Krakowska „Traviata” zaskakuje
…na plus. Zwłaszcza wokalnie. Co do inscenizacji Krzysztofa Nazara, jest po bożemu. Rzecz się dzieje na tle absolutnie minimalistycznych dekoracji Marka Brauna (zasłyszany komentarz: może teatr potrzebuje dotacji, bo ta scenografia to jakby jej nie było), choć parę „nowomodnych” (czyt. już staromodnych) odniesień jest, jak filmiki i zdjęcia rentgenowskie, ale na szczęście mało i dyskretnie, a także czarna skórzana sofa – tylko w pierwszym akcie, no i widać, że towarzystwo na pierwszym z balów dało sobie raczej w żyłę niż poszło za radą Alfreda (Libiamo…). Ale tak poza tym jest do wytrzymania, stroje są albo współczesne, albo przestylizowane (drugi bal; czerwonofioletowa kolorystyka sukni przypomina mi jedną ze znanych inscenizacji). Jednak akcja ustawiona jest porządnie, trochę tylko śmieszy maniera, że ciągle ktoś czymś ciska o ziem lub o ścianę – a to płaszczem, a to szlafrokiem, a to butelką z wodą (!). To taki znak: o, ileż tu emocji. Jednak już wolę to niż nieuzasadnione wygłupy.
Ale przede wszystkim spektakl satysfakcjonuje pod względem muzycznym. Edyta Piasecka-Durlak jest Violettą bardzo spontaniczną, obdarzona jest aparycją i głosem w sam raz do tej roli. Dawno jej nie słyszałam i muszę powiedzieć, że się rozwija. Jeszcze bardziej zaskoczył mnie Adam Zdunikowski w roli Alfreda; swego czasu postawiłam już na nim krzyżyk, gdy rozchałturzał się na rozmaitych Turniejach Tenorów czy Galach Operowych… Teraz pokazał naprawdę kawałek głosu i gry aktorskiej (a nawet zwinności fizycznej – w pewnym momencie z radości wywija gwiazdę, skacząc przez ową czarną sofę). A największym zaskoczeniem był dla mnie ojciec Germont w wykonaniu Zenona Kowalskiego, którego dotąd pamiętałam jedynie z pobocznych ról w teatrach Warszawy i Łodzi. Naprawdę to była klasa. Ponoć praca z solistami była ciężka, ale zaprocentowała w pełni.
Druga obsada (niestety już na niej nie będę) również zapowiada się interesująco – rolę tytułową zaśpiewa Katarzyna Oleś-Blacha, która mnie ostatnio zaciekawiła jeszcze bardziej, odkąd usłyszałam, że i barok świetnie śpiewa. To zawsze jest świadectwo wszechstronnej muzycznej inteligencji.
Komentarze
1.Pani Edyta Piasecka była wczoraj wyraźnie niedysponowana. Cały III akt śpiewała „pod dźwiękiem”. Jeśli Pani się to podobało,to gratuluję „słuchu”.
2.Zapomniała Pani dodać,że spektakl był grany z taśmą i bez dyrygenta,co jest ewenementem na skalę światową.
3.Jeśli przychodzi Pani na bankiet popremierowy,to należałoby się ubrać trochę inaczej,niż na wycieczkę do lasu z plecakiem. Ja wiem,że Pan Michnik przyszedł do Prezydenta w sandałach i wyznaczył nowe trendy w modzie,ale do Opery powinno się przyjść ubranym elegancko,a co najmniej schludnie.
Pani Kierowniczko, czy nie proroczo napisałem u siebie, że krytyk muzyczny należy do grupy stale zagrożonej oberwaniem po pysku? 😈
Wytykanie komuś niedostatecznej elegancji jest, jak wszystkie poradniki savoivivrowe podają, objawem niebywałej elegancji. Natomiast grube dzieła teoretyczne podają, że to raczej objaw skrajnego merytoryzmu. Co wybrać, psiakrew?
Nawiasem mówiąc, ten plecaczek to tu już nie pierwszy raz. Czy jest jakieś nowoczesne medyczne określenie dla takiej fiksacji?
Bo że to stare, poczciwe chamstwo, w życiu nie śmiałbym sądzić… 🙄
Ojojojojojoj!!!!
