna sprawa, że może dziś jestem zbyt ciężka – zmęczenie po podróży 😉
Tylko gwoli wyjasnienia:
Obrazki z Wystawy – poczatek wersja organowa Jeana Gillou, tytularnego w kosciele St Eustache, gdzie jest pochowana matka Mozarta (ostatnio zdjeli informacje)
Potem – katarynka, ale tez nie byle jaka, bo Pierre Charial
http://www.youtube.com/results?search_query=Pierre+Charial&aq=f
A katarynka to BAARDZO trudna rzecz, krecilam parokrotnie
Pani Tereso:
dla Pani i Pani Starszawej – utrudnień jeno przejściowych acz nieprzechodnich, za to zapału nieustającego – jak najbardziej przechodniego – życzę.
Osiągnąłem w końcu wiek, w którym słuchanie zarówno młodych jak i starszych interesuje mnie jednako. W pierwszych wsłuchuję się, by zobaczyć siebie takiego, jakim się nie widziałem, zaś tych drugich – by coś skubnąć z ich mądrości (zwłaszcza jeśli 17-tomowa, choćby i bez suplementu) i dzięki niej lepiej zrozumieć tych pierwszych. Oraz siebie.
Bobiku: święte słowa. Szczęśliwie psy (a jeszcze bardziej koty – to wiemy ponad wszelką wątpliwość) nie biorą przykładu z ludzi.
Panie D. i B.: do zobaczenia.
60jerzy:
I Niech Tak Sie Stanie!
Pani Starszawa odskajpowala, ze przeczytala, ze jest wzruszona, ze zyczy swiatecznie i ze idzie spac, bo jutro wyjezdza na Swieta do Stolicy.
Co niniejszym przekazuje. Dla Pani Kierowniczki nostalgiczne wspomnienia. Tez.
Tereniu, chyba nie tę linkę podałaś, ale nic to, dzięki temu zaktualizowałam wreszcie przeglądarkę maluszkową 😉
Myślałam, że dam radę jeszcze zrobić wpis, ale lepiej już chyba pójdę spać 🙄
Nie te linke?
Podalam do calego katarynkowego mistrzostwa, ale moze cosik na europejskich laczach
Pani Starszawa caluje przerazliwie. 😉
No, to niby dobry pomysl, chociaz moje sasiadki zaczynaja sie naparzac. Wczoraj opanowaly sie o piatej nad ranem. Mialam nadzieje, ze wyskocza przez okno, ale niestety.
Klotnia malzenska, tylko dlaczego za sciana…
No tak, ale jeszcze miało coś być z Jeanem Guillou…
Jezus Maria, ta kataryna gra Ligetiego 😯 ❗
Pobutka.
Jean Guillou contra Mussorgski:
http://www.youtube.com/results?search_query=Jean+Guillou+Mussorgsky&aq=f
do wyboru, do koloru
Witam porannie
Cześć rannym ptaszkom (i wszystkim pozostałym) 🙂
Gardiner odprawia cały spektakl mówiących rąk. W zielonych mankietach zresztą 😉 Guillou śmieszny, ale kataryna bardziej mi się podoba 😆
Takie mankiety to byłby świetny pomysł na prowadzenie ogromnych aparatów wykonawczych (takich co to wzrokiem nie sposób ogarnąć). Odblaskowe kolory na mankieciku powinny się zmieniać w zależności od dynamiki, pulsować przy staccato itd.
Mam niejakie wrażenie, ze muzykom wówczas by się oczy troiły… 😆
A nichby się troiły. Oczu nigdy nie za wiele. 😉
Wszystkim bardzo dziękuje za przysylane via blog serdecznosci, odwzajemniam się uklonami z Krakowa,gdzie już za pare godzin MM z JSB roztoczy wszelkie możliwe wzruszenia. Szczególnie pozdrawiam PK,60jerzego i Stanislawa,bo Beate to się chyba uda osobiście:)
PK i 60jerzy takoż 😀
Dzień dobry na wieczór!
Wszystkim, którym w duszy gra, życzę wesołych i pogodnych świąt, a tym, którym nie gra (są tacy?) życzę, żeby zagrało!
Ściskam serdecznie!
I wzajemnie ściskamy Panią Sekretarz wraz z Małżonkiem 😀
Jerzor odściskuje nawzajemnie, Kierowniczko!
Schumann i pustka… Sprzeczność sama w sobie. Do nazwisk pianistów wymienionych jako mistrzowie interpretacji Schumanna pozwalam sobie dorzucić jeszcze kilka (w nostalgicznym rozmarzeniu): Artur Rubinstein, Alfred Cortot, Benno Moiseiwitsch, Vladimir Horowitz, Claudio Arrau, Arturo Benedetti-Michelangeli, Yves Nat, Edith Picht-Axenfeld, Wilhelm Kempff. Z żyjących także Nelson Freire.
Radosnych Świąt! 🙂
Zgadzam się. Nawzajem! 😀