Stajuda
Dziś jest, i pewnie jeszcze będzie, wiele ważnych tematów do poruszania. Ale ja mam obowiązek napisać o moim przyjacielu Jerzym Stajudzie, który zmarł dokładnie 20 lat temu. Miał wtedy zaledwie 56 lat, ale też żył intensywnie i zupełnie niehigienicznie. Był postacią, powiedziałoby się dziś, kultową, jak kultowe było jego mieszkanie w starej kamienicy na Wiejskiej, gdzie przychodziła toute Varsovie, która jeszcze wówczas nie była warszawką. W środku tego skromnie, z nieodłącznym papierosem, sam Jerzy, z wykształcenia architekt, z talentu malarz, z umysłu erudyta. Wielki meloman, który sam nauczył się czytać nuty i grać, zapraszał też do siebie ludzi muzyki, niezapomniane były spotkania u niego przy okazji Warszawskich Jesieni, gdzie trafiali też goszczący wówczas w Warszawie kompozytorzy i wykonawcy ze świata. Takich ludzi renesansu jak Jerzy już nie ma.
Ucieszyłam się dziś, że w „Gazecie” ukazał się tekst prof. Waldemara Baraniewskiego. Takiego co prawda Jerzego jak na zdjęciu ja nie znałam, Waldek zapewne też nie – za „naszych” czasów, drobny, z siwą brodą, raczej siedział za stołem niż perorował na stojąco. Za okrągłym stołem w dużym pokoju na Wiejskiej, gdzie stała też fisharmonia, stary fortepian nastrojony o cały ton niżej i ogromna kolekcja książek i płyt, winyli oczywiście. Kiedy przychodziło się do Jerzego, urządzał koncert życzeń i nie zdarzyło się, żeby czegoś nie miał, zawsze przy tym doskonale wiedział, gdzie co stoi. Pamiętam np., że Tadeusz A. Zieliński, kiedy przychodził, prosił zwykle o Koncert skrzypcowy Strawińskiego. Kiedyś, gdy przyszliśmy całą grupą na bankiecik po premierze jakiegoś Pergolesiego w Warszawskiej Operze Kameralnej (Ola Semenowicz, przyjaciółka Jerzego, robiła tam scenografię), podeszłam do półki (bo potem już trochę też się nauczyłam tego układu) i położyłam na adapterze Suitę włoską Strawińskiego.
Owa pracownia malarska, o której wspomina Waldek, tak naprawdę była sobie pokojem w amfiladzie z „salonu” do kuchni i Jerzy tam rzeczywiście malował, choć było kompletnie ciemno (okna wychodziły na podwórko-studnię). Pamiętam, jak ze skupioną twarzą lał barwny tusz na papier, nachylał kartkę, skrobał ją pędzlem czy piórkiem. Akwarelki były erupcją improwizacji i często potem stanowiły model do obrazów olejnych: Jerzy fotografował je, rzucał obraz z projektora na płótno i dokonywał częściowego lub całkowitego odwzorowania. Widziałam akwarelkę, która była podstawą do wielkiego akrylu w kolorach błękitnego dymu, który ofiarował Lutosławskiemu – miał do niego stosunek nabożny. Kiedy już po śmierci Jerzego poszłam na wywiad do Lutosa, zaczęliśmy rozmowę właśnie od niego – wiedział, że się przyjaźniliśmy.
Wracając więc do „pracowni”, pół wnętrza zajmował tam drugi fortepian, i to w stanie przyzwoitym. Często był w użyciu. Ja w ogóle przez pewien czas prawie mieszkałam na tej Wiejskiej, przesiadywaliśmy przy tym okrągłym stole (zawsze na tych samych miejscach), a Jerzy snuł opowieści z – co tu dużo gadać – historii kultury lat 60. i 70. Że też nie spisywałam tego choćby pobieżnie, po powrocie do domu. Rzecz w tym, że na stole stała wódeczność i miało to swoje konsekwencje; ja chcąc się wykręcić od picia w pewnym momencie wstawałam i szłam do pracowni grać. To było dobre rozwiązanie. Czasem grywaliśmy na cztery ręce, np. symfonie Beethovena.