Wczoraj słuchałem „Jupiter y Semele” de Literesa w dresie, myjąc okna, a wieczorem Wagnera na Mezzo oglądałem leżąc na kanapie.
Czy jestem wobec tego chamem i prostakiem?
Pozdrawiam i spadam na grzyby!
Dzień dobry,
Marek:
1. tak, to prawda, pani Edyta prawie cały trzeci akt śpiewała „pod dźwiękiem”. Na sam koniec znów się sprężyła. Nie wiem, czy to była przejściowa niedyspozycja, a może przesadna chęć odgrywania roli chorej. W każdym razie ostateczny bilans jest raczej na plus 🙂
2. To oczywiście bujda na resorach. Dyrygował Tomasz Tokarczyk. Taśma, owszem, pojawiła się w akcie III – gdy karnawał paryski rozbrzmiewa zza okna. Ale tylko na chwilę.
3. Pozwoli Pan, że nic mnie nie obejdą Pana uwagi na temat mojego stroju ani nie będę się z niego tłumaczyć. Z tym samym zresztą plecakiem – równie eleganckim, co niektóre torebki, a od niektórych bardziej – chodzę i na warszawskie premiery. Ważniejszy jest dla mnie zdrowy kręgosłup niż wyrzekania osób trzecich.
Zabawne : takie trolle odzywały się dotąd zwykle, kiedy PK ganiła (patrz wyżej, przy Strawińskim). Najwyraźniej tym razem pochwaliła kogo nie trzeba. Jakąś instrukcję obsługi trzeba by załączać do każdego przedstawienia, kto jest bieżąco cacy, a kto be.
A ja sobie obejrzałem dziesięć minut tego Lohengrina na Mezzo. Więcej nie szło wyczymać. Brzydota, głupota i prostactwo tych inscenizacji (Monachium, kurka wodna!) już nawet nie oburza, ale śmieszy. Oburza tylko, że ktoś przecież toto widział, zanim puścił na scenę. I co? I nic. Tylko śpiewacy mają w oczach (na dużych zbliżeniach, a jakże…) mieszaninę ironii i zażenowania.
Jedyna pociecha, że o ile pamiętam, to pan Richard Jones jednak nieźle za ten bohomaz oberwał w recenzjach. Lucida intervalla?
PMK
Bobiczku,
nie zdążyłam przeczytać u Ciebie, bo poszłam spać 🙂
Ale obawiam się, że to nie ta sama osoba o plecaczku. Choć kto go tam wie, może się maskuje pod innym nickiem i adresem… 😆
miderski – owocnych zbiorów 🙂
Proszę pana, pewna kwoka
Traktowała świat z wysoka
I mówiła z przekonaniem:
„Grunt to dobre wychowanie!”
Przepraszam, tak mi się jakoś, ni stąd ni zowąd, przypomniało. Może dlatego, że ktoś tu nie umie kulturalnie dyskutować i demonstruje przy tym dziwną niekonsekwencję: odnosząc się do innych bez szacunku oburza się jednocześnie na rzekome złamanie dress code. A może po prostu dziecinnieję.
A propos dzieciństwa, to naczytawszy się, dzieckiem będąc, Boya, żyłam w przekonaniu, że Traviata to frywolny utwór.
Słońce, wieś, Trawiata, piwo
Myśli płyną ci leniwo.
A finał ekskursji całej:
Nowy bąk za trzy kwartały.
Kiedy pierwszy raz poszłam na Traviatę przeżyłam niemały szok.
Macham Dywanowi znad walizek – jadę na tydzień tam, gdzie się robi dywany. Wystawiłam czujki, mam nadzieję, że jeśli w tym czasie pojawią się bilety na koncert Marty Argerich, to rzeczone czujki nie dadzą plamy i bilet zdobędą.
Rany Boskie! Uświadomiłam sobie, że jakby ta kwoka z wierszyka stała ‚na bramce’ Piotr Anderszewski, nie raz i nie dwa, nie zostałby wpuszczony na własny recital!
A co dopiero Friedrich Gulda, któremu się zdarzało w samej mycce.
