Laptopy w ciemności
Trzyczęściowy utwór 4’33” Johna Cage’a został dziś w krakowskiej Akademii Muzycznej wykonany dwukrotnie. Pierwszym wykonaniem zainaugurował konferencję jej główny organizator Marek Chołoniewski. W sali kameralnej im. Marka Stachowskiego, gdzie odbywają się obrady, zgasił światło, zasłonił wszystkie okna, a potem odsłaniał kolejno trzy, otwierał okno na ulicę, czekał tyle, ile trwa dana część, po czym zamykał, zasłaniał i szedł do następnego.
Jeszcze ciekawsze chyba było wykonanie wieczorne, w ramach koncertu w sali koncertowej. Publiczność otoczyła grupa chyba ponad dwudziestu osób z laptopami. I znów – sala została wyciemniona, a laptopowcy otwierali swój sprzęt i trzymali otwarte tak długo, jak trwa część, świecące tajemniczo. Potem zamykali i znowu.
Koncert obfitował zresztą w ciekawe wydarzenia, z dużym udziałem studentów pod wodzą Marka. Był fortepianowo-elektroniczny występ Słowaka Juliusa Fujaka z Nitry, w której robi ciekawe awangardowe rzeczy; był występ świetnego perkusisty Chrisa Cutlera, który grał m.in. na pięknie nagłośnionym kulistym kaktusie; była Music for Marcel Duchamp na fortepian preparowany, no i sympatyczne występy młodzieży. Zwłaszcza kameralne wykonanie Fontana Mix w wykonaniu tzw. Oscylator Ensemble (Marek organizuje we środy wieczorem spotkania oscylatorowców; najprostszy taki instrumencik każdy może zrobić sam i kosztuje kilka złotych: bateria, chip, kondensator – i gotowe), no i – słynny Koncert fortepianowy, w którym fortepian wystąpił co prawda, ale jedynie w charakterze stołu, z którego orkiestra zbierała nuty i grała co popadnie – a była tam i piła, i kontrafagot, i instrumenty blaszane, i perkusja – no, różnie. Dyrygent też miał pole do popisu, zwłaszcza kiedy wykonywał dramatyczne gesty, na które nikt nie reagował – wychodząc za kulisy, chodząc po widowni itp.
Ale i na samej konferencji było ciekawie – zupełnie inaczej niż w Lublinie, bo skład głównie polski, no i poruszane nietypowe aspekty twórczości Cage’a. Z przyjemnością posłuchaliśmy o fortepianie preparowanym (i fragmentów nagrań utworów), ale także referatu o Cage’u i dodekafonii, czyli jego najwcześniejszych próbach kompozytorskich, kontaktach z Schoenbergiem oraz rozwoju i zaniku jego fascynacji tą techniką. Odsłuchaliśmy nawet dodekafonicznej Sonaty na klarnet solo, którą Cage napisał jako 22-latek.
No i pyszna zabawa na koniec obrad: Paweł Romańczuk z Małych Instrumentów pokazywał nam trochę ślicznych eksponatów ze swojej obfitej kolekcji toy pianos (tak je kocha, że nawet napisał o nich książkę). Mogliśmy obejrzeć, jak wyglądają w środku i jak wydobywa się z nich dźwięk (najczęściej młotki uderzają i metalowe pręty), porównać różne modele, a nawet pograć.
Jutro i pojutrze bawimy się dalej.
Komentarze
PK bawi się dalej, a tu mainstreamowy sport złapał wirus Cage’a i 4’33” wykonało 22 piłkarzy, w towarzystwie sędziów 😀
Może tylko czasu nie odliczyli tak dokładnie 😀
Pobutka.
@PAK 5:07
A mówiłam,że John C. się objawi 🙂 🙂 🙂 Tylko podobnie jak Anioł Giordano,który pomylił Poland i Holland, John pewnie pomylił stolice Polski. Ale nie dziwota,z perspektywy niebieskiej to żadna różnica,a Amerykanie w większości nie są mocni w historii i geografii Europy 😉
@ PK
Zachęcona przykładem 60jerzego, który swego czasu ucharakteryzowany na przedszkolaka z grupy starszaków wybrał się na „Kopciuszka” 😉 🙂 , udałam się kiedyś na koncert ukochanych przeze mnie Małych Instrumentów we wrocławskiej filharmonii ( impreza nosiła wdzięczną nazwę ” Wszystko co chcielibyście wiedzieć o muzyce,ale boicie się zapytać”),bawiłam się świetnie razem z pełną salą starszych i młodszych,a po koncercie nabyłam rzeczoną książkę. W efekcie resztę niedzieli spędziłam na czytaniu i słuchaniu. Luuudzie,ja nie miałam pojęcia,że toy piano to taki poważny instrument !
Nowa płyta Małych Instrumentów :
http://wroclaw.gazeta.pl/wroclaw/1,35751,12683315,Male_Instrumenty_sa_naprawde_male__ale_za_to_ta_muzyka___.html
Śliczne instrumenciki wczoraj oglądaliśmy. W Polsce ten ruch był rozwinięty w niewielkim stopniu, a już za zachodnią granicą, w Enerdówku – a jakże. Głównie w Stanach, ale we Francji też. No i nawet w Sowiecji – oglądaliśmy instrumencik koloru czerwonego z wypisaną nazwą „Żaworonok” 🙂
A w ogóle, to fajnego kota znalazłam 😉
http://io9.com/5951910/the-space-jump-recreated-by-a-cat
😆 😆
Oryginał tego epickiego skoku tu:
http://www.youtube.com/watch?feature=player_detailpage&v=Veg63B8ofnQ
Czy juz wiadomo jaki wpły Cage wywarł na Lutosławskiego?
O czym Pani mówiła w „Jest NIC do powiedzenia”?
Nie każdemu będzie dane cieszyć się wykładem o niczym. Dziś część z nas wieczorem znowu zasiądzie przed telewizorem, o ile Basen Narodowy już wysechł ;-), część w nastroju melancholijnym wspomni Fryderyka ( Requiem chyba o 20.00 – transmisja w Dwójce )… Ale nasz czujny i znakomity blogowy znajomy przypomniał,że właśnie 17 października 1707 w Dornheim Johann Sebastian Bach poślubił Marię Barbarę Bach 🙂 Może z tej okazji jakiś toast za zdrowie młodej i dobranej pary ?
W krótkiej przerwie między obradami a koncertem 🙂 Daniel Brożek: Lutosławski wielokrotnie opowiadał o tym, w jaki sposób Cage wywarł na niego wpływ, a konkretnie słuchana przez radio transmisja Koncertu fortepianowego – wpływ ten był oczywiście bardzo pośredni, jak łatwo się domyślić 🙂 Jak będę miała więcej czasu, to wyłożę. O mojej wypowiedzi – też. Być może nawet będzie na stronie SME AM w Krakowie. Jeśli oczywiście ją podeślę 🙂
A co Pantwo sądzą o” A fifth circle” Hanny Kulenty?
