Z Maritą za Chopinem
Wczoraj przez parę minut zachwalałam festiwal Chopin i jego Europa dla tego programu. Pokaże się na antenie już w czasie trwania festiwalu, ale zostanie przecież reszta miesiąca. Jak widzicie, w sieci wisi archiwum tych audycji i można na nie rzucić okiem; to chyba jeden z nielicznych programów „misyjnych”, na jakie w ostatnim czasie zdobywa się Telewizja Polska.
Marita Albán Juárez, która prowadzi ten program, jest sama w sobie ciekawą postacią: ma matkę Polkę i ojca Peruwiańczyka, studiowała muzykologię i pracuje w NIFC, a jednocześnie śpiewa latin jazz. Symbolizuje dla realizatorów nowe pokolenie i nowe spojrzenie, a już fakt, że dziewczyna z dredami zajmuje się Chopinem, wydaje się jakby stworzony do pokazywania na wizji. Ja jednak mam wrażenie, że gdyby to sama Marita wymyślała ten film, wyszedłby bardziej logicznie, choć pokazuje kilka ciekawych spraw. Film Efekt Chopina (bardzo chwalony przez „Gazetę Wyborczą” w przeciwieństwie do sfinansowanego przez warszawski Ratusz filmu Warszawa Chopina, który przecież spełnia zupełnie inną funkcję) ma być dziś pokazany na Ogrodach Muzycznych. Później zapewne pokaże go TVP, ale już zapowiada, że nie w całości (o tym za chwilę).
Założenie jest takie: Marita podróżuje i pyta różnych ludzi związanych na różne sposoby z muzyką Chopina, czym dla nich jest Chopin. Trafia do Sopotu, pod Siedlce, do Paryża i Tokio. Dobór jest, wydaje mi się, trochę przypadkowy i nie tworzy jakiejś linii. Najpierw jest spotkanie w Sopocie z Leszkiem Możdżerem, który opowiada, jak naturalne jest dla niego improwizowanie wokół Chopina, ale za chwilę mówi, że Chopin jest dziś banalizowany, sprowadzany do gadżetu, do nosa za 12 zł (tak swoją drogą, widział może ktoś z Was sprzedawane gdzieś te nosy? Bo ja nie).
Potem widzimy Maritę w prywatnym helikopterze, prowadzonym, jak się za chwilę okazuje, przez właściciela wytwórni wódki Chopin. Potem Marita przygląda się, jak przygotowuje się ziemniaki do produkcji, i sama próbuje to robić. Wreszcie w salonie dokonuje z właścicielem degustacji („Chopin jest słodki” – mówi). Ten, pytany, skąd pomysł nazwy, tłumaczy, że sam chodził do szkoły muzycznej, posłany przez matkę. Ma nawet w domu fortepian. (Ponoć jednak to okoliczni chłopi wymyślili tę nazwę – tak głosi wieść gminna.) To właśnie fragmentów o wódce nie pokaże TVP z obawy o oskarżenie o product placement.
W Paryżu Marita spotyka się z triumfatorem Konkursu Chopinowskiego w 1990 r. Kevinem Kennerem, który zaprasza ją na lekcję z Japończykiem, zgłaszającym się do eliminacji na tegoroczny konkurs (nie zakwalifikował się) i pokazuje jej, jak się gra na pleyelu z epoki Chopina. Potem dla kontrastu następuje spotkanie z młodym muzykiem popowym, który musi przerobić muzykę Chopina (wcześniej praktycznie jej nie znał, w przeciwieństwie do własnych rodziców).
W Tokio z kolei bohaterka trafia na lekcję dawaną przez laureata III nagrody w tym samym konkursie, Yukio Yokoyamę (bardzo zmężniał od tej pory), dziś bardzo cenionego pedagoga – małej dziewczynce Ruriko. Zapytana, czy lubi grać, Ruriko odpowiada, że tak, a na pytanie, dlaczego, udziela rozbrajającej odpowiedzi: „Robi mi się wtedy tak jakoś przyjemnie”. Drugim spotkaniem japońskim jest wizyta w firmie, która produkuje słynną grę Eternal Sonata, z Chopinem jako głównym bohaterem. Marita mówi dziś, że oczekiwała, że twórcy filmu rozmawiając z nią nie wykażą się jakąś wybitną znajomością Chopina, i mile się rozczarowała, bo pierwsze, co jej powiedzieli, to że są szczęśliwi, że sam Stanisław Bunin zgodził się zagrać podkład do tej gry.
