Koncerty z pasją
Nie, nie jednocześnie, ale tego samego dnia. Najpierw w Auli Leopoldinie w trzech rundach popołudniowych wszelkie możliwe koncerty solistyczne Bacha pod wodzą Rachel Podger, a wieczorem w sąsiednim Kościele Uniwersyteckim Pasja Janowa pod batutą Andrew Parrotta. Każde z wydarzeń miało plusy i minusy.
Brecon Baroque to zespół tworzony przez Podger na potrzeby organizowanego przez nią festiwalu o tej nazwie. Skład jest więc zmienny, międzynarodowy, a składa się z jej byłych studentów (skrzypkowie) oraz przyjaciół (reszta). To jest zresztą ciekawe i trochę świadczy o rodzaju jej pedagogiki, bo ci skrzypkowie są tak od siebie nawzajem odmienni, tak mają różne style gry, że wniosek jest tylko jeden: artystka nie ingeruje w osobowość adepta. I bardzo dobrze! Było więc dość kolorowo, co temu na pozór jednostajnemu programowi (9 koncertów instrumentalnych plus Ricercar z Musikalisches Opfer) zrobiło tylko dobrze.
Choć więc ogólnie grano, można powiedzieć, w angielskim stylu, czyli porządnie i bez większych ekstrawagancji, to jednostki się wyróżniały, troche nawet ekstrawagancji wprowadzając. Jedną z tych jednostek był Johannes Pramsohler znany nam z ulubionego Ensemble Diderot (dziś w Brecon Baroque grało zresztą trzy czwarte tego zespołu), który jako jeden z solistów w Koncercie na troje skrzypiec miał możność pokazać dynamiczną wirtuozerię i piękny dźwięk; drugą nasz jeszcze lepszy znajomy – klawesynista Marcin Świątkiewicz, który zagrał solo w Koncercie klawesynowym d-moll i szkoda, że tylko to jedno. Grał go zupełnie inaczej niż wszyscy: w jego wykonaniu ten utwór nie staje się machiną do grania, jakimś perpetuum mobile, lecz jest żywy i ekspresyjny; niektóre rubata zaskakiwały, nawet bardzo, ale pozytywnie. Nie wiem, czy ktoś z was słuchał transmisji koncertu o 13., ale prowadząca go Magda Łoś zachwyciła się grą naszego solisty i pogratulowała mu na antenie.
A jak grała sama Rachel? Z umiarem, z poczuciem proporcji. Przypomniało mi się przy okazji jej nagranie Koncertu C-dur Haydna, które odrzuciliśmy w Trybunale Dwójki; ja zresztą akurat wtedy nie chciałam go odrzucać, ale wyraziłam się o nim, dość nieelegancko niestety, że „solista się mizdrzy”, a Kacper Miklaszewski mówił coś o „przymusie ładnego grania”. W Bachu artystka muzykuje zupełnie inaczej, to dla niej naturalne środowisko. Haydn pewnie mniej.
Wieczorem Pasja. Dziwny pomysł miał Parrott: śpiewało tylko osiem osób, z czego czwórkę głównych solistów wystawił na przód po prawej, a pozostałą – za zespołem po lewej. Dlaczego – trudno dociec, efekt akustyczny nie był zadowalający, krótko mówiąc było to brzmienie cienkie. Przecież nawet Minkowski zgrupował śpiewaków razem, na podwyższeniu za zespołem. Sami soliści byli znakomici; dwie panie te same, co w Orfeuszu, o którym niedawno tu opowiadałam – Emily Van Evera i Claire Wilkinson; jako Ewangelista i solista w ariach tenorowych niezawodny Charles Daniels, jako Jezus i solista w ariach basowych – młody Norweg Halvor F. Melien, którego słyszałam po raz pierwszy i spodobał mi się. Wrocławska Orkiestra Barokowa była momentami jakby niepozbierana, trochę też czasem winne były tempa (np. kompletnie bez sensu zapędzona aria basowa ze słynnym chórowym „Wohin?”). Wyróżniło się solo gambisty Petra Wagnera w Es ist vollbracht.
Zobaczymy, jak z Pasją Mateuszową w również mikrym składzie śpiewaczym poradzi sobie Paul McCresh. Orkiestrę będzie miał swoją.
Komentarze
Troche o skrzypcach, ale, jak zwykle, nie na temat.
Obejrzelismy wlasnie Music of the heart http://en.wikipedia.org/wiki/Music_of_the_Heart
Jak ktos chce zobaczyc I. Sterna, I. Perlmana, J. Bella, A. Steinhardta, J. Feldmana i kilku innych grajacych RAZEM koncert Bacha na dwoje skrzyiec pod dyrekcja M. Streep – polecam!
The true story of a young teacher who fights against the board of education in her bid to teach underprivileged kids in a Harlem school the beauty of music through the violin.
Streep learned to play Bach’s Concerto for 2 Violin for the film.
A tu druga linka
http://www.youtube.com/watch?v=Apnugo-dCCw
zeby ktos nie powiedzial, ze bujam.
