Pożegnalny filmowy walc
Wojciech Kilar z pewnością pozostanie w pamięci przede wszystkim jako jeden z najwybitniejszych twórców muzyki filmowej naszych czasów.
A mógł pójść całkiem inną drogą – zaczynał w tym czasie i w podobny sposób, jak przedstawiciele tzw. polskiej szkoły kompozytorskiej – Penderecki i Górecki. Debiutował na Warszawskiej Jesieni w zbliżonym czasie, a już kilka lat później zrobił furorę dynamicznym utworem Riff 62. Jednak już w tym samym czasie, praktycznie od samego początku, zajął się muzycznym ilustrowaniem filmów i, mimo że przez wiele lat odżegnywał się od wpływu filmu na własną twórczość, dla wielu słuchających (w tym mnie) nigdy związki te nie budziły wątpliwości.
Stała współpraca z krajanem (bo mimo że lwowiak i Lwów dobrze pamiętał, osiadłszy w Katowicach po latach czuł się śląskim patriotą) Kazimierzem Kutzem (znamienna zwłaszcza w tzw. trylogii śląskiej), muzyka do filmów obu Różewiczów, do Rejsu Piwowskiego, do filmów Krzysztofa Zanussiego (drugi reżyser, z którym jego współpraca była szczególnie ważna), no i oczywiście Andrzeja Wajdy (przede wszystkim genialna Ziemia obiecana), a także wielu, wielu innych, przeszła do historii. Tak jak wielu naszych twórców muzyki popularnej, łącznie z takimi tuzami jak Jerzy Wasowski czy Władysław Szpilman, miał w tej dziedzinie taki talent, że gdyby wcześniej wyszedł w świat, to mógłby być jednym z tych najsłynniejszych. Do Hollywood trafił późno i ze szczęśliwego przypadku – Francis Ford Coppola usłyszał jego muzykę orkiestrową i zamarzyła mu się taka w Draculi. Trzeba powiedzieć, że amerykańscy partnerzy byli bardzo zdziwieni, gdy przekonali się, że Kilar wszystko pisze i instrumentuje sam – tam jedną muzyką zajmuje się cały sztab ludzi. Cóż, mamy w Polsce naprawdę porządną szkołę kompozytorską.
Ale wróćmy do pozostałej twórczości Kilara. Pamiętam z Warszawskich Jesieni jego moment quasi-minimalistyczny – zaskakujący utwór Upstairs-Downstairs, z chórem dziecięcym śpiewającym tylko dwa dźwięki i narastającą na tym tle, a potem znikającą masę dysonującej orkiestry. Ale najbardziej zaskoczył Krzesany – utwór, który na koncertach do dziś jest bisowany. Jan Krenz, który prowadził prawykonanie utworu, powiedział kompozytorowi, że ten otworzył szerokie okno i wpuścił tym utworem świeże górskie powietrze (cytuję w tej chwili z pamięci). Cóż, ale owa bezczelna już filmowość z jednej strony rozbrajała i cieszyła (wszyscy kochamy Tatry, no nie?), z drugiej jednak denerwowała. Był to w ogóle czas podobnych zaskoczeń, bo i Górecki w zbliżonym czasie zrobił zwrot swoim Ad Matrem – no, a niedługo później zaskoczył III Symfonią.
Kilar zabrał się wtedy za kolejne poematy – Kościelec, Bogurodzica, Exodus… coraz bardziej filmowe, a potem także religijne były te obrazy. Dziś patrzy się na jego twórczość jak na dziwną mieszankę różnych stylów. Ale w filmie wszystko jest dozwolone.
Także walce, jak w Ziemi obiecanej czy Trędowatej. A mnie osobiście – poza jego wczesnymi utworami – pozostanie muzyka do Struktury kryształu. Prosta i w punkt. Potrafił.
Komentarze
Dziękuję za ten wpis. Mnie – laikowi, zwłaszcza w obszarze muzyki współczesnej – wiele rozjaśnił. Dzisiaj w polskim mediach parę razy słyszałem, że zmarł „wielki kompozytor” i „największy obok Lutosławskiego i Pendereckiego”. Jakoś mi to fałszywie brzmi i pachnie nadużyciem. Dobry, bardzo znany kompozytor filmowy, ale żeby od razu stawiać obok Lutosławskiego?…
To był geniusz . Wspaniały człowiek , wielki patriota. Ogromna strata dla polskiej kultury. Kto tych wielkich muzyków zastąpi w tych dziwnych czasach ?
