Co tam u Capelli
Krakowscy radni szaleją. Grzebią w papierach, próbują znaleźć cokolwiek na znienawidzonego przez siebie Jana Tomasza Adamusa. Nie znajdują nic, ale wyrażają się enigmatycznie, że odkryli jakieś straszne rzeczy. Jeśli tak, czemu ich nie pokazują? W „Dzienniku Polskim” ukazał się kolejny tekścik w takiej właśnie poetyce pisany: „trafiliśmy na kilka ciekawych tropów”, „duże środki idą nie wiadomo na co”. Konkretów brak, tylko insynuacje. Co ci ludzie chcą osiągnąć? Wszelkie decyzje zostały podjęte; abstrahując od tego, czy styl przeprowadzenia operacji „zasadnicze zmiany w Capelli Cracoviensis” był właściwy, rzecz się stała i już niczego się nie cofnie.
A czy owi radni interesują się też tym, co Capella w obecnej formie właściwie robi? Cóż, na koncertach ich ponoć nikt nie widział. Także wczoraj, kiedy ja dotarłam w końcu; już dawno chciałam zobaczyć i usłyszeć, co tam się dzieje muzycznie, żałuję, że nie mogłam dotrzeć na żadne z oratoriów Haendla. Trafiłam ostatecznie na pierwszy (a właściwie drugi; pierwszy odbył się w sobotę w Nowym Sączu) koncert z serii Verba et voces, poświęconej tym razem polskiemu barokowi.
Wzięli w nim udział śpiewacy związani z Capellą lub stale z nią współpracujący, dwie skrzypaczki Capelli oraz troje gambistów z brytyjskiego zespołu Fretwork; przy organach siedział szef. W programie utwory Marcina Mielczewskiego (Veni Domine), Bartłomieja Pękiela (Audite mortales, Dulcis amor Jesu) i Grzegorza Gerwazego Gorczyckiego (trzy motety chóralne oraz Illuxit sol). „Jan Tomasz Adamus, dyrektor Capelli Cracoviensis od 2009 roku, celowo zmierza do wygaszenia działalności tej instytucji, a dotacje, jakie otrzymuje z miasta przeznacza na pensje dla muzyków z zewnątrz” – pisze „Dziennik Polski”, nie interesując się nawet, że muzycy z zewnątrz nie otrzymują pensji, tylko honoraria. Wygaszenie? Przecież tutaj można przeczytać plany na ten i przyszły rok. Ciekawie się zapowiada cykl trzech wielkich mszy: Bacha pod Andrew Parrottem, Mozarta pod Andreasem Speringiem i Beethovena pod Adamusem. A w końcu lipca Capella pokaże się też na Festiwalu Bachowskim w Świdnicy, który, jak można zobaczyć na stronie, jest w tym roku bardzo atrakcyjny.
Wróćmy do polskiego baroku, takiego zresztą raczej wczesnowłoskiego w stylistyce (najwspanialszy w tym zestawie – Pękiel, ktoś go już nazywał „polskim Carissimim”, jeśli to nawet przesada, to jego utwory są naprawdę wybitne). Wykonanie w krakowskim Kościele Bernardynów naprawdę satysfakcjonowało. Ciekawy był zestaw śpiewaków: wreszcie usłyszałam na żywo Jolantę Kowalską, która jesienią ma śpiewać z Minkowskim (rzeczywiście świetna); trochę ginie przy niej drugi sopran Magdalena Łukawska. Bardzo interesujące alty, bo obok znanej już marki – Piotra Olecha także młody obiecujący Łukasz Dulewicz. I tenory, i basy dopełniały godnie całość (z tenorów udzielał się bardziej Piotr Szewczyk). Nie było popisów, był właściwy nastrój. Ciekawam zdania obecnych na koncercie blogowiczów.
Ja za przedsięwzięcia Capelli i Adamusa trzymam kciuki.
Komentarze
Drogi Gostku : kwartety „haydnowskie” istotnie ukazały się na CD, ale to jest to drugie nagranie (1974), z Earlem Carlyssem przy drugich skrzypcach, a nie pierwsze (1960), w „szczytowym” składzie, gdzie gra Isidore Cohen. To się nigdy (o ile wiem) na CD nie pojawiło. Oba są w stereo, więc to kryterium odpada. Może kwartet (Robert Mann?) wolał to nowsze, ale to z kolei kryterium do ostatnich kwartetów się nie odnosi, bo te nagrali tylko raz…
PMK
A w Krakowie bez zmian – wariacje na temat „brzydki, brzydki Adamus”… Bardzo mnie bawi w kontekście wykonawstwa muzyki dawnej wytykanie mu braku wykształcenia dyrygenckiego. Na szczęście JTA znajduje się w niezłym HIP-owym towarzystwie dyrygenckich „nieuków” 😉
Widziałam dziś na niebie prawie-fermatę Z pozdrowieniami dla Dywanika 🙂
Ładne 🙂
Gdyby z prawie-fermaty zrobił się prawie-klucz basowy, to by było bardzo niedobrze. 🙂
W Krakowie, jeśli pominąć konieczne, rytualne ozdobniki z tego artykułu, chodzi o przeszło 2 mln zł, które dyrektor wydał „na zewnątrz”. Ani złotówka nie trafiła do Tych-Co-Trzeba. A wcześniej trafiała, i to niejedna, tu Hund jest begraben. Poza tym dyrektor nie okończył szkół i jest paragwajskim szpiegiem, oczywiście i szkoda naszej kultury.
No nie okończył ci on tego Amsterdamu, studiował tam dwa lata. I co? Anderszewski też nie okończył Akademii Muzycznej w Warszawie ani żadnej innej 😛 Napisał nawet pracę dyplomową – traktowała ona o pianistyce Claudia Arrau, a zakończył ją mniej więcej tak, że jest w stanie obiektywnie podejść do tego pianisty, ponieważ jego gra go nudzi – to w każdym razie dał do zrozumienia. Chyba jasne, że takiego bezeceństwa nie można było uznać 😛
Co do Adamusa, dowiedziałam się ciekawostki – otóż przed jego przyjazdem do Krakowa oni się z Berkowiczem w ogóle nie znali 😆
Inna sprawa, że dyrektor dość mało przypomina z charakteru takiego szefa, którego każdy chciałby mieć. 🙂
Adamus nie ma kwitka! Rany Boskie!
Oczekuję wyjaśnień, kto zaprasza do Ojczyzny Naszej pana Minkowskiego, który pierwszy papierek zrobił z, za przeproszeniem, fagotu, a teraz wymachuje jakąś rózgą.
Proszę mnie skontaktować z kimś z „Dziennika Polskiego” – wspólnie napiszemy donos do CBA!
No, niektórzy lubieją wyzwania… 🙂
Najzabawniejsze było, gdy próbowano przekazać prezydentowi Majchrowskiemu straszną rzecz, że pan Adamus używa brzydkich wyrazów. Pan prezydent profesor dostał ataku śmiechu ponoć, ponieważ sam używa podobnych 😆
Znalazłam raport z kontroli przeprowadzonej w Capelli w 2009 roku, o której to kontroli pisze „Dziennik Polski”.
http://www.bip.krakow.pl/zalaczniki/dokumenty/n/67697/0/karta
Dla laika zarzut, że zaliczki na zakup fletu ujęto „na koncie 202 „SGw.Instr.Dęt.zal.na zak.fletu”, zamiast na koncie 243 Zaliczki na środki trwałe w budowie” brzmi zapewne śmiesznie, natomiast z księgowego punktu widzenia, raport rzeczywiście zawiera długa listę nieprawidłowości i źle świadczy o księgowych. Ale kontrola została przeprowadzona raptem kilka miesięcy po tym, jak J. T. Adamus objął kierownictwo zespołu, szereg uwag w raporcie odnosi się wręcz do opercji z 2006 i 2007 roku, za które żadną miarą nie może być odpowiedzialny. Jeśli raport z kontroli wykonanej po zamknięciu roku 2010 pokazałby, że w księgowości Capelli nadal panuje bałagan – to co innego. Ale takich informacji w artykule nie ma. Zdanie: „Z analizy finansowej wynika, że duże środki idą nie wiadomo na co.” rozbawiło mnie do łez. Z analizy finansowej nic nie wynika, bo jej nie przeprowadzono. Gdyby ktoś do tego merytorycznie przygotowany zbadał stosowne dokumenty księgowe /zbadał dokumenty właśnie, a nie przeprowadził finansową analizę/, zapewne dowiedziałby się, na co ‚idą duże środki”. Przepraszam wszystkich za ten księgowy wtręt – już nie przynudzam.
Przeczytałem kwit ze zrozumieniem. Rzeczywiście, ten księgowy tylko do zabicia się nadaje. Tylko w jednym punkcie mam wątpliwość, czy rzeczywiście na tych fletach trzeba malować numery farbą olejną?
miderski – tylko nie rózgą, tylko nie rózgą 😉 Ja jednak proponuję zacząć „donosy” od Biondiego, z niego jest modelowy przypadek… Smyczkiem macha, podszywa się pod Vivaldiego (dopisując mu to i owo). Bo MM to jednak się uczył dyrygować, no i ta kolekcja batut, plus szeroki repertuar. Za dużo okoliczności łagodzących.