Właśnie zerknęłam na stronę Bayerische Staatsoper, żeby poczytać recenzje z tego Lohengrina. Po czym poznać, że inscenizacja nie teges? Po tym, że zamieszczone fragmenty recenzji dotyczą prawie wyłącznie strony muzycznej, a jeśli już pojawia się coś o inscenizacji to jedno-dwa zdania, a potem (…). O np. „Der britische Regisseur Richard Jones nimmt das Stück ziemlich auseinander, setzt es aber auch wieder zusammen. (…)
Friedrich Gulda – mój ulubiony pianista. Wielka szkoda, że nie żyje. Mam nadzieję, że tam, gdzie jest teraz, gra na niebiańskich fortepianach, … a różni … drętwi przebywają w innych częściach zaświatów.
gra w dowolnym stroju, rzecz jasna
Ha, Beato, zrozumiałem. To tak jak ja z pasztetówką. Najpierw się na nią łapczywie rzucam i robię jej niejaki auseinander, ale kiedyś tam, po strawieniu, ona znowu wychodzi w postaci zusammmen. 😈
Bobiku, no czasem rzeczywiście ma się wrażenie, że to już nie pasztetówka (opera popełniona przez kompozytora) tylko, hmmm…, produkt przemiany materii reżysera 😉 Z tym trawieniem dzieł, niewątpliwie coś jest na rzeczy… Tylko jedna rzecz mi się nie zgadza: na „auseinander” to oni rzeczywiście się koncentrują, ale żeby było „zusammen” to już ich nie bardzo obchodzi 😉
Pani Kierowniczko, ja wcale nie mówiłem, że to musi być ta sama osoba. Może takich kwok (przepraszam kwoka 60Jerzego za całkowicie przypadkowe podobieństwo określeń), które polecą za krytykiem do garderoby, żeby i tam mu dołożyć, nawet więcej. Ale jeżeli więcej, to tym bardziej należałby się temu jakiś termin medyczny. 🙄
Beato, nad tym „zusammen”, o którym pisałem, wcale nie trzeba pracować. To jest automatyczny skutek „auseinander”. Cóż, prawo natury. 😈
Oświeciliście mnie, teraz jak przeczytam, że artysta zdekonstruował coś, to będę wiedział bez sprawdzania, co wyszło na końcu. 😎
(dotąd czasem sprawdzałem, i rzeczywiście)
Dzień dobry, na Traviatę idę dopiero we wtorek, ciekawe, na którą obsadę się załapię. A dzisiaj finał i VIII Mahlera. Wczoraj na X były straszne pustki.. nie wiem, czy to zmęczenie latem czy Mahlerem.
Co do Pana z pierwszego wpisu – kompleksy jak nic, wyczuwam też nutkę zazdrości, może Pan też chciałby być rozpoznawalny, choćby po zegarku?
Do zobaczenia dzisiaj.
Jako wielki „Gulda – freak” muszę zabrać głos: Friedrich Gulda jest (dla freaków jego śmierć nic nie znaczy) nie tylko wspaniałym pianistą ale także improwizatorem, kompozytorem i śpiewakiem (w peruce i doklejoną brodą jako Albert Golowin) co można usłyszeć w np. utworze „Geschichten aus dem Golowinerwald”gdzie śpiew słychać od 17’20” (jest na Tubie).
Polecam Guldę śpiewaka – bluesmana: http://www.youtube.com/watch?v=vO_H8kPt1T4&feature=related
Gulda w niebie nie tylko gra ale też jeździ sobie najfajniejszymi sportowymi kabrioletami po czymś co wygląda jak Lazurowe Wybrzeże – to by mu się podobało !
Z trollami jest tak, że jak ich brakuje to robi się kółko wzajemnej adoracji. Prawdziwe wartości aby kwitły muszą być cały czas kwestionowane – nieprawdaż…
Niech żyją plecaczki ! Na większości korporacyjnych spędówek plecaczek ma już teraz co drugi obecny i na plecach go nosi (niezależnie od płci). Każdy wielki projektant ma plecaczki damskie w ofercie i nie po to żeby na wystawie leżały. Także spoko – kul. Czasem tez trudno zrozumieć niektórym, ze krytyk jest w pracy w czasie gdy inni przyszli dla przyjemności. CO tez może mieć swoje reperkusje modowe właśnie.
