Czas sztuk interaktywnych
Zajrzałam dziś, jak zapowiadałam, na Uniwersytet Muzyczny obejrzeć pierwsze efekty działającej od dwóch lat Międzyuczelnianej Specjalności Multimedialnej. Trochę się to dziwnie nazywa, ale przecież nie jest to wydział, prędzej studium. Międzyuczelniane, bo razem z ASP. Na stronie widnieje deklaracja, że będzie się dążyło do uruchomienia studiów magisterskich w tej dziedzinie. Trudno powiedzieć, kiedy to może się udać, ale dobrze, że w tej dość stojącej wodzie, którą jest niestety życie warszawskiej uczelni muzycznej, udało się stworzyć coś tak fajnego. Dziś był pokaz prac dyplomowych pierwszych absolwentów MSM; miał on formę swoistej wystawy.
Nie udało mi się zobaczyć wszystkich projektów, bo było to dość skomplikowane organizacyjne, porozrzucane w różnych, dość odległych od siebie miejscach uczelni, a ponadto część z nich była wyłącznie do jednoosobowego odbioru. Przy tym między kolejnymi pracami krążyła komisja egzaminacyjna, która musiała to wszystko zaliczyć. Dlatego w jednych miejscach robiło się gęsto i nie dało się dopchać, w innych czasem nie można było zastać nikogo.
Najprostszą sprawą były prace filmowe (w tym rejestracje koncertów), ale większość to były interaktywne zabawy. W niektórych grała rolę przestrzeń, kiedy ruch po określonym kawałku podłogi generował różne dźwięki czy też podczas poruszania się po zaciemnionym pokoju miało się wrażenie plastyczności krajobrazu dźwiękowego. Inny rodzaj zabawy to danie odbiorcy możliwości improwizacji z określonych elementów (czy w tym wypadku słowo odbiorca jest jeszcze adekwatne? I kto tu jest twórcą i w jakim zakresie, bo przecież do kogoś należał wybór?) – dźwięków, słów, obrazów. Był też żartobliwy quiz, w którym do określonej konstelacji elektronicznych dźwięków trzeba było dopasować jeden z dwóch abstrakcyjnych filmików, stworzonych przez studentów ASP. Po pięciu pytaniach mogłeś się dowiedzieć, o czym świadczył twój wybór (jedno ze zdań, jakie mi wyszło, było mniej więcej takie: lubisz kosmiczne przestrzenie, czy nie jesteś aby wnukiem Gagarina?).
Raczej nie stanie się tak, by tego typu sztuka całkiem zastąpiła nam to, co dotąd znaliśmy. Ale coraz częściej będziemy się z nią stykać, już się stykamy. Trochę zazdroszczę tej młodzieży, że za czasów moich studiów jeszcze czegoś takiego nie było. Myślę zresztą, że największą frajdę te produkcje sprawiały autorom podczas procesu twórczego, i bynajmniej nie jest to złośliwość.
PS. Odwiedziłam też dziś NIFC i wyniosłam stamtąd kilka atrakcyjnych nowości płytowych: Herreweghe’a z Lonquichem, Harasiewicza z Sonatą h-moll i kilkoma jeszcze utworami (biała seria), trzy ostatnie płyty z serii błękitnej (Armellini, Khozyainov, Koziak) oraz pierwsze DVD z serii Requiemów – Mozart z Herreweghem (szykuje się Brahms z zeszłorocznych Chopiejów). Zarębski jeszcze w przygotowaniu.
Komentarze
Pobutka.
—
W obrazku „3KAS”. Że jakieś bilety rzucają do trzech różnych kas?? 😉
Dzień dobry,
Dobieranie obrazków do muzyki na tubie też pewnie mówi coś o osobie, która dobiera 😀
Absolwenci MSM-u maja wspaniala przyszlosc w centrach handlowych, ktore sa jak najbardziej projektami multimedialnymi. Tu tez trzeba zajac, co prawda troche podstepnie wszystkie zmysly klienta. Te swiatynie konsumpcji dzialaja na dotyk, sluch, wech, wzrok. Prosi sie nas o jedna minutke, aby odpowiedziec na naprawde prosciutkie pytania, ale nikt nam nie mowi co z nich wynika. Jest za to szansa, ze mozemy wygrac cenna nagrode. Gdzieniegdzie mozna nawet sie pomodlic w uniwersalnym kosciele. W ten sposob ten projekt wzbogaci nas dodatkowo o autentyczne przezycie metafizyczne. Z drugiej strony to wszystko tylko po to, zebym kupil kilogram kartofli ?