FB i JTA nie znali się, ale i tak niektórzy „wiedzą”, kto w czyjej przyjechał teczce 😉
No że też mnie nikt nie ostrzegł przed tymi brzydkimi słowami, zanim zaczęły się próby…
Flet z numerem malowanym farbę olejną 😯 😆
Czy taki flet lepiej gra?
Wczoraj właśnie opowiadano mi to łącznie z cytatem i z tym, że owe słowa dyrygent zwrócił do własnej żony 😀 Żona nie ma nic przeciwko, bo przywykła, a osobowość męża ją inspiruje 😉 A swoją drogą to paranoja: Marzena Lubaszka nie może śpiewać, bo dlaczego Adamus ma angażować własną żonę (a jeszcze bywa, że angażuje i pierwszą). Wczoraj niemal płakaliśmy ze śmiechu rozmawiając o tych absurdach, ale biedna dziewczyna naprawdę ma kłopot. Ze swoim głosem i aparycją…
http://www.youtube.com/watch?v=QGrRC2bZCzw
Uwaga, zmiana terminu planowanego koncertu Marthy – nie 17 sierpnia tylko 20 lub 21 sierpnia.
I słówko jeszcze jedno do gamzatti:
ja dla zespołu Baletu Narodowego mam szacunek wielki, czemu dawałem wyraz. Tylko nijak nie mogłem zaakceptować choreografii Gata. Co przy brawach (mówię tu o części drugiej wieczoru) doprowadzało mnie do schizofrenii swoistej – jak bić zasłużone brawa dla tancerzy i milczeć równocześnie nad robotą choreograficzną (gwizdy i buczenia to nie moja szkoła). Nie chciałbym, aby ktokolwiek z warszawskiej kompanii baletowej czuł się obrażony lub zlekceważony przeze mnie. Słowo „kompani” użyłem celowo – polecam film Altmana pod tym właśnie tytułem („The Company”), gdzie skromnymi środkami udało mu się pokazać część prawdy o zawodzie tancerza – prawdy nie tyle w wymiarze potu i świateł sceny, co raczej o relacjach w zamkniętym środowisku, podmiotowości/przedmiotowości pojedynczego tancerza, odpowiedzi na pytania: kim/czym jestem w zespole.
Się spóźniłem z tematem, ale jakem opóźniony, to cierpta…
Pretekstem była rozmowa o rozumieniu muzyki.
Chciałem się podzielić przypadkiem, który zaczyna się w zasadzie kiczem, by w czwartej minucie dołączył artysta wielki, by zrobić z kiczu wartość, no dużą. Artysta gościnnie udzielił się (a od lat go malutko, bo niestety choróbsko…) i w zasadzie uratował utwór, przy okazji tak go zdominował, że tylko dla jego popisu warto tego słuchać. Jestem przekonany, że autor podpisujący się pod utworem z lekka zastydzony pozostaje – piszę to po zapoznaniu się z resztą płyty autora. Słuchacz, sorry, konsument co na to?
No leci i szuka płyty gościa nagrania….
Warto odsłuchać od początku, by od 4 minuty dowiedzieć się, o co chodzi…
http://prostopleer.com/#/tracks/47033202gEk
I przy okazji tytułu, przypadek drugi: autorska wersja znakomitej kompozycji o tym samym tytule, co poprzednia, w mojej ocenie najlepsza ze znanych mi. Co prawda bardziej znaną jest wersja Bensona, wszelako moim zdaniem gorsza od autorskiej.
Prócz tytułu łączy te kompozycje talent wjątkowy do robienia z drobiazgu dzieła sztuki.
http://www.youtube.com/watch?v=6-a_5JdyLhg
No, a tera sobie poczekamy na tzw. śpiku 😉
Nie poczekamy, bo ORMO czuwa 😉
Oddział Ratownictwa Muzycznego Obłędu czuwa!
W nogi!!!!!
No dobra, ale tego pierwszego nie słychać.
Teraz jo.
Strzałkę po lewej od nazwiska nacisnąć, głośniczki włączać i napawiać się… 😉
Tak, tylko najpierw muszę odświeżyć, żeby było widać nazwisko i strzałkę. 😛
Takie pinkflojdowate ogólnie.
Dlaczego Wielki Wódz twierdzi, że ja jestem begraben? 👿
Oświadczam, że nie jestem i z żadnymi paragwajskimi złotówkami nie mam do czynienia, bo mieszkam w strefie euro. I proszę mi nie przypisywać, bo się udam do „Dziennika Polskiego” na skargę, kontrol naślę i w ogóle Wam pokażę. 👿
@ Dorota Szwarcman:
„Flet z numerem malowanym farbę olejną 😯 😆
Czy taki flet lepiej gra?”
A może tu chodzi o przesunięcie jego środka ciężkości, żeby nie powodował naderwań mięśni rąk podczas grania? 😉 😉
O! Zbudzeni 😛
Ago, dziękuję za link. Rzeczywiście, zarzuty trafiają w księgowość i obieg dokumentów za uprzedniego kierownictwa. Jednym z celów prowadzenia kontroli jest naprawa sytuacji istniejące. Zalecenia są konkretne i nie trafiają w Jana Tomasza Adamusa, choć to on powinien wcielić je w życie.
Pani Kierowniczko,
czy pytanie o odbiór czytelników bloga, którzy byli na koncercie mam brać w 50% do siebie? 😉 Mniej więcej taki sam — też byłem cieka pani Jolanty Kowalskiej, też zachwycał mnie Pękiel (zwłaszcza Missa a 14), choć i Gorczycki też 🙂
To, czy trzeba olejną, zależy od zaufania. Jeżeli fagot drogi, nieuczciwy muzyk może naklejkę usunąć, postarać się o czystą i wymalować ten sam numer, nakleić na fagocie byle jakim, a fagot służbowy upłynnić. Normalnie teraz stosuje się naklejki, najczęściej nie stanowiące nawet druku ścisłego zarachowania.
Zadziwia mnie jednak nieprofesjonalność księgowości i profesjonalność audytora. Opisana nieprawidłowość to jakaś kosmiczna bzdura. Konto 202 służy do ewidencji rozrachunków z dostawcami. Nie ma konta 202 o nazwie „SGw.Instr.Dęt.zal.na zak.fletu”. Nie sądzę też, aby było specjalne konto o nazwie „Zaliczki na środki trwałe w budowie”. To znaczy możliwe, ale w zupełnie innej firmie. Rozumiem, że zaliczki na środki trwałe w budowie ewidencjonuje się osobno, aby wiedzieć, jaką już kwotę na budowę środka trwałego o nazwie „Instrumenty muzyczne CC” wydano. Ale to ma sens, gdy jeszcze taki środek nie powstał. Ale wówczas mamy osobną ewidencję środków trwałych w budowie na kontach ewidencji środków trwałych, a nie na koncie rozrachunkowym. Podejrzewam, że raczej chodzi o to, że zapisano rozrachunki na koncie dotyczącym dostawców a nie na koncie dotyczącym pracowników, gdy zaliczkę na zakup instrumentu pobrał pracownik. Zwykle zaliczki pracownicze księguje się na koncie 234, ale nie ma przymusu w numeracji kont i można to zrobić inaczej, gdy się ktoś uprze. Jeżeli tak, jest to rzeczywiście uchybienie, ponieważ nie widać w księgowości zadłużenia pracownika. Ale to jest prawie nieprawdopodobne, gdyż zarówno rozrachunki z pracownikami jak i z dostawcami księguje się na kontach analitycznych – osobnych dla każdego podmiotu – i zaksięgowanie na rozrachunkach z dostawcami zamiast z pracownikami jest praktycznie niemożliwe. Poza tym czy to możliwe, że fagocista bierze z kasy zaliczkę i idzie gdzieś zamówić sobie fagot?
Jeżeli jednak jest konto osobne do księgowania rozrachunków tylko w zakresie budowy środka trwałego (po co?) i zamiast na tym koncie, zaksięgowano na rozrachunkach z dostawcami, nie widzę w tym żadnej szkody dla CC poza formalną nieprawidłowością.
Przepraszam za księgowe przynudzanie, ale dla nieznającego księgowości może to wyglądać na kompletny bałagan, a prawdopodobnie rzecz jest bez najmniejszego znaczenia, a tajemniczy „SGw.Instr.Dęt.zal.na zak.fletu” stanowi opis operacji a nie nazwę konta. Jeszcze małe wyjaśnienie: środek trwały w budowie to taki, który jest budowany u nas a nie u dostawcy. Jeśli środkiem takim jest komplet instrumentów, księgujemy zakup kolejnych jako środek trwały w budowie, a po zakupieniu ostatniego przeksięgowujemy wszystko na środki trwałe już nie w budowie. Do tego momentu orkiestra nie może ich używać, ponieważ nie można było wystawić dokumentu OT.
