3. NMŻ za nami
Po inauguracji w synagodze i dniu przerwy – trzy wieczory w Novym Kinie Praha (nie wiadomo, co w tym miejscu będzie się działo przez rok, więc kto wie, czy nie po raz ostatni te koncerty odbywały się tutaj). Trzy wieczory według podobnego w gruncie rzeczy schematu. Po dwa występy, z których pierwszy był zwykle trudniejszy, spokojny, skupiony, a drugi – żywiołowy.
Wszystko rozpoczęło się koncertem Muzyka Żydów z Jemenu dwóch polskich i dwóch amerykańskich muzyków: Perry’ego Robinsona, Michaela Zeranga, Raphaela Rogińskiego i Wacława Zimpla. Grali trochę na podobnym schemacie do tego, jaki Raphael kiedyś zastosował do tematów z Bieregowskiego, czyli temat (jemeński) zagrany przez dwa klarnety (Perry i Wacek), z tego improwizacja i w końcu powrót. Ale powiem szczerze, że ja jakoś nie weszłam w te klimaty – Raphael później tłumaczył, że chodziło o oddanie atmosfery swoistej pustki, jaka w tej muzyce jest. Podobno dużo lepiej to wyszło na płycie – wydało ją Multikulti, więc domyślam się, że do mnie dotrze. Ciekawe, czy w tej wersji będę to odbierać lepiej.
Podobny zresztą problem miałam z wczorajszym pierwszym zespołem – Nor Cold Quartet, w którym dwóch polskich muzyków (Olgierd Dokalski i Wojciech Kwapisiński), jeden izraelski (Oori Shalev) i jeden belgijski (Zeger Vanderbussche) grało muzykę zainspirowaną nagraniami Żydów bałkańskich sprzed wieku. Spóźniłam się zresztą, bo jechałam z filharmonii, ale to, co usłyszałam, też mnie nie wciągnęło: czekało się, aż w końcu coś zacznie się dziać, a zanim się zaczęło, to już się kończyło. Może też tak miało być.
Dziś inna sprawa: Lena Piękniewska z zespołem Soundcheck, który próbuje różnych rodzajów muzykowania, i zaproszonym gościnnie skrzypkiem Maciejem Filipczukiem. Program Kołysanki na wieczny sen ma oczywistych adresatów, zdumiało mnie więc, że Piękniewska śpiewała je po hebrajsku – ci, dla których były przeznaczone, używali jidysz, a hebrajski był dla nich wyłącznie językiem świętym, w tórym się modlili. Trochę światła rzucił komentarz, że jedna z kobiet, obecna na wyświetlanych w tle zdjęciach (przedwojenne zdjęcia Żydów, głównie zbiorówki, z życia oficjalnego i towarzyskiego), przeżyła wojnę i trafiła do Izraela. Może więc to dla niej, ale to też niekonsekwentne. Jedyną kołysankę w jidysz, dość znany tekst (w zbiorku tłumaczeń Ficowskiego rozpoczynający się słowami „Luli luli lu, taty nie ma tu’), zaśpiewał Filipczuk, z akcentem co prawda okropnym, ale za to z wielkim przejęciem, więc wzruszająco. Solistka też się wzruszyła. Publiczność – jak patrzyłam – również. Melodie – nie autentyczne, lecz żydowskopodobne, że tak się wyrażę, były opracowywane przez muzyków z lekka jazzowo.
Teraz drugie części. Pierwszego wieczoru – zespół Kaballah, z Marsylii, ale międzynarodowy, wyglądający tak jak na tym zdjęciu. Było wesoło i energetycznie (to, co robią, muzycy nazywają jidysz dada), ale w pewnym momencie odczułam jednak zbyt duże stężenie cyrku i uciekłam. Choć trzeba przyznać, że są sprawni i pomysłowi.
Jeszcze bardziej dotyczy to The Sway Machinery. Ci krawaciarze, także niesłychanie sprawni, ale przede wszystkim muzycznie, grywają bardzo różnorodny repertuar. To, co przedstawili teraz, nazwałabym żydowskim funky. Główny wokalista i gitarzysta Jeremiah Lockwood śpiewał albo modlitwy po hebrajsku, albo jakieś enigmatyczne teksty po angielsku, których nie byłam w stanie zrozumieć: nowojorski akcent nałożył się na śpiewanie zbyt blisko mikrofonu. Ale w sumie wrażenie robiło, choć wyszłam z tego zmęczona decybelami.
Dzisiejszy, finałowy występ był absolutną premierą: na prośbę szefa artystycznego festiwalu Mirona Zajferta The Bester Quartet razem z zaproszonym trębaczem Tomaszem Ziętkiem zagrali cykl utworów opartych na tematach z Mordechaja Gebirtiga. Te melodyjne i słodkie piosenki ubierali po swojemu – albo w rytmiczne tańce w typie latynoskim (taki żydowski Piazzola), albo w efekty szmerowe i eksperymentatorskie. Miało to swój wdzięk, a przede wszystkim po raz pierwszy chyba w historii tego krakowskiego zespołu wziął on na warsztat melodie, które naprawdę rozbrzmiewały w przedwojennym Krakowie. To cieszy. Może będzie z tego płyta?
Komentarze
Pobutka.
To ja jeszcze o Starej MŻ. Joseph Schmidt zaczynal jako kantor, lecz juz w wieku 24-lat rozwinal kariere (radiowo)-operowa. Niedawno znalazlam nagranie modlitwy szabasowej po aramensku z 1934 w jego wykonaniu, zrobione chyba podczas jego wystepow w Tel Awiwie, ktore mnie zupelnie urzeklo.
http://www.youtube.com/watch?v=QFcv04MOq68
(Co do muzyki Zydow jemenickich, tradycyjnie jest spiewana – kobiety i mezczyzni oddzielnie – tylko przy akompaniamencie instrumentow perkusyjnych.)