A propos przewijającego się wątku pt. „fajnego kotka znalazłem\łam”:
http://pix.avaxnews.com/avaxnews/c9/9c/00009cc9.jpeg
Cóż za natchnione spojrzenie 😆
Uff, po calutkim dniu znów spędzonym pod dachem (tym razem – mimo pięknej pogody.
Na konferencji dziś najmocniejsze były motywy związane z Joycem. Częściowo z mezostychami Cage’a (ale niestety mało), ale przede wszystkim z samym Finnegans Wake – zawitał do nas człowiek, który przez 13 lat zajmował się spolszczeniem (bo przecież nie tłumaczeniem) tego dzieła:
http://www.ha.art.pl/wydawnictwo/zapowiedzi/2201-james-joyce-finneganow-tren.html
Cóż, po tylu latach takiej roboty można odjechać. Pan Krzysztof odjechał: opowiadał nam np. jakie melodie znalazł w tej książce (poza oczywistymi nutkami jednej ballady). Oczywista oczywistość, że jak ktoś się uprze, to w Finnegans Wake można znaleźć wszystko 😈
Trochę się przewijały też filozofie Wschodu, ja też zresztą zatrąciłam o ten temat.
Koncert dziś był całkowicie studencki, niestety organizacyjnie okazał się dość skomplikowany, bo do różnych utworów Cage’a na fortepian preparowany lub z jego udziałem (Sonaty i Interludia, Quest, Amores) potrzeba innej preparacji, a uczelnia pozwoliła preparować tylko jeden instrument, tak więc trzeba było dwa razy długo czekać. Ponadto zespół studentów perkusji pod wodzą Jana Pilcha (tym razem tylko w roli dyrygenta), zwany Amadrums, wykonał Construction in Metal I, a na „bis” (zaprogramowany) Workers Union Andriessena.
Jeszcze jutro się bawimy.
Trzy siódemki! 😉
Pobutka (przepraszam, że dłuuuga, ale tak wyszło).
Przez ten czas można się obudzić 🙂 albo znowu zasnąć 😉
Dzień dobry!
Kafelki, umywalki, schody ruchome… 🙂
http://wyborcza.pl/1,75475,12690545,_Lulu__Warlikowskiego__Moze_wlasnie_takiej_ciszy_szukal.html
Nawet się zastanawiałam, czy tym razem nie wybrać się do Brukseli. Ale, jak widać, było to, co zawsze…
Szkoda mi tylko, że nie widziałam Barbary Hannigan – to wspaniała artystka. Ogromnie mi się podobała kilka lat temu na Warszawskiej Jesieni.
Fajnego kota znalazłem 🙂
https://i.chzbgr.com/completestore/12/10/17/DSD7AsVPjUW1gyhbMMMWyg2.jpg
Do kociej kolekcji
http://www.youtube.com/watch?v=Wx4DwtK23t0&feature=relmfu
Zawsze reaguję żywo już na pierwsze takty 4’33”
Przy okazji składam wyrazy uznania dla aktywnego performansǝ’a i tranformerƈǡ Mordechaja. Czy jednak nie za śmiało postąpił z tym wyrzuceniem Feliksa za burtę? Rozumiem, że buractwo wznoszące się nad poziomy jest irytujące, ale wcielać się w wypranego niedbale Behamota …
Giordano przy nim to przedszkolak.
No ale o gustach kocich nie pyszczy się nie mając ogona …
Lans must kuśtyk …
Co tu jest grane 🙄
Kocia muzyka 😯
Sorry, nie na temat. Zresztą wiecie, że się nie znam. 🙂
Przypadkiem trafiłem na coś takiego
http://muzyka-muzyka.pl/
Ktoś chciał dobrze. Chyba, raczej umyślny sabotaż to nie jest. 🙁
Zacząłem oglądać, potem jeszcze raz, jak mi tętno wróciło do normy, ale się nie da. Młody człowieku, kimkolwiek jesteś, nie kompromituj się, a jak naprawdę musisz, to rób to w domu.
To już wiem, że mam nie zaglądać – zdrowie mi miłe 😉
A znudzona mina tego tłuściocha plus machający ogon jak z innego kota na filmiku od liska – bezcenne 😆
No i koniec balu. Balu, bo oficjalnie konferencja cage’owska zakończyła się utworem A Dinner Party for John Cage Stephena Montague: ośmioro muzyków (śpiewających pod koniec) zasiadło w wieczorowych strojach do suto zastawionego stołu, jadło i piło, co jakiś czas ktoś rzucał kostkami, a numerki, które wychodziły, dyktowały sposób zachowania. Potem już wszyscy doszliśmy do tego stołu 😉 Ale jeszcze potem obejrzeliśmy – już nie w związku z Cage’em, ale z wrażliwością na dźwięk – film Touch the Sound: A Sound Journey with Evelyn Glennie.
Wcześniej na koncercie troje członków Muzyki Centrum wykonywało utwory Haubenstocka-Ramatiego, Rzewskiego, Schaeffera, Chołoniewskiego i Pyzika. I jeszcze był mecz szachowy przez Skype’a z Pekinem, czyli utwór, który Cage popełnił kiedyś dla Marcela Duchampa.
A na samej konferencji też dziś były przygody. Najbardziej zaskakująca była ta, którą zafundował nam Karol Nepelski z kolegą. Założyliśmy opaski na oczy, po czym zostaliśmy poprowadzeni przez uczelnię, doznając różnorodnych wrażen akustycznych (związanych m.in. ze smutną okolicznością, że młodzież nie ma tam praktycznie gdzie ćwiczyć i gra, gdzie popadnie, nawet w klozecie 🙁 ), wyprowadzono nas na ulicę, na Planty (gdzie słoneczko rozkosznie przygrzewało) i wreszcie wróciliśmy. Bardzo zabawne doświadczenie.
Mówiło się też różnie. Najciekawsza chyba była wypowiedź Rafała Mazura, który opowiadał o filozofii chińskiej – okazuje się, że do takiego stopnia nic z niej nie rozumiemy, że potrzebne są zupełnie nowe tłumaczenia. Najbardziej zaś zaskoczył prof. Marek Mietelski, pianista z dawnego Ensemble MW-2, wysnuwając podejrzenie, że być może Cage, jak tak studiował te filozofie Wschodu, dał się wciągnąć w sektę 😯 Krzysztof Knittel przeczytał nam po prostu swoje notatki z lat 70., kiedy to rzeczywiście był pod pewnym wpływem Cage’a (ale niezwiązane z Cage’em), natomiast Marcin Strzelecki zwierzał się nam ze swoich rozterek pedagoga w Akademii Muzycznej: jak uczyć o Cage’u i jak z niego egzaminować? Przeczytał nam kilka studenckich wypowiedzi jak z humoru zeszytów szkolnych. Konkluzja: Cage rozkodowuje ten matriks, w którym żyje świat akademii muzycznych, świat zajmujący się wyłącznie konserwacją zabytków. Na wszystkich innych uczelniach artystycznych jest dokładnie odwrotnie: cenione jest nowatorstwo, dobre rzemiosło nie jest w cenie. U nas zaś odwrotnie. Coś w tym jest…
Dużo tematów (a to jeszcze nie wszystkie poruszane dziś). Teksty będą stopniowo wrzucane na stronę SME, swój wyślę pewnie już z Warszawy.