Na koniec znów wizyta u Możdżera i wspólne muzykowanie – oczywiście Preludium e-moll, w którym zwykle jazzmeni nie zmieniają ani jednej funkcji. Podobnie jak ów popowiec z Paryża. Ale czy to aby nie jest kolejny „nos za 12 zł” ? (Albo – dodam – kieliszek wódki Chopin?) Możdżer twierdzi, że sam czuje się czasem do takiego nosa sprowadzany, i chyba ma trochę racji…
Komentarze
Brawo Marita! 😉
Obchodzimy właśnie Rok Chopinowski i jak zawsze w takich przypadkach powstaje pytanie: jak rozmawiać o twórcy, jak propagować jego dzieło, aby nie robić akademii i szkolnych laurek. Może ten film jest jakąś próbą odpowiedzi na to pytanie, choć niektórzy mogą to uznać za trywializację…
Pamiętam Maritę jako dziewczę zgoła szkolne, brała udział w jakiś moim programie z młodzieżą, kiedy jeszcze ja byłam telewizorką, a ona młodzieżą. Inteligentne było dziewczę i miło patrzeć, jak się rozwinęło.
Śmiesznie jest coraz więcej dorosłych ludzi pamiętać jako małolatów. Trzeba im będzie w końcu oddać ten świat.
Przepraszam, ze tak sie wtrącę ale dla mnie Chopin jest Chopinem, czyli człowiekiem swojej epoki, Wieku Romantyzmu. Niestety nie przemawia do mnie Pani w dredach , ktora chce udowodnić ze Chopina da sie lubic, dzis ? Bo jak inaczej mam rozumieć przesłanie takiego filmu. Do mnie za to przemawia Pan Chopinista, ktory ma ponad 80 lat, i mowi piekna polszczyzna i opowiada o zyciu artysty z pasja ale nie z nastawieniem zeby udowodnic ze kompozytora da sie sluchac tylko przez ten Nos. (Troche mam teatralne skojarzenie z Gogolem).
Uważam też, ze to czy nastepne pokolenia beda pamietac o Nim, zalezy nie od samej mlodziezy i dzieci ale przede wszytskim od rodzicow. Zwlaszcza od rodzicow owych pokolen.
Ja odkrywam Chopina na nowo poprzez taniec, dwa dni warsztatow a wiecej mi daly niz niejeden wyklad czy koncert chopinowski sprowadzany do koncertowego spedu. Bardzo sie dziwie ze zaden z wybitnych chopinistow? chopinologow? ( nie wiem jak okreslic osoby zajmujace sie dzialanoscia Chopina) nie przebadal czy Chopin tanczyl czy nie tanczyl. jakie tance obserwowal na polskiej wsi a jakie na francuskich salonach. Tylko jeden artykul znalazlam na ten temat, ktory zreszta jest bardzo dobry Eric McKee Dance and The Music of Chopin: The Waltz. Polecam tę lekture:
http://books.google.pl/books?id=lPSSMhdW_bQC&pg=PA106&lpg=PA106&dq=Eric+McKee+Chopin&source=bl&ots=Q9afxzpNk7&sig=d_mUTnDo05TRHu0OUMI0ikWMdQk&hl=pl&ei=MxJPTM3fE5GgOM6tmdcC&sa=X&oi=book_result&ct=result&resnum=7&ved=0CDcQ6AEwBg#v=onepage&q=Eric%20McKee%20Chopin&f=false
I tym tanecznym krokiem pozdrawiam wszytskich zwlaszcza Pania Gospodarz
Chiaranzana – Marita jest akurat osobą sensowną, nie ma się co czepiać, a dredy już naprawdę nie mają nic do tego. Problem leży w czymś innym. Czy Chopin ma być świętością, czy po prostu wielką postacią. Czy jeśli Japończycy kochają Chopina, to czy mają prawo tę miłość wyrażać tworząc grę, w której za zabicie potworka można w nagrodę posłuchać Chopina. Czy to, że w Warszawie jest lotnisko im. Chopina, jest OK itp.
