Wielkopiątkowy odlot

Udostępnij
Wyślij emailem
Drukuj

Bardzo już tęskniliśmy za Le Poème Harmonique. I doczekaliśmy się: znów dali taki występ, że zapomnieliśmy, gdzie jesteśmy. Po raz pierwszy w Polsce wystąpili z Zespołem Wokalnym Capelli Cracoviensis (bo za granicą już występowali razem nie raz).

Nie tylko występowali, ale jeden z takich występów zarejestrowali na pięknej płycie wydanej przez Alphę, a zawierającej dwa radosne Te Deum: Marca-Antoine’a Charpentiera (to samo, z którego został wzięty sygnał Eurowizji) i Jeana-Baptiste’a Lully’ego. Vincent Dumestre jest tak z tej współpracy zadowolony, że planuje dalsze wspólne przedsięwzięcia. Jak posłucha się ich razem, trudno się dziwić.

Tym razem w wieczorze uczestniczyła tylko męska część zespołu wokalnego – wykonano także dzieła Charpentiera: wybór z Méditations pour le Carême (Medytacje na Wielki Post) i z Leçons des Ténèbres. Całość poprzedził pełen surowego piękna motet In pace starszego o pół wieku od Charpentiera Guillaume’a Bouzignaca; utwór okazał się pieknym wprowadzeniem w nastrój, a także zamknięciem, ponieważ zabrzmiał też jako drugi bis.

Piszemy o tym, co ważne i ciekawe

Z tej ciąży nie ma już co zbierać, mówi lekarz na USG. „I czego pani od nas oczekuje?”

Nie wrócę do ginekologa, który prowadził moją ciążę, bo musiałabym skłamać, że poroniłam, opowiada Wioletta. Przez kilka tygodni żyłam jak tykająca bomba, nie jadłam, nie spałam, wyznaje Karolina. Obie przerwały ciążę w drugim trymestrze.

Agata Szczerbiak

Trzech solistów śpiewało tego wieczoru – wszyscy znakomici, każdy z nich inny: młody tenor o łagodnej barwie, Reinoud Van Mechelen, drugi tenor bardzo ekspresyjny – Jeffrey Thompson (największy dramat miał miejsce w paru nutach, gdy zabrzmiały ostatnie słowa Jezusa: Ojcze, w twoje ręce oddaję ducha mego w części Tenebrae facta sunt – były jak krzyk) oraz bas Geoffroy Bouffière. Mieli bardzo dużo do śpiewania, a zespół CC był odpowiednim uzupełnieniem. W ostatnim, przejmującym Miserere wyszedł na pierwszy plan, gasząc również stopniowo stojące na scenie gromnice. Cały koncert rozbrzmiewał w niemal całkowitych ciemnościach, jedynymi źródłami światła były właśnie owe gromnice i – dla muzyków – lampeczki przy pulpitach.

Dzięki tym ciemnościom, ale też dzięki tej muzyce, nie tracącej cech barokowych, ale bardziej surowej i mrocznej, można było po prostu odlecieć.

Udostępnij
Wyślij emailem
Drukuj