Ja z kolei na swoj projekt multimedialny pojde wczesnym switem do lasu nad jeziorem. Ale banal.
Wyjątkowo, pozwolę sobie zmienić temat. Wesele Figara w Krakowie – wczorajsza premiera. Byłem, widziałem, słyszałem i jestem zaskoczony… pomysłem Laco Adamika. Pani Doroto, nie mogę się doczekać Pani opinii z niedzielnego spektaklu – a mojej proszę nie czytać przed swoją 😉 Być może zobaczyłem przesadnie coś, co było wczoraj ledwo akcentowane…
Witold – ale jako przyjemny banał… 🙂
Myślę, że owszem, te środki są nader przydatne w świątyniach konsumpcji, w reklamie w ogóle. Ale to tylko jedna z możliwości ich wykorzystania.
mkk – oj, ciekawam… A czy tym razem też czarno-białe? Bo Laco tak lubi 😉
Czytuję, ale się bardzo rzadko wpisuję, jako muzycznie niedokształcony laik – ale aktywny miłośnik 😀
Otóż wczoraj byłam na wrocławskim mega widowisku „Bal Maskowy” na Stadionie Olimpijskim – jakoś próbuję obejść wszędobylskie Euro 2012.
Miałam nadzieję, że znajdę tu słówko na temat, ale skoro nie, to moja prywatna, dzielona z dwoma koleżankami opinia.
Kiedy się wybieramy na takie, plenerowe widowisko, to oczekujemy widowiska… a widać nie było prawie NIC! Spektakl odbył się z półgodzinnym opóźnieniem, za to w kompletnej ciemności. Nie widać było ani dekoracji, ani kompozycji scenicznego obrazu. Polskie napisy na jednym, małym pasku nad małym ekranem, gdzie pokazywano jednego – góra dwóch solistów. Napisy białymi literkami na czarnym tle – prawie nieczytelne z bocznych sektorów… porażka kompletna. Niezrozumiała choćby z powodu nazwiska reżysera i scenografa Michała Znanieckiego.
Nie po to się wybrałam w ciemną noc, żeby na twardej ławce bez oparcia, w kompletnej ciemności wysłuchać muzyki, którą sobie mogę nastawić w odtwarzaczu i odsłuchać w wygodnym fotelu, popijając kawę.
Po raz pierwszy wychodziłyśmy – w licznym towarzystwie! – z chwilą, kiedy wybrzmiały ostatnie akordy muzyczne.
Klaskać się nam najzwyczajniej w świecie nie chciało.
;
A klaskałyśmy rąk nie żałując, po spektaklu plenerowym „Otella” na Wyspie Słodowej, chociaż podczas przedstawienia było oberwanie chmury i pochód piękności w krynolinach i stylowych kapeluszach został doszczętnie zlany strugami ulewnego deszczu. Większość publiczności pozostała do końca, artyści swoje odśpiewali i oklaski były długie i burzliwe.
O, pozdrawiam dawno tu niewidzianą 🙂 Ja nie wybrałam się, obawiając się właśnie czegoś takiego. Zapraszali, ale się nie zdecydowałam, choć dni międzymeczowe i, jadąc w piątek, można to było pogodzić z niedzielną premierą.
Spektakle p. Znanieckiego od dawna nie sprawiają mi satysfakcji. Sprawiają na mnie wrażenie stworzonych w panice: co by tu wymyślić, żeby było jeszcze inaczej.
Otella pamiętam – ja z kolei zmarzłam tak potwornie, że gdyby nie koledzy z kocem i termosem (a potem samochodem), to chyba nie przeżyłabym zdrowo tego wieczoru 👿
O! Bardzo się ucieszyłam, że mnie Pani jakoś zapamiętała.
Drugie przedstawienie jutro, ale nie warto się tłuc pociągiem, czy też innym środkiem transportu osobowego, bo wrażenia co najmniej rozczarowujące.
W dodatku Verdiego niekoniecznie za „Bal Maskowy” kocham.
Zaczyna się lato pod Białym Bocianem, więc oczywiście będziemy chodziły 🙂
Bardzo lubimy takie, nietypowe koncerty.
