Obiecany wpis o Ligetim
Jego muzyka towarzyszyła mi od studiów. Zaczęło się od studiowania cyklu Aventures i Nouvelles Aventures, głównie pod kątem notacji i unowocześnienia technik wokalnych – nie widząc takiego wykonania na żywo nawet nie miało się pojęcia, że to utwór parodystyczny, a pokazano je u nas dopiero w 1976 r. Ale w 1971 r. na Warszawskiej Jesieni usłyszałam Lontano i doznałam absolutnego olśnienia. Każda kolejna nuta miała swój sens. Po pierwszej druga wchodzi w sekundzie, co tworzy dysonans; trzecia w sekundzie wielkiej, co zaczyna sugerować tonację, ale czwarta znów tworzy dysonans. Ta stopniowo otwierająca się przestrzeń i ta migotliwość, a pod koniec nawet cień patosu i jakby tragizmu, zachwycały i porywały tym bardziej, że dokonane to wszystko zostało bez melodii, płaszczyznami dźwiękowymi. Taki, pamiętam, był wówczas czas, że tego typu kształtowanie muzyki miało szczególną atrakcję (dość tych „melodyjek”!). Dziś czytamy o tym utworze (a także o chóralnym Lux aeterna) w książce Reszta jest hałasem Aleksa Rossa: „Oba dzieła mają charakter przedmiotów wiedzy tajemnej. Są to wyśnione krajobrazy, w których można dotknąć powierzchni dźwięku” (później następuje dokładniejszy opis Lontano, gdzie krytyk dopatruje się nawet „demonicznego chorału”). Takie krajobrazy właśnie zachwyciły Kubricka, gdy wziął fragmenty kilku utworów Ligetiego do Odysei kosmicznej (nie pytając zresztą kompozytora o zgodę; honorarium wypłacił dopiero po procesie sądowym)
Z czasem jednak taka skrajność musiała zostać przełamana. Także Ligeti swoje statyczne płaszczyzny zaczął rozhuśtywać i poruszać. Były przepiękne chmurki i zegarki, była polifonia z San Francisco, a potem już – bardzo różnie.
Wiele lat później objawieniem były oczywiście Etiudy, grywane na Jesieni najpierw po parę, w miarę powstawania (w tym specjalnie dla naszego festiwalu napisana Automne à Varsovie), później cyklami. Był też wykonany koncertowo fragment Le Grand Macabre, który odsłonił nam jeszcze inne oblicze Ligetiego. Ale też odkryciem były wczesne utwory – genialna i aforystyczna Musica ricercata (Etiudy były pewnym powrotem do tej stylistyki) czy utwory chóralne, które – co gołym uchem było słychać – wywodziły się z Bartóka. Koło się zamknęło.
O życiu kompozytora dowiedziałam się więcej stosunkowo późno, np. o jego żydowskim pochodzeniu i śmierci jego rodziny w obozach zagłady (ocalała tylko matka), o jego ucieczkach – najpierw z linii frontu podczas wojny, potem na Zachód podczas powstania w 1956 r. „Wielu twórców wczesnej awangardy przeżyło w młodości jakiś koszmar. To, co przeszedł Ligeti, nie sposób sobie wyobrazić” – napisał wspomniany Ross. Naznaczyło to kompozytora z pewnością.
Nie dotarł nigdy na Warszawską Jesień, choć chciał. Niedawno rozmawiałam o nim z mieszkającymi w Kolonii Danutą Gwizdalanką i Krzysztofem Meyerem, którzy znali go i uważali za wspaniałego człowieka. A poza tym był jednym z największych twórców naszych czasów. I dlatego tak mnie bolało, gdy równe pięć lat temu, kiedy umarł, na próżno szukałam jakiegoś tekstu w prasie światowej (te przyszły później) czy choćby wzmianki w polskiej (tych, poza fachową, nie było). Poczułam się też wówczas nieswojo na Warszawskiej Jesieni – można było nawet w ostatniej chwili, symbolicznie, wstawić jakiś jego utwór do programu. Albo na koncercie inauguracyjnym choćby odtworzyć z taśmy na znak żałoby Automne à Varsovie, utwór, który napisał przecież dla nas.
Komentarze
Moje wspomnienia związane z Ligetim to pokój w akademiku, gdzie ze znajomym z pietra słuchaliśmy jego nagrań wypożyczonych z biblioteki, przez co wylądowaliśmy „na dywaniku” u kierowniczki, bo sąsiedzi skarżyli się na „hałasy”.
Korzystając z okazji, pozdrawiam tych donosicieli!
A teraz wylądowałeś na dywaniku u kierowniczki po raz drugi!
I to jest sprawiedliwość losu.