Dzień dobry,
ta Pobutka (i owszem, ta piosenka też była) jest śpiewana na basenie w Poznaniu. Czyli w synagodze… Woda robi dodatkowy pogłos.
O tym, że muzyka jemenicka to śpiew z perkusją, Raphael właśnie też wspominał. Mieszka teraz więcej w Izraelu niż w Polsce i właśnie w tamtejszej muzyce grzebie.
Nowe spojrzenie na muzykę klezmerską prezentują młodzi muzycy z Lublina.Polecam
http://www.youtube.com/watch?v=8wj4viffKzk&feature=related
http://www.youtube.com/watch?v=goEtNRXElX8&feature=related
http://www.youtube.com/watch?v=EXHoIpi3-Ow&feature=related
A tak oceniony był występ KLEZMAFOUR na ostatnim Must be the music
http://teleshow.pl/gid,14432342,img,14432372,kat,1024837,title,Must-be-the-music-Ostra-Kora-nie-miala-litosci-dla-uczestnikow-show-Klezmafour-byli-rewelacyjni,galeria.html
Witam Lubliniankę. Na przyszłość: tylko po jednym linku w komentarzu 🙂
Gostku Przelotem – serdeczne dzięki !!!
Pewnie,że się przyda i to jeszcze jak 🙂
A wszystkim dzisiejszym Solenizantom – Jerzym i Wojciechom -jawnym i ukrytym pod nickami (właściwie tylko 60Jerzy ukrywa się częściowo 😉 ) w dniu tak uroczystym – życzliwości losu,spełnień wszelakich i wiele, wiele pięknej muzyki, takiej jaką lubią najbardziej 🙂
To Jerzym i Wojciechom – jezowo:
http://cudacuda.pl/ale_cuda/1,123333,11579407,Czy_moze_byc_cos_slodszego_niz_jeze___26_zdjec_.html
Dorotko, nie podziekowalam za wiesc o Chopinie. Ostatnio pojawil sie jeszcze jeden (podobno sprawdzony) adres. Musze sprawdzic, bo zanotowalam w czelusciach twardego dysku. Zapodam. Dzieki jezowe!!!!
No rzeczywiście – to dziś dzień J. i W. Wszystkiego najmuzyczniejszego 60jerzykowi i innym być może tu się pojawiającym panom o tych imionach 😀
Jeżyki przesłodkie 😀
Na http://mariinsky.tv/n/
Brundubar Hansa Krasy
Retransmisja z 18-ego (będzie do jutra)
Посвящается Дню памяти жертв Катастрофы и героизма европейского еврейства
Bez musica
Jerz w mig znika –
taka jego
jest logika.
Pragmatyka
weń nie wnika –
cięgiem tylko:
Ach! Musica!
Romantika,
Modernika –
Wsio mu rawno,
bo… musica!
Serce pika,
forsa znika!
Taki nałóg
ta musica!
I panika
go przenika.
A po chwili…
Ach! Musica!
Czujnym i życzliwym za pamięć i ciepłe słowa – serdeczności odwzajemniam.
Jeże – oprócz tego, że słodkie – to mają strasznie słabe i wrażliwe na stresy serduszka.
Jeżyki 🙂
http://cudacuda.pl/ale_cuda/1,123333,11579407,Czy_moze_byc_cos_slodszego_niz_jeze___26_zdjec_.html
😀
notario, a to na pewno miało być to? 😯
No przecież dzień Jeżyków dzisiaj, nie? Co za różnica, jak się pisze 😉
Wczoraj wieczorem ledwo wyhamowałem przed jeżem… 🙁
Za mną ktoś jechał. Nie był zachwycony.
Gostku, wszyscy przezyli?
Och, glaskanie jeza w swietle ksiezyca u stop obserwatorium na Hradczanach… W pierwszych latach poupadkowych, jeszcze normalnych… Wspomnienia, wspomnienia.
Jeze sa przecudne, a ze serduszka slabe – coz, za to pojemne, nuf nuf. 😉
Nie chodzi mi o różnicę pisowni, tylko o to, że drugi raz ten sam link 😐
Aaa, to ja nie widziałam poprzedniego, gapa jestem i tyle. Chyba zmienię okulary
Próba rehabilitacji
http://www.youtube.com/watch?v=upFQCXb_qaU
To ze specjalna dedykacja dla szescdziesiategojerzego (i z misja o zapodanie wszystkich BWV i innych cytatow etcetera 😉
Wielka Klasyka przez Wiekie jezowe WU!
http://www.youtube.com/watch?v=0fUqWk2CgpY
Niesamowity, Tereniu, ten Norstein. Obejrzałam z zapartym tchem 🙂 Co do muzyki, też pysznej, to z czołówki wynika, że napisał ją niejaki pan Mejerowicz i moim zdaniem nieźle podrobił cytaty, bo to nie są prawdziwe cytaty 😉
Znalazłam:
http://ru.wikipedia.org/wiki/%D0%9C%D0%B5%D0%B5%D1%80%D0%BE%D0%B2%D0%B8%D1%87,_%D0%9C%D0%B8%D1%85%D0%B0%D0%B8%D0%BB_%D0%90%D0%BB%D0%B5%D0%BA%D1%81%D0%B0%D0%BD%D0%B4%D1%80%D0%BE%D0%B2%D0%B8%D1%87
A jeżyk trafił nawet na znaczek sowieckiej poczty 😀
http://ru.wikipedia.org/wiki/%D0%81%D0%B6%D0%B8%D0%BA_%D0%B2_%D1%82%D1%83%D0%BC%D0%B0%D0%BD%D0%B5
Włos Jerzemu się jeży
Gdy dzień bez muzyki ma przeżyć.
Żeby więc żywo biło
Czułe serce Jerzowe
Jerzy winien przeżywać
Muzyczne wzruszenia wciąż nowe.