Pozdrawiam wzajemnie, ale nie tanecznie, bo byłby to taniec słonika 😆
„Chopin intuicyjnie, wręcz genialnie wyczuł i wyraził kwintesencję polskości, jest w tym coś tak naprawdę pięknego, wzniosłego, dumnego, a zarazem deliktnego. Nie ma to jednak nic wspólnego z tym, co się z Chopinem w Polsce wyprawia. Z tymi konkursami, akademiami, pantoflanymi zebraniami, ciocinymi sympozjami o „idealnym chopinowskim rubacie”. W Polsce Chopina się zabija! Robi się z niego oficjalnego polskiego kompozytora. Lądujesz w Warszawie na lotnisku im. Fryderyka Chopina. Jest mi strasznie wstyd. Biedny Chopin! Zrobiło się z niego wizytówkę, standard, to wszystko, czym nie był”.
Zagadka – kto to powiedział? 😉
Piotr Anderszewski?
Hi hi, gugle rządzą (tak się domyślam) 😉
A poważnie, to z „ciocinymi sympozjami” nie całkiem się zgadzam. Chadzam na kongresy i sympozja chopinologiczne i owszem, zdarzają się wystąpienia o „idealnym chopinowskim rubacie”, ale także różne fascynujące referaty, nawet odkrycia. Ja wiem, że jeśli ktoś jest przede wszystkim czystym muzykiem, to tak właśnie patrzy, jestem w stanie to zrozumieć, bo mi takie spojrzenie nie jest obce i dzielenia włosa na czworo bez powodu też raczej nie lubię. Ale przeciwko teoretyzowaniu jakiemukolwiek nie występuję, przeciwnie – czasem mnie interesuje, nawet bardzo.
„Ciocine sympozja”, lotnisko im. Chopina i wódka Chopin, i Żelazowa Wola przerobiona na nie wiadomo co… Przypomniały mi się czekoladki Mozart. I co? Zaszkodziły Mozartowi?
Myślę, że pojawianie się Chopina w tak rozmaitych kontekstach już mu nie zaszkodzi. Nie sądzę, byśmy mogli popsuć Chopinowi reputację. A nawet jeśli ktoś coś „naruszy”, to są tacy, którzy „przywrócą” właściwe proporcje. Ufam temu. Chopinowi też jakby trochę 😉
Pozdro
jak to mówił pan Piotr A. to myślałem, że będzie wymieniał do czego jeszcze można wykorzystać Chopina… a swoją drogą to akurat zgadzam się ze słowami PA w całej rozciągłości i to nie z powodu jakiejś „czołobitności” czy poglądu, że PA wielkim pianistą i wyrocznią jest koniec i basta 🙂
Osobiście jestem okropnym ortodoksem. Najchętniej słuchałabym Chopina granego przez wyfraczonego pana, ew. z towarzyszeniem wyfraczonej orkiestry pod batutą wyfraczonego dyrygenta (najlepiej żeby to był Semkow, ale mógłby być też Krenz i paru innych starszych panów). Podobnie jest z innymi kompozytorami. Klasyka i już. Nie lubię udziwnień. Choć czasem mi się podobają i doceniam.
Naprawdę. Nie ironizuję ani nie kokietuję, ani nic takiego. Zakuty ze mnie piernik jeśli chodzi o te rzeczy.
Ale jeśli ktoś chce próbować inaczej – niech próbuje. Jeśli to ma przyciągnąć do „zapyziałej” (hehe) muzyki młodych słuchaczy – niech wykonawcy kombinują do oporu. Jeśli ma im to otworzyć nowe światy, drogę do nowych doznań i olśnień – daj im Boże zdrowie.
A w moim skansenie też wciąż nie brak okazji do olśnień i szukania nowych dróg.
Niech więc kwitnie tysiąc kwiatów.