Ale nie z powodu jakiejkolwiek skargi, na szczęście 😉
Ligeti – „Mój pierwszy”? 🙂 —
— letni wieczór 1997, RAH Londyn (Proms), The King’s Singers (m.in. Nonsense Madrigals).
Wolę ten drugi dywanik 😉
Ten wpis sprowokuje mnie do przypomnienia sobie twórczości Ligetiego, może nawet obejrzę sobie „2001 Odyseję Kosmiczną” (oczywiście po dzisiejszej obserwacji zaćmienia Księżyca)?
Pozdrawiam!
Nie mam pojęcia, czemu zatrzymało a cappellę 😯
Nie podoba się ten utwór Łotrowi?
http://www.youtube.com/watch?v=RyIvz95jJ4U
Uwaga, uwaga – wiadomość dla miłośników Koli!
Zagra w lipcu na Festiwalu Muzyki Polskiej w Krakowie 🙂
Ponadto będzie Kronos Quartet i inne atrakcje:
http://www.fmp.org.pl/pl/4/1/26/program-7-festiwalu-muzyki-polskiej
A takze w Zelazowj Woli 🙂
http://en.chopin.nifc.pl/institute/concerts/zelazowa_wola/id/2203
No pięknie, wreszcie 🙂
Może i Bobik się na ten Kraków załapie? 😀
Skoro PK tak pięknie pisze o Ligetim, to trzeba będzie przygotować uszy na kolejną dawkę dysonansów 😉 Lontano już sobie wynotowałam z poprzednich wpisów – coś było o dotknięciu absolutu, jeśli dobrze pamiętam, a na to, to ja jestem łasa. Lubię the King’s Singers, ale płyty z Ligetim nie znam – znaczy znów polowanie mnie czeka 🙂
No, faktycznie, na Kolę mam wszelkie szanse się załapać. 😀 Tylko nic tam nie widzę o możliwości nabycia biletów. Wie ktoś może, jak to się robi?
Piszą tam na dole strony: PYTANIA NT. BILETÓW, EWENTUALNE REZERWACJE PROSIMY KIEROWAĆ NA ADRES:
promocja@fmp.org.pl
A, dziękuję, Pani Kierowniczko. 🙂
Może Kierownictwo też miałoby się ochotę załapać, albo jeszcze jakiś Dywanowicz? Przyjemność byłaby zwielokrotniona. 😀
A w Paryżu mieście…
http://www.comedienation.com/spip.php?article130
😀 😀 😀
A ja już od 3 dni to wiem, bo się załapałem na dobry rozdzielnik. 😆
A ja nie zajrzałam do dodatkowej poczty, też już tam wisiało od trzech dni… 🙂
Kubrick wykorzystał też muzykę Ligetiego w „Oczach szeroko zamkniętych”: http://www.youtube.com/watch?v=3DExkPNbo7I
A we Wrocławiu właśnie całkiem niedawno Lontano wybrzmiało w trakcie MEN (20 maja w filharmonii ). Miałam okazję ponapawywać się nim wraz z Kierownictwem 🙂
http://www.filharmonia.wroclaw.pl/calendar/showEvent/701 I coś chyba jest na rzeczy z tym dotknięciem absolutu…
A skoro już chwalę się życiem kulturalnym na moim podwórku,to gdyby ktoś z P.T.Blogownictwa wybierał się w tym tygodniu na krótki wypoczynek w Karkonosze,w piątkowy wieczór można zahaczyć o Jelenią Górę :
http://www.filharmonia.jgora.pl/pl/imprezy/festiwal-muzyki-teatralnej-232
O, i Agatka się udziela 🙂
A w tych Oczach szeroko zamkniętych jest drugi fragment z Ricercaty.
Mój pierwszy Ligeti wziął się właśnie z Kubricka. Nie wiedziałam nawet, że reżyser tak nieładnie obszedł się z kompozytorem. Mam nadzieję, że Ricercatę wykorzystał legalnie. W każdym razie kocham Ligetiego niezmiennie od wielu lat. A teraz pierwszy fragment Ricercaty próbuje pogrywać moja córka…
Dla wielu fascynacja Ligetim wzięła się z Kubricka…
Sam Ligeti zresztą cenił jego filmy. No, ale co się należało, to się należało.
Słuchałem tego nagrania King’s Singers w Nonsense Madrigals, podziwiałem jak zwykle ich wirtuozerię, ale utwór mnie nie porwał.