Dlatego raczej każdy instrument o dostatecznej wartości stanowi oddzielny środek trwały. Trudno jest mi wyobrazić sobie w tym przypadku, na czym budowa fletu czy fagotu ma polegać. Chyba na zakupie najpierw instrumentu gołego a potem stroika, wreszcie na końcu futerału.
No i do czego to dochodzi, żebym ja Pobutkę wpuszczała o 10. 😯
Widziałam, widziałam, jak zdjątka się cykało 😉 Pięknie odpicowany ten kościół zresztą.
@Beata:
Jak to fermata potrafi człowieka prześladować 😉
@topic
Cóż, oby JTA chciało się to dociągnąć do końca to co zaczął. Mam nadzieję że W.Sz.P. radni się znudzą tematem i znajdą sobie jakieś ciekawsze (choć wątpię czy bardziej znaczące) obiekty szaleństwa.
Pani Kierowniczko, PAK budził o 8.35 🙂
Oops, ja się JESZCZE nie obudziłam – dopiero załapałam. Dwie linki były.
🙂
Ago, Stanisławie, to „księgowe przynudzanie” jest cenne, jak każda wiedza konkretna, i wnosi niemało w meritum, więc bardzo za nie wdzięczna jestem 😀
Manveru – witam. Myślę, że czas płynie i te szaleństwa też zatopi 🙂
Stanisławie,
trochę się na tym znam – przeczytałem dokładnie – masz absolutną rację.
Wydaje mi się, że u nas tak generalnie myli się funkcje księgowości i działu finansowego. Pierwsze służą do suchego ujmowania faktów, służby drugie – do ich analizowania i podejmowania decyzji. Albo nawet się nie zauważa konieczności istnienia działu finansowego ..
PK, tego się trzymajmy 🙂 Póki co mam wrażenie, że nad sprawą CC zawisła fermata… A fermata potrafi zmęczyć.
No, nie całkiem wisi ta fermata, bo dość żwawo grają i śpiewają 🙂
Zaczynam myśleć o wpadnięciu (po latach 🙂 ) do Świdnicy…
Fakt. Piana unosząca się nad tekstem w Dzienniku Polskim formuje się w kształt oskarżeń o finansowe nieprawidłowości. Tymczasem kontrola, o której mowa, wytknęła księgowe uchybienia. Atakujący nie mają kontaktu 😉 ani z muzyką, ani z księgowością, ani z ‚analizą finansową’ – ale to im nie przeszkadza atakować.
Ooo, Rousset będzie plumkał 🙂 Może ja też pomyślę.
No dobrze, skoro parę osób to przeczytało, to jeszcze uzupełnię. Większość kont w księgach rachunkowych ma numerację ujednoliconą w skali kraju. Jest to bardzo wygodne dla zmieniających pracę, dla audytorów i innych kontrolerów. Konto 243 powszechnie służy do rozliczania niedoborów (np. kradzieży instrumentu muzycznego). Z tego wniosek, że autor nie tylko nabił piany, ale jeszcze pomylił podstawowe sprawy, ponieważ zamiast 234 napisał 243. Chyba, że zrobił to już wcześniej inspektor kontrolujący, w co wątpię.
Do Swidnicy też bym chętnie zjechał, ale w tym roku wszystko nie tak idzie, więc i z tym byłyby kłopoty. Może na następny festiwal.
Dobry wieczor,
Jutro zaczyna sie konkurs im. Tchaikovskiego. Calosc ma byc transmitowana (a wlasciwie juz jest, od Gali dzis wieczorem), tu (mozliwe ze jest dodatkowy adres, ale na stronie Konkursu nie znalazlam w ogole zadnej linki).
lisku, wyświetla mi się tylko jakiś silverlight… 🙁
Ciekawe, jak pójdzie Trifonovowi! 🙂
Pani Doroto, przypuszczalnie do ogladania musi Pani sciagnac sobie program silverlight (darmowy, zalezacy to Microsoftu); konkurs Rubinsteina tez tego uzywal.
Aha, jest oficjalna linka na stronie Konkursu, tu . Do ogladania trzeba sie zapisac.
Widzę, że w ogóle mam w tej chwili kłopoty z połączeniem się ze stroną konkursu. Spróbuję później.
Glowna strona konkursu (inny serwer): http://www.tchaikovsky-competition.com/en
Dzięki, już obie wchodzą. Widać jakieś przejściowe trudności.
Silverlighta na tym kompie sobie nie mogę zainstalować. Może mi się będzie chciało na drugim.
Na organach Chomonta J.S. Bach, na basie G.P. Telemann, na perkusji J.D. Zelenka,
Ladies Und Herren, Fugue In D minoooooorrrrr!!!!
http://www.youtube.com/watch?v=xT3q4iEaB6Q
Tyson nie weźmie udziału w konkursie.
Bajzel jest na tej stronie. Wyniki losowania kolejności uczestników tylko w wersji rosyjskiej (Trifonow ma numer 22). W wersji angielskiej w ogóle nie jest podana kolejność. O ile w wersji angielskiej Andrew jest jeszcze wśród uczestników zakwalifokowanych, to w wersji rosyjskiej – tej z kolejnością w przesłuchaniach – już go nie ma. Nie ma podziału na dni (kto kiedy gra). Niech się od naszego NIFC-u uczą, jak robić stronę konkursu.
Przynajmniej wiadomo, co kto ma w repertuarze w kolejnych etapach.
Szkoda, że nie będzie Tysonka 🙁 Byłoby wesoło…
zeen – ale groove 😉
Drugie 50% się odzywa 😉 – że się mu baaardzo podobał sąsiad z dzielnicy (ach ci koledzy i inni kumotrzy! 😆 ), jeszcze bardziej – piękna i utalentowana (nie pierwszy raz na żywo) oraz całość (ogólnowrażeniowo) a i perspektywy wrześniowe tudzież dalsze…
[Za 12 dni kolejny koncert CC z wzmiankowanego cyklu (Św. Katarzyna, 20:00) ‚wstrzeli się’ pomiędzy własny (chóralny) kończący sezon* i mszę pożegnalną** księdza*** mieszkającego w naszej sali prób… no, prawie 🙂 ]
Drugie 50% ubolewa, że nie otrzymało jeszcze od pierwszego 50% łaski widzenia fotki, której wykonanie było zakomenderowało. PK wie o co chodzi… albo chyba… 😉 😀
A teraz drugie 50% idzie poczytać dokładniej i pozdrawia Wszystkich na wypadek gdyby znów przyszło się spotkać w wirtualu za jaki kwartał czy rok 😉
😀 😀 😀
____
*18:00
**21:30
***oddelegowanego do Jordanowa… jak się lekko uprzemy to i tam dotrzemy
😉
A tak bardziej z RWPG to Collegium Musicum PT Frędzelkostwo znają?
http://www.youtube.com/watch?v=zFEEfABYBfk
Ojejku 😯
Aż tak źle?
Jak na blok, chłopcy grali w miarę profesjonalnie i nie przesadzali z efekciarstwem, jak Emerson.
Jeden frędzelek słuchał dawno temu, bo podchodziły mu takie numery…
No fakt, nie przesadzali z efekciarstwem.
W ogóle bachizmy były wtedy w modzie…
I mozarcizmy też. U nas chłopaki grali na fortepian, skrzypce i bębny, nie mieli pieniędzy na elektrownię. Teraz ten główny jest wielkim profesorem od chórów i lepiej mu nie przypominać. 😆
Który to…? 😆
„Gazeta w Krakowie” o niedzielnym koncercie:
http://cjg.gazeta.pl/CJG_Krakow/1,104365,9778529,Jedna_gwiazda__Jolanta_Kowalska.html
Pani Kierowniczko, zaraz mam po nazwisku? No dobra. 😛
Pozycja 7.
Hm, no nie znam. Trudno. 🙂
Kto nie zna, a lubi powyższe, powinien poznać, szczególnie, że smaczków nie brakuje.
Z cyklu jak wyżej, tylko dalej niż Bach, bo i Ravel tam gości.
Całość niestety, albo stety – jak dla kogo – ma ca 19 minut, bo reszta to dodany jeden kawałek z płyty.
http://www.youtube.com/watch?v=khCZpnrnhxI
Przecież to folia jest.
Pobutka (bez muzyki).
Pierwsze 50% twierdzi niewzruszenie, że zdjęcie poruszone trochę i jeszcze nie zostało udostępnione...
folia na Chomącie
🙂
A propos niebieskiej chustki, pamiętam, jak córeczka mojej przyjaciółki przywiązała się we wczesnym dziecięctwie do takiej – nie do lalki, nie do misia, tylko właśnie chusteczki, a raczej flanelki – i nie chciała bez niej zasnąć…
Niestety, nie da się obserwować czy choćby słuchać online przesłuchań z Moskwy – po kilkudziesięciu sekundach wsio walitsia – ja toże.
Chcieli dobrze, a wyszło… gorzej niż na ostatnim konkursie – gdy nie było żadnych problemów z oglądaniem.