Pobutka.
No, to już zabytek do kwadratu 😀 Ale ładny…
We Wrocławiu muzyczny weekend też zapowiada się niezbyt awangardowo 🙂
http://cjg.gazeta.pl/CJG_Wroclaw/1,104514,12691000,Weekend_lutniowy_na_festiwalu_Gitara_2012.html
Weekend muzyczny c.d. 😉
http://cjg.gazeta.pl/CJG_Wroclaw/1,104514,12691046,Ray_Wilson_wystapi_z_Berlin_Symphony_Ensemble.html
Żal,że Adam Kaczyński nie dożył tej konferencji.Ten to by zamieszał! Oni z Mietelskim mogli coś wiedzieć. Byli w kontakcie /wysyłali dokumentacje z wykonań/.
Donoszę,że PA startuje dziś po długiej przerwie z koncertem G-dur Mozarta.Tak na rozgrzewkę.W Bambergu.Kto lubi i ma wolne łapki,niech wieczorem potrzyma. Pliiiiiz!
@łabądek 11:38
nie trzeba nas do tego specjalnie namawiać,łabądku 😉 Będziemy duchem w Bambergu (szkoda że nie uchem,niestety 🙁 )
Ale w końcu wyobraźnia potęgą jest i basta – ileż to roboty zwizualizować sobie Maestro przy klawiaturze? 🙂
Nieprawdaż,Ago ? 😉
Aga nie musi wizualizować.Ona tam jest!Też jej zazdroszczę.
Aga meldowała się z Bambergu w Koszyczku u Bobika – ale mam nadzieję, że zda nam tu sprawozdanie 😀
Cóż… też zazdroszczę 😉
Dzisiaj przesłuchałem sobie duetu Barenboim (fortepian) + Boulez (dyrygent) ze Staatskapelle Berlin. Nagranie 2 koncertu Liszta z zeszłego roku. Orkietra fantastyczna, ale Barenboim chyba powinien przestać grać na fortepianie, bo tego się słuchać nie da! Potem dla porównania wziąłem Zimermana i mamy niebo, a ziemię. Chociaż nagrania B. z J. du Pre są genialnie, to jego ostatnie wyczyny pianistyczne są tragiczne. Nie można go już postawić w tym samym rzędzie co Argerich, Polinniego, Zimermana..
Niestety, ale muszę się zgodzić z przedmówcą 🙁
Jakos nigdy nie zdolalem sie przekonac do Barenboima jako do pianisty – ani teraz, ani przedtem.
Liszt nr2? Tylko Richter z Kondraszynem.
Nieco z innej beczki 🙂
Zaczęły się właśnie Donaueschinger Musiktage. Transmisji na żywo można posłuchać tutaj:
http://www.swr.de/swr2/-/id=7576/otnbb1/index.html
Trwa akurat przerwa; pierwsze dwa utwory (Martin Smolka: My My Country i Arnulf Herrmann: durchbrochene Arbeit) były przyjemne w słuchaniu, ale nie wzbudziły jakichś żywszych uczuć. Po przerwie ma zabrzmieć Helmuta Oehringa „schienen wie Wellen die in lange Auge (Saf Haki/Wörter in die Luft)”, który może będzie jakąś reminescencją tegorocznej Jesieni, bo również chce się „rozprawić” z głosem ludzkim, ale i generalnie z różnymi przejawami bytu człowieczego (w postaci śpiewu, tekstu, ruchu).
Jutro i w niedzielę ciąg dalszy.
Wróciłem właśnie z koncertu SV w kościele na placu Szembeka. Dwóch bardzo młodych chłopaków: z Uzbekistanu dyrygent Aziz Shokhakimov i Ormianin skrzypek Hrachya Avanesyan zapierali dech w piersi wykonując koncert skrzypcowy Dworzaka, orkiestra też bez zarzutu. REWELACYJNY KONCERTpomimo fatalnej akustyki kościelnego wnętrza. Nadspodziewanie liczna publiczność doceniła wykonawców obdarzając ich gromką stojącą (w tym wypadku absolutnie zasłużoną) stojącą owacją. Skrzypek z długimi, opadającymi na ramiona włosami wyglądał jak Paganini a grał olśniewająco!
Dzięki Markowi D. za link i guciowi za relację 🙂
Kilka zdjęć z jesiennego Krakowa, niestety robionych komórką – aparatu nie wzięłam ze sobą:
https://picasaweb.google.com/110943463575579253179/KrakowJesienny2012#
Ja dziś myślami możliwie często usiłuję się kręcić koło Agi. Z pobudek egoistycznych – po prostu jestem przekonany, że w dużym promieniu wokół niej jest Strefa Nieziemskiej Radości. 🙂
Pobutka.
Wielka jest domyslnosc Dywanu! 😀 Powiem nieskromnie, ze chwilowo moglabym isc z Bobikiem w zawody w merdaniu – i mimo braku ogona mialabym duze szanse je wygrac. Maestro wrocil! 😀 😀 😀 😀 😀 Tluklam sie 14 godzin z Moskwy do Bamberga, zeby to uslyszec. Wczoraj byl pierwszy koncert, jutro powtorka. Jesli musialabym dzis znowu ruszyc w czternastogodzinna podroz, zeby jutro byc na sali koncertowej, to zrobilabym to bez wahania. Maestrowe czarowanie dzwiekiem, Maestrowe panowanie nad czasem – jakze mi tego brakowalo przez ostatnich pietnascie miesiecy! Szkoda tylko, ze orkiestra jest taka… niemiecka. Zdecydowanie wole SCO.
W Trybunale dwudziesty koncert Mozarta (KV 466). Jakby kto chciał poćwiczyć zgadywanie, to znam wiadomą stronę, gdzie ten koncert jest w dziewięćdziesięciu nagraniach 🙂
Wreszcie coś naprawdę popularnego 😉
A PA wybrał na pierwsze koncerty jeden z moich ulubionych koncertów Mozarta 🙂 No i bardzo rozsądnie, nic karkołomnego.
Ja natomiast miałam koszmar, że mam zdawać egzamin z fortepianu i nic nie umiem, bo zapomniałam. Komisja się zebrała i czeka, ja rozpaczliwie szukam nut. Miałam grać coś Bacha, ale nie pamiętałam, co – tu sobie pomyślałam, e, z tym sobie poradzę, przecież wszystko przynajmniej czytałam a vista, ale też miałam grać… III Sonatę Szymanowskiego. Udało mi się w końcu znaleźć kserokopię nut, ale przecież nawet nigdy nie próbowałam jej grać, a tu trzeba porządnie, z interpretacją… Brrr. Na szczęście się obudziłam. I pomyślałam, że akurat ten repertuar może mi się przyśnił w związku z powrotem PA 😉
Hm. Do maja też mi się nie chce czekać na PA, może by tak do Niemiec w grudniu. Bliżej do Berlina, ale tam gra samego Bacha (wszystko ze stałego repertuaru). W Kolonii program bardziej urozmaicony.