Natomiast Lontano wydaje się być jednym z tych, które zyskują przy każdym słuchaniu. Jeszcze kwartetów by posłuchać… ale trzeba nieco skupienia mieć w sobie 🙁
Bo Nonsense Madrigals nie są do porywania, tylko do rozbawiania 🙂
Ha ha ha. Śmiech mię porwał! Jak konia porucznika…
Nie mam pojęcia, czemu zatrzymało a cappellę
A ja mam – przez uaktualnienie poczty elektronicznej 😀
(„Łotr” stoi może za jedną tysięczną przypisywanych mu win 😉 )
Pobutka!
http://www.youtube.com/watch?v=iPgwF3G5i4k
Bardzo dobry budzik 🙂
a cappella – no tak, nie zwróciłam uwagi na adres mailowy.
Upss… spóźniłam się, właśnie chciałam napisać „Hoko, jaki to świetny sygnał do budzika ” 🙂 Chociaż co to za pobutka o tej porze – u mnie już krótka przerwa na kawę. Po czym dalej do pracy. Miłego dnia życzę wszystkim 🙂
Wzajemnie 🙂
Kusi ta Jelenia Góra, w końcu nasz przyjaciel ma tam wykon, ale to tak daleko z Warszawy…
Moje pierwsze chyba wspomnienie zwiazane z Ligetim wiaze sie z recitalem organowym (niestety nie pamietam czyim) w Filharmonii na Jasnej. Mialem wtedy abonament na koncerty kameralne (w zasadzie do malej sali, ale niektore recitale odbywaly sie w duzej), jak nalezy w piatym czy szostym rzedzie, z lewej strony. Siadamy (ja i zona), konsola stoi, na niej partytura. Wtedy mialem jeszcze orli wzrok no i widze, ze pierwsze dwie czy trzy linie (jak to sie fachowo nazywa?) to czarna gruba krecha. No nic. Wchodzi solista, klania sie, zbiera brawa itd. Siada i po chwili dlonie skalda do siebie na plasko – nie jak do paciorka, tylko wskazujacymi palcami, i oba przedramiona po prostu polozyl na klawiaturze. Trzymal to przepisana ilosc czasu, a pozniej zaczal wydobywac tony, pewnie zgodne z fachowym opisem Pani Kierowniczki. Musze przyznac, ze ulzylo mi (i sali sadzac po westchnieniach) kiedy przeszedl do Bacha i Buxtehudego.
Teraz a propos halasow (p. Miderski). Nabylem Woyzecka na Eternie w osrodku na Swietokrzyskiej, nawet nie pamietam co to za nagranie ale p. Kaminski albo Gostek napewno wiedza. Tak czy inaczej sasiad pozniej sie pytal o co byla awantura, bo na ogol u nas bylo cicho, chyba, ze grala muzyka 🙂 .
PS Oczywiscie Wozzecka. Reszta ta sama.
@pietrek:
Moje sąsiadki to na policję dzwonią nawet wtedy, gdy słucham „Abbey Road”!
Ale polski dance innych sąsiadów to im nie przeszkadza!
Na Eternie to pewnie Theo Adam pod Keglem (z Giselą Schroeter). Na Supraphonie był Boehm z Fischer-Dieskauem, ale chyba tylko w mono…
Panie Piotrze, a jak tam Otello w Paryżu ? Jakieś wieści? złe lub dobre?
Żadnych, niestety, bo się w domu siedzi i robi co inszego… Nawet te daty przegapiłem, proszę wybaczyć łaskawie.
PMK
Ale przecież jeszcze grają…
http://www.operadeparis.fr/cns11/live/onp/Saison_2010_2011/Operas/spectacle.php?lang=en&event_id=1321&CNSACTION=SELECT_EVENT
I Renee jeszcze będzie 😉
A tu taki nius:
http://rozrywka.trojmiasto.pl/Leszek-Mozdzer-rezygnuje-ze-Sfinksa-n48968.html?strona=6#opinie
„I Renee jeszcze będzie”
Chciałaby dusza do raju…
Pobutka.
„Fleming is currently engaged to lawyer Tim Jessell, whom she met on a blind date.”
Dopiero teraz zauważyłam, że Kola w Krakowie zagra sonatę h-moll… jeśli to nie literówka czy inna pomyłka.
Chłopak pracuje… Są pianiści, którzy jeszcze kilka lat po konkursie ciągle grają swój konkursowy program.
Ja również poznałem muzykę tego kompozytora dzięki filmom Kubricka.
Dodam tylko, że oprócz „Odysei” i „Oczu szeroko…”, muzyka („Lontano”) Ligetiego, znajduje się na ścieżce dźwiękowej „Lśnienia”.
Zresztą Kubrick należał do reżyserów, którzy bardzo umiejętnie wykorzystywali w filmach oryginalną muzykę.