Chyba, że ktoś zna jakiś inny kanał transmisyjny (na zeszłorocznym Chopinie były dwa – a czasami nawet trzy – alternatywne kanały transmisji do internetu).
Bardzo przepraszam Autorkę oraz komentatorów za wpis off topic – dopiero teraz przeczytałem wpis o Capelli Cracoviensis i perturbacjach wokół niej. A chciałbym pójść na przekór konsensowi ogólnemu komentatorów.
Trudno może się dziwić, że polscy „miłośnicy muzyki dawnej” kibicują wyczynom panów Adamusa i Berkowicza. Tak bardzo by przecież chcieli, by i u nas było „jak na Zachodzie”, byśmy mieli swoje zespoły muzyki dawnej, i to wybitne, znane, nagrywające dla czołowych wytwórni…Takie też ambicje mają pp. Berkowicz i Adamus, tudzież włodarze królewskiego stołecznego grodu; zwłaszcza pani wiceprezydent Sroce do splendoru miasta bardzo brakuje zespołu instrumentów dawnych, jako swego rodzaju ornamentu.
Bardzo to piękne i wzniosłe ambicje, popieram je i im przyklaskuję. Jak takie ambicje zrealizować? Wydawałoby się, że poprzez zebranie wokół szefa grupy dobrych i „zgranych” muzyków, założenie zespołu, i żmudną, wieloletnią pracę. Panowie Adamus i Berkowicz osądzili, że taka droga to za dużo zachodu, i za dużo czasu oczekiwania na olśniewające tryumfy, i uznali za wskazane posłużyć się urzędową funkcją pana Berkowicza, by pod szyldem istniejącego dotąd zespołu – a wbrew jego woli – i korzystając z przyznawanych temu zespołowi dotacji, sklecić naprędce zespół muzyki dawnej. A Autorka bloga i ogromna większość komentatorów w ogóle nie widzą tu nic zdrożnego, w ogóle nie widzą tu problemu – ani merytorycznego, ani etycznego.
1. Nie da się zbudować zespołu dawnych instrumentów na siłę, poprzez wciśnięcie tychże instrumentów muzykom do rąk i nakaz: macie na nich grać. Przecież to jawny absurd! Sam taki pomysł zupełnie dyskredytuje panów Adamusa i Berkowicza. Jaki będzie rezultat wciśnięcia dawnych instrumentów do rąk ludziom, którzy na nich ani potrafią, ani chcą grać – chyba łatwo przewidzieć.
2. Pp. Adamus i Berkowicz chyba też to, poniewczasie, zauważyli, zatem postanowili rozwalić obecny zespół, i zatrudniać muzyków na czasowych kontraktach, jakby ad hoc, do konkretnego wykonania. Ale tak można robić z zapraszaniem np. znanych solistów, nie można w ten sposób stworzyć „twardego jądra” dobrego, profesjonalnego zespołu, który będzie sensownie realizował wizję szefa. Wszystkie czołowe zespoły muzyki dawnej – wymieńmy choćby Concentus Musicus, La Petite Bande, Collegium Vocale, English Baroque Soloists – mają takie „twarde jądro”, tworzone przez muzyków od lat w tych zespołach grających, niekiedy nawet od początku ich istnienia. To co stworzy Adamus, to będzie przypadkowa i płynna zbieranina, złożona może nawet i z dobrych, czasem bardzo dobrych, muzyków – ale z przypadkowej i płynnej zbieraniny dobrych muzyków nie powstanie dobry zespół.
3. W komentarzach pod wpisem o CC kilku komentatorów postanowiło objawić duszę artystyczną – że za nic mają dyplomy i papierki. No tak, porządni mieszczanie lubią czasem pokazać, że oni to tak naprawdę, w sekrecie serca, niemalże bohema; i pokazują to sarkazmem na biurokrację i „tępotę” krakowskich radnych. Rzecz w tym jednak, że nie o sam dyplom jako taki tu chodzi – tylko o pytanie, czy p. Adamus nadaje się na dyrygenta, i to dyrygenta od muzyki dawnej. Wszak w Polsce można zdobyć jedynie rudymenty kwalifikacji w prowadzeniu zespołów muzyki dawnej. Co to za potencjalny polski lider „historycznego wykonawstwa”, który nie potrafił ukończyć żadnej uczelni zachodniej?
Kończąc – pp. Adamus i Berkowicz niszczą bardzo dobry zespół , o tradycjach i renomie, a jest więcej niż wątpliwe, by w to miejsce potrafili stworzyć dobry zespół muzyki dawnej. Dobry, choćby tylko dobry – podkreślam. Paru ludziom zachciało się mieć zespół dawnych instrumentów – tyle że zabrali się do tego od tylnej strony.
Pozostają jeszcze kwestie etyczne – wprowadzenie w błąd dotychczasowych członków zespołu („nie będzie wielkich zmian”, „nie zrezygnuję z dotychczasowego kształtu orkiestry”, mówił p. Adamus tuż po objęciu szefostwa CC), wykradzenie (bo tak to trzeba nazwać, po imieniu) marki CC dla realizacji własnych ambicji pp. Adamusa i Berkowicza, pokazanie zupełnego lekceważenia wobec dorobku założyciela i wieloletniego szefa CC, Stanisława Gałońskiego.
Chevalier,
a więc po pierwsze: już zaczynam rozumieć, dlaczego w tzw. stylebooku mojej redakcji (nie mam pojęcia, jak to nazwać po polsku, nie ma terminu) każe się unikać cudzysłowów. Kiedyś używało się ich częściej. Dziś zbyt często (jeśli nie dotyczą cytatu) mają w sobie element insynuacji. A więc np. kiedy Pan pisze „miłośnicy muzyki dawnej”, to tak jakby chciał Pan zasugerować, że to nie są prawdziwi miłośnicy. Może i Pan rzeczywiście chciał, ale jakim prawem wtedy Pan ocenia ludzi, których osobiście ani z pobudek Pan nie zna? Jeśli Pan nie chciał, po co ta wieloznaczność?
Przede wszystkim sama nieraz już pisałam, że rzecz dokonała się co najmniej niezręcznie. Można było rozwiązać jeden zespół i powołać inny. Ale jak można mówić o kradzieży? CC to był od zawsze zespół miasta, miasto więc mogło z nim zrobić, co zechce. A co do tego, że dawna CC była „bardzo dobrym zespołem” – naprawdę bardzo proszę nie powtarzać już tych mitów, bo rzeczywistości się nie zaczaruje. „Dorobek dyr. Gałońskiego” pierwsza zlekceważyła sama CC, doprowadzając do w końcu do wysłania go na emeryturę, nie ma co mieć pretensji do późniejszych decydentów.
Słynna dotacja, którą rzekomo ukradziono (ha, ukradło ją to samo miasto, które ją przyznało), miała i tak zostać zmniejszona, a etaty – ograniczone do minimum. Tak czy siak więc reorganizacja była spodziewana. Miasto ma za dużo zespołów i za mało pieniędzy.
Teraz punkty:
1. Zgadzam się, że na siłę się nie da. Ale z dobrej woli? Parę osób z dawnej CC gra w obecnej, w tym p. Czepielowska, żona zbuntowanego dawnego koncertmistrza. Można? Można. Przez cały ubiegły rok sprowadzani byli, i wciąż są, fantastyczni muzycy ze świata, żeby uczyć naszych i im pomóc. Przestawienie się na instrument dawny nie jest wielką sztuką – jako takie trwa miesiąc (w przypadku smyczków; dęte to niestety osobny rozdział), potem już jest cyzelowanie oczywiście, jak na każdym instrumencie. Jeśli nie chce się grać muzyki dawnej – trudno, trzeba poszukać innego zespołu. Zamiary przekształcenia były zapowiadane od ponad roku. P. Adamus na samym początku mógł mówić o zachowaniu dawnego CC, bo zapewne jeszcze nie znał sytuacji finansowej.
2. Zespół oczywiście będzie budowany. Już jest. A rozwalać dawno nie było czego.
3. P. Adamusa obserwuję od dobrych kilku lat, jeszcze z Dolnego Śląska. Jest coraz lepszym dyrygentem, ma świetne efekty jak na to, że nie studiował dyrygentury. Choć jego zachowanie na próbach nie musi zachwycać, ale to już inna sprawa – muzycy przywykli do niego zdążyli to nawet polubić 😈 A był Pan kiedyś na jakimś koncercie czy spektaklu prowadzonym przez Adamusa? Jeśli nie, proszę posłuchać przynajmniej kawałków na tubie. Ja właśnie przesłuchałam sobie płytkę, którą dostałam w Krakowie – utwory Bibera, Scheidta i Haendla zagrane we wrześniu 2010 r. na Rynku Głównym, na otwarcie podziemi Rynku, pod batutą Adamusa. Nagranie live. Daj Boże każdemu takie live.
Mam wrażenie, że Pan z kolei uważa, że bez papierka nie ma się prawa robić niczego. Zabawne. I co to znaczy „nie zdołał ukończyć”? A musiał być w tym Amsterdamie pełne 5 lat? Poza tym studiował tam organy, nie dyrygenturę.