Na przykład tak:
http://www.youtube.com/watch?v=0-i5S4uXlNg&feature=PlayList&p=80633409FABB1511&playnext=1&index=8
Przez Requiem Mozarta nie oddalamy się od Chopina – w końcu sam zażądał, żeby mu je zagrali na uroczystości pogrzebowej…
A teraz obiecane wcześniej zdjęcia z Tamki i okolic, z muralami:
http://picasaweb.google.com/110943463575579253179/TamkaIOkolice#
ciekawe, ciekawe 🙂 napewno piękniejsze niż budynek na zdjęciu pt. „Kontrasty…” 🙂
Pani Dorotko,
oczywiście, że wyguglałam, że to wypowiedź PA.
Właśnie (po trzech dniach obróbki) zapakowałam w słoiczki pyszny dżemik (agrest + biała porzeczka). Wydrukowałam etykietki, które na słoiczki nakleję.Etykietki są następującej treści:
„Wspomnienie lata 2010”. Wklejone w treść są jeszcze dwie nutki, jako że dżemik jest dwuskładnikowy. W kuchni ,w trakcie wszystkich prac, słuchałam pięknej muzyki.
Es riecht nach Chopin.
A ja nadwerężyłam pokaźnie emerycką kieszeń. 🙁
Ech, ten Chopin!
Na żart trochę zakrawa, że koncert Marty Argerich to bilety do 220 PLN w sali niezbyt wielkiej, a Bobby McFerrin – to wydatek do 330 w wielkiej sali.
Obżartstwo podobno szkodzi, czy muzyczne też?
Muzyczne to nie wiem, ale co do klasycznego, to akurat przez trzy dni z rzędu miałem okazję testować. Niestety, szkodzi. 🙁
Blechacz z tego samego pokolenia, wiec trudno ich w calosci odrzucic, nawet jezeli nosza dredy. Mysle, ze tak jak z legendarna rada Matki Boskiej o portrecie: ma byc porzadnie, wiec film i muzyka i komentarz powinny byc stosowne. Dla znawcow madry, dla mlodziezy interesujacy, dla dzieci interaktywny itp.
A z pokoleniowa sztafeta to racja. Widze nowe twarze w TV i czasem az mnie smieszy, bo „za moich czasow” mlodziez nie dopchnelaby sie do sitka akcentujac na pierwsza sylabe absolutnie wszystko. A tu prosze – pan z Wiadomosci chyba nawet nie wie, ze tak nie mozna a glosi. I tu roznica pokolen jak na dloni, bo przypomina mi sie moj Ojciec zlorzeczacy na szarpidruty i temu podobne.
To juz?
Pobutka (bez dredów, bez dżemu…).
Dzień dobry 🙂
Nie mogę się oprzeć zacytowaniu (znów) Anderszewskiego, który w Podróżującym fortepianie powiedział o tej Balladzie, że mu ten temat przypomina małe paryskie dziewczynki w białych sukienkach idące przez park po pierwszej komunii 😆
To było zaraz po tym, jak stwierdził, że początek głównego tematu Barkaroli przypomina mu śpiew pijanego gondoliera 😉
To z dredami dziś na blog nie wolno? 🙁
1. Sting w Poznaniu (symfoniczny!) kosztuje 400 więc 330 za McFerrina to jest „bargain”.
2. O ile czekoladki mogą mi się kojarzyć z muzyką Mozarta (choć samych czekoladek nie lubię – są zbyt słodkie), to muzyka Chopina nijak z bądź co bądź zwykłą wódą się nie kojarzy (armaty ukryte w kwiatach?) nieeeee….
3. Czytałem świetny wywiad z Pilchem w „Obcasach”. Pani dziennikarka niestety nie dorasta. Pyta schematycznie, a Pilch w odpowiedziach bawi się z nią jak kot myszką.
Generalizuję zapewne, ale coraz gorsze przygotowanie merytoryczne „młodego pokolenia” idzie w parze z wciąż rosnącym przeświadczeniem o własnych zdolnościach, umiejętnościach i doświadczeniu.
Jest to zapewne spowodowane olbrzymią konkurencją o pracę, gdzie, niestety, skromność jest ostatnią cechą, jakiej szuka się u kandydata na jakiekolwiek stanowisko.