Moze tez byc na pobutke.
Wystarczajaco dziarska. 😀
Pobutka.
Bardzo piękne. Solowego Bacha Rachel Podger grała też kiedyś na Wratislavii.
Pietrku – film z Meryl Streep jako skrzypaczką pamiętam. Pamiętam też, jak wcześniej usłyszałam historię Roberty, pierwowzoru tej postaci. Był film dokumentalny, robiłam jego zapowiedź do pokazu tv, kiedy jeszcze pracowałam w „Gazecie”
W Polsce film z Meryl Streep chodził jako Koncert na 50 serc.
Na płycie koncerty w nagraniu Podger mają coś z Vivaldiego i jest to moja ulubiona interpretacja 🙂
W radio słuchało się dobrze (a to w domu, a to w samochodzie), z wyjątkiem pierwszej części pierwszej transmisji, potem zakłócenia ustały. Klawesynista odświeżający, że tak ujmę po dyletancku, co Kierownictwo wyraziło fachowo. Zdecydowanie przykuł uwagę.
Świetny pomysł te trzy wejścia, tyle że trzeba byłomiędzy to wcisnąć zakupy i turę po rodzinie 😉
Film M. Streep przypomina stary film z Heifetzem
http://www.youtube.com/watch?v=S6v8IP92dyA&feature=related
Dobry wieczór. I już mogę porównać dwie Pasje. Wygrywa dzisiejsza z McCreeshem, z kilku powodów. Pierwszy oczywisty: zespół znakomity i zgrany, grał to wiele razy. Drugi czysto muzyczny – jednak to jest dobry dramaturg, ten Big Mac, jak go tu we Wrocławiu przezwano. Zaimponował mi, że dyrygował z pamięci! I śpiewał sobie wszystkie prawie teksty.
Janowa z Parrottem była składanką, więc wiele trzeba złożyć na karb tej okoliczności. Ponadto McCreesh po wczorajszym koncercie już mógł stwierdzić, że nie tylko takie ustawienie śpiewaków, jakie zastosował Parrott, jest bez sensu, ale także, że lepiej ich ustawić z przodu, a właściwie po bokach, niż z tyłu, jak wcześniej planował. A było ich tylko ośmiu! Dwunastu u Minkowskiego było oczywiście w Mateuszowej. Tu rolę trzeciego chóru spełniła w I części jedna śpiewaczka z tyłu pośrodku, niewymieniona w programie, nie jestem pewna, ale wydawało mi się, że to była dokooptowana Jolanta Kowalska z CC. Tu zresztą dwa chóry są równorzędne i często niezależne. No i, inaczej niż we wczorajszym wykonaniu, turby odbierało się prawidłowo – wczoraj były rozproszone, a przecież w Janowej są one o wiele dramatyczniejsze.
Soliści lepsi lub gorsi, ale ogólnie jakości przyzwoitej. Ewangelista, Nicholas Mulroy, bardziej młodzieńczy i dynamiczny, czasem też dramatyczny, ale nie w tak tabloidalnie inkwizytorski sposób jak pamiętny Markus Brutscher od Minkowskiego. Jezusa za to wolałam wczorajszego – Marcus Farnworth miał jakby bardziej płaską barwę, więc też był na swój sposób młodzieńczy, z mniejszym autorytetem, by tak rzec. Ale był OK.
Po południu sonaty gambowo-klawesynowe w wykonaniu świetnego Jonathana Mansona i, hm, żywej historii – Trevora Pinnocka, którego granie było typu sześć na dziewięć. Co innego już dziś lubimy. Zagrana przez niego Fantazja chromatyczna i fuga też nie podobała mi się. Cóż, ale szacun dla przeszłości.
I to dla mnie niestety koniec tegorocznej Wratislavii. Wrocław pożegna się z McCreeshem Requiem Dvoraka, ja pożegnałam się dziś Pasją Mateuszową. Chyba tak wolę.
Rano do Warszawy.
Pobutka.
Jednak McCreesh to klasa. Przyznam się, że wolę „Pasje” z chórami (Gardiner i Herreweghe), ale kiedy tylko ukazała się „Mateuszowa” McCreesha (Archiv), to od razu ze znajomymi zaczęliśmy szukać do niej „dojścia”, a gdy już się udało – dyskutowaliśmy o niej wiele godzin. To była zresztą jedyna moja dyskusja z rówieśnikami o muzyce barokowej 🙂
Wczorajszego występu słuchałem przez radio i to nie od początku. Wg ramówki koncert miał się zacząć o 20:00, tymczasem o tej godzinie I część trwała już w najlepsze, przez co nie nagrałem transmisji.
Pozdrawiam!
No właśnie, pokręcili z tą transmisją, a zaczęło się o 19:30. Nic dziwnego, skoro trwało (z przerwą) ponad trzy godziny…
Wróciłem z urlopu 🙁
Odrabiam zaległości 🙂
🙂
Właśnie się zorientowałam, że w ten weekend był zjazd łasuchów, gdzie było trochę wspólnych znajomych, których nie pozdrowiłam… Oni mniam, mniam, a ja w tym czasie Bach, Bach 😉
właśnie się dowiedziałem:
wczoraj, 2.wrzesnia, zmarł emanuel NUNES
Szkoda go 🙁 Nie był jeszcze stary…
Pobutka.