Miał dość szczególne obyczaje – zimą w ogóle nie wychodził z domu, latem natomiast, jak tylko zaczynało się robić ciepło, chodził po domu nago i mówił gościom, że jeśli chcą, mogą się przyłączyć, ale nie muszą. (Był wielkim zwolennikiem nudyzmu, jeździli z Olą na plażę do Świdra.) Niektórzy się przyłączali i pamiętam, kiedy raz z rozbawieniem zdałam sobie sprawę, że biorę udział w Śniadaniu na trawie na odwrót – dwóch nagich facetów (drugim był również już nieżyjący krytyk Maciej Gutowski) i ja ubrana. Oraz mój pieseczek, o którym Jerzy mawiał, że jest jak z Carpaccia.
Jego znajomość historii sztuki była nieprawdopodobna, a mało ją niestety sprzedawał. Dopiero w ostatnich paru latach jego życia, gdy już zresztą zaczęła się jego straszna choroba, Grzegorz Kowalski wpadł na pomysł, żeby go zatrudnić na uczelni. Oficjalnie uczył rysunku na rzeźbie; tak naprawdę uczył otwartości. Studenci przychodzili do niego do domu (była zima). Wtedy właśnie poznałam Kasię Kozyrę, Pawła Althamera, Artura Żmijewskiego i innych ludzi z Kowalni (ta nazwa przyszła później) – i myślę, że Baraniewski ma rację, że postawa Stajudy wobec studentów również była u źródeł sztuki krytycznej. Cenił talent Pawła, serdecznie zaprzyjaźnił się z Kasią, która zaczęła przesiadywać na Wiejskiej podobnie jak ja wcześniej. Zaraził ich swoją miłością do muzyki, i częściowo z tego powodu trochę ich „odziedziczyłam”, zwłaszcza Kasię. Był naturalnym autorytetem dla nich i ogromnie wzruszył mnie skromny nekrolog, na który się zrzucili: „Zmarł nasz Profesor Jerzy Stajuda. Jego studenci”. To wszystko.
A ja, kiedy się budzę, patrzę na coś w rodzaju okna z dziewięcioma szybkami, za każdą jest akwarelka Jerzego. Jeszcze parę wisi tu i ówdzie, a na honorowym miejscu – duża, którą dostałam już po jego śmierci. I pamiętam.
Troszkę obrazków tutaj, tutaj, tutaj i pewno jeszcze tu i ówdzie się znajdzie.
Komentarze
Jak delikatne, jak nieprzegadane sa te akwarelki. Niektore sprawiaja wrazenie, ze zaraz sie rozplyna i znikna na kartce papieru.
Piekne wspomnienie o Zmarlym. Zawsze mnie cieszy ocalanie pamieci po ludziach, ktorzy byli dla nas wazni i ktorych niesiemy w sobie przez zycie.
O, ciekawe. Przeczytalem teraz ten artykul prof. Baraniewskiego i pojawia sie w nim slowo „entropia”.
To wlasnie uderza jak sie patrzy na te akwarelki, nawet jak sie nie da ich powiekszyc na ekranie, albo ja nie umiem. 😈
We wszystkich tekstach dzisiejszych (bo i w GW) pojawia się mieszkanie na Wiejskiej….. a ja byłem w mieszkaniu J. Stajudy gdzies na Kole, w okolicach Moczydła. Miałem wówczas lat kilkanaście, a powodem tej wizyty (na wyraźne i serdeczne zaproszenie!) był fakt, że znalazłem i zaopiekowałem się jamniczką Gospodarza. Było to dawno, oj dawno, ale pamiętam to mieszkanie (bo dla młodzieńca z solidnej rodziny dość … zaskakujące było, że można tak mieszkać), Gospodarza i obrazy bardzo dobrze. Rozmawiał ze mną jak z dorosłym, właśnie o obrazach i muzyce, którą wtedy zaczynałem odkrywac. Do dziś chętnie patrzę na malutką akwarelkę, którą od Niego dostałem
@Kot Mordechaj 13:44
Kocie,tutaj jeszcze trochę do poczytania,a z boku obrazki,które można odrobinę powiększyć :
http://www.weranda.pl/archiwum/2010/05/12961-kaligraf-snow
podkowa – witam i dziękuję za wspomnienie z Koła 🙂 Tam jeszcze mieszkał z żoną Ewą, matką jego dwóch synów, która zmarła także na raka, dużo wcześniej niż on.