PA’s Unquiet Travellers? 🙂
😀
Na dodatek Kolonia ma jeszcze inne atrakcje do zaoferowania. 🙂 Z drugiej strony pamietam, jak PK wzdychala na program lodzkiego recitalu, a jak przyszlo co do czego, to okazalo sie, ze bylo cudnie i magicznie, prawda? 😛 Ja juz dawno poradzilam sobie z grudniowym dylematem: jade na cala niemiecka trase. 🙂
W Kolonii byłam w tym roku podczas mojej trasy po NRW tak krótko (chyba w sumie 2-3 godzinki), że najwyższy byłby czas przyjechać na odrobinę dłużej.
Na całą trasę, hihi, to pewnie nie dałabym rady, w połowie grudnia jeszcze trochę się spinamy przed świątecznym wolnym, ale na jeden wyskoczek być może mogłabym sobie pozwolić 😉
Takim to dobrze!Mieszkają blisko lotniska!!
Biedny łabądek mieszka u czorta na kuliczkach 🙁
Co za idiota wpakował na kanał, gdzie kiedyś była Dwójka, jakąś głupotę z reklamą dyktanda?
Zna ktoś jakiś adres, coby go można dodać do internetowego radia? Bo ten odtwarzacz na stronie jest do kitu.
Ja słucham przez radio.
U mnie w radiu Dwójki niet, tylko internet.
No wiem, sa w kraju regiony, gdzie Dwójki w radiu nie ma 🙁
Ze zgrozą czytam w Ruchu Muzycznym artykuł Andrzeja Sułka na temat ostatniego festiwalu Chopin i jego Europa. I jak tu się nie denerwować?!
Pomijając już fakt dwuznacznej dla mnie etycznie koncepcji recenzowania projektu artystycznego instytucji przez jej byłego dyrektora… no ale tu ukłon w stronę redakcji RM.
Nie widziałam jeszcze.
Wszelkie frustracje ze strony AS rozumiem, ale chyba kieruje je nie w tę stronę, której się one należą 👿
Hihi, jednogłośnie odwalili PA 😆 I Zachariasa…
Nieźle 😆
Ale w sumie jestem za.
Z koncertami Zachariasa też nie przepadam (sonaty lubię).
Kacper nie poznał najbardziej znanej kadencji Beethovena 😯
Przedziwny ten instrument z piątki, kadencja też dziwna.
Walther 1782 🙂
Mnie się piątka podobała najbardziej, obok tego Becia, cos się przynajmniej działo – ale gadaj z akademikami 😆
Tak zerknąłem w gugla, co tam ostatnio wydano w temacie – więc gdzieś tu chyba Pires powinna być 🙂
Może to ta czwórka?
Czwórka może być Perahia, tak coś mi to brzmi 🙂
No może coś w podobie, bo takie trochę romantyczne.
No i proszę 🙂
To mamy jasność. Ta jedynka to bym postawił na Leviva i Hogwooda, tam był taki brzęczący nieco instrument – i świetna, barwna orkiestra (którą słabo słyszę, bo jakość dźwięku do niczego). Jeszcze mi przychodzi do głowy Immerseel, ale tam instrument brzmiał chyba bardziej współcześnie. Dawno nie słuchałem.
A jedynka to kto – Bezuidenhout?
Łajza. No, zaraz się przekonamy.
Jesli dobrze zrozumialam Dorote Kozinska, bardzo mi sie podobala jej uwaga o tym ze pianista z jedynki, grajacy na starym instrumencie, nie rozumie co ten instrument mu mowi o tempie.
Aaa… No, zastanawiałem się, dlaczego mi się ostania cześć w czwórce nic a nic nie podoba, skoro ma być Perahia – którego komplet najbardziej lubię 😆
A Bilson faktycznie że miał brzęczka, ale posłuchałem tego tylko raz i chyba nawet nie w całości, bo wg mnie to do kitu jest 🙄
Nie uważam, że to jest do kitu. Natomiast finał czwórki śmiertelnie mnie znudził. No, ale Clara Haskil, jak Jacek powiedział, zrobiła 12 nagrań tego koncertu (w tym niektóre live) 🙂
A publiczność wybrała Piotrusia, i to jednogłośnie 😀
Ja osobiście mam trochę kłopot z jego Mozartem.
Wybaczam to Pani, Pani Kierowniczko. I jesli nie dostane z tego tytulu choc z kilograma punktow dodatnich (za wielkodusznosc), to bede okropnie rozzalona. 😆 😉
😉 😀
A ja nie słuchałem Mozarta, bo miałem zepsuty komputer. 😛
Teraz trafię do poczekalni, prawda?
Wpuściło. Dobry łotr, pamięta kogo trzeba. 😎
To w takim razie Clara Haskil, ale z innego nagrania:
http://www.youtube.com/watch?v=8bfPlzBPZro
A to pierwsze miejsce:
http://www.youtube.com/watch?v=h71c4u_95P8
A to dla wielbicieli 😉
http://www.youtube.com/watch?v=zHwd8aQlSAo&feature=related
Poważnie, to było pierwsze miejsce? Kiedyś takie rzeczy uwalali w pierwszym etapie. 😯 😉
To zawsze jest loteria 🙂
Skorzystam z okazji, że Hoko się tu kręci. 🙂
Czy jest jakiś sprytny programik pozwalający wyeksportować strony pdf jako obrazki? Bo jak pomyślę, że mam od początku instalować Acrobata i wyłączać natarczywe opcje, to mi się wątroba przewraca.
Mi tam jedynka podeszła od razu 🙂 ale ja mam gust niekształcony, a czasem do tego wypaczony. I zaraz się oddałam Wagnerowi. Mam z nim na dniach jakiś wścik – jak nie w Dwójce, to w Mezzo, że nie daję rady przetrawić właśnie nabytego DVD z MET (jak się na spokojnie temu przyjrzeć, to jest lepiej niż sądziłam po transmisjach na żywo).
@gucio:
Byliśmy z Gostkówną. Pan skrzypek wyglądał nie tyle jak Paganini, co jak Ronnie James Dio (wzrostem również jemu podobny) i podobnie na „scenie” się zachowywał, bardziej jak rockman niż szacowny muzyk 😛
Akustyka – cóż. Po koncercie na Kamionku w zeszłym tygodniu przyjąłem to jako element uatrakcyjniający muzykę – można się było skupić na okołomuzycznych aspektach i odpuścić gdybania o intonacji itp., bo tego słychać ani du-du – a tym razem siedzieliśmy naprawdę blisko…
Schuberta troszeczkę za wolno potraktował dyrygent, ale poza tym bardzo w porządku.
Skrzypek na bis zagrał coś, co nie było żadną z części partit/sonat Bacha, ale nie usłyszałem, co zapowiadał, niestety.
@Dorota Szwarcman
Pragnę sprostować, że publiczność nie wybrała jednogłośnie interpretacji Piotra Anderszewskiego: brałem udział w nagraniu i głosowałem na wykonanie nr 1 – pan Jacek Hawryluk najwyraźniej dość swobodnie podchodzi do tych wyników..;)
Wszystko się wyda 😆
Dobry wieczór!