Jedni Bach, Bach, drudzy mniam, mniam trzeci ani Bach ani mniam. My do tych trzecich, niestety. Do tego od 7 do 16 u nas Festiwal Goldbergowski, a my znowu poza. Trzeba żyć wspomnieniami i atrakcjami włoskimi. Wylatujemy 7-go o świcie.
Żyjąc wspomnieniami przywołuję najlepsze. Do nich należy Pasja Janowa pod Minkowskim. Obsada była skromna ale znakomita. Zawdzięczamy to przeżycie mapap i nigdy tego nie zapomnimy.
Czasami żałuję, że wyjechałem z Dolnego Śląska. Ale nie byłoby tego małżeństwa, tych dzieci. Tego żadne przezycuia nie zrekompensowałyby nigdy. Opowiadanie, że inny związek byłby równie udany, a dzieci też, to gadanie ludzi pozbawionych wyobraźni. Nie ma ludzi niezastąpionych. Ale nie w sferze uczuciowej.
Becio ma na Dywanie prasę raczej chłodną. Słuchałem wczoraj VII i teraz mnie nie opuszcza ani na moment. I ja się nią zachwycam. Niech mówią, że to słodkie jak kartka urodzinowa i zbyt ostentacyjne. Może. Ale ja się temu poddaję. Jak rozłożyć na kilkutaktowe cząstki, wcale nie jest takie oleodrukowe. A że złożone tak działa, to chwała autorowi. Wiem, że dzisiaj romantyzm nie w modzie. Duszeszczipatielność to tani efekt niby. Młodzież chyba w ogóle romantyzmu nie trawi. I też uczy się o sylabotonizmach i paraelizmach składniowych u Kasprowicza. „Gdzie pawiookie drzemią stawy”. Wczoraj usłyszałem w radio, że uczeń komentujący ten fragment powiedział, że chyba ktoś w stawie rozlał benzynę. Można podobnie o Beciu.
Errata: paralelizmach
Stanisławie:
Siódma też mnie kiedyś trzymała przez parę dni po koncercie. Ale z Beciem pojawia się czasem problem przesytu.
Dzień dobry 🙂
Z Beciem jest na Dywanie różnie, przeze mnie jest raczej lubiany, momentami nawet bardzo, z wyjątkiem tych najbardziej obrzydzonych kawałków 😉
Włoch zazdroszczę, sama bym teraz pojechała, to piękna pora. Pozostaje Kraków, ale dopiero w niedzielę. Jaka tam będzie pogoda, diabli raczą wiedzieć. Ja też BARDZO żałuję Festiwalu Goldbergowskiego, na który zupełnie nie dam rady pojechać, zwłaszcza, że w tym roku rozbudowany i ma NADER atrakcyjne pozycje, np. Staier grający Goldbergowskie… Może ktoś będzie i zda sprawozdanie?
http://www.goldbergfestival.pl/
Wesoły Becio na początek słonecznego dnia:
http://www.youtube.com/watch?v=BBcIWuhlIgM
Bardzo lubię to skrzypcowe „ćwir” na koniec frazy 🙂
Sprawozdanie bardzo się przyda. Na trójmiejską prasę w ogóle liczyć nie można, jeśli chodzi o wydarzenia muzyczne. Zapowiedzi jeszcze publikują, choć nader oszczędnie. Po wydarzeniu nic już przeczytac nie można, chyba że Pani Kierowniczka gości, ale to już poza miejscowa prasą.
Cieszę się, że i PAKa to trzymało. Przesyt może, ale to chyba właśnie dlatego, że tak mocno trzyma.
Wyjątkowo po ostatnim koncercie Solidarity of Arts pani Maja Korbut w gazecie Polska Dziennik Bałtycki napisała recenzję z wykonania VIII Symfonii „Kwiaty Polskie” Weinberga i kantaty „Genesis”. Podobno van Tiel poradził sobie znakomicie z oboma utworami, natomiast z „Kwiatami Polskimi” problemy miał Państwowy Chór Filharmonii w Mińsku. Kłopoty zaczęły się od tego, że chór miał nie te nuty i trzeba je było wymieniać. Ostatecznie wykonanie utworu uratował solista Wojciech Parchem zastępujący zapowiadanego Daniela Oleksego.
Z przyjemnością słucham nawet tych najbardziej obrzydzonych kawałków Beethovena – na tyle świeży ze mnie … hmm … ciągle jeszcze kandydat na melomana, że nie zdążyły mi się przesłuchać. 😛 A jakieś dwa lata temu na koncercie nawet się spłakałam. Przy Beethovenie. 😳 Grał Belcea Quartet.
Nie dziwię się 🙂
Kwartetów to i ja czasem słucham. Są miejscami wystarczająco odjechane. 🙂