Oby Jerzy się nurzał
W żartach (włoskich), sonatach.
I niechże swoich wrażeń
Nie chowa – lecz w Dywan je wplata. 🙂
Pobutka.
Na przekor Bralczykom i Rusinkom witam bardzo serdecznie i zimnoporannie (brrr…)
Norstein absolutnie mistrz. I tez Jerzy.
Muzyka wspaniale podrobiona, stad moje perskie oko, chociaz pewnie jakis motyw udaloby sie zidentyfikowac (troche z przodu, troche z tylu)
A na poranne marzenia – troche Sznittkego?
http://www.youtube.com/watch?v=Q_jadLaFtMY
Fantastyczny… 🙂
tjczekaj 8:07
Piękne 🙂 I muzycznie i wizualnie i pod każdem innem względem. Dodaję do ulubionych 🙂
Jednak te dawne animacje były prawdziwymi dziełami sztuki…
A we Wrocławiu wiosna. Chwilami chłodna,ale słoneczna. Tu i ówdzie jeszcze magnolie,a gdzieniegdzie już majowy bez, co tak zaskoczyło Ewę Szczecińską,że wspomniała o tym w „dwójkowej” relacji z Poloniki 🙂
Pięknej wiosny życzę wszystkim.
Tutaj bez się dopiero zawiązuje. Nawet u mnie „na wsi”, czyli na Kabatach, gdzie zawsze jest trochę chłodniej.
Dzień dobry w słoneczny dzień 🙂 A jak idzie Polonica?
Ta balerina już tu kiedyś była, ale nie szkodzi, bo jest cudna, a nie wszyscy widzieli 😀
Och, to Jerzyka imieninki były!
120 lat pięknego życia, Jerzyczku. 🙂
1. Tak, wszyscy przeżyli, ale dawno nie miałem tak bliskiego spotkania.
2. Dziękuję wszystkim za podziękowania.
Jerzemu serdeczne choć spóźnione życzenia tylko pięknej muzyki.
Napisałem wczoraj co niemiara i wszystko uciekło, choć niby kopiowałem. Chyba za słabo nacisnąłem ctrl.
Pisałem o muzyce żydowskiej. Jak się zdobędę na to, to powtórzę, bo temat mi bliski.
Gostku, ja też dziękuję. Starałem się wczoraj podziękować PK, ale właśnie dojrzałem maila od niedoręczyciela, który twierdzi, że z mojego serwera pocztowego nie wolno mi poczty wysyłać. Ciekawostka, choć zaczynam się domyślać, skąd to się wzięło.
Jerzemu serdeczne zyczenia wszystkiego dobrego i wielu pieknych muzycznych wrazen.
Gostku dzieki i ode mnie.
Nie wiem czy juz byl na Dywanie Daniel Taylor
Aha, byl juz dwa lata temu 🙂
@lisek 14:45
ale dobrego nigdy za wiele 🙂
@PK 10:06
Dzięki – też rozkwita wiosennie, na psa urok 😉 Oby tak dalej.Dzieje się dużo różności , starannie dokumentowanych na festiwalowym blogu http://www.musicapolonicanova.pl/blog/ więc można sobie przynajmniej to i owo zwizualizować. Co się tam będę wymądrzać – wklejam pierwszą recenzję Magdy Talik na portalu „Kreatywny Wrocław” ( bo oni mają takie monstrualnie długie linki, że czasem trudno je otworzyć ): „Weekend klasyków. Recenzja pierwszych koncertów festiwalu Musica Polonica Nova „
Lutosa nigdy dość. Zwłaszcza jeśli jego III Symfonia doczekała się tak mistrzowskiej interpretacji, jak ta dokonana przez Jacka Kaspszyka z udziałem Orkiestry Symfonicznej Filharmonii Wrocławskiej. Penderecki (I Symfonia) słuchany z żywym zainteresowaniem. I wreszcie monograficzny wieczór zmarłego niedawno Henryka Mikołaja Góreckiego, a w programie cykle Muzyczki i Genesis, które w tym zestawieniu pojawiają bodaj pierwszy raz wspólnie. Pierwszy weekend na festiwalu Musica Polonica Nova, nawet jeśli okraszony prawykonaniami dzieł młodych kompozytorów, był forum dla prezentacji muzyki klasyków.
Dzieła sprzed lat albo wciąż dziś skłaniają do refleksji, autentycznie wzruszają i potrafią wzbudzić zachwyt (III Symfonia Lutosławskiego), albo są wskrzeszeniem ducha moderny lat sześćdziesiątych (Muzyczki Góreckiego) i choć ciekawe, niekoniecznie chciałoby się do nich wracać słuchaczom. Albo dowodem na to, że czasem lekceważona i zepchnięta do lamusa przez samego kompozytora twórczość (I Symfonia Pendereckiego) potrafi dziś postawić na nogi młode pokolenie i intrygować.
Co ciekawe, wśród publiczności, jaka przyszła posłuchać muzyki Góreckiego byli w przeważającej większości właśnie ludzie, którzy urodzili się często dobrych kilka lat po skomponowaniu Muzyczek i Genesis. A przyjmowali te cykle może nie z nabożeństwem, czy fascynacją, ale sporym zainteresowaniem (połączonym nawet z czytaniem partytur w trakcie wykonywania utworu). Magia rewelacyjnych wykonań, z jakich słynie Orkiestra Kameralna Miasta Tychy Aukso zadziałała i tutaj. Ale do największych wydarzeń należał przede wszystkim wieczór inauguracyjny festiwalu.
Dwóch klasyków (Lutosławski i Penderecki) kontra (albo trafniej byłoby powiedzieć plus) dwóch młodych twórców (Mateusz Ryczek i jego Infrasymfonia, Sławomir Kupczak i jego Kolibry).
