Parę słów o „PostSłowiu” i nie tylko
Książka Andrzeja Chłopeckiego PostSłowie. Przewodnik po muzyce Witolda Lutosławskiego, zaplanowana przez wydawcę (Towarzystwo im. Witolda Lutosławskiego) jako specjalny akcent na obchody stulecia kompozytora, okazała się wyścigiem autora z czasem, a raczej ze śmiercią. Wyścigiem niestety przegranym – odszedł, zanim zdążył książkę skończyć i dopracować. Pozostała propozycja w wielu szczegółach interesująca, choć dyskusyjna – jak większość wypowiedzi Chłopeckiego. Zresztą to on podobno chciał, żeby tekst miał szerokie marginesy, żeby czytelnik mógł z nim dyskutować. Szkoda tylko, że dyskusja z jego strony już się nie rozwinie.
Prawdę powiedziawszy, zastanawia mnie parę spraw. Przede wszystkim: czy muzyka Lutosławskiego potrzebuje przewodnika, a raczej, jacy czytelnicy jakiego przewodnika potrzebują. Powstało już kilka, zatrzymam się przy tych, które wyszły po polsku (bo np. nie przetłumaczono książki amerykańskiego muzykologa Stevena Stucky czy potężnego dzieła niemieckiej muzykolożki Martiny Hommy). Najwcześniejsze jest dzieło Australijczyka/Brytyjczyka Charlesa Bodmana Rae Muzyka Lutosławskiego (Wydawnictwo Naukowe PWN 1996), już raczej nie do dostania na rynku – solidne i drobiazgowe. Danuta Gwizdalanka i Krzysztof Meyer w swej dwutomowej monografii (Lutosławski, PWM 2004, t. I Droga do dojrzałości, t. II Droga do mistrzostwa) pomieszczają analizy dzieł, rzucając je jednak na tło życiorysowe. Wreszcie Witold Lutosławski. Przewodnik po arcydziełach autorstwa Barbary Smoleńskiej-Zielińskiej i Tadeusza A. Zielińskiego (ostatnia książka, na której oboje widnieją jako autorzy), Wydawnictwa Uniwersytetu Warszawskiego 2011 r. To ostatnie może najbardziej przystępne, napisane obrazowym językiem, ale także dla osób z przygotowaniem muzycznym.
Czytając teraz kolejny przewodnik myślę, że to raczej książka nie dla mnie – ja znam tę muzykę dobrze i opisałabym ją może w wielu punktach zupełnie inaczej. Więcej, w różnych miejscach się zżymam, bo się wewnętrznie nie zgadzam. No i poza tym kiedy mi ktoś opowiada muzykę w stylu „a następnie następuje następnik” (jak sparodiował takie opisy kolega w liceum w szopce na studniówce), to się trochę złoszczę, bo wolę jej po prostu posłuchać. Nie mówiąc o tym, że opisującemu nie wierzę nic a nic. (Jeden wyjątek: opowiadałam tu niedawno, jak Lutosławski opowiadał nam na uczelni o swoich utworach i jak inaczej się po tym ich słuchało.)
Bo to jest trochę takie przekonywanie przekonanego. Jak przekonać kogoś, kto muzyki Lutosławskiego nie zna, do jej piękna? Czy próbować w jakiś sposób ją opowiedzieć, ale językiem zrozumiałym dla ogółu? Czy w ogóle da się w taki sposób mówić o muzyce, w której tak wiele jest płaszczyzn, podtekstów, procesów?
W książce Chłopeckiego z niejedną interpretacją oczywiście się nie zgadzam, o niejedno bym się z nim pospierała, niejedno dopowiedziała. Z jednej strony ów wyścig z czasem jest pewnym usprawiedliwieniem – nie pozwolił rozwinąć i udowodnić pewnych myśli. Z drugiej strony, są tu sądy dość kategoryczne, które natychmiast budzą moją przekorę (np. niby dlaczego Apogeum z Muzyki żałobnej ma być „punktem zero”, w którym rozpoczyna się nowy język Lutosławskiego? Z lekka bez sensu.). Ale wiele wypowiedzi jest tu cennych.