Jak sie dowiaduje, wieczorem zatrzesla sie ziemia w Neapolu i poludniowych Wloszech. Mam nadzieje, ze mimo tych wstrzasajacych przezyc PK zachowala spokoj ducha? 🙂
O, dziękuję za troskę, Marku D. Prawdę mówiąc nie zauważyliśmy niczego, wracaliśmy na kwaterę (po całym dniu łażenia po Pompejach) i chyba zdarzyło się to mniej więcej wtedy, gdy kupowaliśmy coś w markecie, bo jak wyszliśmy na uliczki, którymi dochodzi się do naszej, ludzie chodzili jakby zaniepokojeni i krzyczeli do siebie nawzajem z balkonów, ale oni tu w ogóle są dość ekspresyjni, więc z początku nie zwróciliśmy na to specjalnej uwagi. Ale starsza pani, która nas mijała, coś zagadnęła o „terremoto” i tyle z jej wypowiedzi zrozumiałam. Przyznam, że z początku pomyśleliśmy, że to chodzi o jakąś przenośnię, bo może gdzieś w pobliżu był jakiś napad… A teraz na Onecie widzę, że faktycznie coś było na rzeczy.
We środę wracamy, więc może do tej pory szlag nas nie trafi 😉
Witam.W styczniu Janina Fiolkowska daje konzert w Düsseldorf .Co sadzicie o jej grze? Dla mnie punktem wyjsciowym jest ZAWSZE Artur Rubinstein.Przyjemnego dnia.
Dzień dobry 🙂 Chyba to trzęsienie ziemi coś przewaliło w pogodzie, bo według wszelkich prognoz miało dziś lać, a na razie jest piękna pogoda.
Adalbert – witam. Patriota – i owszem, ale co to ma do muzyki? Geniuszem to sam Kilar dobrze wiedział, że nie był – sam o sobie kiedyś powiedział, że czuje się takim współczesnym Moniuszką, mając na względzie swoją płodność i warsztat, i pisanie „ku pokrzepieniu serc”. Ja bym go raczej nazwała muzycznym Janem Matejką, bo oper nie pisał, ale obrazki malował, oj, malował…
antwerpia 06 – również witam. Panią Fialkowską słyszeliśmy w Warszawie parę lat temu, był to wyraźnie zbyt męczący dla niej występ, ale była niedługo po rehabilitacji ze strasznej choroby. Wielka muzykalność w każdym razie.
Gdy umiera ktoś dla nas ważny – zawsze smutno. Wspomnienia pośmiertne maja swoją poetykę. Za Św. Augustynem powtarza Montaigne: „Troska o pogrzeb i jakość jego, o wspaniałość obrządku mniej są potrzebne dla spokojności zmarłych niż dla pociechy żyjących”. Nieśmiertelność Wojciechowi Kilarowi, zapewnia także polonez z „Pana Tadeusza” – prawdziwy studniówkowy polonez na nowe czasy, który zastąpił w tej roli „Pożegnanie ojczyzny” MK Ogińskiego. Wielka to rzecz. W dawnych jednakowoż czasach młodzież po odtańczeniu „Pożegnania ojczyzny” nie żegnała jej potem tak tłumnie jak dzisiaj. Kryje się w tym pewna ironia lecz to nie kompozytora wina.
„Ruch Muzyczny” nie omieszkał zlinkować pod pożegnaniem Wojciecha Kilara artykułu PK z 2009 r. – gdzie mowa właśnie o „Upstairs-Dowstairs”.
Radiowa Dwójka daje do odsłuchania wywiad zeszłoroczny przeprowadzony przez Marcina Majchrowskiego. Warto sobie przypomnieć.