Pan dużo, to i ja dużo 🙂
„A więc np. kiedy Pan pisze „miłośnicy muzyki dawnej”, to tak jakby chciał Pan zasugerować, że to nie są prawdziwi miłośnicy.” – użyłem cudzysłowu, bo to rodzaj zbitki frazeologicznej. A to prawda, mam wątpliwości do co wartości tego miłośnictwa – ale to temat na osobny wpis.
„ale jakim prawem wtedy Pan ocenia ludzi, których osobiście ani z pobudek Pan nie zna?” – czyżby Pani wypowiadała sądy wartościujące tylko odnośnie ludzi, których Pani zna osobiście? Chyba nie, bo, jak sądzę, wiele Pani tekstów by wtedy nie powstało…Nie wiem, co w tym nadzwyczajnego, że oceniamy ludzi, w tym ich pobudki, nie znając ich osobiście – oceniamy np. czytając ich wypowiedzi i obserwując ich zachowanie, ich dokonania itd. itp. Przepraszam, że piszę tu takie truizmy, ale na takie pytanie nie sposób inaczej odpowiedzieć.
„CC to był od zawsze zespół miasta, miasto więc mogło z nim zrobić, co zechce. – a gdyby władze Krakowa majątek po CC przeznaczyły np. na fitness club z basenem, z dodaniem jakiejś kapeli, by stało w papierach, że to nadal działalność kulturalna? Bo przecież to instytucja miejska, zatem „miasto może z nią zrobić co zechce”. Posłużyłem się Pani argumentem, ma on tu takie samo zastosowanie. Przy czym, kiedy Pani to wygodne, przywołuje Pani argument, że CC to instytucja miejska, a jednocześnie wielce się Pani dziwuje i wręcz szydzi, że radni krakowscy mają do Adamusa pretensje o zatrudnianie żony i eks-żony – a przecież ci radni stosują się właśnie do prawa obowiązującego publiczne jednostki samorządowe w tego rodzaju sprawach. Niechby Adamus założył sobie prywatny zespół, nawet korzystający z publicznych dotacji, ale jednak prywatny – nikt by się o zatrudnianie żony nie czepiał.
„Zgadzam się, że na siłę się nie da. Ale z dobrej woli?” – taka to dobra wola, że jakby pod przymusem: albo przestawicie się na dawne instrumenty, albo żegnajcie się z orkiestrą… Umknęła Pani jedna rzecz, wydawałoby się, dość oczywista – jeśli Berkowicz i Adamus chcieli powołać zespół dawnych instrumentów, to niechby go założyli ab ovo, tak jak zakładali swe zespoły Harnoncourt, Leonhardt, Gardiner, Herreweghe, Christie…Jakoś nie słyszałem, by którykolwiek ze znanych zespołów muzyki dawnej powstał w ten sposób, by muzyków „zwykłej” orkiestry przymuszać do grania na dawnych instrumentach, a jeśli nie chcą lub nie potrafią, na ich miejsce zatrudniać ad hoc nowych. Niechby zespół Adamusa powstał na bazie instytucjonalnej CC – ale nie kosztem dotychczasowej formuły orkiestry. Mogłyby istnieć dwie orkiestry, dawnych i współczesnych instrumentów, połączone instytucją – takie sytuacje bywają przecież.
„Przestawienie się na instrument dawny nie jest wielką sztuką – jako takie trwa miesiąc (w przypadku smyczków” – proszę wybaczyć, może mam trudności z wyczuciem ironii, bo nie wiem, czy mam to zdanie wziąć serio… W miesiąc to można się nauczyć jakiego takiego machania smyczkiem i przyzwyczaić się do innego sposobu trzymania instrumentu, ale nie można nauczyć się w miesiąc profesjonalnej gry na dawnych skrzypcach, altówce czy wioli. Instrumentaliści przyzwyczajeni do innego instrumentu i innej techniki niejako automatycznie przenoszą technikę gry ze współczesnych instrumentów na dawne, to przyzwyczajenie trudno pokonać.
„A rozwalać dawno nie było czego” – owszem, było co rozwalać. Nawet jeśli CC przed Adamusem popadła w pewien marazm, to miała stałą, profesjonalnie dobrą, kadrę, tradycję, markę. Taki kapitał ludzki jest bardzo trudny do odtworzenia. „Zespół powstaje” – Adamus nie ukrywa, że większość muzyków będzie zatrudniania na czasowych kontraktach. Taki sposób funkcjonowania orkiestry może skutkować jednym czy drugim dobrym wykonaniem, w zależności od aktualnego składu – ale nie dobrym, zgranym, profesjonalnym ZESPOŁEM. Połączenie „fantastycznych muzyków ze świata”, z tymi odziedziczonymi po dawnej CC, już mniej fantastycznymi, bo dopiero uczącymi się w biegu grania na dawnych instrumentach, niestety nie będzie skutkowało poziomem choćby wyrównanym, takim między tymi fantastycznymi i tymi mniej fantastycznymi. Orkiestra to nie zespół naczyń połączonych.
„Jest coraz lepszym dyrygentem, ma świetne efekty jak na to, że nie studiował dyrygentury.” – ano być może, jak na laika, to może ma świetne efekty… Może zacytuję, jak owe efekty wypadły w ocenie muzyków Polskiej Orkiestry Radiowej: „”W odczuciu wszystkich muzyków realizacja powierzonej mu (Janowi Tomaszowi Adamusowi) produkcji nagraniowej utworu K.Kurpińskiego „Bitwa pod Możajskiem” w Studiu Koncertowym S-l Polskiego Radia SA w dniach od 4. do 7. października 2010r. nosiła poważne znamiona braku profesjonalizmu. Nasza Komisja, w imieniu muzyków Polskiej Orkiestry Radiowej […] wnioskowała o nieprzyjęcie ww. nagrania, ponieważ nie spełniało ono, ich zdaniem, dotychczasowych standardów Polskiego Radia. Orkiestra wnioskowała o umożliwienie ponownego dokonania nagrania na oczekiwanym poziomie artystycznym, deklarując utrwalenie ww. utworu w ramach naszych przedmiotowych zobowiązań z umowy o pracę z Polskim Radiem SA, bez dodatkowego wynagrodzenia. Jest to wydarzenie bez precedensu w historii Polskiej Orkiestry Radiowej.”
„Mam wrażenie, że Pan z kolei uważa, że bez papierka nie ma się prawa robić niczego” – mylne ma Pani wrażenie. Wyraźnie napisałem, że nie chodzi o papierek, a o brak wyszkolenia i doświadczenia. W Polsce profesjonalne wyszkolenie w wykonawstwie muzyki dawnej – o czym Pani przecież wie – raczkuje, ma zatem znaczenie, czy Adamus pokończył na Zachodzie jakieś szkoły w tym zakresie. Są, owszem, wybitni dyrygenci muzyki dawnej, którzy nie studiowali dyrygentury, ale oni wiele lat pracowali jako instrumentaliści w zespołach muzyki dawnej, nim jęli się dyrygowania. Czy Adamus zdobył gdzieś szlify w jakimś renomowanym zespole?
„Daj Boże każdemu takie live” – słyszałem o wiele lepsze wykonania live, i nie przyłączę się do życzenia innym zespołom poziomu nowej CC.
Jak miło, Chevalier we własnej osobie pojawił się i ubogacił. Jak tam idzie pisanie esseja o zbitce frazeologicznej, zapowiadanego dość dawno?
Tu objaśniam, że Chevalier napisał zbitkę f. w cudzysłowie dlatego, że jest jedynym słusznym m.m.d. i jego miłośnictwo jest zdecydowanie jegojsze, niż inne miłośnictwa występujące w Polsce, można je porównać tylko z niektórymi miłośnictwami zagranicznymi. Dawał temu wyraz wiele razy, ubogacając miejsca marne i nikczemne.
Pytanie na wstępie było retoryczne. Nie jestem godzien rozmawiać z Chevalierem.
Uśmiać się można, naprawdę.
Co do kilku rzeczy to zdecydowanie nie wie Pan, o czym pisze, albo niedokładnie przeczytał. Np. jeśli chodzi o przestawianie się na smyczki barokowe – mam ten problem dość blisko, więc wiem, jak jest.
Potwierdza się, że produkcji Adamusa Pan nie słuchał. Z POR historię znam – spór o źle przepisane nuty oraz tzw. niezgodność charakterów. Czasem nie ma chemii między dyrygentem a zespołem i nie ma na to rady. Ciekawie pisał o tym Henryk Czyż w swoich wspomnieniach.
Co do „zatrudniania żon” jest to absurd w sprawach artystycznych, jeśli była żona dyrygenta jest jedną z najlepszych w Polsce wiolonczelistek barokowych, a obecna – znakomitym sopranem. W tym wypadku takie ograniczenia nie powinny mieć miejsca. Ma się liczyć sztuka.