Dla mnie ten „Lohengrin” (a nabyłem DVD i nie czuję się jakoś oszukany) jest przede wszystkim „z Kaufmannem”. Tę inscenizację jeszcze idzie wytrzymieć. Skądinąd pomysł żeby z herolda zrobić komentatora sportowego na drabinie a la lata 30-te zabawny. Niesmak to Lohengrin wyglądający jak dresiarz, co się zapomniał ogolić na łyso – hmmmm. Elsę z Brabantu bym bardziej wylaszczył bo w tych ogrodniczkach wyglądała mało zachęcająco a chyba tam tez trochę o kobietę chodzi – no nie ? 🙂
W piątek zakończyliśmy w Łodzi sezon IX-tą Becia. Pełna sala, ludzie na schodach itd Święto jednym słowem. Choć samo wykonanie – powiem oględnie mogło by być lepsze. Najładniej wypadły 2 i 3 część a w finale chór. A Chór FŁ śpiewał specjalnie dla Marka Jaszczaka, który odszedł na emeryturę z końcem tego sezonu po 42 latach. Autentyczne wzruszenie udzieliło się wszystkim.
Mnie osobiście brakuje choćby jednego występu w sezonie FŁ stricte „promenadowego” np. w parku na Zdrowiu – coś jakby nasze łódzkie Waldbuhne – to by było fajne. A jest sporo utworów na które można by zebrać sporą widownię w takim letnim anturażu.
Czy jest tu gdzieś Hoko? Bo akurat fajne koty znalazłem… 😈
http://deser.pl/deser/1,84842,9121673,TOP_10_najbrzydszych_kotow_swiata__ZDJECIA_,,ga.html
Drogi Maciasie – względem tego Lohengrina, to ja go słyszałem na fonii zanim go zobaczyłem na wizji, zresztą podobnie jak tego z Bayreuth ze szczurami, i całkowicie się zgadzam, że Kaufmann sam w sobie wystarczy za uzasadnienie.
Tylko po co ja mam na to patrzeć? A Pan do tego jeszcze – za piniundze?
PMK
Już wróciłam.
Aż mam ochotę sfotografować ten mój wyjściowy plecaczek i Wam pokazać. Jest czarny, ze skóry ekologicznej i płaski, zwężający się do góry. Moim zdaniem elegancki. Można mu też ramiączka złączyć zamkiem błyskawicznym i wtedy staje się torbą na jedno ramię. Jest na tyle duży, żeby mieścić format A4, co jest dla mnie podstawową cechą – mieści się w nim więc w razie czego program operowy, który bywa zbliżony do tego formatu (w Warszawie, w Krakowie był mniejszy). A ponadto muszę być przygotowana w podróży na liczne niespodzianki, np. że w hotelu nie ma sejfu i muszę wziąć maluszka ze sobą – tak było i wczoraj, zmieścił się, bo przecież jest wielkości dużej książki 🙂
Bobiku,
co tu za defetyzm siejesz? To są podróbki jakieś, a nie prawdziwe koty.
http://1.bp.blogspot.com/_vALFTuUCjzE/TSgbt3JjOqI/AAAAAAAABMo/2AKu_u-kaiY/s1600/CatBike.jpg
Pani Doroto, skorzane torebki wygladajace jak plecaki, noszone na ramiaczkach na plecach, sa modne od ladnych paru lat. Poza tym byla Pani w podrozny i w ramach pracy. Prosze nie dac sie skolowac …
Ja się nie daję tak łatwo skołować 😀 Ale nie tylko w podróży, na co dzień też chodzę z plecaczkiem (nosząc w nim czasem całkiem niemało różnych różności). Jak już wspomniałam, staram się dbać o kręgosłup, nie mam już 20 lat, nie da się ukryć. Kiedyś nosiłam duże torby na jedno ramię i przyszedł przykry moment, kiedy zaczęły mi wysiadać kręgi szyjne. Powiedziałam sobie: koniec z torbami. No, maleńkie torebki czasem i owszem, nawet bywa, że mi się podobają, ale są okropnie niepraktyczne. 🙂
Uwielbiam rude koty! Na rowerze też mogą być.
Też miałbym minę jak ten kot, jakbym nie mógł sięgnąć nogami do wypustek korb napędowych.
Osochodzi,Pani Kierowniczko?Jedni chodzą w krynolinie,inni z plecaczkiem,a jeszcze inni ,jak Vivienne Westwood,bez majtek do królowej.I w czym problem?A ze względu na kręgosłup i A4,też się chyba na plecaczek przerzucę.