Tak samo, „przyciąganie młodych słuchaczy” jest spowodowane zblazowaniem i zmęczeniem życiem tych dwudziestoparolatków, którzy wszyyyystko już widzieli, pół świata objechali z książeczką „Lonely Planet” i posłuchanie zwyyykłej muzyki w wykonaniu wyfraczonego pana zakrawa na okropną nudę i obciach.
Pamiętam, jak na ostatniej (?) Jesieni PK stwierdziła, że utwór jakiegoś młodziaka to „hucpa”. Tamten utwór to dla mnie było zwykłe efekciarstwo i silenie się na, pożal się Boże, oryginalność.
Jak ja tęsknię za Jesienią z ortodoksyjnym programem złożonym z ortodoksyjnie napisanej muzyki. Słuchałem niedawno kompletu 10 płyt – takie „Warsawska Jesień Greatest Hits”.
Ile tam jest dobrej muzyki, napisanej na zwykły skład orkiestry, bez żadnych kamieni w dzbankach czy przelewającej się wody w miseczce.
Czytam te wynurzenia starego zgreda, ale czy tak naprawdę nie jest?
No, coś w tym jest. A ja swoją drogą co dopiero mam powiedzieć, jeśli o bycie zgredem chodzi 😆
A czekoladki chopinowskie już są. Dobre, z płatkami róży w środku (jak ktoś lubi czekoladki oczywiście 😉 Te w pudełku na kształt fortepianu. Tyle że drogie jak cholera. No, ale luksusowy produkt, czekolada z Belgii sprowadzana 😆
Bobiczku! Jak możesz mieć wątpliwości, że dredy to my tu kochamy 😀
p.s. proszę tylko nie wyciągać maszyn do pisania i syren alarmowych wykorzystywanych w utworach męża p. Elżbiety. Nie potrafię tego naukowo uzasadnić, ale to jest zupełnie inna jakość.
Napisz kwartet smyczkowy, a powiem Ci kim jesteś.
Oooo, jakie skromne wymagania! 😀
Mogę powiedzieć kim jestem bez kwartetu?
Pewnie tak jest dobrze, że przekaz dla b. młodych ludzi jest inny niż dla (hmm) dojrzałych.
Sposób wymowy, to już inna bajka. Ze strachem słucham czasami młodych ludzi, bo nie rozumiem słów, które wypowiadają.
Ze strachem, bo podejrzewam, że starość się tak na mnie rzuciła.
Nie wiem, czy tak zawsze było, czy akurat teraz rzuca mi się to w ucho?
Przepraszam, skomponowanie kwartetu smyczkowego dotyczy kompozytorów, nie każdego! 🙂
Jeśli skomponowanie kwartetu smyczkowego dotyczy tylko kompozytorów, to kamień spadł mi z serca.
Bo już zaczęłam – oczami wyobraźni – widzieć mnóstwo wdów po kwartetach smyczkowych!
Kwartet smyczkowy nawiązywał do tego chłopczyka, który napisał utwór na te otoczaki i wodę w miseczce.
Odpowiedź młodego kultowego kompozytora:
„Boooooosze, kwartet smyczkowy?! A kto teraz taką paleontologię kompozytorską uprawia? Przecież nikt tego nie będzie chciał słuchać!”
Jak już mówimy o Warszawskiej Jesieni:
http://www.youtube.com/watch?v=sOUsbtUrXHk&feature=player_embedded
Jak na stado słoni, grają zupełnie nieźle.
A w ogóle dziś 260. rocznica śmierci Johanna Sebastiana.
Gostku, a kto to jest „młody kultowy kompozytor”? 🙄
Nie mam nikogo konkretnego na myśli…
A już myślałam inaczej 😉
Kultowy mógłby być Kazik, ale on już słabo młody 🙄
To ja idę do sklepu po te czekoladki. Może zagram sobie 15 preludium a’propos pogody i osłodzę je czekoladką?
Tak łatwo, w sklepie, ich się nie dostanie. Oni to robią głównie na zamówienie 😉
Widziałam niedawno w delikatesach (opakowanie w kształcie fortepianu, kiedyś obfotografowane przez PK), stały uwięzione za szybką, razem z drogimi trunkami. Sprawdzę przy najbliższej okazji, ile kosztują 🙂
http://www.fanaberie.com.pl/index.php?file=kop2.php
Tłumaczenie na j. angielski strony internetowej zrobił komputer. Kompromitacja na całej linii.