B. dyr. S. Pietras dorzuca swoje „trzy grosze” do charakterystyki T. Cyza w felietonie w najnowszym numerze tygodnika „Angora”. Zapewne mało kto z tu zaglądających czytuje ten periodyk więc zwracam uwagę, choć cytaty (owszem pikantne, ale długie i dotyczące faktów wiadomych) pominę.
Wszystkim życzę mocy radości, sukcesów, przyjemności oraz jeszcze raz zdrowia i pieniędzy na Nowy Rok 2014 !
Wracając do Kilara, on w ogóle był taką dwudzielną osobowością. Z jednej strony silna religijność, wręcz radiomaryjność, z drugiej – cechy małego chłopaczka, czyli miłość do westernów i szybkich samochodów. Jakoś to godził.
Był chyba jedynym polskim kompozytorem tego pokolenia, którego nie poznałam osobiście.
Re: pogoda (wpis PK z 09:13). A u nas (Ischia) leje straszliwie. Do tego stopnia, że jutrzejszą wycieczkę na Capri przełożymy chyba na po Nowym Roku.
a jednak muzyka pozostaje b p Wojciech Kilar (1932-2013)
________________________
z filmu „Bram Stoker´s Dracula” (w roli Reinfielda, Tom Waits), na plycie soundtracks 15 utworow Wojciecha Kilara i jedna Annie Lennox ” Love Song for a Vampire”
http://www.youtube.com/watch?v=WaVZmo8CsGQ
/u Herzoga role Reinfielda gral Roland Topor (1938-1997)
O, babilasie, to jesteśmy od siebie o rzut beretem 🙂 Tu troszkę popadywało, ale deszczem trudno to nazwać, i nie przez cały dzień.
Na wyspy obawialiśmy się wybierać z powodu pogody właśnie, a też i było tu co robić 🙂 Dziś Capodimonte. Jutro jeszcze nie wiemy co, a pojutrze praktycznie cały dzień koczujemy: o 10. musimy opuścić lokal i zostaniemy zawiezieni na lotnisko, samolot dopiero koło 14. i to do Katowic, a stamtąd pociągiem. Po drodze będę zapewne uprawiać twórczość, bo terminy ścigają 😉 Koniec wakacji niestety.
Pozdrowienia dla Was obojga! 😀
„Upstairs – Downstairs” wciąż robi wrażenie. Pamiętam, że gdy słuchałem tego utworu w pokoju w akademiku, odwiedzający go „rokendrolowi” goście moich współlokatorów nie mogli się nadziwić, że ktoś w taki sposób komponuje muzykę 🙂
Drugi w tym roku, najwiekszy produkt eksportowy Holandii?
– Andre Rieu (no comment).
Pierwsze miejsce: pomysl panow Mol i Ende, „Big Brother” i inne ich epidemie medialne.
Bardzo polecam wysłuchanie wywiadu, jaki z okazji obchodów 80. urodzin Kompozytora przeprowadził z Nim w lipcu 2012 r. red. radiowej Dwójki Marcin Majchrowski. Wywiad został w całości powtórzony w Dwójce wczoraj wieczorem (mam nadzieję, że również bez skrótów, jest dostępny na stronie internetowej PR2).
Wojciech Kilar, niezwykle młodzieńczym głosem, opowiada o sobie, z urzekającą skromnością, dystansem do świata i do siebie samego. Opowieść chwilami zabawna, chwilami wzruszająca (jak np. „spowiedź” z dawnej miłości do korridy). Wielka pokora, szacunek dla ludzi (i Jemu współczesnych i tych dawno nieżyjących), a także wspomniana tu głęboka wiara – jednak chyba bardzo daleka od „radiomaryjnej” religijności. Mówił spokojnie, piękną polszczyzną, chwilami dowcipnie.