Zawsze ją pięknie wspominał. Te akwarelki za szybkami, o których pisałam we wpisie, malował jeszcze w tamtym mieszkaniu. Synowie byli mali, on był szczęśliwy i – mówił „malowałem, jakby ptaszek śpiewał”. Takie te akwarelki rzeczywiście są.
Właśnie dotarła do mnie smutna wiadomość, że zmarł – podobno nagle – Ryszard Ostromęcki 🙁 Kiedyś kontaktowaliśmy się często, gdy prowadził koncerty w Piwnicy na Wójtowskiej. Potem co jakiś czas się odzywał lub pokazywał. Kolejny niemuzyk i maniak fortepianów. Pięknie recytował. Ogólnie był dość staroświecki i starokawalerski, niedzisiejszy. Piwnica miała atmosferę, ale to było już bardzo dawno.
Kurcze blade, i ja już jestem stara czy co?
Pani Kierowniczka stara nie jest poki ma motorek w pupie i serce pelne mlodzienczego buntu, poki chce swiat naprawiac.
Ew-ce dziekuje za sznurezek z teksem i obrazkami. ktore fatycznie znacznie lepiej mozna sobie obejrzec.
A w tym tekscie to sie rozczulilem, ze chcial Stajuda zalozyc teatr uliczny i wystawiac w nim Apollinaire’a.
Nawet znam kogos kto sie tym dokladnie zajmowal: Francoise Kuorilsky, oryginalnie z Sorbony, ktora przez dwa lata uczyla moja Stara w Nowym Jorku jako visiting professor.
Kocie, powiedz Starej, że poczta czeka 🙂
Jeśli ktoś nie słyszał dzisiejszej audycji o WOK, to proszę:
http://www.polskieradio.pl/8/410/Artykul/570623,Co-dalej-z-Warszawska-Opera-Kameralna-
Ciekawe jak po przesłuchaniach kandydatów na kandydatów 🙂 na stanowisko dyrektora NIFC? Przesłuchania właśnie powinny się zakończyć.
Podzwonię 🙂
Wysłuchałem audycji.
I zgadzam się z Panią, kiedy Pani mówi, że to rezerwat.
Szlachetny, czcigodny.
Pamiętam każde przedstawienie, czy koncert (na którym byłem) z afisza Festiwalu Mozartowskiego.
Ale już afisze mi się nigdy nie podobały, bo nie atakowały przechodnia.
W WOK panuje wielce kulturalna atmosfera.
Rzekłbym Sanktuarium.
I jak to sanktuaria (a to jeszcze jest z serii ścisłej klauzuli) mają to do siebie, że są w zasadzie dostępne dla wtajemniczonych lub tych, przed którymi bramy się otworzą.
Może to spuścizna po Warszawskiej Operze Objazdowej, dzięki której kiedyś tam zetknąłem się po raz pierwszy w małym mieście powiatowym z operą. A była to „Halka”.
Spuścizna po zorganizowanej publiczności i mecenacie Państwa.
Dziękuję Szefowo za miłe powitanie…. czytam ten blog od dawna, ale sam nie piszę, bo – jak wspomniałem – muzykę lubię, alem niefachowiec, więc się nie mądrzę …. Ale za WOK to chętnie bym komuś łapy przetrącił. IM żałować!!!!!!!!!!!!!
A ten Pergolesi to była La Serva Padrona, jedno z najwcześniejszych moich przeżyć operowych, po którym już mi tak zostało.
PS. W mieszkaniu owym nikt wtedy goło nie występował!
„W mieszkaniu owym nikt wtedy goło nie występował!”
😀 No trochę Pani Szwarcman przesadziła w tym portrecie we wnętrzu!
Na takich dużych spędach golizny nie było, już jednak nie wypadało 🙂
No to dobranoc. Zrywam się skoro świt i lecę do Londka, gdzie posłucham wieczorem znów Pendereckiego i Greenwooda, a dzionek, mam nadzieję, spędzę w zaszczytnym towarzystwie Kota M. 😉
Jeszcze tylko powiem, że w kwestii konkursu NIFC-owego należy wypatrywać komunikatu na stronie ministerstwa. Ja zobowiązałam się, że do tej pory niczego nie powiem i nie będę komentować 🙂
No Kot przedeptuje z lapy na lape… 😈
Pobutka.