Wielki Wodzu – czy ja czegoś nie wiem? Co to za essej o zbitce, i chyba nie tu zapowiadany? 😯
Nic strasznego, po prostu nasz przyjaciel tak sobie wędruje po internecie i gdzie zobaczy „miłośnika muzyki dawnej”, tam zstępuje na chwilę z wyżyn, puszcza bąka czy dwa i wychodzi. Taki styl bycia posiada i wcale się nie dziwię, bo cóż ma zrobić wyrafinowany powyżej granic ludzkich możliwości koneser, gdy zobaczy czerń w gumofilcach na salonach? Przecież nie będzie dyskutował.
Jakiś czas temu odgrażał się, nie tu, broń panie B., że powstanie dzieło o percepcji muzyki dawnej wśród pospólstwa. Ubodzy duchem wciąż czekają, o Najdoskonalszy.
Dzięki, czuję się oświeconą 😆
Szanowna Pani Doroto,
niezmiernie cieszy mnie Pani pozytywny stosunek do zmian w Capelli. O tym, czy są przeprowadzane właściwie, czy nie, nie chcę tu mówić, wiele słów już powiedziano – prawdy, półprawdy, wiele złego i dobrego.
Natomiast ze swej strony chcę wyrazić własne zdanie – osoby wykształconej w zakresie historycznego wykonawstwa w formie regularnych studiów za granicą.
Nie da się, naprawdę, nie da się w miesiąc – jak była Pani łaskawa zauważyć – nauczyć się grać na dawnym instrumencie np. z grupy skrzypiec, tak jak nie można się nauczyć na instrumencie dętym. Można ewentualnie w tym czasie nauczyć się wydobywać w miarę przyzwoity dźwięk z instrumentu. Ale gra to nie tylko wydobycie dźwięku. To cała ogromna wiedza, która zasadniczo odróżnia wykonawstwo historycznie poinformowane od „normalnego” nurtu. I nawet jeśli siedzi się w grupie skrzypiec, gdzie parę osób wie, a parę się tylko „przyuczyło”, straszliwie słychać różnicę. To samo dotyczy np. kwestii intonowania – różnic między strojem równomiernie temperowanym a innymi temperacjami nie da się nauczyć w orkiestrze podczas kilku projektów czy nawet kursów.
I niestety – z całym szacunkiem – np. pani Czepielowska, pomimo że gra na flakach od dwóch lat, nie ma o tym absolutnie żadnego pojęcia (o czym sama mówi bez skrępowania), co więcej, nie widzi potrzeby pogłębienia wiedzy w tym kierunku ani o milimetr.
I znowu dokładany jest kamyczek do ogródka przeciwników wykonawstwa historycznego: skoro członkowie „starej” CC są w stanie przestawić się, skoro autorytety (jak Pani) twierdzą, że przecież nie ma różnicy i wystarczy miesiąc, żeby się przestawić, to po co są specjalistyczne studia w tym kierunku? Po co całe zastępy dobrych muzyków (wbrew obiegowym opiniom nie wszyscy, którzy zajęli się muzyką dawną, nie nadawali się do gry na instrumentach współczesnych, dla wielu z nas jest to świadomy wybór po ukończeniu z bardzo dobrymi wynikami uczelni tradycyjnych) poświęcały czas i energię na zgłębienie tajników HIP w uczelniach zagranicznych, skoro można się przystosować błyskawicznie?
Witam HIP,
przecież nie pisałam, że gry na skrzypcach barokowych da się nauczyć w miesiąc, tylko właśnie – przestawić się. To jest początek specjalistycznych studiów oczywiście, całkowicie się zgadzam. Chodziło mi o to, że już po miesiącu można zacząć grać, „wydobywać przyzwoity dźwięk”. Teoria jest niezbędna, ale najważniejsze jest granie. To tak jak z językiem obcym: nie nauczysz się, póki nie zaczniesz mówić, najpierw z błędami, ale z czasem coraz lepiej.
Co do p. Czepielowskiej, szkoda, że nie widzi potrzeby pogłębienia swojej wiedzy (nie rozmawiałam z nią, więc tego nie wiem). Podjęła więc pewnie tę pracę na zasadzie: ktoś musi w rodzinie zarabiać na życie 😈 Takiej postawy oczywiście też nie pochwalam.
Cała przyjemność po mojej stronie, jak też się uśmiecham, kiedy Pani nie widzi, albo udaje że nie widzi, na czym polega problem z zatrudnianiem żony, i sprowadza Pani całą kwestię do jakże podniosłej sentencji „ma się liczyć sztuka”. A na czym polega problem, wyłożyłem – Adamus chce korzystać z różnych udogodnień, jakie daje status CC jako publicznej instytucji samorządowej, ale już nie chce poddać się różnym rygorom, które ten status niesie, jak m. in. obostrzenia przy zatrudnianiu krewnych i powinowatych. Naprawdę Pani nie widzi tu problemu? Widzi Pani problem, gdy zatrudnia się członków rodziny na różnych samorządowych posadach, w urzędach, szkołach itd, ale nie widzi Pani problemu, gdy zatrudnia się w instytucjach muzycznych, bo „liczy się tylko sztuka”…Jak napisałem – byłby sobie założył Adamus zespół prywatny, mógłby zatrudniać kogo chce.
„Potwierdza się, że produkcji Adamusa Pan nie słuchał.” – wnioskuje Pani tak z tego, że mam o tej produkcji odmienne od Pani zdanie, bo przecież, gdybym Adamusa, słuchał, to też musiałbym napisać „Daj Boże innym taki live”. Bardzo to ciekawy sposób wnioskowania.
„jeśli chodzi o przestawianie się na smyczki barokowe – mam ten problem dość blisko, więc wiem, jak jest.” – tu też się mogę uśmiechnąć, bo najpierw Pani oznajmia, że Pani „wie, jak jest” (w domyśle: ja nie wiem), po czym zaraz w odpowiedzi do HIP pisze Pani, że „po miesiącu można zacząć grać, wydobywać przyzwoity dźwięk”. A o czym innym ja nie pisałem, jak właśnie o tym, że w miesiąc można nauczyć się jako tako machać smyczkiem, wydobywać jaki taki (bo chyba to znaczy owo „przyzwoity”) dźwięk, ale na pewno nie można w miesiąc zostać profesjonalnym skrzypkiem czy wiolonczelistą barokowym?
Tym miesiącem do nauczenia się grania na dawnych instrumentach podpowiedziała mi Pani zgrabny tytuł, którym można by obdarzyć tekst o założeniach przestawiania CC na dawne instrumenty: „Jak zostać Harnoncourtem (lub, jak kto woli, Leonhardtem, Gardinerem) w miesiąc”.
Oczywiście ostatni akapit napisał Pan bez przeczytania mojego poprzedniego postu. I bez przeczytania ze zrozumieniem wcześniejszego. PRZESTAWIĆ, PRZESTAWIĆ, a nie nauczyć, tłumaczę raz jeszcze, jeśli Pan tak prostych różnic terminologicznych nie dostrzega.
A Simon Rattle nie powinien pracować z Magdaleną Kozeną – prawda?
I jeszcze drobiazg. Że Pan ma inne zdanie na temat produkcji Adamusa, tego nie zauważyłam, bo żadnej Pan nie opisał i w ogóle nie pisał Pan o tym, co i jak obecna CC gra. Powtarzał Pan jedynie argumenty znane wcześniej. Nigdzie nic o meritum. W kolejnym poście także mowa jedynie o papierkach, których Adamus nie ma, i o liście POR, nic o tym, co i dlaczego gra źle – wniosek oczywisty.
@ Wielki Wódz
Jak Pan zapewne pamięta, w dyskusji u Miderskiego to Pan, w odpowiedzi na mój wpis, oznajmił, że z „kibolami” nie będzie dyskutował i wychodzi. Tyle co do Pańskich słów „puszcza bąka czy dwa i wychodzi… Przecież nie będzie dyskutował.”
Pozwoli Pan jednak, że udzielę Panu rady, ze zwykłej życzliwości. Nie ma wielkiego sensu – tak jak to Pan robi – kpić z różnych wykonawców (np. Labadie), że łacinę w swych wykonaniach wymawiają inaczej, niż Pan „uczył w się szkole” – chodzi zwłaszcza o włoską czy francuską wymowę, „ż”, „cz”, „yz” itp. Wymowa jakiej Pan się uczył w szkole, jest tylko konwencją, nie jest wymową ani starożytną, ani XVI-XVII wieczną. To właśnie ta wymowa, z której Pan kpi, bliższa jest wymowie z czasów baroku. Oczywiście, można też przyjąć inną konwencję, i tak przecież ta łacina nie będzie brzmiała dokładnie tak jak brzmiała kiedyś – ale krytykowanie tej czy innej wymowy dlatego, że w szkole Pan poznał inną, przypomina kogoś, kto krytykuje próbę naśladowania w teatrze wymowy z czasów Szekspira, gdyż na kursie CPE poznał inną wymowę.