Ojej,numer wyszedł A4A4! Pytia potwierdziła!
Do sięgania w różne miejsca to koty mają swoich, dobrze wytrenowanych, ‚człowieków’ 😉 Wiem coś o tym, pod nieobecność siostry opiekuję się czasem pewną srebrną Silą. A ten rudy minę ma, moim zdaniem, na pełnym luzie. 🙂 Nie znoszę się pakować.
Ojej,współczuję!Nie znoszę i nie potrafię się pakować.Zawsze zabieram całą szafę,z której później tylko jedna rzecz jest w użyciu.Ale walizkę niestety noszę całą!
A ja wprost przeciwnie! Bardzo lubię pakować się, szybciutko szybciutko, najlepiej do jednej małej walizeczki. Na jeden dzień to już tylko z plecakiem (większym), a „plecak operowy”, czyli płaski, ma tę zaletę, że do dużego plecaka na płask wchodzi i zajmuje mało miejsca 🙂
Kot ma minę pt. zaraz tu przyjdzie mój personel i mnie zawiezie 😈
Panie Piotrze !
Dziękuję za zrozumienie, troskę i wyrozumiałość. Czasem za „piniundze” coś kupuję aby ukoić wyrzuty sumienia za te audiogramy nabyte „w drodze koleżeńskiej wymiany” 😉
Pierwszy (jak dla mnie, a mało obyty jezdem) „Lohengrin” to jest ten „pod Kempem” 🙂
Aktualnie w kolekcji mam trzy Lohengriny: „z Kaufmanem” , „pod Kempem” i „z Windgassenem pod Keilberthem” czyli nagranie „telefoniczne” (1953).
W ogóle mnie Straszny Rysiek do spóły z Mostowiczem (Brucknerem) ostatnio „wciągli” to też mało się wypowiadam na forumnie …
No i w dodatku jest wiosna przechodząca w lato. Czyli dla mnie pora na różne dżezy (zwłaszcza nowe) – jak ostatnia płyta Thomasa Quasthoffa „Tell It Like It Is”, nowy Kyle Eastwood „Songs from the chateau” i piękne rekolekcje z początków Impulse! o których pisał ostatnio w Polityce Pan Chaciński (http://www.polityka.pl/kultura/muzyka/1516508,1,recenzja-plyty-rozni-wykonawcy-first-impulse-the-creed-taylor-collection-50th-anniversary.read ). Z tym, że ja to nabyłem jeszcze zanim zanim i głównie dla „Africa/Brass” Trane’a. Skutkiem tego nabycia pewne rzeczy mi się zdublowały i w efekcie „poniosłem kaganiec oświaty śród okoliczny” oddając w dobre ręce Oliviera Nelsona „Blues and The Abstract Truth” i składankę Gila Evansa – bo tum otrzymał „Out of the Cool” w nowym remasterze. 90 złotych za 4 wypasione płyty + książka = no prawie interes życia 🙂
To chyba trzeba mieć w genach…
Podobno modę teraz najlepiej lansuje się na blogach.Proponuję lans na „plecak operowy”!Żeby się różni tacy nie gorszyli,można zacząć od „Holendra Tułacza”,będzie po linii i na bazie…
Moje oczywiście było do PK.
Na Holendra tułacza zanosi się w Narodowej, ciekawe, kiedy to ostatecznie nastąpi.
No to jak na zamówienie!!!
Nikt nie zauważył, że Tadeusz o 15:21 przeniósł tu dyskusję o wypaczeniach poprawności politycznej? 🙂
Krótki kot niepoprawny politycznie jest?
Co tu dużo gadać, Pani Kierowniczko. Zazdroszczą znaku rozpoznawczego. 👿
Czyś rudy niepalący, czy raczej blond palaczka,
gdy znajdziesz się w operze, wypatruj tam plecaczka.
Bo jeśliś czytelnikiem jest blogów „Polityki”,
wiesz, że plecaczek flagą muzycznej jest krytyki. 😆
Lohengrin Kempego był mój drugi, pierwszy był ten z Kubelikiem, gdzie są różne ładne rzeczy. Serdecznie polecam tego z Cluytensem z Bayreuth (wspaniały Sandor Konya) – no i niezastąpione kawałki, wszystkie, Franza Voelkera, Lohengrina wszechczasów.