Znakomite wprost wykonanie III Symfonii tylko potwierdza, że Jacek Kaspszyk to dziś nie tylko jeden z najbardziej uważnych czytelników partytur Lutosa, ale i najbardziej wrażliwych, gotowych eksponować nie tylko precyzyjnie rozplanowaną strukturę, ale rewelacyjnie wprost zbudować napięcie, niemal zgodnie ze słowami kompozytora, który podkreślał: „Chodzi o to, by w czasie wykonywania I części słuchacz pozostawał w oczekiwaniu na coś ważniejszego, co ma dopiero nadejść”.
Magdalena Talik
Coś ta Magda niekonsekwentna, jak „Lutos”, to dlaczego nie „Pender”? 😆
Dziś w „Stołecznej” przykra rozmowa:
http://warszawa.gazeta.pl/warszawa/1,34861,11599566,Opera_bez_dyrektora___Bo_nikomu_na_niej_nie_zalezy_.html
Za chwilę do Warszawskiej Opery Kameralnej wejdzie opereta.
Bo chyba nie wypada chwalić Lutosławskiego i Pendereckiego w tym samym zdaniu 😛
Wczoraj mt7 usypiała sąsiedzki blog kołysankami z jutubka.
Pozwolę sobie zamieścić link do kołysanki gruzińskiej, której tam nie było.
http://www.youtube.com/watch?v=SpPttC7uXNE
U nas też oczywiście te kołysanki kiedyś były. Ale – znów – nigdy dość dobrego 🙂
A na dodatek z takim fajnym kotem 😉
😀
Tak sobie też i pomyślałem, że pewnie były.
Ale nie mogłem się oprzeć pokusie. Zwłaszcza, że obrazek też urokliwy.
A to mam wieczór. 😯 Animowano-więzienny. 😆 Na kołysanie jeszcze za wcześnie, no chyba, że na korabiu. 😉
Dlaczego więzienny? 😯
Co do Opery Kameralnej to moim zdaniem dyrektor Sutkowski sam jest sobie winny. Pod jego kierownictwem instytucja ta jest bardzo słabo rozpoznawalna, dlatego nie przyciąga publiczności, krytyków, nie przyciąga też potencjalnych sponsorów. Opera Kameralna miała jednak, jak na polskie warunki, zadziwiająco duży budżet – 24 mln zł. Nie mówiąc już o ilości etatów. Tak więc, z tym teatrem muzycznym już dawno powinni zrobić porządek. W polskim światku kulturalnym pełno jest takich kwiatków, np. taka Sinfonia Varsovia. Po co utrzymywać z polskich podatków orkiestrę, która gra właściwie tylko poza granicami kraju, a jej dyrektorem muzycznym jest dyrygent, który nie ma czasu nawet z nią koncertować? To samo odnosi się np. do Nowego Teatru Warlikowskiego, który też częściej gra poza granicami Polski, a jego wojaże sponsoruje Ministerstwo Kultury. Bezsensu.
@wojtek86 – odpowiem od końca. Bo Krzysztof Warlikowski to wizytówka polskiego teatru i jego marka. I chociaż niektórzy nie „kupują” wszystkich jego dzieł to niech działa. Komplety publiczności są wystarczającą recenzją. Sinfonia Varsovia to orkiestra, która żyje i działa. Nie tylko w kraju nad Wisłą, ale także podczas wyjazdów. Nikt nie zainteresuje się zespołem, który gra tylko w naszym nadwiślańskim kraju. Na szczęście zarabiają też na siebie sądząc po ilości tournees. No i na koniec Opera Kameralna. I tu się częściowo zgadzam. Nie da się utrzymać takiej liczby etatów w czasach kryzysu. A gdzie wpływy z wyjazdów zagranicznych, gdzie sponsorzy, gdzie nowoczesne zarządzanie??? Ale nie generalizujmy i nie wrzucajmy tych trzech instytucji (bo Warlikowski to instytucja dzisiaj) do jednego wora. Uf!!!
wojtek86 – to jest dość złożone i każdy z przypadków jest inny.
1. Opera Kameralna. Zgadzam się, że polityka kadrowa dyr. Sutkowskiego jest rodem z poprzedniej epoki. Są tam na etatach ludzie, którzy w ogóle nic tam nie robią. Dyrektorowi też mam za złe, że nie wychował następcy i w razie jego dymisji nie będzie miał kto się tym sensownie zająć. Nie mówiąc o tym, że od dawna zaniedbano kwestię sponsoringu – pamiętam czasy, kiedy każdą premierę ktoś sponsorował, banki czy inne instytucje. Dlatego obrona WOK, choć dla mnie oczywista i konieczna, nie jest łatwa. Ale nie da się powiedzieć. że „pod jego kierownictwem instytucja jest bardzo słabo rozpoznawalna”. Ależ jest – to on ją stworzył, to jego dzieło, to on ją rozwinął z przedsięwzięcia niemal amatorskiego do miejsca, gdzie można spotkać propozycje artystyczne na wysokim poziomie.
2. Sinfonia Varsovia dużo gra za granicą, ale też naprawdę dużo w Polsce, rozwija wartościowe działania w miejscu swej nowej siedziby na Grochowie, włączając się świetnie w życie kulturalne dzielnicy. No i od dwóch lat La Folle Journee – wspaniała sprawa. Wygląda na to, że nie wie Pan, co właściwie SV robi.
3. Nowy Teatr Warlikowskiego bardzo chciałby grać w Warszawie. Ale nie ma gdzie. Siedziba jest mu obiecywana od kilku lat, i guzik.
wojtek86 24 kwietnia o godz. 22:01
Zadziwiające jest to, co Pan napisał!
Jaki porządek?
Chyba, że Pan rozumie słowo „porządek” w sensie wzięcia WOK pod opiekę Ministerstwa Kultury i nadanie WOK rangi narodowego dobra Kultury, a nie skazanie jej na pożarcie gustów samorządowych.