Ujmują mnie zwłaszcza po omówieniach poszczególnych utworów symfonicznych zestawienia, co powstało na świecie jednocześnie z danym dziełem. Np. Koncert na orkiestrę (1950-54) pisany był jednocześnie z m.in. Sonatami i interludiami Cage’a, Turangalîlą i Przebudzeniem ptaków Messiaena, Wojną i pokojem Prokofiewa, Déserts Varèse’a, Kreuzspielem Stockhausena. Ogromnie ciekawe. Najważniejsze są jednak w książce nie tyle analizy, co eseje, których jest tu parę. Eseje będące próbą spojrzenia na twórczość Lutosławskiego i jej kontekst z lotu ptaka. Z gorzkim nieraz spojrzeniem: polskich twórców, wedle słów Chłopeckiego, cechował resentyment wobec sztuki niemieckiej i rosyjskiej. „Resentyment, awersja, hermetyzm i poniekąd ksenofobia w rzędzie wartości nieasymilowanych przez polską muzykę objęły więc i Schoenberga, i Strawińskiego, i Hindemitha, i wczesnego Prokofiewa, a poprzednio także Mahlera i Skriabina. W dziele Debussy’ego, tak istotnie przecież, choć nie wprost, wynikającym z twórczości Chopina, polska muzyka nie dostrzegła dla siebie bardziej znaczących impulsów. Udawała, jakby muzyka Bartóka jej nie dotyczyła; gdyby na nią zareagowała, musiałaby przecież na nowo postawić i przetrawić problem swej etno-nacjo-samoświadomości. A na to nie było jej stać, poza – oczywiście – samym Szymanowskim. Cóż więc pozostało w garści? Bezpieczna przystań neoklasycyzmu (…)”…
No, jest tu z czym podyskutować. I choćby dla dyskusji warto było tę książeczkę – choć niepełną – wydać.
Komentarze
Pobutka.
Thanks for this perspective – I have yet to delve into the book! I find Kaczyński’s volume in Historia Muzyki Poskiej quite revealing, although it’s not really a guide as such. (P.S. Steven Stucky is American, not British; Charles Bodman Rae is still British, although he may now have dual nationality.)
*Polskiej*!
Po takiej Pobutce to można tylko – zdrastwujtie! 😀
No to dla uzupełnienia – bonjour 😉
http://www.youtube.com/watch?v=sgNeH9_8l0w
Muzyka i Platon
Czestokroc pytaja mnie o zwiazki pokrewienstwa miedzy WITOLDEM Lutoslawskim a WINCENTYM Lutoslawskim (filozof, polityk, poliglota…i wszystko inne, co mozna tylko pomyslec…Grotowski go uwielbial) byl najstarszym synem Franciszka Dionizego Lutoslawskiego (dwor w Drozdowie), ktorego wnukiem byl Witold (ojciec Jozef).
Ziemia lomzynska wiele zawdziecza szesciu braciom Lutoslawskim. Co innego tzw.”komuna lomzynska” (mam gdzies w domu ksiazke Leona Pasternaka , „Komuna miasta Lomzy”)
Wunderbar!
___________________
Sluchan Symfonie nr 3 Lutoslawskiego w wyk. LA Philharmonic pod dyr. Esy-Pekki Salonena
—-nie pamietam ile czasu zabralo Kompozytorowi na napisanie tego dziela?
PS czy jest gdzies dostepny Lutoslawski w wykonaniu Uri Caine´a?
Jednym słowem – dla „początkujących” pozycja nie pierwszej potrzeby, a dla „zaawansowanych” raczej jako uzupełnienie biblioteki?
Inna sprawa – zastanawiam się, czy przypadkiem nie zaczynam odczuwać lekkiego przesytu. Trochę jak z konkursem chopinowskim. Długo, długo nic, a teraz nagle Witold jest wszędzie. Pan Zdrojewski coś tam mamrocze o nauczaniu muzyki Lutosławskiego w szkołach.