No tak, opus też się zgadza – 58. Więc zagra tego h-molla jak nic. Ciekawam. Sonata b-moll leżała mu idealnie, z Sonatą h-moll zagadka.
Mam nadzieję na relację Pani Kierowniczki z Krakowa.
A Ligetiego też bardzo lubię, zwłaszcza etiudy są cudowne. Nie grałam ich, bo nauczyciel „wybrał mi” Bartoka i Malawskiego (bo XX wiek jest obowiązkowy), ale zawsze mi się podobały. Zresztą Bartoka też uwielbiam.
Nawiasem mówiąc nie obchodziliśmy na Blogu rocznicy urodzin Bartoka, czy coś przegapiłam…?
No, nie obchodziliśmy, faktycznie. 25 marca – 130 lat. To taka mniej okrągła rocznica, więc trudniejsza do zauważenia…
A tymczasem narodził się nam nowy skrzypek 😉
http://www.youtube.com/watch?v=sQMSDQFXe3o
😆
😆
tylko dlaczego skrzypce go nie słuchają..?!
Jutro w Mezzo wieczór z Kaufmannem: na początek arie, potem Lohengrin z Monachium. Jeżeli to ten ostatni, z Harteros, to spektakl wygląda okropnie (biedny Kaufmann tuli – przepraszam za słowo – łabądka z plastyku) , ale brzmi bardzo dobrze. No i na Kaufmanna zawsze miło popatrzeć (a posłuchać jeszcze milej) niezależnie od paskudnego otoczenia.
To jest ten z Harteros, Monachium 2009, dyr. Nagano, ale to nie jest ostatni, tylko przedostatni, w reżyserii niejakiego Richarda Jones’a. Ostatni był w zeszłym roku w Bayreuth, z Annette Dasch i pod dyr. Andrisa Nelsonsa, reż. Hans Neuenfels. Wideo z tego nie widziałem, ale dużo zdjęć.
Neuenfels to jest ten palant, który w Salzburgu zrobił Mortierowi na pożegnanie Zemstę Nietoperza z Eisensteinem przebranym za Goeringa i własną żoną w roli Froscha, która przez godzinę gada ze sceny dodane teksty. Minkowski dyrygował, słuchając nieustannego wycia publiczności, aż się biedny Mortier przestraszył i na jednym przedstawieniu wyszedł się tłumaczyć. Oczywiście, niczego go to nie nauczyło.
Ten Lohengrin bayreucki rozgrywa się na dworze brabanckim, gdzie dworzanie przebrani są za wielkie szczury laboratoryjne, białe i szare. W nagraniu słychać, jak się publika chichra, kiedy szczurki biegają po scenie. Wskrzeszony Gotfryd występuje w postaci embriona w białym jajku. Tu są zdjęcia :
http://intermezzo.typepad.com/intermezzo/2010/07/let-there-be-swans-and-a-few-rats-first-pictures-of-new-bayreuth-lohengrin.html#more
Krytyk Le Figaro, pan Christian Merlin, napisał jakie to oryginalne, twórcze i odkrywcze. Podobnie pisał o Rogerze Warlikowskiego.
PMK
O Dżizas 😯
Eee tam, banał. Reżyser widzi na codzień białe myszki, to się postanowił podzielić.
Mnie w tym dziwi tylko jedno: Kaufmann jest jednym z niewielu dzisiaj śpiewaków, którzy mogliby wyjść, trzasnąwszy drzwiami. Dlaczego tego nie robi? Żadna z możliwych odpowiedzi mi się nie podoba…
PMK
To ja jednak wolę od opery uczciwy recital.Nie ma opcji,żeby pianista przebrał się za szczura.Nawet u Cage’a.
Nawet Malicki!!!
Jeszcze takie znalazłem. Pan Bieito to bardzo szczególny przypadek reżyserskiej patologii. Polecam szczególnie wideo na dole strony, gdzie Armida (3’50”) najwyraźniej odgryza Rinaldowi wacusia.