Kaufmann dorównuje mu, moim zdaniem, pod wieloma względami, może poza jednym, całkowicie niezależnym od jego sztuki : on ma dla mnie osobowość „nocną”, tragiczną, na Zygmunta i Tristana, a na Lohengrina, Walthera, Zygrfyda, nawet na Parsifala – trzeba innego „światła” wokalnego. Ale żebyśmy tylko takie zastrzeżenia mieli!
PMK
Bobiku, to naprawdę fatalnie się składa, że nie da się na blogu zamieścić – działającej – linki do pasztetówki! Obawiam się, że nadana ‚po bożemu’ przesyłka opisana: adresat: Bobik, adres: tam, gdzie się szczeka wierszem, też by nie dotarła. 🙁 Chapeau bas!
Dla mnie to jest „Lohengrin” nie tylko z Kaufmannem, ale i, a może jeszcze bardziej , ze wspaniałą Anją Harteros. Naprawdę ją przeoczyliście, czy tak z roztargnienia?
A swoją drogą osobnym tematem jest legitymizowanie przez wielkich śpiewaków takich teatralnych potworniaków. Dla wielu z nich wciąż wzorem do naśladowania powinna być Ileana Cortubas, która po Traviacie w Zurichu przeprosiła przed kurtyną publiczność za spektakl w którym wystąpiła.
Mniej radykalne, ale jednak, stanowisko zajęła niedawno Elena Mosuc, która w jednym z wywiadów podkreśliła, że nie wycofała się z Marii Stuardy w Berlinie (reżyser przez cały spektakl kazał jej jeżdzić na wózku inwalidzkim) tylko z szacunku dla widzów, którzy przyszyli jej posłuchać.
Oj, tak, to duży temat – „legitymizowanie potworniaków” 🙁
A tymczasem – tadam! Oto ci on, Plecaczek Operowy:
https://picasaweb.google.com/110943463575579253179/Plecaczek#5619936235253356834
😀
Bez plecaczka Lohengrinem trudno się napawać,
bez plecaczka i Traviata smakuje jak trawa,
bez plecaczka Don Giovanni pozbawiony znaczeń,
nie ma rady – do opery musi być Plecaczek. 😀
😆
c.b.d.o.
Ago, kazałem mojemu Panu Administratorowi poszukać takiej opcji, żeby linki do pasztetówki u mnie działały. Jak tylko się upora z zadaniem, zaraz dam znać. 😆
Świetnie, Bobiku. 🙂 To może któregoś dnia uda się także taka sztuka, żeby PK przekazała mi wirtualnie trochę swojej zdolności pakowania. Zapas baletów Czajkowskiego mi się skończył, w butelce z winem widać dno, a pakowaniu wciąż nie widać końca. Mój chorobliwy upór, żeby spróbować przewidzieć i przygotować się na wszystkie możliwe – i niemożliwe – okoliczności kiedyś mnie wykończy. 🙁
Hehe, Wielki Wódz czujne oko ma!
To co było poprawnie niepolitycznego, niepolitycznie poprawnego czy też politycznie niepoprawnego w krótkim kocie? Przepraszam, coś się do mnie polityka nie przebiła.
Słuchajcie, dziwne rzeczy się dzieją 😯
http://lublin.gazeta.pl/lublin/1,35640,9812550,Olbrzymia_dotacja_dla_Wroclawia__List_do_ministra.html
https://picasaweb.google.com/111935993103308009556/Majowka02?authkey=Gv1sRgCKDqur66n6LLkAE&feat=directlink
Off topic:mój agent w Tokio,który tam już siedzi parę miesięcy i dłubie doktorat zrobił mini fotoreportażyk,jak sobie reszta świata ono Tokio teraz wyobraża.Rzecz dzieje się nocą…
Trzeba wysłuchać wszystkich stron, np. Wrocławia 😆 A czemu to akurat Lublin protestuje, a nie wszyscy ? Co najmniej dziwne.