Dzięki za Pobutkę, akurat to była dziś odpowiednia godzina 🙂 Też kocham ten koncert, mawialiśmy z Tadeuszem A.Z., że ma w sobie coś ze śmiechu przez łzy. Nie mam pojęcia, dlaczego to się nam tak kojarzyło, ale akurat raz zdarzyło się podobnie.
No to w drogę.
Kierownictwo okrutne wyniku przesłuchań nie zdradzając. Na stronie chyba nie pojawi się wynik prac komisji tylko decyzja ministra, niekoniecznie tozsama. Chociaż skłaniam się do poglądu, że nie będzie inna. Inna rzecz, że na blogu nie bardzo wypada podawać, co tam podjęli. Co innego, gdyby anonimowo wyciekło do prasy.
Wspomnienia o zmarłych bywają piękne. Rzadziej o żywych. A czasem warto i kogoś żywego przypomnieć. Z różnych powodów bywaja zapominani. Uwaga mediów jakoś fokusuje się na celebrytach. Nie prawidłowo „fokusuje”?. Jeżeli takie pojęcie pojawia się w oficjalnych dokumentach rządowych, to chyba jest prawidłowe.
Na stronie ministerstwa jeszcze nie ma informacji, ale skoro Kierowniczka nie robi rabanu, tylko uśmiecha się jak kot z Cheshire, to chyba jest dobrze 🙂
Vesper, też tak myślę
No widzicie, jakie potrzebne są na blogach mordki? Ne bez powodu zawsze byłem ich obrońcą. 😈
A dodatkowa korzyść, że choć Kierowniczka poleciała, został nam na osłodę Uśmiech Bez Kierowniczki. Zawszeć to lepsze niż Dywan Bez Uśmiechu. 🙂
A właśnie z blogu Bobika dowiedziałam się,dlaczego Kierownictwo nas porzuciło 😉
http://wyborcza.pl/1,75248,11391181,Penderecki_skacze_o_tyczce.html
Na zdrowie:
przeniknięcie do rdzenia muzycznej warstwy Pasji. »Pasja « nie tylko w warstwie słowa opowiada o chaosie, z którego rodzi się szkielet wiary – podobnie w warstwie muzycznej z ogromu, chaosu wyłania się dźwiękowy porządek. Dlatego uważam ten utwór za kosmiczny, za dzieło totalne
Szanuje Jarzynę jako reżysera, który wystawia rzeczy ciekawe. Tutaj będzie ilustrował Pasję wykresami encefalografu kompozytora pokazując, jak Penderecki reaguje na swoją muzykę. Można wszystko, tylko pytanie, po co?
Pasja już nieco spowszedniała, ale zaraz po pierwszych nagraniach była na ustach wszystkich. Na mnie tez wrażenie wywarła niesamowite. Fantastyczna muzyka fantastycznie połączona z fantastycznymi efektami tłumu, solistów recytujących. Nie było w tym żadnego chaosu. Penderecki, o którym tu parę razy pisałem z pewną rezerwą dotyczącą późniejszych utworów, Pasję wykreował z żelazną logiką. Zarówno w tym, co odbiera każdy słuchacz, jak i z gratisem dla znawców w formie BACH-a ukrytego w drugiej serii. Również bla bla bla o chaosie jako podstawie konstrukcyjnej wiary budzi moje zdumienie. W sumie bredzenie artysty, który i tak zrobi pewnie coś bardzo ciekawego. Tylko artystów oglądać a nie słuchać (z wyjątkiem operowych).
Ciekawe, że wybitni kreatorzy teatru urządzają czasami warsztaty i z tych warsztatów coś wynika. Jeszcze więcej chyba wynikło ze studia Tomaszewskiego, które dało początek, a czasem środek, wielu niezłym karierom artystycznym. A czytając wypowiedzi nieraz wydaje się, że kompletnie bredzą. Być może nie starcza mi wyobraźni, aby nadążyć za wizjami artystycznymi i dlatego ich nie rozumiem. Czasami jednak podejrzewam, że z rozmysłem bredzą przed dziennikarzami, żeby zachować swój warsztat w tajemnicy, a spotykając się z adeptami jednak przekazują im wiele.