Nie przyciąga publiczności? Nie raz, nie dwa nie udawało mi się dostać na wybrane przeze mnie przedstawienie, bo nie było już biletów. Wszystkie przedstawienia, na których byłem pozostały mi w pamięci jako wydarzenia kulturalne na wysokim poziomie artystycznym.
Łajza z Pawłem Orskim 🙂 A co do SV, to już tak nam spowszedniała, że może nie zauważamy, że gra. A jest na wszystkich prawie polskich festiwalach!
Ale nie zapominajmy też, że dyr Sutkowski ma 80 lat, a nie 30, kiedy ją zakładał.
Z linkowanego przez Panią artykułu wyraźnie widać, że ma standardy, które dziś wydają się być już historyczne.
Oczywiście. Ale naprawdę, kiedyś ten teatr był ulubionym miejscem dla dyplomacji, przychodzili biznesmeni i wspomagali. Od jakiegoś czasu widzę, że dyrektorowi po prostu się już nie chce. Ale taka postawa „po mnie choćby potop” jest niedobra dla ludzi i instytucji. Bo w każdej chwili należało się czegoś takiego obawiać. Zwłaszcza z takimi władzami.
Jeszcze myślę o kolekcji instrumentów, o całym materialnym dorobku. Jak tak dalej pójdzie, to przyjdzie pan Izban i każe to wszystko wy…….ić. A tam mu już nikt nie przeszkodzi.
Jeśli ktoś jeszcze wierzy w działanie petycji, jest kolejna w sprawie WOK:
http://www.petycje.pl/8624
Chciałbym się z Panią nie zgodzić odnośnie tego „nie chce”.
Bo to jest krzywdzące.
WOK na pewno osiadł na jakiejś mieliźnie i pozostając w tej stylistyce trzeba postawić pytanie, co trzeba zrobić, aby z tej mielizny ściągnąć, a nie do której huty wysłać „na żyletki”.
Dyplomaci… mój znajomy Niemiec, który pracował w Polsce kilka lat i nie był dyplomatą, pochodzący z małej miejscowości w Bawarii ciągle tam „latał”.
Moim zdaniem – sam WOK się z tej zapaści nie wyciągnie, a ze strony Samorządu nie dostanie pomocy.
Władze Warszawy chyba milczą, Pan Minister Zdrojewski chyba też.
I tak wśród serdecznych przyjaciół psy zająca zjedli.
Pobutka była więzienna, Pani Kierowniczko. A ja dziś Pobutkę dopiero na Wieczorynkę skonsumowałam.
Festiwalowy szyk w Budapeszcie (w zeszłym roku). http://www.fidelio.hu/klasszikus/hirek/echo_klassik_2011
Pobutka.
Dzień dobry.
http://www.rp.pl/artykul/554266,865782-Szef-Opery-Kameralnej-odchodzi-po-50-latach.html
To smutne.
Nie tak to powinno być!
Tylko pytanie: jak?
@PK 8:44
To nie jest dobry początek dnia 🙁
@wojtek86 24.04. godz.22:01
Trudno mi zgodzić się z Pana zaskakującymi opiniami.Opera Kameralna jest znakomicie rozpoznawalną marką dla osób interesujących się teatrem operowym – także poza Polską. A że jest to publiczność zdecydowanie mniej liczna,niż fani widowisk stadionowych…cóż – tak było zawsze,ale to nie powód,żeby dyr.Sutkowski dopasowywał swoje działania do gustów masowej publiczności.Model działania WOK jest oczywiście do dyskusji,ale w toku spokojnej reorganizacji,nie z nożem na gardle. O aktywności w Polsce Sinfonii Varsovii przypomniał już wyżej p.Paweł Orski, więc nie będę powtarzać.
A o sytuacji teatrów Warlikowskiego i Jarzyny niedawno była mowa : http://m.wyborcza.pl/wyborcza/1,105226,11567699,Polski_teatr_emigracyjny_.html
Widać naszą „specjalnością kulturalną” jest utrudnianie działalności flagowym instytucjom kultury 🙁
Ja nie znam kulisów.
Ja tylko patrzę na to z pozycji zrozumienia zderzenia wymogów czasu i zasług dyr. Sutkiewicza.
Bardzo mi to przypomina sytuację Pana Leszczyńskiego.
Moim zdaniem nie można stawiać ludzi zasłużonych dla Kultury pod ścianą ekonomii. I następnie ich tą ekonomią rozstrzeliwać.
Nawet jeśli się z tą ekonomią rozmijają.
Tu moim zdaniem zawsze jest pole, aby to załatwić „kulturalnie”.
Nie można Człowieka zasłużonego dla Kultury stawiać pod pręgierz.
Ale to może specjalność polska.
Zawsze wtedy widzę czytany kiedyś tekst (może to był Waldorff), jak wieczorem Wodiczko wpatrywał się Teatr Wielki po tym, jak Go stamtąd usunięto..
Owszem, to był Waldorff. Ale tu naprawdę jest kłopot. I sytuacji z NIFC nie przypomina w ogóle – tam pracowało (i pracuje), zwłaszcza w dziale koncertowym, bardzo mało osób, poniżej potrzeb.
W WOK jest ok. 400 etatów, w tym 300 artystycznych. W tym ludzie, którzy nie występują od lat, albo parę razy w roku, i wciąż są na etatach. Litości! Przecież tak nigdzie się nie da funkcjonować. Dyr. Sutkowski wyobraża sobie, że jak zostawi wszystkich, tylko zmniejszy im do ćwiartki etatu, to będzie wielka oszczędność. Przecież za tych ludzi płaci się ubezpieczenie społeczne, zdrowotne. A większość i tak pracuje gdzie indziej.