Zaczyna być wesoło 😆
Jakiej dyskusji i z czego kpię? 😯
Proszę używać słów w znaczeniu słownikowym, jeśli już się zniżasz do poziomu… przepraszam, jeśli Pan się zniża. Proszę też wybrać sobie inne miejsce do pouczania o Różnych Sprawach, najlepiej odległe i takie, gdzie nigdy nie bywam. Pozostaję bez odbioru i bez grzecznościowych formułek.
(przepraszam Panią Kierowniczkę, asertywność zero, bo się skończyła) 👿
P. Szwarcman
„Że Pan ma inne zdanie na temat produkcji Adamusa, tego nie zauważyłam, bo żadnej Pan nie opisał i w ogóle nie pisał Pan o tym, co i jak obecna CC gra. Powtarzał Pan jedynie argumenty znane wcześniej. Nigdzie nic o meritum. W kolejnym poście także mowa jedynie o papierkach, których Adamus nie ma, i o liście POR, nic o tym, co i dlaczego gra źle – wniosek oczywisty.” – tu już Pani ewidentnie pisze ze złą wolą, bo kolejny raz wyraźnie zaznaczyłem, że chodzi nie o papierek, a o naukę i doświadczenie. Mogę zaraz wyliczyć produkcje Adamusa, jeśli już naprawdę uważa to pani za konieczne. Napisałem, że Adamus kiepsko gra, ale nie napisałem, dlaczego tak uważam – prawda. Ale Pani też pisze tylko, jak to Adamus ma wspaniałe koncerty i gra coraz lepiej, ale na czym na wspaniałość miałaby polegać, już tego pani nie uzasadnia. Zacytuję
„P. Adamusa obserwuję od dobrych kilku lat, jeszcze z Dolnego Śląska. Jest coraz lepszym dyrygentem, ma świetne efekty jak na to, że nie studiował dyrygentury” – Pani pisze „lepszy”, świetny”, ja piszę, że mi się nie podoba, oboje używamy jedynie takich kwantyfikatorów. Zatem zanim Pani mi zarzuci, że nie podaję merytorycznego uzasadnienia swoich opinii, proszę najpierw zarzut taki odnieść do samej siebie.
PS „zaczyna być wesoło” – nie ja zaczepiłem pana Wielkiego Wodza, to pan Wielki Wódz zaczepił mnie i zaczął uprawiać coś, co zwykło się nazywać „uwagami osobistymi, bez związku z meritum wpisu i dyskusji”. Ja na szermierkę na zaczepki z panem Wielkim Wodzem nie mam najmniejszej ochoty.
Wyliczyć produkcje można oczywiście na podstawie danych w Internecie.
Ja oczywiście mogę swoje zdanie dość szeroko uzasadnić i opisać – tylko później, bo teraz muszę oddalić się od stanowiska. Jeśli będzie zapotrzebowanie, obiecuję to zrobić.
Pan nie przedstawił konkretów, więc nie mam do czego się odnosić.
A tak w ogóle Harnoncourt i Leonhardt, których Pan raczył wymienić, też zaczynali od przestawiania się ze współczesnych instrumentów, a osobne studia odbywali indywidualnie we własnym zakresie, bo wtedy jeszcze regularnych studiów nad muzyką dawną nie było – to oni mieli je stworzyć.
Tyle na razie. Chciałam powiedzieć: idźcie na stronę, chłopaki, dajcie sobie po razie i będzie spokój – ale widzę, że problem jest poważniejszy 😈
@ Wielki Wódz
„Proszę też wybrać sobie inne miejsce do pouczania o Różnych Sprawach, najlepiej odległe i takie, gdzie nigdy nie bywam.”
Pan jest tu gospodarzem? Nie wiedziałem. Jeśli pani Szwarcman uzna moją dalszą obecność za niepożądaną, zastosuję się do tego. Wypraszanie kogoś nie ze swojego bloga, to, przyznać trzeba, niemałe osiągniecie pod względem kindersztuby.
Jeśli zaś Pańska uwaga odnosiła się tylko do mojej uwagi do Pana – to wystarczyło nie pisać komentarzy pod moim adresem, nawet bym wtedy Pana obecności nie zauważył.
Pani Kierowniczko, problemu nie ma. Jak mówię bez odbioru, to bez odbioru, i już. 🙂
„A tak w ogóle Harnoncourt i Leonhardt, których Pan raczył wymienić, też zaczynali od przestawiania się ze współczesnych instrumentów, a osobne studia odbywali indywidualnie we własnym zakresie, bo wtedy jeszcze regularnych studiów nad muzyką dawną nie było – to oni mieli je stworzyć.”
Nie do końca, już wtedy uczono specyfiki historycznego wykonawstwa w np. Schola Cantorum, gdzie studiował Leonhardt. Naturalnie, te studia były czysto teoretyczne, nie uczono praktyki wykonawczej na dawnych instrumentach. Harnoncourt nie tyle przestawiał się ze współczesnych instrumentów na dawne, co równolegle grał – i tak robi dzisiaj – na jednych i drugich. Grał przecież na dawnych instrumentach już od początku lat 50-tych, wtedy gdy zaczął karierę w Wiener Symphoniker. Nie był to przypadek nagłego przestawienia się z jednego rodzaju instrumentów na drugi, i było to z pełnym rozumieniem odrębności wykonawstwa na dawnych instrumentach.
„a osobne studia odbywali indywidualnie we własnym zakresie” – ale stworzyli od zera własne, zgrane zespoły, które długo wypracowywały swój styl i sposób grania – czyli odwrotnie niż to robi teraz Adamus. Te zespoły powstały na pocz. lata 50tych, a znane pierwsze realizacje na dawnych instrumentach Bacha czy Monteverdiego wykonały na przełomie lat 60/70. Tyle czasu zajęło „założycielom historycznego wykonawstwa” (cudzysłów, bo to zbitka frazeologiczna, nie dla ironii….) wypracowanie zasad wykonawstwa, nim odważyli się grać Mszę h-moll, Kastora i Polluksa czy Orfeusza. Dziś nie ma ani możliwości, ani sensu powtarzać tej drogi, skoro historyczne wykonawstwo jest już przedmiotem regularnych studiów.
Owszem, stworzyli od zera. Adamus też próbuje tworzyć od zera, ale to już przecież nie całkiem zero, skoro w Polsce są już absolwenci zagranicznych uczelni. Ale kiedy ich ściąga, jest zarzut, że ściąga „swoich”… W każdym razie nie można tego nazwać powtarzaniem drogi Harnoncourta czy Leonhardta, ponieważ to jest działanie zupełnie innego rodzaju.
Wydaje mi się uczciwą sprawą, że za to, co w tym roku robią, CC nie biorą pieniędzy od publiczności. W końcu to wciąż formowanie się i tworzenie. Nie mówiąc o tym, że rzecz opiera się na grancie unijnym. Obecność znakomitych zagranicznych muzyków nie jest wykorzystywana wyłącznie jako wisienka na torcie złożonym z douczonych czy jeszcze niedouczonych polskich muzyków, lecz także jako możliwość douczania się przez nich. Dlatego sprowadzany jest np. Alessandro Moccia, koncertmistrz od Herreweghe’a. Takie działanie nie jest zresztą nowością na polskim gruncie. Arte dei Suonatori ukształtowało się nie na podstawie studiów zagranicznych, lecz kontaktów z muzykami światowymi. Przypominam, że ich płyty otrzymują nagrody od cenionych francuskich magazynów, a to już coś. I do tego doszli właśnie taką drogą.
Pozdrawiam.
O ile mi wiadomo, nie tylko od francuskich. Op 6 Haendla w ich wykonaniu to moim zdaniem najpiękniejsza realizacja tego niezwykle trudnego utworu na płytach.
Ja akurat za tą Haendlowską płytą nie przepadam, co nie znaczy, że nie cieszę się z międzynarodowego sukcesu kolegów z AdS 😀
Znalazłam ową wymianę zdan u miderskiego, żeby kto ewentualnie zaciekawiony wiedział, o co chodzi:
http://muzykabarokowa.bloog.pl/id,329196232,title,Zelenka-a-sprawa-czeska,index.html
„Arte dei Suonatori ukształtowało się nie na podstawie studiów zagranicznych, lecz kontaktów z muzykami światowymi.” – tak, ale trzon zespołu tworzyli polscy muzycy, i to wyszkoleni w historycznym wykonawstwie, nie tacy, co się w biegu przestawiali z nowych na dawne instrumenty. Zapraszanie z zagranicy solistów, koncertmistrzów, a także dyrygentów, do współpracy, to rzecz oczywiście dobra i pożądana. Jednak zespół powinien mieć swój stały trzon, nie może bazować tylko na sprowadzanych na każdy koncert muzyków z zagranicy, miksowanych z kilkoma muzykami rodzimymi.