Wasza się nie znać i być upierdliwa mnóstwo mnóstwo. To być korporacyjna angielski. 8)
Ja widzę tylko po polsku (poza ślicznym nagłówkiem, of course) 😯
Znalazłam pełną wersje angielską – też nie jest źle 😉
http://www.fanaberie.com.pl/EN/?file=kop2.php
Z prawej strony pod szarym paskiem jest „change language”.
A Nasza właśnie że się znać i pomstować tocząc oczami i pianę z pyska bezsilnie ulewając!
Łajza 😀
😆 😆 😆
Dopiero teraz zauważyłem, że dredy jednak nie są verbotten, więc wchodzę. 😉
Na razie po to, żeby zapytać, po co kupować czekoladki, jeżeli obok stoją szlachetne trunki – jak zrozumiałem, również do kupienia? 😯
Co kto lubi, pieseczku 😉
Noo, fakt, gdyby podroby pakowało się w pudełka o kształcie fortepianu, to może byłbym skłonny kupować nie tylko trunki. 🙂
ale tych czekoladek jakoś mało 🙁 a ja strasznym smakoszem jestem 😉
z tego co pamiętam to PA dodał jeszcze, że przy Barkaroli czuje się jakby ktoś rzucił mu talerzem spaghetti (cytuję z pamięci możliwe nieścisłości)
😀
kiedyś rozmawiałem ze swoją panią profesor od kształcenia słuchu i harmonii (która ma niesamowite zacięcie kompozytorskie i wewnętrzne poczucie harmoniczne), która powiedziała, że teraz współcześni kompozytorzy albo sztucznie wydziwiają albo tworzą coś prawdziwego i dogłębnego, ale są wyśmiewani przez tych pierwszych (należ zaznaczyć, że w tych momentach lubiła zadumać się nad W.Lutosławskim i stwierdzić, że dzisiaj już takich kompozytorów nie ma)
Jest o talerzu spaghetti, ale chyba bez rzucania 🙂
I jest jeszcze wyraz obrzydzenia, że w tercjach 😆
A kwinty na początku IX LvB są niby w porządku?
Spaghetti w tercjach? Znaczy, że trzy porcje?
możliwe że bez rzucania 🙂
to straszne! i to w tercjach! + straszna mina 😀
co do początku Ballady As-dur to zawsze się uśmiecham na myśl o tych paryskich dziewczynkach 🙂
a i najważniejsze:
„Chopin est très difficile.”
a to może zagadka, kto powiedział o pewnym utworze następujące słowa:
„[…] de Prokofiev c’est facile.” (w nawiasie jest utwór, ale nie podpowiadam, bo było by zbyt proste 😀 )
Bobiku,
w trzech częściach po 20 porcji. 😀
Kwinta na początku Dziewiątki LvB jest jedna, tylko długo trwa. Nie ma melodii, która idzie w kwintach 😉
Głos z blogu łasuchów: Czy nie można by czegoś do jedzenia zapakować do kontrabasu? Byłoby na dłużej.
http://www.youtube.com/watch?v=WrY6QE1NRi8&feature=related
Do jedzenia to nie bardzo, ale do picia już pakowano. Była taka scena w Człowieku z żelaza, niestety nie ma jej w necie 🙁
Nie pamiętam!
A to Emi z Owczarkowej Budy znalazła: 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=erbd9cZpxps
Zawsze coś fajnego podrzuci.
Nisiu, no jak to. Przychodzi Opania do wysokiego działacza partyjnego, a ten częstuje go wódką wyciągniętą z kontrabasa przerobionego na barek 😀
Ja też nie pamiętam tej sceny. 🙁
I tym optymistycznym akcentem zakończę dzisiejsze występy.