Mówienie, że dyrektorowi „się nie chce” jest niesprawiedliwe. Mimo 80 lat zachowuje niesamowitą aktywność i kondycję, której mogą mu pozazdrościć ludzie o wiele młodsi (np. udział w męczących tournées WOK). Ale fakt, że stosunkowo wysoki i długo „bezproblemowy” budżet uśpił jego czujność. Można było przewidzieć, że w kryzysie nie da się utrzymać w nieskończoność takich form działania, zwłaszcza – jak p. Dorota zauważa – przy TEJ władzy.
Chyba jednak wraz z wczorajszą oficjalną dymisją dyrektora pewna epoka się zamknęła (zapewne Struzik dymisję skwapliwie przyjmie, mimo wielkiego chóru sprzeciwów i powszechnego werbalnego poparcia dla Stefana Sutkowskiego).
Myślę, że to nie jest dobry czas, by na forach krytykować WOK za organizacyjne niedostatki – wszystko zostanie wykorzystane przeciwko tej instytucji. Wszystkie ręce na pokład – ale w pozytywnym sensie! Trzeba uruchomić maksymalnie szeroki lobbing na rzecz przyjęcia WOK w poczet Narodowych Instytucji Kultury (skoro należy do niech np. Muzeum Łowiectwa i Jeździectwa, to WOK chyba też zasługuje?…). Min. Zdrojewski jest oczywiście zasypany takimi propozycjami i prawie każda instytucja kultury chce być tą „narodową” – więc się b. przed tym zaciekle broni. Ale naciskać mocno trzeba. I to musi być nacisk – niestety – polityczny, i to ponad podziałami. Skoro Mazowsze nie potrafi i nie chce wywiązać się z roli mecenasa kultury wysokiej, to może trzeba im obciąć budżet na to i finansować poważne instytucje regionalne tylko z centrali, nie narażając ich na koteryjne gierki kuzynów, pociotków „premiera Mazowsza” i innych działaczy „partii chłopskiej”, przyspawanych do swoich synekur i wiecznie głodnych kolejnych.
Ja to oczywiście rozumiem.
Jak poprzez gugla poczytałem, że zatrudnionych jest 75 solistów, to od razu pomyślałem, że można wystawić „Wojnę i pokój” 😉
Po „polsku”, aby nie było zarzutów, że imperialnie.
I gościnnie na deskach TWON za mniejszą kwotę, choć milion dolarów już nie szokuje. 😉
Napisałem wczoraj po przeczytaniu zamieszczonego przez Panią linku do artykułu, że „ma standardy, które dziś wydają się być już historyczne”.
To jednak nikogo nie usprawiedliwia do stawiania dyr. Sutkiewicza pod ścianą.
To można moim zdaniem było załatwić inaczej.
PMac – może rzeczywiście „się nie chce” było mało parlamentarnym sformułowaniem. Ale po prostu porównywałam sytuację sprzed kilkunastu jeszcze lat, kiedy pozyskiwano dla teatru sponsorów, i sytuację z ostatnich kilku lat, gdy nikt nawet o to się nie stara. Dlaczego?
Dziś w redakcji „GW” debata o warszawskich teatrach z udziałem ministra Zdrojewskiego. Może ktoś go spyta o WOK. Mnie tam nie będzie, bo idę na koncert Kurzak.
klakierze – dyrektor nazywa się Sutkowski, nie Sutkiewicz.
„Stawiać pod ścianą”… ale, u licha, restrukturyzację trzeba przeprowadzić. Nie ma wyjścia.
PMac 25 kwietnia o godz. 10:00
Zgadzam się prawie ze wszystkim, do kropki po „i to ponad podziałami”.
Tak to powinno być.
Nie sądzę, aby Pan Minister Zdrojewski był tylko szeregowym urzędnikiem, zasypanym stosem papierów i obrabiającym kolejny papier w godzinach urzędowania, aby się tylko zmieścić w terminie dwóch tygodni.
Tu na pewno są potrzebne decyzje polityczne (te nie bywają łatwe).
WOK jest jednym z nielicznych miejsc kulturalnych na wysokim poziomie (rzekłbym „Zacisze Kultury”) w Warszawie – nie tylko ze względu na poziom artystyczny, ale również wszelakie temu towarzyszące „oprawy”. ( no, plakaty mi się nigdy nie podobały).
I jest to marka Warszawy – może mniej wśród pasażerów metra, ale na pewno wśród gości Stolicy.
I tu w tej sprawie z Panem Ministrem Zdrojewskim powinna współpracować Pani Gronkiewicz-Waltz.
A Mazowsze ma swój matecznik, co nas kosztował niemałe pieniendze!
@ Dorota Szwarcman 25 kwietnia o godz. 10:07
Ale plama, z tym pomyleniem nazwisk.
Przepraszam Pana Dyrektora.
A to z pośpiechu i zbitek myślowych. 😉
Restrukturyzacja tak! – ale czy to musi się odbywać w ten sposób?
Całkowicie się z Panią zgadzam, co do konieczności.
Lecz trzeba jednak również liczyć koszta ludzkie, a nie tylko pieniądze. Te ostatnie są okrutne – bilans musi wyjść na zero (choćby), te pierwsze można łagodzić, zwłaszcza tam, gdzie należy.
Sprawa wyjątkowo trudna. Mimo wszystko z ulgą przyjąłem informację o dymisji. Najlepsze moim zdaniem rozwiązanie nie wchodzi w rachubę ze względów prestiżowych. Byłoby to pozostawienie Dyrektora Sutkowskiego jako Dyrektora Artystycznego.
Ulga jest na razie ostrożna, ponieważ najwazniejszy będzie następca. Jezeli będzie to typ w rodzaju Monkiewicza, można WOK likwidować od razu. Przejęcie przez MK wydaje się mało prawdopodobne, natomiast udział w finansowaniu ze strony MK oraz MSW sensowny. Po restrukturyzacji będzie też mniej wyczerpujący dla zainteresowanych.