Czyżby nikt z Państwa dzisiaj nie był na recitalu sióstr Pasiecznik?? Nie możliwe..
W każdym razie było baaardzo pięknie, Olga jak zawsze.. wrażliwość i skromność = wielkość. Natalia pięknie towarzyszyła. Program średni, no nie da się ukryć że te ukraińskie piosenki z XIX/XX w. nie są porywające.
Przed przerwą jednak jakieś kosmiczne harmonie i wyczekania, w XI rzędzie widzę dyrygującego sobie po cichutku starszego Pana, który zaraz wchodzi na scenę będąc wywołany, więc kupiłem książkę programową, żeby zobaczyć cóż to za starszy Pan, a to – Silwestrow!
Druga połowa też cudna, i koniec iście ułański.
Pozdrowienia, także dla tych którzy przegapili..
Pobutka.
@gostek
Z tego co wydawało mi się usłyszeć z zapowiedzi bisu to był chyba jakiś ormiański „kawałek”.
Dzień Dobry,
nawiązując do wczorajszego „trybunału”, czy ktoś z Państwa zna nagranie 20 koncertu Mozarta w wykonaniu Norweskiej Orkiestry Kameralnej (solista i zdaje się dyrygent – Leif Ove Andsnes)?
Wodzu,
na windzie używam programu PDF-XChange Viever, program Adobe wywaliłem całkiem, bo nie dość że muli, to jeszcze co trochę ktoś znajdzie w tym jakąś dziurę dla wirusów.
Obrazki z tego zapisywałem, więc powinno być OK, tam jest zresztą multum rozmaitych opcji 🙂
http://www.dobreprogramy.pl/PDFXChange-Viewer,Program,Windows,15117.html
Hoko, czy ten program ma dobry OCR?
Nie wiem, nie korzystałem z OCR. Ale w komentarzach na linkowanej stronie ktoś chwali 🙂 Jeśli zaś idzie o zwykłe przeglądanie pdf-ów, to Adobe zostaje daleko w tyle.
Dzień dobry,
biber – płyty nie znam, ale sądząc po Koncercie G-dur na YouTube, to całkiem ładny Mozart 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=Kpa_Xh48UXY
Herbertowi dziękuję za relację z koncertu sióstr Pasiecznik. W istocie, program mnie trochę odstraszył, choć znam naprawdę dobrą współczesną muzykę ukraińską. Poza tym muszę przez weekend przebrnąć przez wszystkie tygodniki, bo na najbliższym zebraniu redakcyjnym omawiam. Uch, nie jest to miłe zajęcie 🙁
@gucio:
Aha, tak to brzmiało – orientalno-podobnie,dzięki.
@lisek & hoko:
Nie mogę powiedzieć, że często używam OCR z Exchange Viewera, raczej zrobiłem kilka testów i wypadły „zadowalająco”, ale to były dość dobre skany dokumentów. Nie próbowałem na skanach kiepskiej jakości i na skanach przekrzywionych.
Do OCR polskich dokumentów trzeba zainstalować Language Pack, bo wśród języków instalowanych z programem polskiego nie ma.
Hoko, Gostku, dzieki, wyprobuje.
Na Mariinsky.TV retransmisja wczorajszego koncertu orkiestry chińskiej. Opis jest tutaj:
http://www.mariinsky.ru/playbill/playbill/2012/10/20/2_1900/
Nie mam teraz czasu słuchać całego, ale to interesujące. Np. około 52 ej minuty gra solistki.
Może kogoś z Państwa zainteresuje ten koncert.
Bardzo dobry programik, lekki i wszystko robi. Dzięki. 🙂
@WW
Bardziej mi przypadł do gustu od Foxita, a wszystko jest lepsze od Adoba.
Cage sie pewnie nie spodziewał, że na akademiach muzycznych będzie sie robiło egzaminy z Cage’a 🙂 A wracając – znakomita ta impreza krakowska, dumnie było chadzać na akademię jako krakowianin i słuchać baaaaardzo ciekawych i twórczych pomysłów. Powstaje dziś pytanie co to jest nowatorstwo. Konkluzja Strzeleckiego dość smutna, ale zmusza do myślenia. Tymczasem nowatorstwo jest chyba w cenie. Marek Chołoniewski – urodzony nowator, jest ikoną. Tak samo sp. Prof. Kaczyński. Ten ściśnięty w zaułkach akademii muzyczny Kraków nieźle sobie radzi z łączeniem konserwacji „zabytków” i rozwijaniem do przodu. Strzelecki jest tego świetnym przykładem, jest jeszcze przecież Zych.
Zastanawia mnie jeszcze jedna rzecz: Cage poddawał w wątpliwość tradycyjne funkcjonowanie utworu muzycznego. Prowokował sytuacje, w których oprócz poruszenia struny estetycznej musiała pojawić się refleksja szersza. Jakoś ten wątek słabo był zaznaczony – albo ja czegoś nie zauważyłem…
A propos Lutosławskiego i jego reakcji na Koncert fortepianowy Cage’a – bardzo polecam zagadnąć Prof. Meyera o to zagadnienie. Powiem tylko, że wbrew temu co się myśli o Lutosławskim, czasem świadomie kreował on swój wizerunek. Pamiętajmy, mamy lata tuż po Październiku…
Pozdrowienia z Krowoderskich Zuchów 🙂
Oj tak, do przedwczoraj używałem pełnej wersji wagi najcięższej, bo miałem. To jedyny powód. 😆
nowiasiek – witam. Cieszę się, że mój serdeczny kolega Marek Chołoniewski „jest ikoną” – ja z jednej strony nie mam dystansu właśnie dlatego, że kolega, z drugiej strony – nie stykałam się wiele w ostatnich latach z młodzieżą akademicką krakowskiej AM i nie znam jej odczuć… Ale widzę, ile on robi i co robi, widzę, że ma ogromną pasję i umiejętność zarażania tą pasją. Nawet jeśli – jak sam o sobie mówi – jest Master of Imperfection 😈 To tak a propos różnych obsuwek czasowych i technicznych. Można było się na nie wpieniać, ale Marek pacyfikował rzecz w sposób rozbrajający, bo poza pasją ma jeszcze urok osobisty 🙂
Materiały z konferencji mają zostać umieszczone w sieci, podam wtedy do nich link.
Co do tematu Lutosławski-Cage – że przyszłoroczny Jubilat świadomie kreował swój wizerunek, to przecież wiadomo. Natomiast akurat tę sprawę rozumiem; sama słyszałam zresztą Lutosławskiego opowiadającego tę historię i on podkreślał, że to, co wtedy zainspirowało, to nie był sam Cage, tylko coś, co „mu się usłyszało” – i ja wiem, co. Mianowicie – banalnie mówiąc – to, że muzycy „grali nierówno”, każdy grał coś innego, co stworzyło szczególną fakturę, która wydała mu się atrakcyjna. Oczywiście przekształcił ją w taki sposób, żeby pasowała do jego własnych potrzeb kompozytorskich.