„Przypominam, że ich płyty otrzymują nagrody od cenionych francuskich magazynów, a to już coś.” – francuskie magazyny…Gdyby to były nagrody od niemieckich magazynów, to bym schylił czoła i powiedział „zespół dostał auctoritas”;)
„Ja akurat za tą Haendlowską płytą nie przepadam,” – to jednak Pani Redaktor i moja skromna osoba, nie zawsze się w gustach różnimy…
PS Skoro już Pani to zalinkowała, to nadmieniam, że moja odpowiedź została potem usunięta. Nie abym był pieniaczem i robił problemy z racji internetowej burzy w szklance wody – no ale skoro ktoś to ma przeczytać, niech wie.
pozdrawiam
W piątek w Poznaniu muzycy z AdS zagrali kwartety Haydna i Mozarta – naprawdę nie mamy się czego wstydzić!
http://www.muzykabarokowa.bloog.pl/kat,0,index.html
Mam nadzieję, że Capella Cracoviensis wkrótce będzie prezentować przynajmniej taki poziom, jak AdS, obojętnie, kto będzie tam szefował i grał.
Widzę, że jeszcze padło tu kilka zdań. To się odniosę.
Tak, trzon zespołu AdS tworzyli zawsze polscy muzycy. Ale bynajmniej nie „wyszkoleni w historycznym wykonawstwie”. Wszyscy dokształcali się w biegu, właśnie dzięki kontaktom z zagranicznymi muzykami. Kibicuję im od początku, jestem z nimi zaprzyjaźniona i dokładnie pamiętam, jak było (a na dość świeżo, pisząc niedawno artykuł do „Polityki” o muzyce dawnej, skonsultowałam jeszcze rzecz z Arkiem Golińskim). Większość zespołu do dziś nie przeszła studiów zagranicznych. Ale gra dziś również w zagranicznych zespołach 🙂 A sam Arek prowadzi dziś w Kopenhadze klasę skrzypiec barokowych, przejąwszy ją od Rachel Podger! Kończył zaś zwykłe studia na skrzypcach współczesnych, resztę zrobił we własnym zakresie.
CC jest w innej sytuacji, bo może już dziś zapraszać do współpracy polskich muzyków po zagranicznych studiach. AdS przez wiele lat po prostu nie miała kogo 🙂
Ach, coś tu ostatnio uporczywie na mnie zerkało (z prawej listwy) „co tam u a cappelli 😉 😆 (a nawet ‚co z tą…’ :roll:) — to i donoszę, żem właśnie (wczoraj w popołudniowych godzinach pracy kasy) pobrała 5 (słownie pięć) tiketów na niedzielny koncert CC u Katarzyny (jak dają – trza brać; może jeszcze raz pójdę, będzie 10, też się przydadzą 😉 )
U a cappelli ciągłe obżarstwo duchowe — Już zalinkowała u Smakoszy, ale pomyślała, iż ćwiczenia i przestrogi duchowne nie tylko im potrzebne 😐 😉 😀
…A poza tym to chyba Pani Redaktorka pisała onegdaj o Owczarni Muzycznej w niejakich Jaworkach… 🙂
A Owczarnia, i owszem, bardzo miłe i odjechane miejsce 🙂 Aż zajrzałam na stronę i widzę, że nadal się dzieje. Cieszę się 🙂
A ja wczoraj widziałem w Krakowie Adamusa i jego Capellę w akcji – razem z gośćmi z OLTREMONTANO w ramach cyklu Polski Barok. I jestem bardzo, bardzo pozytywnie zaskoczony….
Zacznę od minusów. Nie było idealnie. Muzycy słychać było, że nie byli perfekcyjnie zgrani, co szczególnie wyraźnie sygnalizował Peter Wagner grający na violi da gamba – rozpaczliwie wzrokiem szukający czasem Pana Jana…
Widać też było, że dyrygent i twórca nowej orkiestry jest bardzo spięty. Pracuje pod presją – to było widać i słychać. Zwłaszcza na początku koncertu.
Do tego w trakcie koncertu znienawidziłem ptaki – jakieś jeżyki czy coś zbudowały sobie gniazdo pod kopułą kościoła św. Katarzyny gdzie był koncert i przeszkadzały chwilami niemiłosiernie 🙂
ALE MIMO TO było naprawdę DOBRZE. Koncert sprawił i mnie i żonie przyjemność, między innymi dzięki Pani Jolancie Kowalskiej (sopran), która śpiewała bardzo intrygująco i cieszę się, że będzie można ją jeszcze zobaczyc w Alcinie wkrótce w ramach projektu Opera Rara. W ogóle głosy podobały mi się tym razem bardziej niż muzyka.
Ale ta ostatnia, choć chwilami nie płynąca idealnie jak u MInkowskiego czy w Europa Galante 🙂 i tak było przyjemna. W sumie bardzo kibicuję Panu Adamusowi i polecam każdemu jego koncert. Posłuchajcie sami. Coś z tego dobrego może się wykluje….
Cieszę się. Tylko ta nerwówa rzeczywiście musi przeszkadzać. I tak podziwiam, że mu jeszcze się chce… na szczęście to twardy zawodnik.
I dobrze wie, że do Europa Galante mu jeszcze daleko 🙂 ale jak może być inaczej?
Proszę mu powiedzieć, jak Pani może, że są tacy, którzy jego pracę doceniają – zresztą oklaski niemałe chyba wczoraj słyszał. Ale niech mu Pani i tak powie 🙂
ode mnie też 🙂
Witam
Grałem pod tym panem w innej orkiestrze, gdzie dyrygował gościnnie.
Niestety, musieliśmy powtórzyć nagranie z kimś innym.
Temu panu brakuje nie tylko umiejętności dyrygenckich, ale wszystkich
cech jakie powinien mieć dyrygent. Umiejętności kontaktu z zespołem, warsztatu, sądzę wręcz, że orkiestra lepiej by zagrała bez niego.
Szczerze współczuję Capeli.C.
Pozdrawiam
Stan
Odczucia po niedzielnym Mielczewskim&Gorczyckim mam podobne, jak mkk…
…z wyjątkiem
– ptaków (moim zdaniem zabawny kontrapunkt; śpiewacy momentami też błądzili wzrokiem ku sklepieniu w lekkim rozbawieniu… a gdy się zapoznałam ze Św. Katarzyną (dzieckiem w kolebce ;)) – nie tylko ptaszki tam rządziły, ale i szybek w gotyckich oknach nie było — czyli postęp 😀 )
– Kowalskiej ( :!:) – doskonała lecz nie rewelacyjna, jak u Bernardynów – lekko blado momentami; lekkie zmęczenie podejrzewam… A może gorzej siedziałam?
Adamus też mi wyglądał na spiętego, ale nie znam go na tyle, by stwierdzić na ile ten body language jest typowy. Nierówności wyczułam… minimalne. Ale mogły być one poważniejsze — już sobie nie dowierzam po tym, jak wczoraj przesłuchiwaliśmy (w ramach angielskich konwersacji :cool:) amatorskie nagranie części koncertu końcoworocznego w wykonaniu pewnego szkolnego jazzbandu — pianista, uniesiony moimi zachwytami, zapytał: „a tego, jak wywaliliśmy temat na samym końcu Night in Tunesia (Gillespiego) to ciocia nie zauważyła?” — …no pewnie że nie, takie fajne to było, poza tym sam Jarosław Śmietana podkreślał więcej, niż jeden raz, jaki to doskonały poziom udało się osiągnąć jego Młodym Lwom 😉 😀
Oltremontano zagra na początek festiwalu w Świdnicy. Pewnie na ten koncert nie dojadę, ale później już tak. Będę miała okazję przekazać to i owo JTA 😉
No to chyba się spotkamy 🙂 Kombinuję właśnie,jakby tu przenieść się na ostatni tydzień lipca do Świdnicy,bo harmonogram koncertów uniemożliwia codzienne dojeżdżanie (drugi koncert o 22.30, też wymyślili ! a na 8 rano do fabryki 🙂 ) No i specjalnie nie ma kogo „odpuścić”, bo i Chance i Rousset i Roberta Invernizzi i Blandine Rannou i Gatti… No z kogo tu zrezygnować , ja się pytam. Jeśli już za coś natrzeć uszu Tomkowi Adamusowi to za embarras de richesse,zresztą jak co roku. A meloman też człowiek, jakieś wakacje też musi mieć 😉
A był Pan kiedyś na jakimś koncercie czy spektaklu prowadzonym przez Adamusa? Jeśli nie, proszę posłuchać przynajmniej kawałków na tubie. Ja właśnie przesłuchałam sobie płytkę, którą dostałam w Krakowie – utwory Bibera, Scheidta i Haendla zagrane we wrześniu 2010 r. na Rynku Głównym, na otwarcie podziemi Rynku, pod batutą Adamusa. Nagranie live. Daj Boże każdemu takie live.
Pani Doroto.
Nie kwestionuję poziomu i jakości wykonań produkcji nowej CC ale…
Została Pani – jak i cała rzesza innych- wprowadzona w błąd. Płyta nagrana w 2010 roku i wykonanie na Rynku Głównym to dwie różne rzeczy. Płyta została nagrana kilka tygodni wcześniej a sam występ na rynku był z playbacku. Proszę zapytac u źródeł. Nikt temu nie zaprzeczy.
Pozdrawiam…. A.