Najbardziej mnie interesuje, co myśli o tym Mapap. Jest w środku.
Największa obawa jest, że znany nam skądinąd powinowaty pana marszałka otrzyma od niego to stanowisko, tym samym byłaby to jego trzecia instytucja podlegająca panu marszałkowi. Z czasem wszystko połączy w operetę, tego można być pewnym.
Z paru źródeł słyszałam, że już złożył papiery.
Wywolana przez Stanisława ” do tablicy” w sprawie dymisji Dyr. Sutkowskiego mogę tylko napisać, że czuję się od paru tygodni jak na szalonej karuzeli…wydarzenia następują lawinowo…
Jeśli można by mieć jakąś nadzieję na ewentualnego sensownego następcę -ale tu widać gołym
okiem zręcznie poprowadzoną tzw.ustawkę. Znaczone karty zostały dawno rozdane, wyłazi to w zachowaniu urzedników mazowieckich i bardzo ostatnio nieeleganckim traktowaniu przez nich Dyr.Sutkowskiego. Tyle.
Jeśli to będzie ulubieniec tego blogu to brak mi słów…
A ja wciąż mam takie wrażenie, że czasem zbiorowo (w smutku, że coś się Kulturalnego może zmarnować) nie doceniamy Pana Ministra Zdrojewskiego i pewnie tylko On sam wie, jakie są koszty takiej, czy innej decyzji, która zapada ku zadowoleniu, choćby pisaczy na blogu Pani Szwarcman.
Ufam również, że Pani Gronkiewicz-Waltz w tej sprawie zajmie zdecydowane stanowisko.
I że WOK nie jest tylko trofeum łupów koalicyjnych.
Ale może i jest.
Wtedy przyjdzie nam drżeć, że Wojski swój róg bawoli…
Szkoda, że dyr. Sutkowski nie zgodził się na restrukturyzację i cisnął tą dymisją, bo otworzył tym samym drogę facetowi, któremu kiedyś osobiście uratował reputację. A nie powinien był.
Teraz będzie patrzył, jak ten niszczy jego dzieło.
Tego chciał?
Minister Zdrojewski będzie umywał ręce, drogi klakierze, a Hanna Gronkiewicz-Waltz tym bardziej. A założymy się?
Tak, Klakierze. Hanna G.-W. nawet nie powołała dyrektora Biura Kultury w dużym mieście stołecznym w środku Europy – jest tylko p/o, który z kulturą ma tyle wspólnego, że pracował kiedyś w teatrze, m.in. jako elektryk chyba. To najpiękniej pokazuje, GDZIE p. HGW i miasto ma kulturę.
Dla większości stolic kultura jest jedną z najważniejszych wizytówek, dźwignią promocji miasta, szefami podobnych placówek są najlepsi z najlepszych, wyłaniani w konkursie, miasta mają spójną, długofalową politykę kulturalną… Warszawa zaś aktualnie promuje się karykaturą Chopina z korkami (takimi do kopania piłki) na szyi i to chyba na dzisiaj szczyt zainteresowań miasta w dziedzinie promocji muzyki :/
@Dorota Szwarcman 25 kwietnia o godz. 12:31
Założyłbym się z przekory. A co miałoby być fantem?
Nie sądzę, aby nasz ulubieniec mógł zostać szefem WOK. Tu musi być chyba aprobata MK. A ten blog między innymi trochę oczy Ministrowi otworzył. Martwi za to brak odpowiedniego kandydata, którego Mapap gdziekolwiek widzi. Ale po ogłoszeniu konkursu może się zgłosić ktoś, kto okaże się dobry. HGW działa racjonalnie. W sobotę byłem na Pomorskim Kongresie Obywatelskim. Hasło przewodnie: Na jakich wartościach budować rozwój Pomorza. Przedtem była ankieta. Z 20 wartości trzeba było wybrać 7. Zwyciężył szacunek dla siebie i innych. Wysokie miejsca zajęły i inne cenione przeze mnie wartości. Zmartwiło mnie jednak, że uczestnictwo w kulturze zajęło jedno z ostatnich miejsc. Na równi z „Wspólnotowością, zakorzenieniem, poczuciem przynależności”. Po 20,7% ankietowanych uznało te wartości za ważne. Ja wymieniłem uczestnictwo, wspólnotowości nie. Dla mnie wspólnotowość i zakorzenienie są na Pomorzu wartościami przeciwstawnymi. Tutaj widać to bardzo wyraźnie, że zakorzenieie służy podziałom a nie wspólnotowości. Chyba, że rozumieć wspólnotowość jako kaszubską a nie pomorską. HGW niewątpliwie śledzi podobne ankiety, a może i sama zleca. Osobisty stosunek nie ma tu nic do rzeczy.
HGW nie ma tu nic, ponieważ WOK podlega Urzędowi Marszałkowskiemu. Miasto wolałoby się pozbywać teatru, to po co ma przejmowac na swój garnuszek dodatkowy i jeszcze kosztowny?
A Chopin jest też w wersji z wuwuzelą 😈
A mnie przyszedł do głowy taki kandydat:
Łukasz Borowicz
Miasto nie ma nic do kultury marszałkowskiej, ale dofinansować może, jeśli ma ochotę. Ustawa o finansach publicznych dotowanie samorządu wojewódzkiego przez miejski i odwrotnie. To jest dotacja celowa dla samorządu wojewódzkiego z przeznaczeniem na WOK z jeszcze precyzyjniejszym określeniem celu. U nas takie dotacje są czymś normalnym i chodzą w obie strony. Czasem wspólnie z miastem dotujemy coś niezależnego jak np. Teatr Szekspirowski.
errata: dopuszcza dotowanie samorządu
@klakier
Łukasz Borowicz ma radiówkę. Poza tym on jest raczej od większych kalibrów, nie od kameralnych.
