Warszawa panią kocha!
– zakrzyknął jakiś pan z balkonu do Aleksandry Kurzak, zaraz przed pierwszym bisem (którym było coś z Lehara – niezbyt dobrze znam się na operetce; drugim zaś – znany hicior O mio babbino caro). No i jest za co, choć czepiać też by się troszeczkę można.
Można, ale po co – dość ostra barwa w zaśpiewanej na początku arii Fiordiligi Come scoglio z Cosi fan tutte wiązała się zapewne nie tylko z tym, że artystka dopiero się rozśpiewywała, lecz i z tym, że to piekielnie trudne – skoki interwałowe sięgają półtorej oktawy. Nie dość na tym, charakter postaci, niezłomnej i strasznie serio, mniej pasuje do Aleksandry Kurzak, która najlepiej się przecież czuje w roli wesołych kokietek (swoją drogą i Fiordiligi w chwilę po tej arii przestaje być niezłomna i zdradza w końcu swojego ukochanego). Ale dalej już była – jak w tytule jej płyty – gioia.
W każdej części program przewidywał po trzy arie, przedzielane uwerturami. W pierwszej części była więc jeszcze pogodna aria Donizettiowskiej Łucji z I aktu, a na koniec aria Semiramidy Bel reggio lusinghier – jak dla mnie dopiero w tym Rossinim zaczęła się właściwie prawdziwa, pełna forma.
Cavatina Noriny Quel guardo il cavaliere z Don Pasquale była popisem przede wszystkim aktorskim, natomiast w słynnej arii Rozyny Una voce poco fa (podwyższonej o półton) do aktorstwa doszła jeszcze akrobacja wokalna – Kurzak wybrała chyba najtrudniejszą, najbardziej ozdobną wersję. Ale po tych dwóch kokietkach przybrała postać Violetty z I aktu Traviaty – i tam już były wszystkie odcienie, rozterka, smutek, tęsknota za miłością, sztuczne rozbawienie – cała ta słynna huśtawka nastrojów. Wspaniale oddana, jak na deskach scenicznych.
Orkiestra pod batutą swojego szefa brzmiała dość sztywno, a niewinna, żartobliwa uwertura do Sroki złodziejki po prostu zabiła nas dźwiękiem. Pan Józef Kański w przerwie stwierdził, że za długo żyje, bo pamięta, jak tę uwerturę grała orkiestra z Cleveland pod George’em Szellem… Najbardziej zapadło mu w pamięć idealnie równe staccato w drugim temacie. Oj, trudna to sprawa.
Komentarze
Mi również Kurzak pasuje najbardziej do takich flirtujących łobuziar:-) W una voce… była absolutnie nie do pobicia, można było spaść z balkonu. Szkoda tylko że wieczór (nam i wielu innym widzom) popsuła sama filharmonia – nie tylko wykonaniem orkiestry ale też skandalicznym systemem rezerwacji biletowych on-line:/
No właśnie widziałam tę kolejkę do kasy przed koncertem 🙁
Nam sie udalo wpasc na salę w ostatniej chwili – a za nami było jeszcze co najmniej 20-30 osób w kolejce…
Pobutka.
OT: na medici.tv Denis Kozhukhin, etiudy transcendentalne (wczorajszy recital w Louvre Auditorium).
Dzisiaj 60te urodziny Maestry Podleś
Sto lat !!!
Pobutka 😯 rany boskie, z jakiej okazji to było?
A Pani Ewie – nieprzerwanego pasma sukcesów 😀
http://www.youtube.com/watch?v=1RvHFBbcLls
Aha – koleżeństwo mi podrzuciło, że wczorajszy pierwszy bis to był walc z Giuditty Lehara.
Ciekawe czy ten, co krzyknął zapłacił za bilet czy wszedł na zaproszenie 👿
@PK 9:46
Odpowiadam na pytanie 1 🙂
Gala Noworoczna,którą zasponsorowała pracownikom i mieszkańcom KGHM Polska Miedz (koncerty były na początku stycznia w Legnicy i Lubinie,śpiewał też Artur Ruciński,ale nie wiem z kim w duecie 😉 )
http://elubin.pl/wiadomosci,7078.html
A do najserdeczniejszych życzeń dla Maestry też się dołączam!
Szanowna Pani Doroto, względem wyjaśnienia. Aria Rozyny jest napisana w tonacji E-dur, a ja śpiewam od zawsze, tzn. od 15 lat o pół tonu wyżej, czyli w tonacji F-dur. Tonacja ta jest obowiązkowa dla sopranów na wszystkich światowych konkursach wokalnych.
Serdecznie pozdrawiam i dziękuję za miłe słowa.
Aleksandra Kurzak
Szanowna Pani Aleksandro, oczywiście chyba tylko środek nocy, kiedy pisałam powyższe, może usprawiedliwić, że napisałam o całym tonie, zamiast o półtonie 😳 Bardzo przepraszam i wzajemnie serdecznie pozdrawiam!
@lisek
Wdzięczna pozostaję za namiary na świeżutkiego Kozhukhina 🙂 Od koncertu w Dusznikach za mną „chodzi” i przestać nie może.
Marzy mi sie zeby Pani Aleksandra wystapila w Lyric Opera w Chicago: Rosina, Violetta – cokolwiek. Tutejsza widownia nosilaby ja na rekach.
Aj właśnie, ta Rozyna!!! siedziałem całe szczęście na parterze, do podłogi było znacznie bliżej 🙂
Dziękujemy Pani Aleksandro!
No nie wiem…
Jeżeli przyjąć że mamy C D E F G A H C, to kolejność tonów jest jasna: między E i F jest odległość skalowa tonu, w rzeczywistości jest to pół tonu interwałowo, chyba błędu nie było, ja pewnie napisałbym tak samo. Nie słyszałem pani Kurzak – czego żałuję – jakbym usłyszał ten interwał różnicy i potem przeczytał PK, jak nic rzuciłbym się do gardłaaaaaaaaa (to a jest z E-dura) … aaaaaaaaaaaaaaaa! 😆
Nie wiem, jak reszta towarzystwa, ja jestem lekko speszona stąpnięciem Pani Aleksandry Kurzak na Dywan. Przyjemnie speszona. Właściwie, to coś jakby internetowy autograf, czy może, w tym przypadku, odcisk stopy. 😉
No nie, zeen, od E do F jest jeden próg, czyli pół tonu, jak by nie liczyć.
Ago, co się peszyć – artysta też człowiek, a artysta bez much w nosie porozmawia sobie ze zwykłym śmiertelnikiem bez uwypuklania różnicy między sobą, a tymże.
Ech, Gostku, w świecie – choćby przelotem – bywały, ale ja nie co dzień stąpam po tym samym dywanie, co wybitni artyści. 🙂 A artysta z muchami pewnie by mnie nie speszył. 😉
Artysta z muchami – a fe. Nic gorszego.
Artysta pod muchą… o!
Dobry wieczór, już tłumaczę zeenowi: poprawiłam pomyłkę we wpisie, więc teraz jest tak, jak powinno być. A był cały ton. A fe (to do mnie).
Poczułam się, jak Aga, lekko speszona i ucieszona jednocześnie, że odezwała się do nas Pani Aleksandra. 🙂