Z sentymentem wspominamy występ Cesarii Evory na Wyspie Słodowej.
Pozdrawiam serdecznie Panią i uczestników blogu.
Jeśli mogę, to dodam jeszcze, że moim zdaniem sława dosięgła pana scenografa, kiedy jeszcze nie był gotowy na taki ogrom szczęścia 😉
Jutro to ja jadę do Krakowa. A co do Wrocławia, ogłoszono właśnie program Wratislavii. Istna orgia bachowska, ale nie tylko:
http://www.wratislaviacantans.pl/program/
W Dwójce podano jako wiadomość z ostatniej chwili, że Martha Argerich zagra na festiwalu „Chopin i jego Europa”.
Martha była już tam (w Lugano) przez pewien czas urabiana przez pewną osobę z Polski 😉 Widać już coś obiecała. Bardziej konkretne rozmowy mają być za tydzień, kiedy pojedzie tam SL. Program minimum – jeden koncert, program maksimum – trzy. Zaskórniak na to jest 🙂
Z Wratislavią mamy ten kłopot, że ceny biletów są dla emeryckich kieszeni zaporowe.
Początki były zupełnie pod tym względem inne. 😥
Ale koncert przy fontannie pod Halą Ludową dwa lata temu na zakończenie!!!
Va pensiero – 1000 osobowy chór ❗ I tańczący dyrygent 😆
Pobutka.
Ktoś pod tym pisze, że „Bach&Bacon” na śniadanie – cóż może być przyjemniejszego. Ale, hm, ciekawam, co ma w głowie ktoś, kto pod Bacha podstawia Bacona… 😯
Jadę do Krakowa. Zapowiada się upał…
No i jest upał. Dotarłam do hotelu w sam raz, żeby posłuchać Trybunału. Ale jak tu słuchać orkiestrowego Ravela z maluszka, bez słuchawek? 👿
No, widzę, że pogoda dziś wszystkich skutecznie odgoniła od radia 🙂 I właściwie się nie dziwię.
Ale to piękny utwór.
Sluchalem trybunalu…jadac na koncert Zarusia do Poznania… Szkoda mi mojej Renée. No a co do zwyciezcy to nie slyszalem nazwiska
Spiewaczki.bo gadalem…:p, ktoz to byl? Ale jeszcze troche zatrwazajace jest ze stwierdzono przy nagraniu nr 5 ze spiewaczka nie zna francuskiego! A byla to Veronique Gens… 🙂
Tak, to mnie też ubawiło. A mnie się ona akurat dość podobała.
Zwyciężczynią była belgijska mezzosopranistka Suzanne Danco (1911-2000). Owszem, miało to swój urok. Ale szkoda, że któreś ze współczesnych nagrań nie zaszło wyżej. Ja z kolei nie usłyszałam, kto odpadł w pierwszej rundzie…
nie stwierdzono, tylko jeden z sędziów wyraził ostrożne przypuszczenie, z którego się szybko wycofał. Ech…
W 1 rundzie odpadla Kozena…i Regine Crespin… a jak Renée? No a wogole zatrwazajaca rzecz jedt taka ze to owszem piekny utwor…w Polsce niespiewany…czemu?
Kozena i Crespin
Kozena była jedynką 😯 Nie podobała mi się za bardzo.
W Polsce… wiem, że bardzo takie rzeczy lubiła Jadwiga Rappe, ale akurat ten kawałek był chyba dla niej za wysoki. A dziś – kto myśli o takim repertuarze 🙁
Wiem tez ze p.Urszula Kryger spiewala to wszak za granica…
Nam się też Gens „dość” podobała i dlatego zajęła trzecie miejsce. A dlaczego w Polsce nieśpiewany? No cóż, piekielnie to trudne wyrazowo i trzeba wiedzieć, o czym się śpiewa, dlatego Kozena odpadła w szybkich abcugach 🙂 Crespin było nam trochę szkoda, ale nagranie ze znacznie gorszego okresu tej śpiewaczki. A Gens coraz bardziej mnie rozczarowuje – śliczny głos, fenomenalna technika, ale koncepcji, niestety, nie dostaje…
O! Do Urszuli Kryger to pasuje.
Kozeną niedawno puścił Majchrowski w Kanonie Dwójki w Pieśniach madagaskarskich. Ja ogromnie kocham ten utwór, więc słuchałam go z radością, że ktoś to współcześnie nagrał. Ale i tak nic nie przebije nagrania autorskiego. Jest na tubie.