Jest petycja w sprawie WOK
http://www.petycje.pl/petycja/8554/sos_dla_warszawskiej_opery_kameralnej.html
@mt7 13:19
ubiegłaś mnie Emtesiódemeczko,właśnie miałam wkleić 🙂
Swietna wiadomosc! Artur Szklener nowym dyrektorem NIFC 😀
http://www.money.pl/archiwum/wiadomosci_agencyjne/pap/artykul/nieoficjalnie;adam;szklener;wybrany;na;dyrektora;instytutu;fryderyka;chopina,153,0,1051545.html
(Jestem tez pewna ze byl to faworyt PK 😀 )
Czyli jakiś przeciek jednak? Bo na oficjalnej stronie Ministerstwa jeszcze nic nie ma. Fajnie 🙂
Fajnie będzie jak 1) to prawda i 2) utrzyma się przez co najmniej pół roku 👿
Na stronie ministerstwa nic nie ma bo minister jeszcze nie zatwierdzil. To chyba wybor komisji.
W Dwójce właśnie też o tym mówią, że to na razie rekomendacja komisji konkursowej, a decyzji ministra jeszcze nie ma, ale chyba zatwierdzi osobę rekomendowaną, prawda?…
Sam nie wiem, czy już wnosić tego szampana, czy jeszcze się wstrzymać? 😕
Na razie wnieś szampon, żeby w razie czego można było głowę zmyć.
No dobrze, mogę wnieść coś, co się pieni obficie i na razie nie zdradzać, czy to szampan, czy szampon. 😈
Jeszcze gdzieś pośrodku jest piwo… 🙄
Pies z pianą na ustach się wniósł 😆
Radzę uważać, kto nie szczepiony.
Podpisałam petycję,ale potwierdzenie nie przyszło.To też mam pianę,bo w okolicach Krosna wysyp wściekłych lisów nie na żarty.
Ze strony ministerstwa:
„Komisja Konkursowa postanowiła rekomendować Artura Szklenera na dyrektora Narodowego Instytutu Fryderyka Chopina. Tak zdecydowano w głosowaniu jawnym, które odbyło się 21 marca br. Na podjęcie decyzji Minister Kultury i Dziedzictwa Narodowego ma 30 dni od daty pierwszego posiedzenia Komisji, które odbyło się 14 marca br.”
Zeen, to na moim pysku to nie piana, tylko pienia. Dziękczynne. 😆 A wściec to się mogę dopiero gdyby wiadomość się nie potwierdziła. I wtedy rzeczywiście lepiej uważać. 😎
Wypowiedz czlonka komisji Jerzego Kornowicza:
http://www.gazetaprawna.pl/wiadomosci/artykuly/604976,artur_szklener_zwyciezyl_w_konkursie_na_dyrektora_instytutu_chopina.html
W porządku. Troszkę Pana Prezesa dyplomacja poniosła.
Bobik wiedział, nie powiedział:
http://www.money.pl/archiwum/wiadomosci_agencyjne/pap/artykul/nieoficjalnie;adam;szklener;wybrany;na;dyrektora;instytutu;fryderyka;chopina,153,0,1051545.html
Ale skoro dwa źródła podają, znaczy się – tak jest!
To w górę serca i puchary! 😀
Aaaa, to Lisek kochany powiedział. 🙂 🙂
🙂 Emtesiodemeczko, chyba lepiej brac przyklad z Gostka i S Leszczynskiego i zaczekac na zatwierdzenie ministra, bo wg prawa nia ma obowiazku przyjecia rekomendacji komisji.
To ja czekam, czekam, ale już jakoś inaczej, pomimo słabowitego poczucia własnego.
Jakiś piękniejszy świat mi się wydaje, pomimo ciemności. 😀
http://www.mkidn.gov.pl/pages/posts/konkurs-na-stanowisko-dyrektora-narodowego-instytutu-fryderyka-chopina-2838.php Tutaj już potwierdzenie ze strony MKiDN 😀
Teraz wszystko w rękach ministra.
@Gostek „Jeszcze gdzieś pośrodku jest piwo…” i dalej „Na razie wnieś szampon,….”
Jak zwykle 😉 mam idealne rozwiazanie:
Kiedys byl – i nadal istnieje – szampon z piwem.
http://www.kosmetykipiwne.pl/index.phpmain_page=product_info&products_id=9
Moze tak od razu wlasnie to!