Dobrej! 😀
No naprawdę szkoda, że nie mogę tego wrzucić. Był ten film w kawałkach na tubie, ale go wykasowali 🙁
To dobrej 😀
Z całej Dziewiątki, początek podoba mi się najbardziej. Brzmi jak strojenie 😆 Potem już jest takie Beciowe łubudu, aż do samego końca 🙄
Ja też bardzo lubię ten początek. Ale w ogóle mam jakąś słabość do tego utworu, której sama czasem nie rozumiem 😉
A teraz, tak po paryskich dziewczynkach mnie naszło, utwór, który dla mnie jest bardzo paryski i nieraz słyszę go w myślach spacerując przez to miasto. Ciekawe wykonanie znalazłam, nie znałam tej pianistki 😉
http://www.youtube.com/watch?v=Qg_Pjkv6iNg&feature=related
No i niech mi ktoś powie, czy nie ma w tym odległego cienia tego:
http://www.youtube.com/watch?v=hvcMSGbKGo4
Ostatnio Waldemar D. powiedział na konferencji: niech mi kto pokaże jedną nutę u Chopina, która nie jest polska. Ja na to: jak to, walce są całkowicie paryskie. Zapomniałam o impromptus, też paryskich do szpiku kości (jeśli muzyka ma kości)…
Powiedziałabym, że ten cień nie aż tak odległy.
Co do nut … Gdy wychodzą spod ręki kompozytora i idą w świat żyć własnym życiem, trudno z całym przekonaniem mówić o ich polskości, paryskości, londyńskości czy innych geograficzno-kulturowych konotacjach. Wiele da się dopowiedzieć interpretacją. Ispiracje drzemią w lokalnym gruncie, ale potem wszystko się miesza, przenika. Wtedy, w wieku XIX, czasie sprzed globalizacji, kultura europejska była chyba jeszcze bardziej kosmopolityczna niż w tej chwili.
No pewnie była. Ale mazurki były polskie, ukryć się nie da 😉 Bo polonezy były już w Europie dużo wcześniej znane, vide Bach i Telemann, a nawet Becio…
A na dobranockę bajeczka murzyńska, też z Paryża. Opowiedziana przez samego pana Debussy’ego 😉
http://www.youtube.com/watch?v=XMrdhgWR9Zk&feature=related
Mazurki były polskie, ale trochę mnie nie przekonuje patriotyczne zadęcie za kazdym razem, gdy wspomina się o tym fakcie – „pokażcie mi nutę, która nie jest polska” 👿 Ispiracja płynie z otoczenia. Polskie mazurki, paryskie walce, włoskie barkarole. Gdyby Chopin posiedział dłużej w Szkocji, a zdrowie nie zawiodłoby go tak bardzo, może mielibyśmy cykl seann truibhas na fortepian solo.
Hi, hi… 😉
http://www.youtube.com/watch?v=JB_I9teLrPk
Zgadzam się z Vesper, że to patriotyczne zadęcie irytujące. Natomiast idea że muzyka może mieć kości, szalenie mnie zainteresowała. Czy Kierownictwo ma jakieś dokładniejsze informacje na ten temat? 😈
Wiedziałam, że Bobik tego nie przepuści 😆
To jeszcze po szkotczyźnie Chopka takaż z Becia 😉
http://www.youtube.com/watch?v=VVd-oxTOWKY&feature=related
tak z innej beczki 😀 Renee Fleming przyjedzie w Maju do Polski, ja sie ciesze 😛
Że młody jestem, to nie znaczy, że głupi. Czemu miałbym przepuszczać kości, zwłaszcza takie ze szpikiem? 😀
A ich narodowość jest mi, prawdę mówiąc, dość obojętna. 😉
Pobutka.
Dzieki PAKu za przypomnienie. To byla najpiekniejsza i najmadrzejsza adaptacja powiesci Jane Austen jak dotad. Niezapomniana. A Pana Bennetta gral nasz znajomy – Ben Witheraw, ktorego nie ma w tym fragmencie.
Zabłąkanemu na morzu żeglarzowi bez kompasu nie będzie przydatna wiedza, że mech rośnie po północnnej stronie pni drzew. Czy zdoła powrócić tam, skąd wypłynął?
Dzięki pobutce już wiem, co będę robić dziś wieczorem. Obejrzę sobie tę adaptację. Już widzę, jak mąż się ucieszy 😈