http://intermezzo.typepad.com/intermezzo/calixto-bieto-1/
W porównaniu z tym ostatnim wyczynem inscenizacyjnym spektakl monachijski okazuje się bardzo przyjazny wzrokowo. Łabądek też 😉
Kto ma Mezzo,niech więc ogląda i słucha (Kaufmann cudo 🙂 )
Wspomniane przez Pana Piotra dzieło otwierało,jak mi się zdaje,zeszłoroczne Bayreuth.Również znam je tylko z transmisji radiowej i ze zdjęć. Po ich obejrzeniu dziękowałam losowi,że bilety są tak trudno dostępne,bo gdybym się tam wybrała,to musiałabym „najgorsze wyrazy powtarzać po parę razy”. Gdyby ktoś z P.T.Frędzelkowstwa chciał pouczestniczyć w tym wydarzeniu i utrwalić sobie wizję reżysera,to proszę bardzo:
http://www.spiegel.de/kultur/musik/0,1518,708441,00.html
Te kiełbaski luzem,co tam widać,to już odgryzione?????Sorry ale wyobraźnia mi się zaraziła…
Panie Piotrze,uwielbiam Pana!!! Te najkrótsze recenzje to majsterszyk 🙂 Wspomniany reżyser Bieito obrzydził mi skutecznie „Don Giovanniego” z nieodżałowanym Wojciechem Drabowiczem. Miałam nieszczęście nabyć drogą kupna DVD z tym spektaklem i…nie obejrzałam do końca.Sama jestem sobie winna,bo zaryzykowałam,zamiast zapytać kogoś mądrzejszego. W pierwszej scenie Leporello ( w dresie ) śpiewa siedząc na masce samochodu podskakującego w rytm czynności podejmowanych w jego wnętrzu przez Don Giovanniego i Donnę Annę,wyglądającą zresztą jak doświadczona pracownica sfery usług erotycznych.Z przebiegu akcji wynika,że cała chryja spowodowana jest tym,iż nasz bohater traci chęć do dalszych igraszek,których rzeczona niewiasta nachalnie się domaga itd.,itp.w tym duchu 🙁
Dwa świeżutkie komunikaty ze strony TWON:
Teatr Wielki – Opera Narodowa zawiadamia widzów, którzy kupili bilety na spektakl „Króla Rogera” Karola Szymanowskiego na dzień 1 lipca br. o godz.19, że w związku z inauguracją Polskiej Prezydencji w Unii Europejskiej, przedstawienie poprzedzi uroczysta część oficjalna z udziałem najwyższych władz państwowych i zaproszonych gości, która rozpocznie się o godz. 18. Ze względu na transmisję telewizyjną i radiową, prosimy Państwa o wcześniejsze przybycie do teatru (do godz. 17.15), a z powodu wysokich wymogów bezpieczeństwa obowiązujących tego wieczoru, o posiadanie przy sobie dowodu tożsamości.
***
W związku z odbywającą się 18 czerwca 2011 roku imprezą Verva Street Racing, spektakl „Święta wiosny” zostaje przeniesiony na dzień 21 czerwca 2011 roku. Bilety zakupione na spektakl 18 czerwca zachowują ważność. Widzowie, którym nie będzie odpowiadał nowy termin spektaklu, otrzymają zwrot pieniędzy za zakupione bilety.
Ręce opadają. Pomyśleć, że dopiero co w berlińskiej filharmoni wręcz „otarłłem się” – bez dowodu – o panią kanclerz. Ale co tam oni wiedzą o bezpieczeństwie.
Fajnego kota znalazłem 🙂
http://icanhascheezburger.files.wordpress.com/2011/06/funny-pictures-cute-kittens-2.jpeg?w=500&h=313
Nie mam Mezzo 🙁 Kaufmanna słyszałam tylko w Carmen, ale za to w dwóch inscenizacjach (dzięki transmisjom kinowym). Chętnie poszłabym jeszcze raz na wersję z Covent Garden, gdzie dyrygował Antonio Pappano, ale już nie grają. Na Cyrulika Sewilskiego zdążyłam dwa razy, z Carmen miałam mniej szczęścia. Właśnie się zastanawiam, czy iść na Ariadnę i Sinobrodego, transmisja z Gran Teatre Del Liceu w Barcelonie. http://www.operawkinie.pl/ Recitali chwilowo unikam – jeszcze nie wyszłam z Pałacyku Herbsta. Za to zamówiłam płytę z tym duetem Marty Argerich i Piotra Anderszewskiego, który tu PK wrzucała. 🙂
13:04
„filharmonii” rzecz jasna- co dwa „i” to nie jedno.
Strona konkursu Czajkowskiego „chodzi” już lepiej i nawet wrzucają do archiwum poszczególne przesłuchania. W przerwach uroczy Rubinstein junior (z promiennym uśmiechem swojej mamy).
