Genialny mandaryn

Udostępnij
Wyślij emailem
Drukuj

Genialne nie było może wykonanie Deutsches Symphonie Orchester pod batutą Tugana Sokhieva, co najwyżej przyzwoite. Chodzi mi po prostu o samego Cudownego mandaryna Bartóka.

Dzieło o kilkanaście lat młodsze od Święta wiosny, nie ciągnie za sobą jednak takiej legendy. Może dlatego, że jego premiera (jako baletu) odbyła się w Kolonii, nie w Paryżu? Skandal przecież także tej premierze towarzyszył i dopiero w Pradze dzieło się spodobało. Bartók zrobił z niego suitę orkiestrową i w tej formie Mandaryn zdobył większą popularność. Ale wciąż nie taką, jaka mu się należy.

Skandalizująca – jak na owe czasy – jest tematyka, akcja, w której główną rolę odgrywa z jednej strony czysty seks i pożądanie, z drugiej – przemoc. I choć, inaczej niż w Święcie wiosny, nie ma tu żadnego wyimaginowanego starożytnego rytuału, to też jest dzikość – mityczna dzikość wielkiego miasta. Także nie ma tu zindywidualizowanych postaci, są symbole, a tytułowy mandaryn także nim jest. Czasy sprzyjały takim historiom. Już niedługo zło dojdzie do głosu i nie potrzeba będzie żadnych metafor ani odniesień kulturowych.

Piszemy o tym, co ważne i ciekawe

Z tej ciąży nie ma już co zbierać, mówi lekarz na USG. „I czego pani od nas oczekuje?”

Nie wrócę do ginekologa, który prowadził moją ciążę, bo musiałabym skłamać, że poroniłam, opowiada Wioletta. Przez kilka tygodni żyłam jak tykająca bomba, nie jadłam, nie spałam, wyznaje Karolina. Obie przerwały ciążę w drugim trymestrze.

Agata Szczerbiak

Rzecz w tym, że to zło, ta dzikość generowały nieprawdopodobną zupełnie muzykę. Być może na takiej zasadzie, jak większa atrakcyjność ról bohaterów negatywnych w teatrze lub filmie? Dysonans, nieregularne – lub przeciwnie, mechanicznie regularne – rytmy, ostre, chropawe, agresywne brzmienia, intensywna energia – wszystko to sprawia, że te dzieła (myślę tu i o Święcie) są tak atrakcyjne.

W poprzednim wpisie wspominałam, że u Bartóka elementy muzyki ludowej spełniały rolę zaczynu nowatorstwa jego muzyki. Akurat Cudowny mandaryn jest tu wyjątkiem – nie ma tu cienia węgierskich melodii, może trochę rytmów, ale to też podobieństwo zbyt odległe. Jest abstrakcyjna energia i niesamowita siła, jest też – jak zwykle u Bartóka – genialna konstrukcja całości. Szkoda, że tak rzadko się ten utwór wykonuje.

Udostępnij
Wyślij emailem
Drukuj