Znam z 2 ręki (chyba właśnie od prof. Chołoniewskiego, albo Mateusza Bienia albo Macieja Jabłońskiego) opowieści Prof. Patkowskiego o tajemniczych spotkaniach u Lucjana Kaszyckiego, który podobnież miał szpulowy magnetofon marki Don czy Dniepr (jakaś „sowiecka” rzeka i machina) i na tej machinie słuchano przemycanych nagrań Stockhausena i Pierre Scheffera. Ile ja bym dał, żeby usłyszeć nagranie Koncertu Cage’a które wysłuchał Lutosłwaski i co on konkretnie usłyszał… Wehikuł czasu pilnie poszukiwany 😀 Mnie się wydawało, że w tamtym czasie Lutosławski bardzo chciał pokazać swoją awangardowość. Ale swoje tam ujrzał, no przecież aleatoryzm kontrolowany, zupełnie nowa sytuacja. Pewnie się wcześniej nie spodziewał, że coś, co uznawał za sprzeczne z jego filozofią (czyli nieokreśloność i brak porządku) jest bardzo wartościowe.
Na marginesie – prof. Jabłoński na swoich zajęciach z Technik Kompozytorskich na temat Cage’a opowiadał nam, że wiele momentów w jego Koncercie musiało byc dla „Lutosa” całkowicie nie do przyjęcia. To, że on nie tylko wysłuchał utwór, ale wyniósł z niego nowe pomysły daje obraz kompozytora bardzo otwartego. Nie wiem, co tak do konca o tym sądzić, niedawno przeczytałem biografię Lutosławskiego Prof. Meyera i Danuty Gwizdalanki, cóż za cudowna biografia!!! Ale wracając do zajęć z Prof. Jabłońskim – jego zdaniem Cage jest bardzo obecny w muzyce polskich kompozytorów, od Lutosławskiego do Jagody Szmytki. Na tych samych zajęciach wykłady prowadził prof. Meyer i właśnie wtedy wspominał o korzeniach aleatoryzmu kontrolowanego.
Jeszcze jedno – krakowska akademia to chyba jedyna tego typu uczelnia w Polsce, gdzie w toalecie można posłuchać świetnej muzyki. Ludzie płacą w restauracji za „granie do kotleta”, a w akademii można „zrobić siusiu” przy Bachu na akordeonie albo na skrzypcach – i to całkiem gratis! 😀
Oj, tak. W klozetce raz spotkałam skrzypaczkę, innym razem flecistkę. Prawdę mówiąc nie cieszy mnie to ze względu na te dzieciaki… 🙁 Ale cóż, budynek był projektowany na KW PZPR, a nie Akademię Muzyczną 😛
Ja monotematycznie, 😉 zanim znowu pofrune (dzis koncert juz o 17.00). Pani Kierowniczko, przypomnialo mi sie: przy planowaniu ewentualnego wypadu do Niemiec w grudnu, prosze miec na uwadze, ze na stronie Maestra jest blad w dacie kolonskiego recitalu – podany jest 13 grudnia, a recital bedzie dzien wczesniej.
@Herbert:
A byli, byli na recitalu sióstr Pasiecznik! Moim zdaniem, druga część wieczoru (uwzględniając i bisy!) była ciekawsza, ale z pierwszej też kilka utworów zabrzmiało miło dla mego ucha. Załowałam tylko, że nie było tekstów choćby w ukraińskim brzmieniu, a na to liczyłam. Olga Pasiecznik ma nie tylko świetny głos, ale też dykcję ok, więc i bez ściągi sporo zrozumiałam
Pozdrawiam
„budynek był projektowany na KW PZPR, a nie Akademię Muzyczną”
—–
małe sprostowanie, to budynek dawnej Giełdy Towarowo-Pieniężnej, wzniesiony w 1924 r. Fragment publikacji z „Wiadomości Konserwatorskich” (13/2003):
W latach 1997-1998 opracowano dokumentację, a następnie rozpoczęto realizację adaptacji dla potrzeb Akademii Muzycznej w Krakowie dawnego budynku Banku Przemysłowego i Giełdy Towarowo-Pieniężnej wzniesionego w 1924 roku wg
projektu Ludwika Wojtyczki przy ul. Św. Tomasza 43. Pomieszczenia przeznaczone pierwotnie na salę operacyjną banku i nieukończoną w latach 70. salę posiedzeń d. KW PZPR adaptowano na sale: koncertową o pojemności 150-200 miejsc oraz kameralną o pojemności 120 miejsc. Obok sal koncertowej i kameralnej zlokalizowano nowoczesne studia nagrań. Pozostała część zespołu podporządkowana jest ściśle funkcji Akademii Muzycznej, adaptując pomieszczenia dla celów dydaktycznych, administracyjnych i funkcji towarzyszących. Przewidziano także zabudowę przestrzeni wewnętrznego dziedzińca pomiędzy skrzydłami budynku historycznego. Ostatnia kondygnacja budynku historycznego posiada funkcję rekreacyjno-gastronomiczną, z którą powiązano tarasy o wybitnych walorach widokowych.
Gatsby – dzięki za uściślenie. W każdym razie zgadza się, że sala koncertowa miała być salą posiedzeń – dziś brzmi już lepiej niż kiedyś, bo pamiętam, że akustykę początkowo miała fatalną. A taras ma istotnie wybitne walory widokowe – parę zdjęć stamtąd zalinkowałam w piątek wieczorem.
Jedno jest pewne, że nie bardzo jest w tej szkole gdzie ćwiczyć…
Ago, wiem, bo weszłam na stronę Filharmonii Kolońskiej 🙂
a propos pdfów: „tuziemski” sumatraPDF – pelnosprawny ersatz,
rownież do zaaplikowania jako wtyczka do przeglądarek.
a propos aleatoryzmu kontrolowanego: ile jeszcze osób uważa,
że Lutosławski był pierwszy?
Ale pod jakim względem pierwszy? Pod względem nazwania w ten sposób heterofonii, obecnej w wielu muzykach od stuleci – pewnie pierwszy 😉
franco EVANGELISTI aleatorio (1959)
To troszkę co innego. Lutosławski wymyślił termin „aleatoryzm kontrolowany”. Aleatoryzm (bez przymiotnika) – jako termin oznaczający działania przypadkowe w muzyce – powstał jeszcze trochę wcześniej. Według Wiki 🙂 – na początku lat 50.:
http://en.wikipedia.org/wiki/Aleatoric_music
redaktor ww wiki-artykułu nie wymienia nawet nazwiska Evangelisti.
natomiast dookreślenie dla tytułowego „aleatorio” w jest wyrażone
w procedurze wykonywania kompozycji.
Ale czegóż chcieć od Wiki.
Hasło „Evangelisti” na szczęście jest 😉
Z Lutosławskim to wszystko oczywiście nie ma nic wspólnego.
Natomiast ja, Gostek P., przypisuję sobie pierwszeństwo wymyślenia terminu „dodekakofonia”, o.