No i biję się w piersi, bo gdybym miała większy materiał porównawczy, to bym po pierwszym etapie odwaliła nie Crespin, tylko Fleming właśnie. Ta to dopiero nie wiedziała, o czym ta Szeherezada 😉
Tutaj ten autorski Madagaskar. Oczywiście nie Madeline, tylko Madeleine Grey.
http://www.youtube.com/watch?v=zgdJ60cfOC4
A czy ze pod nr 4 kryje sie Renée zdziwilo Panstwa? Bo celowaliscie w Felicity Lott. Ja odgadlem ze pod 2 byla Janet Baker… A 5 myslalem ze to kozena podobne glosy, lecz za ladnie jak na Kozene
Zdziwiło 🙂 My się w ogóle bardzo często dziwimy i nic nas nie zatrważa 😉 I Dorota Sz. już wie, jak łatwo się pomylić. Ale się cieszę, że i Lolo dobrze się bawi – nic tak nie cieszy, jak cudza wpadka, prawda? 😉
Lolo jest wielkim wielbicielem Renee 😉
A w ogóle to mam nadzieję, że i jego niedługo będziemy oceniać… 😉
No to mam nadzieję, że go nie poznamy :))
No jestem…wielbicielem Renée i ten fanatyzm mi przyslania wiele. Ale Ona zna francuski i nie sadze zeby podpisywala sobie fonetycznie nad tekstem… A co do wpadki to nie szydze z Pani, ale jakos mnie to dziwi, moze dlatego ze sam bym tego nie powiedzial na antenie. Ale z drugiej strony czy Polacy spiewaja krystalicznie po polsku?
Doceniam, że Pan ze mnie nie szydzi, zwłaszcza że ja nic takiego nie powiedziałam 😉 I sam Pan sobie odpowiedział, dlaczego pomylił się mój kolega z Trybunału. Na premierze „Słowika” w Warszawie przez pierwszy kwadrans nie mogłam rozpoznać języka opery. Potem się okazało, że śpiewali po polsku 😉
I niech Pan nie wywołuje wilka z lasu – Ona i On pisze się o zmarłych.
A ja chcialem byc elokwentny…i zastosowac zaimek…widocznie jeszcze mlody jestem i nie wiem ze sa to zaimki nagrobkowe…choc w to watpie szczerze. Narazie sie.zegnam bo juz zaraz zacznie sie koncert. Zarus u mnie tez fanatyczna miloscia obdarzony…:)
No dobrze, to są zaimki fanatyczno-nagrobkowe 🙂 Życzę miłego koncertu, fanatycy raczej się nie zawiodą (co ja taka złośliwa, pogoda się zmienia, czy co?)
A Gray fenomenalna! Dzięki, Dorota 🙂
Grey, Grey, zanim się ktoś przyczepi 🙂
Przywilejem osoby iteligentnej jest umiejetnosc w przetworzenie wlasnej wpadki w bron na drugiego..lubie to, gratuluje
Ona i On piszę się także o osobach posiadających status boski. Poczułem się wywołany, bo sam niedawno napisałem w ten sposób o Marii Grazii Schiavo.
Ciekaw jestem Pani relacji z Krakowa, bo zobaczyłem kątem oka, że jest Pani, a nie zdążyłem się ukłonić. Dałem sobie spokój po drugim akcie, bo ciemna, szaro-bura scenografia mnie zdołowała (siedziałem w 1 rzędzie) i waliło cytatami ze Strehlera. Kwiecień (Hrabia) był oczywiście spiritus movens wieczoru, ale tuż obok stał Krzysztof Szumański (Figaro), który też doskonale zaśpiewał i zagrał oba akty, które widziałem. Subretkowa Hrabina mnie lekko zdusiła, zaś Cherubin, mimo, że jeszcze „akademicki”, bił o klasę panią, która śpiewała to na premierze w TWON. Zuzanna świetna scenicznie, ale „not my cup of tea” wokalnie.
Panie Pawle, też Pana widziałam w tym kraciastym garniturze 😉 i dziwiłam się, gdzie potem Pan wsiąkł. Ja tak nie odebrałam scenografii, ale w ogóle w wielu rzeczach się zgadzam. Napiszę zaraz.