Czekam na produkty pierwszej potrzeby:
Witoldówka, pierwszogatunkowa 45%;
dezodorant Witold o dyskretnej nucie przykurzonej partytury;
Wituś – kaszka dla niemowląt o rewolucyjnej, dwuskładnikowej kompozycji. Składnik pierwszy, przygotowujący żołądek dziecka do przyjęcia składnika drugiego, zasadniczego.
Zamówienie z Chicago otrzymał w 1974 r. Napisał pierwszą wersję, ale go nie zadowalała, więc ją, jak powiedział, „zdyskwalifikował” (Krzysztof Meyer widział tę pierwszą wersję w archiwum w Bazylei). Potem wrócił do szkiców w 1981 r. i pisał przez dwa lata, skończył w 1983 r.
Nie wiedziałam, że Uri Caine przerabiał też Lutosławskiego 😯
Nie chcę zamęczać, ale przyszedł mi do głowy slogan reklamowy do Witoldówki:
Byłeś hésitant? Dziabnij Witoldówki – staniesz się direct!
AT (Adrian) – welcome 🙂 Thank you for correcting my faults 😉 You’re right, there are also some texts on Lutosławski’s compositions in Tadeusz Kaczyński’s book Lutosławski – życie i muzyka (Sutkowski Edition, in the Historia Muzyki Polskiej series) but this book is rather a monography than a guide.
Gostek 😯 😆
Bez przesady, aż coś takiego Lutosowi nie grozi.
Choć nie powiem, IAM zrobił ładny gadżecik urodzinowy dla specjalnych gości 😉
http://onpolishmusic.com/2013/02/01/%e2%80%a2-a-brush-with-lutoslawski/
Ostatnie zdjęcia! 🙂
Chopinowi też kiedyś nie groziło…
Niemniej, uśmiechnąłbym się przy okazji (może gdzieś w połowie roku) o zestawienie materiałów o Lutosławskim wraz z krótką rekomendacją (lub antyrekomendacją co do ewentualnego nabycia/ przeczytania. Nie widziawszy jeszcze książki Chłopeckiego, trochę się bałem, że będzie właśnie taka, jak PK pisze powyżej.
Dziś przed koncertem promocja kolejnej pozycji – książki Elżbiety Markowskiej. Też wydanej przez Towarzystwo im. Lutosławskiego. Opiszę.
A na koncercie Bauer z Duchnowskim i Kwadrofonikiem.
Niestety dziś nie mam szans, a chciałbym. Zostaje radyjjo.
Nic tu nie widzę, żeby Uri Caine grał Lutosławskiego:
http://www.winterandwinter.com/index.php?id=145
Grał tylko z Kwartetem im. Lutosławskiego we Wrocławiu 🙂
http://jazzarium.pl/aktualnosci/jazztopad-na-fina%C5%82-uri-caine-ben-perowski-lutos%C5%82awski-quartet
Ale co to było, nie wiem, bo nie byłam.
@ Dorota Szwarcman
teraz juz wiem, dziekuje
Off topic. Szukając czegoś innego trafiłam na ciekawostkę z cyklu Potomkowie wielkich kompozytorów:
http://www.youtube.com/watch?v=38atRejUORM
Coś tam z dziadka da się usłyszeć 😉
@Gostek 10:27 i 10:43
No ale tacy jak ja, początkujący i w ogóle się nieznający od czego mają zacząć? Chciałabym coś poczytać, ale specjalistycznych rzeczy to nie zrozumiem, więc może chociaż to? Tylko nie wiem, gdzie można kupić.
No to ja właśnie dziś o 10:43 zapostulowałem o zestawienie 🙂
Intuicyjnie zacząłbym od zestawu zespołu Meyer-Gwizdalanka.
Ja też tak uważam, słuszna intuicja Gostka. Przynajmniej o życiu i uwarunkowaniach pana WL można sobie poczytać.
A teraz mam też album skompilowany przez Elżbietę Markowską. Dla mnie osobiście to o wiele cenniejsza pozycja niż książka Chłopeckiego, bo dokument, ale bardzo chciałabym, żeby miała ciąg dalszy. A o niej zaraz będzie w kolejnym wpisie.