😈
Nie bardzo mi utkwiło w pamięci, co to jest heterofonia, więc zajrzałem do nieocenionej wikipedii. Niestety, najpierw do polskiej. 🙂
Ale już wiem, to znaczy zawsze wiedziałem, tylko z nazewnictwem u mnie bywa różnie, bom nieuczony.
Owóż mam pytanie do uczonych. W polskiej wikipedii można wyczytać o „prymitywnej polifonii”. Nie spotkałem się z takim określeniem w żadnych porządnych pismach. Jedyne co mi się kojarzy, to bardzo stara płyta takiego estońskiego zespołu ze średniowieczną muzyką, tam było w tytule coś primitive.
Mam straszne podejrzenie, że autor tych dwóch zdań w wikipedii korzystał z jakiegoś spleśniałego podręcznika dla szkół muzycznych, być może z wpływami doktryny radzieckiej. 🙂 To jak jest, używa się u nas w nauce takiego pojęcia, czy nie?
Już wiem, Hortus Musicus, ten estoński zespół. Ogólnie nic ciekawego, kiedyś robił za raka na bezrybiu.
Że o biezpticzy nie wspomnę. 😎
Hyhy, ja tu słyszę raczej jakiś anglicyzm, tyle że po angielsku primitive oznacza pierwotna 😛
Wg wikipedii po angielsku, w ludowej muzyce na Balkanach wystepuje „primitive polyphony”, dzis nazywane Incipient polyphony
http://en.wikipedia.org/wiki/Polyphony
🙂
Angielska definicja zresztą ma więcej sensu:
http://en.wikipedia.org/wiki/Heterophony
(Wyprobowalam OCR, dziala niezle ale pada na kursywie 😯 )
Tak to już jest z wikipedią. 🙂
Czyli ten nieszczęsny termin nie kursował u nas po książkach? To dobrze, chociaż tyle.
Heterofonia przewija się przelotem w „Dziejach Muzyki” Schaeffera.
Z Encyklopedii Muzyki PWN (wydanie z 1995 r., późniejszego nie mam):
Heterofonia (gr. heteros – różny, phonos – dźwięk), prymitywna [sic! DS] technika polifon. polegająca na równoczesnym wykonaniu melodii oraz jej ornamentowanego wariantu (jednego lub kilku). Technika h. znana jest i stosowana wśród ludów orientalnych, m.in. na Jawie, w Chinach, Japonii, Tajlandii.
Trochę mało.
ja jeszcze apropos piatkowego koncertu Sinfoni Varsovii
już podczas powitania można było wydedukować że z akustyką bedzie cienko no i głosniejsze fragmenty Niedokończonej rozbryzgiwały sie nieczytelnie na ścianach za to w Dvoraku ciężko było delektować sie wachlarzem alikwotów z rasowych skrzypiec bo mało co było słychać
a daleko nie siedziałem, problemów ze słuchem nie mam
tym bardziej nasuwa mi sie pytanie nt zwizualizowanej w folderze koncertowym nowej sali koncertowej SV, wygląda imho rewelacyjnie,
ponoć akustyka ma być mega
ale własnie to pytanie jak bardzo daleko jest do realizacji tego projektu?
czy pani Dorota ma jakąś wiedzę kuluarowa i mogłaby się nią podzielić,
jak to wygląda na dziś?
Wiedza nie jest kuluarowa. Wygląda to – krótko mówiąc – źle.
http://warszawa.naszemiasto.pl/artykul/1451405,podpisano-list-intencyjny-ws-budowy-sali-dla-sinfonii,id,t.html
Też o tym tu pisałam.
Na dziś to jest podpisany „list intencyjny” w sprawie budowy.
A wszyscy dobrze wiemy co jest wybrukowane czym.
O, tu pisałam:
http://szwarcman.blog.polityka.pl/2012/06/22/list-jeszcze-nie-umowa/
Ktoz zzymal sie na dyktando, a wszak tak muzyczne…
Hip-hop a la strzyżyk
Posłuchajcież, to rzecz rzadka
i nie żadna gadka szmatka,
ale minishow z otoczką,
jak to strzyżyk woleoczko,
wprawdzie, jużci, poniewczasie,
superrandkę w cud-szałasie
wygooglował na Facebooku.
A tam, tere-fere kuku,
to nie były hocki-klocki,
ale wpośród przaśnej nocki
gadu-gadu tete-a-tete,
zdezawuowane wnet
(albo raczej rachu-ciachu)
w pohulankach wśród rejwachu.
Naprzód cmok, cmok wraz, nawzajem,
baju, baju nad tokajem,
gul, gul w głąb, aż nadto, w bród
Za czym tańce z damą cud.
Rżną z hołubcem obertasa:
hop-siup, tup, tup i hopsasa!
I chcąc nie chcąc, ale w mig
pieją w c-moll: „Bum-cyk-cyk,
tirli, tirli, tralala!”.
Taki miszmasz aż do dnia.
A o brzasku, tak do wtóru,
stuku-puku, szuru-buru
w chaszczach już to w oczeretach.
Lecz hulanka zgoła nie ta
Szast-prast sczyścił więc dwa quady
marki Mrzygłód. Bez żenady,
z półuśmiechem, lecz półdrwiąco
rzekł jej rzeźwo coś o końcu
i cmoknonsens na rozstanie.
Ciao! Już więcej ani-ani.
CUDENKO 🙂
O! Tereniu kochana, kopę lat 😀
A wierszyk w istocie pyszny. Zapewne zrobiłabym masę błędów, bo zasady łączenia wyrazów bezpośrednio czy dywizem bez przerwy się zmieniają. Pamiętam, jak ustalono, że ma się pisać nie lwia paszcza/lwiej paszczy, ale lwipyszczek/lwipyszczka i nie Baba Jaga, tylko baba-jaga. Do dziś patrzę na to jak na błędy i nigdy tak nie napiszę 👿
Kope, jak kope, ja tam na co dzien mysla 😉 A tak w ogole, to moja Pani Starszawa obchodzi dzis 88 urodziny 🙂
Na laczeniu takoz bym polegla jak dluga, szeroka i wysoka. Baba Jaga ma byc z duzej i juz, inaczej cala bajka traci sens. A lwipyszczek to dla mnie odkrycie na miare Eureki! Wiadomo wszak, ze lew pyszczka nie posiada, za to paszcze jak najbardziej, wiec ten kto to wymyslil nigdy na safari nie byl (cbdo j.w.)!