@Aga
Klucz do PC u kota tam, gdzie mu nogi nie sięgają 🙂
Tam sięgaj, gdzie nogi nie sięgają! 😀
Jak to dlaczego Lublin protestuje? Bo też aspiruje do ESK…
Tak swoją drogą to w powyższym artykule zapomniano dopisać, że małżonka pana ministra w dalszym ciągu jest radną miasta Wrocławia…
Ale tych aspirantów to pełno jest.
Już nie tak pełno. Jeszcze Warszawa, Gdańsk, Katowice. Reszta poodpadała.
Czytam, że protestuje nie tylko Lublin – podpisy są i z Krakowa, Katowic, Warszawy, Chełma, Torunia.
Nasi w Tokio trzymają fason. 🙂
O, nie wiedziałem (że poodpadała). Aj, nie doczytałem (że i nie z Lublina). No no, nasi w Tokio!
Ale obiektywnie, jako osoba tylko troszkę związana z Wrocławiem, to oczywiście uważam, że Wrocław powinien dostać. Miał ciężkie dzieciństwo i ciężkie warunki, ciągle na tych bagnach…
„Troszkę” będziemy definiować w następnej odsłonie.
Ciekawe, że na stronie Gazety we Wrocławiu w ogóle nic o tym nie ma. Ja o tych 100 mln wiem od piątku, zadzwonił do mnie wzburzony kolega z korzeniami w Lublinie. Dodał jeszcze, że ekspertom, kiedy odwiedzili Lublin, podobały się plany, ale robili smutne miny, co miałoby świadczyć o tym, że „niestety, chociaż jesteście wspaniali, to wszystko już jest ustawione”. Potem jadą do Wrocławia i tak się dziwnie składa, że właśnie tego dnia miasto dostaje te pieniądze…
Wspaniale, że dostało, ja bardzo lubię Wrocek i mu nie żałuję, ale to, co się w tym roku wyrabia, jest jakieś chore. Mogli dostać te pieniądze w innym momencie, a w tej sytuacji związek z konkursem sam się narzuca 🙁
Też tak myślałem, że małżonka radną, ale najwyraźniej nie jest. W spisie radnych jej nie ma, w prezydium też nie:
http://bip.um.wroc.pl/wps/portal/bip/!ut/p/c5/04_SB8K8xLLM9MSSzPy8xBz9CP0os3hHFwt_y2AXYwMLo2AXA0_nMCNXFw8XYwtXc30_j_zcVP1I_ShznKpCzfUjc1LTE5Mr9Quy3RwB21HWlw!!/dl3/d3/L0lJSklna21BL0lKakFBRXlBQkVSQ0pBISEvNEZHZ3NvMFZ2emE5SUFnIS83X0FEOE85U0QzMDgyU0QwSUNWMkVESEQzOFU3L1hGazdxMjI5MDAxMDk!/?WCM_GLOBAL_CONTEXT=/bip_pl/bip/umw/rada_miejska/Radni&articleType=1&sitePath=/bip_pl/bip/umw/rada_miejska/Radni
O jej, ale linkisko…
Aaaa, małżonka teraz jest w Sejmiku Województwa Dolnośląskiego! Lubię ten kraj jednak!
Cholera,mój niedoszły fortepian też tam jest.”Z braku środków” niedoszły.
A w Lublinie ambitnie chcą w przyszłym roku uczcić stulecie Cage’a:
http://cjg.gazeta.pl/CJG_Lublin/1,105501,9749242,Rok_Johna_Cage_a_w_Lublinie.html
Żeby się nie skończyło na permanentnych wykonaniach 4’33” 🙁
Ale ten permanentny wykon powinni zrobić pod ministerstwem…
Kto wie, kto wie…
A drugi pod sejmikiem żądając wydania łabądkowego fortepianu 🙂
Grzybów tyle, co (przepraszam niektórych) kot napłakał, za to czaple, lisy, borsuki, sarny i jaszczurki – są!
Wczorajsza inscenizacja Wagnera na Mezzo to faktycznie była jakaś ściema, ale bardzo fajnie było posłuchać tego dzieła po chyba 8-9 letniej przerwie.
Pozdrawiam!
Yessssss!
Ago.tym trybem będziesz się pakować miesiąc!Dywan skutecznie spowalnia inne rodzaje aktywności.Może najpierw zapakuj Dywan?Takiego tam chyba nie mają.
Tu pytanie do PK: nasz Dywan to pers czy afgan?Ostrzegam,że jest to wybór między psem i kotem!