… niestety mam pewne obawy, słuchając w 58 sekundzie filmu dra Szklenera… nie trzeba sięgać do Doroszewskiego by wiedzieć, że faksymile nie jest falsyfikatem, lecz reprodukcją oryginału…
http://pl.chopin.nifc.pl/institute/publications/facsimile
Przecież Pan Szklener dobrze wie, czym są faksymile, wyraził się niezręcznie, a tu inkwizycja.
Życzę dobrej nocy.
Pobutka.
Nikt się nie spodziewał…
Podejrzewałem, że Bobik może wiedzieć. Wygląda, że Pan Minister zaglądał trochę na ten blog. Ale MK ma jeszcze ponad 3 tygodnie na podjęcie decyzji. Decyzja może być zgodna z rekomendacją lub nie. Myślę, że MK chciałby zgodnie z komisją i dlatego wynik prac komisji ministerstwo od razu ujawniło. Jeżeli ktoś na MK naciska, żeby było inaczej, ministrowi łatwiej jest wskazać na kiepski moment, żeby sprzeciwiać się woli środowiska.
Myślę w sumie, że tak już zostanie ku chwale Szopena i Ojczyzny. Jeszcze żeby WOK. Też wczoraj podpisalem i dotąd nie dostałem potwierdzenia.
Wypowiedź Jerzego Kornowicza bardzo jednostronna. Ale to dobra strona akurat. Artur Szklener był stypendystą w Exeter. To ma u mnie dodatkowe punkty. Urocze miasto w uroczych okolicach. Piękne lasy w bramie do Kornwalii. Do tego wyjątkowo sympatyczna ludność.
Jeszcze raz podpisałem i natychmiast zadziałało. Może za duży tłok był wczoraj.
W sprawie potwierdzeń petycji – też miałam wczoraj problem z potwierdzeniem,podpisałam drugi raz i wtedy się udało – chyba teraz wprowadzono dodatkowe zabezpieczenie tj.trzeba potwierdzić podpis pierwszy raz po podpisaniu,a następnie kliknąć w przysłany link (o ile przyjdzie 😉 ) Wydaje mi się,że przedtem tego nie było.
Wychodzi, że znaczna przewaga nad pozostałymi. Uczestnicząc w komisjach wiem, co to oznacza. Praktycznie w dyskusji nikt nie popierał kogo innego albo próby popierania innego kandydata spotkały się ze zdecydowanym odporem. Oznacza to, że MK przejrzało na oczy i stanęło po stronie Instytutu przeciwko biurokratom i ewentualnym lobbystom. To bardzo dobry znak. Prawdę mówiąc już zwątpiłem w Ministra Zdrojewskiego. Ale poczekajmy na formalną decyzję.
Dzien dobry, sorry za brak polskich literek, ale pisze od Mordki 🙂
Oczywiscie to Artur Szklener byl moim faworytem. Sto procent kompetencji, uczciwosci i klasy. Oby minister jak najszybciej przychylil sie do rekomendacji komisji, bo naprawde szkoda czasu. Ten Instytut zbyt wiele przezyl.
Gratuluje Panu Arturowi serdecznie i trzymam kciuki za przeprowadzenie Instytutu przez trudny czas i wyprowadzenie na prosta.
„Hip, hip hurra” powiem po mianowaniu 😀
A teraz zabieram sie za wpis o wczorajszym koncercie 🙂
Kierownictwo uściska tam Mordkę ze Starą, lub odwrotnie. 😀
@Stanisław 8:39
A ja sądzę,że minister też odetchnął z ulgą 🙂
Jednoznaczna rekomendacja Komisji stwarza klarowną sytuację, wszystkie wymogi konkursu spełnione,właściwa osoba na właściwym miejscu…czego chcieć więcej. A poza tym chyba ostatnie posunięcia Samca Alfa musiały go zniesmaczyć 😉
A tymczasem u nas jeszcze oczekujemy, że Pan Minister ( jak zawsze dyplomatycznie, niemniej stanowczo) wypowie się na temat reformatorskich zapędów tutejszego wicemarszałka wobec instytucji kultury współzarządzanych przez MKiDN.
Pani radna Sejmiku ma na ten temat jednoznaczną opinię,nic dodać,nic ująć 🙂
http://gazeta.teatr.legnica.pl/index.php/akt-artykuly/3947-gazeta-wroclawska-zdrojewska-o-pomysle-molonia