@ Aga 13.09 Mnie akurat bardziej podobała się Carmen z La Scali,chociaż część publiki buczała na panią reżyserkę. Przedstawienie z Covent Garden,o ile dobrze pamiętam, może być dostępne na DVD, podobnie jak „Cyrulik” z Florezem. A na „Ariadnę i Sinobrodego” – warto choćby dlatego,że to bardzo rzadko wystawiane.Wybieram się,bez względu na moje dotychczasowe doświadczenia z tym „szczególnym przypadkiem reżyserskiej patologii” 😉 (widziałam jeszcze Carmen w tejże reżyserii,również z Liceu. Przyswoiłam chyba łatwiej niż „Don Giovanniego”,ale to rzeczywiście swoista estetyka,żeby wyrazić się oględnie 🙂
@60jerzy 13:04
No cóż,przezorności w takich sytuacjach nigdy za wiele 🙂
http://wiadomosci.onet.pl/kraj/nieoczekiwany-intruz-na-spotkaniu-prezydenta,1,4451343,wiadomosc.html
@ ew-ka 13:34 W takim razie wybiorę się jednak na A&S. 😉 Carmen z La Scali miała dla mnie tę przewagę, że śpiewał Erwin Schrott, jednak całościowo dużo bardziej podobała mi się wersja z Covent Garden. Nie widziałam jej na DVD, nad DVD z Cyrulikiem ciągle się zastanawiam. Nie mam telewizora, a stosik DVD rośnie…
Już wiem czemu na operę nie lubię chodzić (z małymi wyjątkami) 🙂
Panie Piotrze, obawiam się, że Kaufmann należy do tych ulubionych artystów, co do których zalecał Pan dołożenie wszelkich starań aby ich nie poznawać. Bo rzeczywiście, mógł odmówić. Mój ulubiony baryton opowiadał niegdyś , że Pan Reżyser kazał mu w finale ‚Don Giovanniego” (w Bilbao to było) zgwałcić starą prostytutkę w koronie cierniowej na głowie. Baryton odpowiedział, że prostytutkę, owszem, trudno, taka praca ale bez nakrycia głowy. I wygrał. A jego pozycja nie jest i nigdy nie będzie taka jak Kaufmanna.
W poświęconej mu książce „Meinen die wirklich mich” Kaufmann wypowiada się jednoznacznie negatywnie o Regietheater. Cytat z recenzji: „And then there is the big question of Regie-Theater. Kaufmann hates it (first carefully worded but later very clear) when a director thinks of a singer as just a puppet who has nothing to tell and must only follow orders. He admits there have been several productions where he put his mind on zero and just did what was asked of him. But it says a lot about the inflated egos of theatre managers and of directors that one of the few leading tenors of the day doesn’t want to be called “difficult” (his own words) too many times as this inevitably shortens or even kills one’s career.”
Jak można prostytutkę zgwałcić, he he he 😛
Widziałam parę lat temu na Midem dokument o Kaufmannie. Robi przemiłe wrażenie jako człowiek, i to inteligentny…
Na Ariadnę może i ja się wybiorę. W życiu tego nie słyszałam! A jutro po raz milionowy Traviata, tym razem w Krakowie. Reżyseruje Krzysztof Nazar, więc może nie będzie tragicznie.
Potrafię sobie wyobrazić również takie opcje, w których nie musi się tłumić wyrazów pod adresem Kaufmanna. 🙂 Może lubił reżysera i poczuwał się wobec niego do jakiejś tam lojalności? Albo uległ czarowi lub żarliwości jego wymowy i dał się przekonać, że efekt końcowy będzie super? A kiedy zobaczył, że zbłądził, ze względu na cały zespół nie chciał uciekać jak szczur z tonącego okrę… tfu, z laboratorium? 😉
Jak się psa nie chce uderzyć, to się do kija odwraca plecami. 😈
Oszsz…. Gotfryd w postaci embriona w białym jajku stanowczo nie na moje wątpia. O Bieito już nawet nie wspominając. To chyba znak, że brakuje mi tzw. „współczesnej wrażliwości”…
On jest na twardo,czy sadzony???
To się PK znudzi okropnie, żadnych fascynujących pomysłów nie będzie? A możnaby „Traviatę” na Titanicu (albo nie, za luksusowo – raczej na azjatyckim promie 16-ej kategorii). Cóż za pole do popisu: i szczury, i dużo wody, wszystko trendy. Mógłby się nawet obowiązujący wózek inwalidzki znależć – posadzić na nim tenora, i niech Violetta popycha. No, chyba ,że przyjmiemy, iż Violetta i Alfredo to para przemiłych szczurów okrętowych, a Germont senior to szczurzysko stare i doświadczone …i oby nie tak dalej.
Ja bardzo proszę o zaangażowanie mnie do takiej opery, w której po scenie przez cały czas będą latały te odgryzione kiełbaski, libretto przerobi się na nieustanne rzucanie mięsem, a w finale wszyscy będą się tarzać w wyciśniętej z osłonek pasztetówce.
Obiecuję, że zaśpiewam rolę życia. 😈
U Disneya przynajmniej byłyby takie śliczne myszki, albo hipopotamy – i wszyscy by mówili, jaki to kicz…
Z Kaufmannem jest chyba tak, jak sugerują Bobik i Beata. Wiem od ludzi, którzy z nim pracowali i dobrze go znają, że to uroczy, zrównoważony (w miarę możności – w końcu jest wielkim artystą, a za to się płaci…), inteligentny człowiek.
