Opera na kolację

Udostępnij
Wyślij emailem
Drukuj

O klubach kolacyjnych jak dotąd tylko słyszałam. To gremium, do którego zostałam zaproszona we czwartek, wyróżnia się wśród takich klubów tym, że swoje spotkania poświęca tematom kulturalnym; nazywają się „Przystawka z kultury”. W linku można przeczytać, na jakie tematy spotkania się już odbyły, a ja trafiłam oczywiście na to poświęcone operze, które prowadził Łukasz Borowicz. Ja, podobnie jak przybyły również jeden z pracowników działu promocji Opery Narodowej, posłużyłam troszkę za kontrapunkt, wrzucając od czasu do czasu parę słów uzupełnienia. Pod opowieści o muzyce piliśmy wino i jedliśmy przystawki o inspirowanych operami tytułach.

Jeżeli ktoś gdzieś będzie urządzał tego typu spotkanie i chce na nim mieć jakiegoś głównego gościa, Łukasz Borowicz jest w tej roli idealny. Jest wspaniałym gawędziarzem, ma bardzo wiele do powiedzenia o swoich doświadczeniach muzycznych z bardzo różnych miejsc, z bardzo różnymi zespołami, także już z bardzo różnych krajów; teraz np. jest w Berlinie, gdzie dyryguje Cyganerią w Komische Oper – w marcu jeszcze trzy przedstawienia; ale zeszłego lata przejechał się aż do Montevideo, gdzie prowadził Eugeniusza Oniegina w nowo odnowionym po 40 latach teatrze (i było to prawdopodobnie pierwsze wykonanie tego utworu w Urugwaju).

Opowiadał o tym, jak się pracuje w operze, o tym, że spędza się w niej nieraz więcej czasu niż w domu (przed południem próba, wieczorem spektakl…), o tym, jaką rolę w teatrze odgrywa kantyna (akcent kulinarny, ale bynajmniej nie wyłącznie), co słyszy dyrygent z kanału, a co śpiewak na scenie (straszny hałas, tupanie, zwłaszcza kiedy po scenie porusza się chór), jak różne podejścia mają dyrygenci, no i temat-morze: o stosunkach dyrygent-orkiestra, o kontaktach z reprezentantami zespołu, ze związkami zawodowymi; o tym, jak rozpuszczone są słynne orkiestry i jak potrafią zmiażdżyć dyrygenta, z którym nie znajdą chemii czy który im się po prostu nie podoba.

Piszemy o tym, co ważne i ciekawe

Z tej ciąży nie ma już co zbierać, mówi lekarz na USG. „I czego pani od nas oczekuje?”

Nie wrócę do ginekologa, który prowadził moją ciążę, bo musiałabym skłamać, że poroniłam, opowiada Wioletta. Przez kilka tygodni żyłam jak tykająca bomba, nie jadłam, nie spałam, wyznaje Karolina. Obie przerwały ciążę w drugim trymestrze.

Agata Szczerbiak

Wbrew temu, co widnieje w zapowiedzi, słuchaliśmy zupełnie innych nagrań. Jako że mowa była też o reżyserii operowej, tradycyjnej i „awangardowej”, Łukasz pokazał bardzo tradycyjne wystawienie Toski z Met (wszyscy myśleli, że scena rozgrywa się w kościele, a to były tak realistyczne dekoracje), a kiedy rozmawialiśmy o sukcesach naszych śpiewaków, ilustracją była scena z pamiętnej Łucji z Lammermoor z tegoż teatru, z udziałem Mariusza Kwietnia i Piotra Beczały – wspaniały duet i nic dziwnego, że „nasi chłopcy” wówczas ukradli show.

Myślę, że nawet bez takich kontekstów jak agencja komunikacji i promocji kultury, lecz całkowicie prywatnie, fajnie jest tak się po prostu spotkać na kulturalną kolację.

Udostępnij
Wyślij emailem
Drukuj