@ Dorota Szwarcman
No to zanim napisałem, to najpierw poszperałem ( i wszystko się zgadza, jak najbardziej i o zapaści i o zainteresowaniu, o Paszporcie Polityki nie wspomnę – poza tym jest medialny)
Uznawany za jednego z czołowych dyrygentów młodego pokolenia początku XXI wieku, laureat wielu nagród, w tym Paszportu Polityki (2007) m.in. za efektowne wydobycie z zapaści Polskiej Orkiestry Radiowej.
Na tle innych dyrygentów wyróżnia go zainteresowanie mało znanym repertuarem.
ditto PK @ 14:38
Rozumiem, że Klakierowi chodzi o to, że skoro radiówka już wydobyta z zapaści, może się nią zająć ktoś inny.
Nie do końca Panie Stanisławie.
I opieram się na internetowych źródłach, a nie na wiedzy.
To by WOK objął ŁB wpadło mi na myśl, gdym się zastanawiał, kto mógłby to objąć ze znanych mi muzyków.
Potem poszperałem w internecie.
Mówię, to nie jest dla niego miejsce. On jest od dużych scen.
Przepraszam, tak czułem, że to odezwanie się jest nie w porządku.
Poproszę o ulgę dla idealisty.
Wrzucę swoje trzy grosze. A może ktoś spróbowałby namówić Tomka Adamusa na WOK. Myślę, że przy dobrej woli udałoby się pogodzić pracę w Warszawie i Krakowie. A jego umiłowanie opery od barokowej do wczesnoromantycznej jest bezgraniczne i nieokiełznane. No i jest specjalistą od robienia porządków i uzdrawiania spetryfikowanych tworów.
No nie, to już byłaby przesada. Ma co robić w Krakowie i Świdnicy.
Komunikat prasowy. Wyszedł dziś nie tylko podwójny numer Polityki, w którym znajdziemy artykuł PK o… a sami sobie przeczytajcie, 😉 ale też Sztuka życia, a w niej wywiad PK z Łukaszem Borowiczem. I w ogóle dużo jest do czytania.
Dziękuję za reklamę 😉
Ciekawe – a propos tematu omawianego wyżej 😉
http://wyborcza.pl/1,75248,11617404,Jaki_teatr_zasluguje_na_publiczne_pieniadze____debata.html
Sprostowanie – z wuwuzelami występuje biedna Syrenka, ale faktycznie często sąsiaduje ze szkaradnie skarykaturowanym Chopinem.
P. Doroto, niech nas Pani nie dołuje perspektywą wiadomego zięcia w roli szefa WOK! Plotki plotkami, ale chyba NAWET ktoś taki jak Struzik zna granice żenującego, bezczelnego, bezwstydnego nepotyzmu i kolesiostwa?! Chyba wie, że będzie z tego skandal znacznie jednak większy, niż w przypadku podarowanej powinowatemu operetki i „Mazowsza”? Zarazem można jednak przypuszczać, że nie przejmie się stratami wizerunkowymi – dostał właśnie wotum zaufania od mazowieckiej koalicji PO-PSL i to go utwierdza w przekonaniu, że wolno mu wszystko i nikt palcem nie kiwnie. Min. Zdrojewski nie wystąpi przed partyjny szereg, bo narażenie się księciuniowi Struzikowi narazi na szwank koalicję w skali kraju. Ta podła polityka wdziera się w każdy aspekt naszego życia, choć chcielibyśmy omijać ją z daleka, z zatkanym nosem, zasłuchani w piękną muzykę….
Ja widziałam i Chopka z wuwuzelą 🙂
Czy przypadkiem – jak mowa w powyższym linku – nie ma obowiązku zrobienia konkursu?
Wuwuzele 😉
http://www.zw.com.pl/galeria/0,1,651729.html
@Aga 20:15
A ja wiem, o kim, bo słuchałam rano Dwójki i jak zwykle w przeglądzie prasy już wszystko powiedziano 😀
Pan Jerzy zawsze mi robi reklamę 😆
A tekst o Łukaszu Borowiczu wrzucili do sieci. Można go znaleźć w blogrollu, w „Moich tekstach”, pt. Kustosz dźwięków zapomnianych.
O Jezu!…. Zwracam honor, tego bohomazu „Chopin z wuwuzelą” jeszcze nie widziałem. Moja wyobraźnia jak się okazuje nie zbliża się do tej będącej udziałem municypalnych geniuszy promocji 🙂
No co chcecie, przeciez Chopin ma byc cool i na topie!
Niezapomniany tekst sprzed juz prawie siedmiu lat, w trakcie KCHopinowskiego. Wywiady z ludnoscia: panienka wyjmujac beczadlo z ucha: Szopen???? Szopen??? E… To nie moja muzyczka.
Mina bezcenna.
No to juz mamy cool Chopina z muzyczka (Dorotko, laweczke z marszem pamietamy dozgonnie, coool)
Ide mordowac sasiada, bo od dwoch tygodni katuje Fantazje d-moll Mozarta w jakims absurdalnie szalenczym tempie i z bykiem tekstowym jak mamut!
Już samo upieranie się na topiastą coolistość jest irytujące. Ale dopiero kompletna irracjonalność tego Chopinowego, pożal się Boże, wcielenia, doprowadza mnie do zażenowanej wściekłości – a mnie niełatwo wściec. 😉 Co do wartości artystycznej nie wypowiadam się, bo się nie znam, ale mnie się nie podoba. Zdecydowanie mi się nie podoba. Mamy teraz dwóch Chopinów – łączy ich tylko podobieństwo rysów twarzy i fryzury.
Ago, za coolasta topowosc dostaje sie wielkie nagrody
http://www.youtube.com/watch?v=5Ccgc99sijY
Na szczęście coolanie i topienie nie są (jeszcze) jedynymi sposobami na zarabianie pieniędzy. 😉 😆 Coolanie na fortepianie, topienie na Szopenie. 🙄