Jednakoz proponuje, azeby zaiste atoli jednakoz ktosik wdziecznie udzwiecznil owo pysznie splatane wierscidelko i wrzucil na Youtuba. Moze Gostkowna? 🙂
A czy gdybym napisala tête-à-tête, byloby to uznane za blad? 😉
http://www.youtube.com/watch?v=noBlnRMTzbw
No a co z tym Mozartem? 😀
Jeśli chodzi o krakowską AM to faktycznie z salami jest problem, czasami nawet nie ma gdzie grać o 21 wieczorem… Podobno jakies plany przeniesienia budynku są, ale zanim to dojdzie do skutku to pewnie minie z 50 lat 🙂
Jeśli chodzi o Cage’a i w ogóle myślenie muzyką współczesną Kraków chyba przoduje. Wykładowcy uczy słuchać tej muzyki i jakieś na nią „uwrażliwiają” (nienajlepsze słowo w odniesieniu do najnowszej muzyki 😀 ). No i jest też kilka wielkich nazwisk w Krakowie… 🙂
Ja też myślę, Tereniu. A dla Pani Starszawej najserdeczniejsze! 😀
Z tête-à-tête to rzeczywiście problem… 😆
Posłuchałam trochę tej Marthy. Z jej Mozartem też mam problem. Jakiś taki romantyczny, rozchwiany… 😐
A taki Mozart (sonata) ?
http://www.youtube.com/watch?v=Lnpkld0ncjk
Pobutka.
Melancholijny Liszt na melancholijną pogodę…
Aż się wychodzić z domu nie chce, a trzeba.
Właśnie przyleciałem – jak co roku – się trochę przenicować..
Tutaj też pada. Dobrze, że niedaleko jest duży Virgin.
Primitivo brak, tylko same Koty de coś tam
Podobała mi się wczorajsza dyskusja w PR2 podczas przerwy w Zygfrydzie na temat Pierścienia (i Tolkiena).
O dyrygujących pianistach się już kiedyś wypowiedziałem i nie będę się narażać (Adze w szczególności). Bo to było chyba nagranie ze Scottish Chamber…
To gdzie dokładnie jesteś, lesiu?
Tu nie pada, tylko pochmurno. I ta mgła rano, że też ci się udało wylecieć 🙂
Lesiu, wczoraj po raz drugi wysluchalam koncertu Mozarta z moim ulubionym solista 😀 przy fortepianie, w zwiazku z czym teraz jestem chodzaca, a wlasciwie fruwajaca, radoscia i lagodnoscia i nie wiem, co musialbys powiedziec, zeby mi sie narazic. 🙂 Zycie wraca do normy! 😛 Dostarczono swiatlo i powietrze! 🙂 Tym razem nie bylam jedyna wariatka na sali – spotkalam jeszcze dwie osoby, ktore przyjechaly z Polski specjalnie na koncert Maestra. Zreszta, kto to wie, ile nas tam w sumie bylo, PA’s unquiet travellers… 😉 Tym razem na deser byl Janacek z nowego programu. Bardzo ciekawie sie zapowiada i chyba chwyci – duzo osob sie dopytywalo o ten bis, wyraznie sie spodobal i chyba takze zaintrygowal. Teraz ja sie naraze – Jerzemu. 😉 Pierwszy raz uslyszalam Janacka w wykonaniu L.O. Andsnes’a – zupelnie do mnie nie trafil. Kiedy potem zobaczylam utwor tego kompozytora w spisie na plycie Maestra, to przyznaje, ze ciezko westchnelam. Ale kiedy posluchalam tej plyty, westchnelam ponownie, tym razem z ulga: „Aaa, to o to chodzilo!” 🙂 Takze teraz radosnie czekam na nowy program, z Janem Sebastianem, Janackiem i Schumannem. 😀 Przepraszam za te wszystkie emotki, ale pchaja sie tu w takim tempie, ze nie nadazam kasowac. 😆 😉
😀
Janacka PA gra naprawdę znakomicie i aż się dziwiłam, że tak rzadko go wykonuje. Dobrze, że do niego wrócił.
Gdzie ?
No tutaj przecież, gdzie w lokalnej operze (deux pas de cours Saleia) dali dzisiaj Simona Bopccanegrę, a najpopularniejsze wino to Bandol
Enigmi sono due 🙂
OK, żeby było – sono tre – dodam jeszcze, że jest tu pałac Laskarysów, rodu, których historia zawsze mnie intrygowała. Zaczęło się tuż po zdobyciu Konstantynopola przez krzyżowców w 1204. Stolicą ich cesarstwa było miasto, które wtedy się [fonetycznie] tak nazywało jak to, w którym jestem now.
Gdziesik zasłyszałem o nowej operze Wagnera – Tanzhauser – sic!
Ej, a to na pewno opera, a nie balet? 😆
W Nicei tańczą śpiewająco?
Ago,zazdraszczam!To teraz do Moskwy wrócisz na własnych skrzydłach? Po co Ci jakiś Aerofłot,co mu byle mgła przeszkadza?
Sama na pewno bym doleciala! Ale jest jeszcze bagaz… 😳 😉
Bagaż poleci na bis…
Pobutka.
Dzień dobry.
A w Kanadzie konkurs pianistyczny Honens
http://honens.com/Competition/Competition-Streaming.aspx
Do obejrzenia na żywo, ale już tylko finały, reszta zarchiwizowana 🙂
Dzień dobry,
dzięki za Marka 🙂 Nawet nie wiedziałam, że coś takiego jest na tubie. Koncert na smartfona i laptopa 😉
Na kanadyjskim konkursie w finale jeden znajomy z warszawskiego konkursu: Eric Zuber. Nie bardzo mi się wtedy podobał.
Trochę zaniedbuję was ostatnio wpisowo 🙁 ale to już się dziś wieczorem skończy, bo idę na premierę Manon Lescaut w Operze Narodowej i coś po niej napiszę. A jutro lecę na jeden dzień do Londynu (mam nadzieję, tfu tfu, że mgły nie wrócą…). Też potem opowiem, po co.
No to już oczki zacieram z radości na samą myśl, co PK napisze po premierze.
Chłe chłe, może być wesoło, już ostrzę klawisze od kompa 😉
http://warszawa.gazeta.pl/warszawa/1,34861,12689792,Manon_Lescaut_na_stacji_metra__Premiera_Mariusza_Trelinskiego.html
Chyba tu dotąd o tym nie wspominano , więc dla zainteresowanych : w TW-ON będzie Kupiec Wenecki Czajkowskiego , w koprodukcji z Bregencją w reżyserii Warnera.
Tak, następnego lata będzie w Bregencji.
W Warszawie – jeszcze nie wiem, kiedy.
Andrzeja Czajkowskiego – uściślam.
Nareszcie 🙂
Manon Echalaz znakomita, także Zalasiński jako jej brat, natomiast des Grieux ze ściśniętym gardłem rozłożył spektakl. Orkiestra początkowo dość hałaśliwa, w drugiej części wysubtelniała. Inscenizacja wbrew początkowym obawom akceptowalna a nawet momentami ładna i interesująca, choć niektóre rozwiązania dosyć zużyte, powtórzone z innych inscenizacji Trelińskiego. Ogólnie druga część lepsza. Owacje umiarkowane z wyrażnymi oznakami buczenia podczas wejścia realizatorów spektaklu.
Łabądku – touche
W związku z czym idę jutro naposzukiwanie willi (dwóch) w których mieszkał oddzielnie Krasiński Zygmunt i Potocka Delfina. Nie jestem pewien czy jedna z nich to nie muzeum Chagalla actuellement
idę jutro ze spacją oczywiście
Lesiu,mam nadzieję,że nie jest to zimny tusz kreślarski.
Ależ zazdraszczam!