Jedna z tych rozmów, które na długo zapadną w pamięć – po prostu rozmowa z mądrym człowiekiem…
http://www.polskieradio.pl/8/192/Artykul/646949,Wojciech-Kilar-nie-moglem-sie-nauczyc-nut
@ macias1515
Sięgnęłam po nową „Angorę” i do tego felietonu. Celny i parę tam faktów zza kulis kariery red. Cyza. Też polecam.
przepraszam, chyba zaspamowałam 🙁 zapewniam, że nieumyślnie – o wywiadzie dostępnym w Dwójce napisał już macias1515 prawie 12 godzin temu – raz jeszcze 🙁
Nie szkodzi, gawronko, zwłaszcza że z linkiem 🙂
To właśnie zadziwiało, że on w gruncie rzeczy, jak się wypowiadał, sprawiał wrażenie dalekiego od radiomaryjności, a jednak wciąż tego radia słuchał. Ciekawa też jest (także pod tym względem) rozmowa Piotra Mucharskiego sprzed kilku lat:
http://tygodnik.onet.pl/wojciech-kilar-nie-zyje/gnzpg
Do Kilara przekonalem sie niedawno – lepiej pozno, niz wcale. 😉
Janina Fialkowska wrocila do formy – slyszelismy ja w Toronto nie tak dawno temu.
antwerpia 06 „Following her prize-winning performance at the inaugural Arthur Rubinstein International Piano Master Competition held in Tel Aviv in 1974, Arthur Rubinstein became her mentor and launched her international career. (Wikipedia)
A tu jest wiadomosc ktora podalo CBC w wierczornych wiadomosciach:
Leonid Nediak zdobyl najwyzsza notacje w calej historii konkursu
http://www.thewhig.com/2013/07/04/national-champion
Koncert Chopina oczywiscie jest na YT
Nowy Jozef Hofmann?
OLIVIER MESSIAEN – NIESMACZNY, RODZIMY ATAK NA JEGO CWIERKANIE.
Tyle co zrozumialem z „Lengua Espanola”:
Francuski Zwiazek Ornitologiczny zwrocil sie do (SACEM – Société des Auteurs, Compositeurs et Editeurs de musique) – ‚Towarzystwa Autorow, Kompozytorow i Edytorow Muzycznych’ o arbitracje, wysokosci pieniazkow jakie mieliby wyplacic im spadkobiercy Olivier’a Messiaen’a z okazji tego, ze w ok. 70% swoich dziel uzywal on (wg. powodow) „zastrzezonych prawami autorskimi” glosow ptakow. Messiaen notorycznie nagrywal spiew ptakow i byl niezwykle kompetentnym ornitologiem. W Symfonii Turangalila czesc ornitologoczna zajmuje ok. 5% dziela, ale np. w „Réveil des Oiseaux” ok. 50-60%. O dziwo, „Oiseaux exotiques” nie bedzie przedmiotem sporu, jako ze nie sa to ptaki francuskie! Twitter juz istnial kiedy zyla jeszcze Ivonne Loriod i sadze, ze ona by im porzadnie przyćwierkała.
Bardzo prosze, moze Pan Piotr Kaminski, jako znawca tamtejszych zwyczajow autorskich, moglby przyblizyc nam kulisy tej intrygujacej i kuriozalnej sprawy? Sprawa nabrala biegu podobno pare dni temu. Ptaki w muzyce swiatowej, a szczegolnie Messiaen’a, zajmuja szczegolne miejsce. Dzieki niemu i radiowej audycji z czasow PRL („Wszystkie dziela Olivier’a Messiaen’a” – nie pamietam kto prowadzil i na ktorym programie), sam zainteresowalem jego muzyka, ptakami i ich spiewem. Dziwne, ze szefowie francuskich ornitologow zajeli sie ta sprawa dopiero teraz, kiedy nie zyje juz kompozytor i jego zona. Gdzie jest francuska finezja, subtelnosc i dobry smak? Wyfrunely chyba przez okno francuskich wladz ornitologicznych…
http://www.mundoclasico.com/ed/documentos/doc-ver.aspx?id=cff7617e-bcda-4674-885c-c435d3c652dc
Może ornitolodzy powinni płacić spadkobiercom Messiaena za rozsławianie śpiewu ptaków francuskich
—
O jejku, a jak się zawiąże stowarzyszenie ptaków egzotycznych..
—
Andre Rieu lubię niemal tak samo jak Andree Bocelli 🙂
Drogi Preludku, obawiam się, że nie jest jeszcze aż tak wesoło. Informację opublikowano w „dzień niewiniątek” (Dia de los Santos Inocentes), 28 grudnia, co jest hiszpańskim odpowiednikiem Prima Aprilisu…
Oczywiście, zważywszy na zastraszające postępy Tyranii Dobra, dzisiejszy wic może się jutro pojawić w obowiązującym ustawodawstwie.