Ale wie, jak my wszyscy wiemy, że światem operowym już od dawna nie rządzą muzycy, lecz sfrustrowani megalomani z ideologicznym skrzywieniem (w rodzaju Mortiera), wysługujący się reżyserami o równie rozdętym ego, którym wmówiono, że tak jest słusznie, albo, którzy wyczuli, że ten chłam się najlepiej sprzedaje. Czasami oba te przypadki schodzą się w jednej osobie. Skoro nawet Covent Garden mianowała nowym dyrektorem artystycznym – reżysera!
I Kaufmann, jak wynika z cytatu, obawia się (słusznie), że „trudnych” nie biorą. Znam liczne przypadki, gdzie bunt przeciwko tyranii Regie-Theater skończył się dla muzyka fatalnie: zastąpiła go pokorna miernota, która nie podskoczy. Dodajmy do tego potężny nacisk ideologiczny, nadmuchiwany przez część wpływowej krytyki – i mamy sytuację, w której śpiewak, nawet tak znaczący jak on, jest sterroryzowany.
Dlatego śpiewacy zachwalają „postępowych” reżyserów publicznie, bo chcą być „dobrze” (jak ta panna od Bieito, co musiała wacusia obgryzać), a prywatnie przeklinają ich najgorszym słowem za nieustanne upokorzenie, jakiego padają ofiarą. Dyrygenci położyli uszy po sobie, bo też chcą mieć kontrakty.
Ale wiem z tzw. „dobrych źródeł”, że za kulisami szykuje się ruch oporu. Byle szybciej.
Aha : na Mezzo lata teraz sfilmowane przedstawienie Rinalda Haendla z Caen. Sami Czesi grają i śpiewają (w tym wspaniale Adam Plachetka). Oświetlenie rampowe (pewnie to lepiej wyglądało na sali). Gest wystudiowany, trochę nieporadny w ich wykonaniu, ale w zamierzeniu stylowy. To jest prawdziwa awangarda.
Zaraz mi się przypomniał Rinaldo sprzed paru lat pod dyrekcją Jacobsa, gdzie w głównej roli wystąpił gigantyczny, żółty kanarek…
PMK
Kurcze, myślałam, że na stare lata już naprawdę nie muszę wspierać jakiegoś ruchu oporu 😛
A powinien wystąpić ogórek. Skończyłyby się wtedy prowokacyjne pytania, dlaczego ogórek nie śpiewa 🙄
To ja już wolę żabę 😉 (chodziło to, ale nie szkodzi)
http://www.youtube.com/watch?v=uXb_K_pb6R4
Żaba spoko.A ogórek nie śpiewa,bo protestuje.I obraził się o insynuacje.Czy hiszpańskie ogórki „nie śpiewają” flamenco?
Spoko: to się chyba rozegra wysoko nad naszymi głowami, przynajmniej wedle posiadanych przeze mnie, mglistych doniesień. Ale już się cieszę na ten ryk, jaki się podniesie w „kołach zbliżonych do postępu”.
A propos, czyli bez (nie mogę się powstrzymać): wpadłem właśnie na cytat z Alaina Badiou, ulubionego filozofa powyższych kół (Krytyka Polityczna wyszła z siebie, żeby go w Polsce wypromować), którego Slavoj Zyziek uważa za reinkarnację Platona, czy coś w tym rodzaju.
Obaj są zresztą, jak wiadomo, wybitnymi znawcami opery.
W książeczce Tajemne związki polityki i filozofii (wyd. Germina, 2011, zapis wystąpienia filozofa w ramach Dni Alaina Badiou, Paryż 2010), następca Kanta pisze co następuje (skracam):
„Wszędzie, gdzie wspólnota ludzka działa na rzecz równości, powstają warunki, w których każdy staje się filozofem. Dlatego w czasie Rewolucji Kulturalnej w Chinach rodziły się w fabrykach robotnicze kółka filozofii dialektycznej”.
To ja już chyba wolę szczura nadziewanego embrionem na twardo.