No nie powiem, że to Pies, czyli Kot, bo to już zastrzegł inny autor 😆
Tak jeszcze uściślając te wrocławskie 100 mln:
http://www.gazetawroclawska.pl/fakty24/415504,wroclaw-100-mln-zl-na-pawilon-czterech-kopul-i-opere,id,t.html
Związek z konkursem może być oczywiście teorią spiskową (tym bardziej, że pieniądze unijne). Jeśli tak, zbieg okoliczności jest i tak przykry.
Właśnie zamknęłam walizkę 🙂 – i całe szczęście, bo samolot o piątej rano, a nie za miesiąc. Dywan, Różewicz, Jan Sebastian i parę innych przyjemności niewątpliwie spowolniły pakowanie, ale też uczyniły je zajęciem znośnym. Na kiepskim przedstawieniu (tu w dodatku we własnym, fatalnym wykonaniu) trzeba się choć przerwami nacieszyć. 😉
Ago, miłych wakacji w Krainie Dywanów 😉
Plecaczek popieram wszystkimi kręgami oraz stawami od pasa w dół jako ofiara wielokrotnych antyplecaczkowych uprzedzeń.
😀
Moze lepiej sie cieszyc ze dostali kase na kulture a nie np na budowanie boisk. Pozatym chyba sam Minister wywodzi sie z tych rejonow wiec dba o swoje korzenie.
Gdansk takze aspiruje tyle tylko ze bardzo to biednie wyglada. Pelcaczek fajny mam podobny ale w wersji mini. A do teatru lubie sie ladnie ubrac. Wydaje sie ze ten pierwszy post byl jakis spamowaty bo wiecej sie nie odezwal.
Do Pana Kaminskiego!
Czy scelsi to nie ligetti”?”
@ macias1515
Też byłem na IX w FŁ. Żaden ze mnie znawca (to mój pierwszy raz na żywo), ale rzeczywiście trzecia część wydała mi się najciekawsza. W ostatniej, w kilku miejscach solistów, coś mi nie grało.
Co do łódzkich Promsów – wolę pojechać rowerem na któryś z Kolorów. Ale rzeczywiście coś parkowego (byle nie Mahler) by się przydało. Przerwa letnia w działalności FŁ źle wpływa na moje zdrowie.
Ezechiel – witam kolejnego łodzianina 🙂
Te Kolory to fajna sprawa, wydaje mi się. Choć nigdy nie byłam.
Miło mi bardzo,
Ja byłem na dwóch lub trzech koncertach w poprzednich edycjach. Dookoła KP zrobiła się taka mała infrastruktura turystyczna – ludzie jadą autokarami (lub rowerami) zwiedzać, dokładają koncert i wracają tego samego dnia. Repertuar jest raczej rozrywkowy, ale koncerty (np. w stosunkowo odległej Łęczycy) gromadzą całkiem sporo osób.
Ja tę imprezę oceniam dość wysoko – niekoniecznie pod względem muzycznym – ale raczej pod względem szansy na poznanie regionu, urozmaicenia wakacji w mieście itp.
A ja widziałem dzień po premierze Traviatę z drugim zestawem śpiewaków
(Katarzyna Oleś-Blacha i Vasyl Grokholskyi). I powiem krótko, było więcej niż dobrze. Pani i Pan radzili sobie zaskakująco dobrze i myślę, że po Requiem Verdiego też z Katarzyną Oleś-Blachą, które widziałem w krakowskiej operze, to było najlepsze co Kraków przygotował w mijającym sezonie. Naprawdę dobrze – polecam….
I jeszcze jedno – przez te pomysły z narkotykami, scenografią został bardzo podkreślony, a może lepiej narysowany na nową, grubą kreską, wątek dysonansu pomiędzy współczesnym światem konsumpcjonizmu, a powiedzmy światem bardziej wzniosłych wartości… Niby żadna nowość – ale sprzedane to zostało w sposób całkiem do zniesienie, nie nachalny.
Ni i gratuluję Pani Dorocie tego bloga – wyśmienity, lubię to czytać, a to mój pierwszy wpis tutaj. Pozdrawiam.
mkk – witam, pozdrawiam wzajemnie 🙂 Szkoda, że nie mogłam zobaczyć drugiej obsady.