Cóż to się teraz porobiło z tymi prawami autorskimi 😉
Jednak czemu na pierwszy ogień nie poszły „Pinie rzymskie” Respighiego??? Przecież zanim wynaleziono gwizdek naśladujący śpiew ptaków, podczas pierwszych wykonań w końcówce trzeciej części wykorzystywano oryginalny śpiew słowika! W partyturze widnieje partia… gramofonu (skrót: Grf), a także sygnatura konkretnej płyty, którą należy w tym miejscu odtworzyć (No. R. 6105 del „Concert Record Gramophone: Il canto dell’usignolo”). Z drugiej strony, właściciel praw autorskich i jego spadkobiercy już od dawna wydziobują ziarnka na niebiańskich traktach. 🙂
Gwoli ścisłości, Andre Rieu – co to wiadomo – to jest junior.
Natomiast ojciec jego w latach 60-tych nagrywał dla Telefunkena muzykę baroku i klasycyzmu. Jedna z kantat świeckich Bacha pod jego dyrekcją weszła nawet do Teldec-owego kompletu Bach2000.
http://www.youtube.com/watch?v=hr8bKy8-FdM
Niestety ojciec doczekał sie tylko krótkiego hasła w niderlandzkiej wikipedii. Zmarł w 1992 r.
@Dorota Szwarcman
30 grudnia o godz. 21:31
„… To właśnie zadziwiało, że on w gruncie rzeczy, jak się wypowiadał, sprawiał wrażenie dalekiego od radiomaryjności, a jednak wciąż tego radia słuchał…”
O czasy, o obyczaje. Dziennikarkę „zadziwia” to że wolny człowiek słucha ( a i pewnie czyta) coś od czego sprawia wrażenie „dalekiego”.
Kiedyś to było abecadło inteligenta. Dzisiaj „zadziwia”.
Ja na przykład czytam POLITYKĘ regularnie i za dawnych czasów bolszewii i teraz, a jestem od niej na pewno dalej niż Kilar od Radia Maryja.
frędzlom, splotom, oczkom, wytarciom, wzorom i Pani Matce Tkaczce wiele dobrego, a nawet, żeby się to i owo wymarzone spełniło. a co tam ;D
MessiaenGate – part II
Panie Piotrze, dziekuje za wyjasnienie tego, ze Hiszpanie zrobili ze mnie przeszlo polwieczne „niewiniatko”. Ha!?
W moim „dochodzeniu”, ostatniej nocy, intensywnie i bezskutecznie szukalem we Francuskich mediach oraz na portalu Francuskiego Zwiazku Ornitologicznego, jakiejkolwiek informacji o „aferze”. Brak informacji byl zadziwiajacy, ale mimo to zdecydowalem sie zatrabic na dywanie… Czas juz chyba na oderwanie pierwszego korka z „Veuve Devanlay” Champ., aby smiech z bycia zrobionym w konia zarżał pelna gęba!
Wszystkim dobrej zabawy (ja juz jestem rozbawiony) i zdrowego Nowego Roku!
„Patriota – i owszem, ale co to ma do muzyki? Geniuszem to sam Kilar dobrze wiedział, że nie był – sam o sobie kiedyś powiedział, że czuje się takim współczesnym Moniuszką, mając na względzie swoją płodność i warsztat, i pisanie „ku pokrzepieniu serc”. Ja bym go raczej nazwała muzycznym Janem Matejką, bo oper nie pisał, ale obrazki malował, oj, malował…” Pani redaktor…. i po co ta ironia ? Ja wiem, że po śmierci Pendereckiego aniołowie niczym po Rolanda zejdą po duszę tegoż kompozytora na ziemię i śpiewać będą nieustannie”Hosanna, hosanna”, bo przecież ten show niebawem zapowie nam Elżbieta Penderecka, coby chwała męża trwała na wieki wieków amen. Ale kto muzyki Pendereckiego będzie słuchał za lat 50, oprócz nawiedzonych muzykologów? A muzyka do „Ziemi obiecanej” czy „Draculi” pozostanie w annałach muzyki filmowej, a i „Krzesany” czy „Kościelec 1909” na pewno będą słuchane przez jakąś tam rzeszę słuchaczy, bo to muzyka przystępna i dobra dla takich jak ja niedosłyszących melomanów. .