PMK
@ PMK: Spoko: to się chyba rozegra wysoko nad naszymi głowami, przynajmniej wedle posiadanych przeze mnie, mglistych doniesień. Ale już się cieszę na ten ryk, jaki się podniesie w „kołach zbliżonych do postępu”. Ament! 😀
Ten kawiorowy komunizm to nigdy nie mija?I czy szczur na twardo jest emanacją powyższego?Czy wręcz przeciwnie,to burżuazyjne fanaberie?Ja w latach’70 lubiłam awangardę.Ale teraz cóś mi ona pop.To ja już nic nie wiem…
Jaka szkoda, że wielkie zdobycze Rewolucji Kulturalnej zostały tak haniebnie zaprzepaszczone. 🙁 Gdyby nie to, Alain Badiou mógłby się zapisać do Kółka Zresocjalizowanych Filozofów Dialektycznych w Obozie Pracy nr 1894. Mógłby przeżywać regularne orgazmy umysłowe we wspólnocie tak zrównanej, że już bardziej chyba nie można. 🙄
Łabądku, myślę, że to są dwa oblicza tego samego. Przecież, po pierwsze, ta dzisiejsza „awangarda” powtarza do upojenia gestykulację tamtej, sprzed 40 lat. Te same hasła, ta sama estetyka dosłowności, brzydoty i doraźnej interwencji. Teatr do jednorazowego użytku, jak… no, niech będzie wykwintnie, chusteczki Kleenexa. Nomina sunt odiosa, ale starsi górale pamiętają.
Różnica między Łabądkiem a Następcą Kanta i Platona polega na tym, że Łabądek z tego wyrósł, a filozof Fiu-Bździu (podobnie zresztą jak dyrektor Mortier, oni z tego samego nawozu wyrośli) wciąż robi babki w tej samej piaskownicy. Szkoda tylko, że on ma swoją agencję reklamową, a tylu poważnych autorów jej nie ma.
PMK
Toż właśnie widzę,że własny ogonek konsumują,nawet opakowania nie zmieniwszy.I to mnie wkurza,że takie stare,a nie,że takie nowe.O tym truję Pani Kierowniczce przy każdym widzeniu,aż mi wreszcie kiedyś da w ucho.
Ale awangardę lubiłam bardziej warszawskojesienną niż dożylnoteatralną.
Jestem głęboko przekonana, Łabądku, że twoim uszom nic nie grozi. Od PK, znaczy, bo od awangardy, jak widać i słychać, niestety i owszem, wszystkim nam grozi. Trochę się boję następnej wizyty w operze po tym, czego się tu dziś naczytałam i naoglądałam. Miałam, widzę, do tej pory dużo szczęścia, trafiając na same ‚nudne’ inscenizacje.
Ps.Właśnie wróciłam z wernisażu, na który poszłam tydzień temu – żadnej awangardy, sam urok ascetycznych wnętrz w przygaszonych kolorach.
Właśnie wróciłam z wernisażu, na który poszłam tydzień temu
Długi ten wernisaż 🙄 😆
Pobutka!
Bardzo starożytna awangarda, ale Ligeti by się nie powstydził 😉
http://www.youtube.com/watch?v=VK13g3twALc&feature=related
@ vesper 2:34 Ano długi 🙂 (A ty, widzę, miałaś długi piątek.) Tak mi się tydzień temu podobało, tak mi te obrazy zamieszkały w głowie, że postanowiłam wrócić. Ta wystawa zdominowała mój tydzień, czuję się tak, jakbym z nią/ na niej cały tydzień spędziła. 😛 Szkoda, że mam za małe ściany.
Pobutka pycha! 🙂
No dobrze, obudziłam. To jadę, znów do Krakowa. 🙂
Faktycznie, odjazdowy ten Rebel. I jak nazwisko pasuje do awangardy! 😆
Pozdrawiam ze Stołecznego Królewskiego 😀
Miłego trawienia Traviaty.Zero szczurów,zero embrionów.Dużo szampana.Uwaga na prątki!!!
Dzięki 🙂
A ja jutro jadę słuchać śpiewu ptaków w lesie – zaczynam sezon grzybobrań!
Z wczoraj słuchałem kwartetów Haydna i Mozarta (Arte Dei Suonatori) – było bardzo dobrze, a gdyby nie ciężkie przedmioty spadające niektórym słuchaczom na posadzkę podczas występu hałasujące ciężkie przedmioty (może telefony?) 🙁 , byłoby wspaniale
Nie wiem, skąd się wzięło „Z” na początku drugiego akapitu…
Przepraszam i pozdrawiam!
P.S. W środę w „dwójce” opera Ariostiego z Fabio Biondim! Już ostrzę sobie na nią pazurki 🙂
Też pozdrawiam 🙂
Pani Doroto, mam problem. Potrzebuję informacji na temat utworu G. Ligetiego Continuum, jednak nigdzie nie moge ich znaleźć. Chciałabym wiedzieć m.in. gdzie i w jakich okolicznościach powstał. Może Pani zna adres jakiejś strony internetowej, na której mogłabym sie tego dowiedzieć ?