Pani Kierowniczko,
Jedyną pierwszoligową atrakcją Ischii w kategorii kultura jest Castello Aragonese zbudowany na skale wulkanicznej połączonej groblą z miasteczkiem Ischia Ponte. Jest też fragment akweduktu wyglądający na rzymski, ale pochodzący z XVI wieku oraz wieża, w której jakoby pomieszkiwał Michelangelo, gdy odwiedzał Vittorię Colonnę. (Sama zresztą historia wyspy równie skomplikowana jak co poniektóre libretta operowe.). Pozostałe atrakcje wyspy mieszczą się już w kategorii natura, poza może La Myrtilla (domem – muzeum angielskiego kompozytora Williama Waltona umieszczonym wśród sporego ogrodu niemal dendrologicznego), co popada w podkategorię muzykologia botaniczna. Zimą zresztą mało czynny, trzeba się umawiać telefonicznie na wizytę. Jest też w miasteczku Forio inny ogród założony przez kolekcjonera kaktusów, ale eksponaty są częściowo opatulone folią na zimę.
Miłą rzeczą są wszechobecne ciepłe źródła (większość lepszych hoteli ma zewnętrzne baseny termalne) leczące wiele różnych chorób (od eponimicznego ischiaszu do oziębłości poprzez rehabilitację stanów pourazowych i wygładzanie zmarszczek), więc każdy na pewno sobie coś dobierze według potrzeby. Wody są lekko infernalne, znaczy czuć nieco siarką, ale bardzo przyjemne w zanurzeniu. Dziś spacerowaliśmy do wioseczki San Angelo, gdzie znajduje się plaża z tzw. fumarolami (czyli miejscami, w których przez piasek przesącza się gorąca para) oraz Sorgeto, gdzie gorące źródła wybijają bezpośrednio nad morzem – miło potaplać się w ostatni dzień roku w Morzu Śródziemym (tylko trzeba znaleźć strefę komfortu – za blisko za gorąco, za daleko za zimno).
Serdecznie się odpozdrawiamy, korzystając z okazji życzymy Pani oraz wszystkim Komentującym oraz Czytającym wielu wspaniałych planów w Nowym Roku oraz sił i zdrowia do ich realizacji!
Dorota i Michał Babilasowie
Szczęśliwego Nowego Roku! 🙂
Te niebanalne życzenia składam Dywanikowi z Kierowniczką i vice versa.
Żeby był lepszy.
Radzigwar – witam. Mnie nie tyle dziwi, że wolny człowiek słucha czegoś, co jest od niego dalekie, tylko to, że Kilar miał w sobie masę sprzeczności, co oparłam na innych jeszcze przykładach. Ale był przez to ludzki.
Obraźliwe zdanie pozwoliłam sobie usunąć. Niech to ktoś nazwie cenzurą, ale my tu na blogu nie tolerujemy wzajemnego obrażania. Jest jeszcze coś takiego jak dobre maniery, choć może niektórzy uznają je za niemodne.
niedosłyszący meloman – witam również. Myślę, że muzyki Pendereckiego będzie słuchało akurat tyle osób, co Kilara. Też przeszedł do historii filmu, że przypomnimy choćby Rękopis znaleziony w Saragossie… a jest to film wspaniały. A jego utwory z młodzieńczych lat są genialne i stanowią z pewnością kamień milowy w historii muzyki współczesnej, a dziś wciąż są słuchane z zapartym tchem przez młodych ludzi na świecie – widziałam zrywający się z miejsc tłum młodzieży w tym roku w Barbican Center w Londynie. Więc po co te złośliwości, że tak odpowiem.
A o Moniuszce to słowa samego Kilara.
A w ogóle to zrobię nowy wpis, żeby mimo wszystko nie żegnać starego roku na smutno.